Było dość pochmurnie i ewidentnie
zbierało się na deszcz, gdy Tom zaparkował samochód na parkingu i wysiadł po
dłuższym wahaniu. Wiał w dodatku przenikliwy wiatr, więc Tom wcisnął ręce w
kieszenie kurtki jakby z nadzieją, że cokolwiek ten czyn pomoże. Rozejrzał się
jeszcze po dość nieciekawej okolicy – wokół były tylko sklepy, a nad nimi kamienice
mieszkalne, w oddali zauważył kilka biurowców, równie szarych jak zimowy
krajobraz, oraz bezlistne drzewa, które jednak nie były zbyt liczne – i ruszył
przed siebie.
W nocy nie mógł spać, bo
denerwował się przed spotkaniem z bratem Liv. W ośrodku wychowawczym, w którym
przebywał nastolatek, towarzyszył mu Markus, a tym razem musiał wybrać się sam,
ponadto dr Dunst – miał nadzieję, że choć częściowo nieświadomie – wywierał na nim
ogromną presję. Szukanie niespokrewnionego dawcy szpiku dla Liv byłoby bardzo
czasochłonne, a czasu – jak wszyscy wiedzieli – Liv miała coraz mniej. Tom
myślał o tym niemalże całą noc, gdy nie udawało mu się zasnąć albo budził się z
krótkich ale męczących drzemek. Liv mogła umrzeć.
Nad ranem leżał na wznak i
patrząc w sufit, sam nie dowierzał, że to wszystko dzieje się naprawdę. Choć z
jednej strony pogodził się już z tym, że Liv jest ciężko chora, a on każdą
wolną chwilę spędza przy jej łóżku, nadal nie mógł dać wiary temu, że to wcale
nie jest sen. Ich wspólny wyjazd nad morze, który teraz wydawał się tak odległy,
i szczęście, którego wtedy zaznał, zakrawały na ponury żart. Bywały momenty, że
wręcz czuł, jakby stracił grunt pod nogami, a wszystko, co go otaczało, utraciło
wszelką wiarygodność. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jak w tej sytuacji
czuła się Liv – a mimo że starał się jak mógł, odnosił wrażenie, że jej
optymizm z dnia na dzień stygnie. Bał się również dnia, w którym w końcu dowie
się o śmierci Sama – wiedział, że wcześniej czy później to się wydarzy.
Przebiegł przez ulicę i
zignorował klakson przejeżdżającego samochodu, choć w myślach przeklął swoją
nieuwagę. Brakuje mu tylko potrącenia przez samochód.
Zerknął na tabliczkę z nazwą
ulicy obok szyldu pierwszego sklepu i westchnął z ulgą, ponieważ znajdował się
po właściwej stronie. Spojrzał przed siebie. Ocenił, że sklep, w którym pracuje
brat Liv, powinien znajdować się gdzieś w połowie drogi. Poczuł dreszcz na
plecach, ale zdusił w sobie niepokój i ruszył.
Dotarł na miejsce po paru
minutach, popatrzył jeszcze raz nerwowo wokół, wziął głębszy oddech i nacisnął
klamkę, popychając drzwi do środka. Wślizgnął się szybko, z radością
zauważając, że w pomieszczeniu panuje niezwykle przyjemne ciepło. Tupnął na
wycieraczkę kilka razy, pozbywając się zaschniętego błota spod butów, i wszedł
głębiej. Sklep był dosyć mały, ale jasny i przestronny; po lewej stronie miał
długą ladę z ustawionymi na niej modelami laptopów, za nią znajdowała się
kolejna, tym razem z tabletami. Ściany zdobiły branżowe plakaty. W głębi salonu
znajdowało się podwójne biurko, za którym siedział młody mężczyzna – wpatrywał
się w ekran komputera, nie zwracając uwagi na Toma. On za to na niego zwrócił
uwagę, ale szybko doszedł do wniosku, że nie może on być bratem Liv – po
pierwsze był blondynem, po drugie nosił okulary w czarnych oprawkach, a po
trzecie był zdecydowanie starszy od Toma.
– Dzień dobry. Szukam Dominica
Biermanna – oznajmił, gdy sprzedawca w końcu na niego spojrzał.
Mężczyzna milczał przez chwilę,
przyglądając mu się uważnie. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał, ale w
końcu zerknął na zegarek, a potem na pusty sklep.
– Proszę poczekać, zaraz go
zawołam.
Tom uśmiechnął się uprzejmie, gdy
sprzedawca podniósł się i odwrócił do niego. Za nim była wnęka, w której
znajdowały się drzwi – Tom podejrzewał, że prowadzą na zaplecze, na którym
najwyraźniej przebywał brat Liv. Przełknął głośno ślinę i poczuł drżenie rąk.
Zacisnął je mocniej w pięści, lecz niewiele to pomogło, więc po krótkiej chwili
znów je rozluźnił, a potem rozsunął zamek błyskawiczny kurtki. Ze zdenerwowania
robiło mu się gorąco.
– Ten pan o ciebie pytał. –
Usłyszał, gdy mężczyzna stanął na powrót w drzwiach, a obok niego Dominic. –
Znacie się?
Podobieństwo nastolatka do Liv było
tak uderzające, że Tomowi zabrakło mu na chwilę tchu. Jak na osiemnastolatka
był bardzo wysoki – byli sobie niemal równi – i zdecydowanie za szczupły.
Granatowa kangurka wydawała się nieco za duża, a czarne dżinsy jedynie
uwypuklały jego szczupłą figurę. Brązowe włosy opadały mu na czoło, które
odrzucał ruchem głowy. Niebieskie oczy – tak podobne do oczu Liv – świdrowały
go ze znajomą ciekawością. Przygryzał dolną wargę, gdy na niego patrzył. Tom
miał wrażenie, że patrzy na Liv w męskim wydaniu.
– Nie – odpowiedzieli obaj w tym
samym czasie. Dominic spojrzał na niego zdezorientowany, a mężczyzna obok
wydawał się nieco zaniepokojony. Tom w końcu się przemógł i wyjaśnił: – Nie,
nie znamy się. Ale oboje znamy kogoś, o kim chciałbym porozmawiać.
Dominic pokiwał ze zrozumieniem
głową.
– Chodźmy na zaplecze. Tony, dasz
nam chwilę?
Zaplecze było małe i ciasne, przy
kwadratowym stoliku stało tylko jedno stare krzesło, więc obaj stanęli
naprzeciwko siebie. Dominic oparł się o szafkę ze zlewem, zakładając ręce na
piersi i zerkając przelotnie na kubek w czerwone wzory znajdujący się na blacie
tuż obok. Z powierzchni kawy unosiła się jeszcze para, więc Tom pomyślał, że
pewnie właśnie ją zaparzył, gdy Tom poprosił go o rozmowę. Sam oparł się bokiem
o lekko zakurzony regał, na którym stało kilkanaście segregatorów, jakieś stare
katalogi, a na większych półkach piętrzyły się kartony po opakowaniach części
komputerowych. Było nieco chłodniej niż w głównym pomieszczeniu, co Tomowi
jednak nie przeszkadzało – po kilku minutach spędzonych w poprzednim miejscu
zaczynało robić mu się gorąco. Mimo to ściągnął kurtkę, powiesił na wieszaku w
rogu zaplecza i podwinął rękawy czarnego swetra. Brat Liv nie spuszczał z niego
wzroku.
– Liv – odezwał się w końcu,
zanim Tom chociaż zdążył się zastanowić, od czego zacząć. – Skoro tu jesteś, to
nie jest z nią za dobrze – domyślił się.
Tomowi nie pozostało nic innego,
niż przytaknąć.
– Liv zbagatelizowała pierwsze
objawy nawrotu choroby – powiedział, a Dominic pokręcił głową, jakby wcale się
nie zdziwił. – Może nie tyle co zbagatelizowała, co kosztem zdrowia chciała na
dłużej zachować pozory normalności.
Nieco inaczej ujął to, że
zaryzykowała wszystko, by być z nim. Nie sądził, że Dominic mógłby go
zrozumieć, gdyby powiedział prawdę – jak można być z kobietą i nie zauważyć, że
jest ciężko chora? No właśnie, Tom nie wierzył, że Dominic przyjąłby prawdziwą
wersję wydarzeń, a co za tym idzie – zaufałby Tomowi.
– Jakiś czas temu trafiła do
szpitala, w którym lekarz powiedział mi, że Liv uratuje tylko przeszczep
szpiku. Przeszedłem badania, ale…
– …po co szukać niespokrewnionego
dawcy, skoro wystarczy znaleźć mnie. Stuprocentowa zgodność – uzupełnił.
Powiedział to na tyle neutralnym tonem, że Tom nie potrafił tego
zinterpretować. – I oto jestem. Udało ci się mnie odnaleźć, winszuję.
Tom skrzywił się, słysząc ironię
w ostatnim zdaniu. Co prawda nie wyobrażał sobie, że nastolatek będzie
nastawiony pozytywnie do całej sprawy i od razu zgodzi się pomóc dawno
niewidzianej siostrze. Ale nie miał też ochoty grać w gierki jakiegoś
naburmuszonego nastolatka. Do cholery! Jakby było mało tego, co Liv już
wycierpiała przez tego gnojka, to teraz jeszcze ironizuje. Tom poczuł nagły
przypływ złości i zacisnął pięści.
– Powiedzieli, że jesteś jej
jedyną nadzieją.
– Tak? – zapytał i wydął usta.
Wzruszył bezradnie ramionami. – Jedyną nadzieją jest przeszczep, nie ja.
Skończyłem z nią, już nic nas nie łączy.
– Liv jest w złym stanie…
– Wiem – wtrącił, przerywając mu.
Tom sapnął i posłał mu wściekłe spojrzenie, ale Dominic w ogóle się tym nie
przejął. – Przypominam ci, że żyje dzięki mnie. Dobrze wiem, jak wygląda ta
choroba.
– To dlaczego nic nie robisz?! –
krzyknął, zanim ugryzł się w język. Miał przekonać nastolatka do pomocy Liv, a
nie wrzeszczeć na niego, lecz nie mógł się powstrzymać, gdy był taki sarkastyczny,
wyniosły i niedostępny, a Liv traciła czas. Nie chciał być dla niego miły,
najchętniej zaciągnąłby go siłą do szpitala i zmusił do uratowania Liv, a potem
mógłby zniknąć mu z oczu. Drażnił go ten lekki uśmieszek i brak przejęcia. –
Chcesz, żeby umarła?
Dominic patrzył na niego bez
słowa. W jego oczach Tom zauważał podobny dziwny upór, który często widywał w
oczach Liv. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy, że są do siebie aż tak
podobni. Nie mógł długo znieść tego spojrzenia, więc odwrócił wzrok, potarł
dłońmi policzki i poczuł się nagle bardzo zmęczony. Nie wiedział, jak dalej
pokierować rozmową z bratem Liv, który ewidentnie nie był zbyt zainteresowany
losem siostry. Tom przeczuwał zbliżającą się klęskę, ale to jednocześnie
oznaczało klęskę Liv – co się stanie bez jego pomocy? Gdyby to było możliwe,
Tom oddałby jej wszystko, by tylko ją uratować. Nie chciał już dłużej ciągnąć
tej bezsensownej wymiany zdań z nastolatkiem, ale wiedział, że musi spróbować
chociaż raz – dla Liv.
– Musisz ją kochać – Dominic oznajmił
znienacka.
Tom podniósł wzrok, by sprawdzić,
czy ten żartuje. Ale Dominic patrzył na niego poważnie i czekał na jego
odpowiedź.
– Nie utrzymuję kontaktu z Liv.
Nie wydaje mi się, żeby wiedziała, co się ze mną dzieje – dodał ostrożnie.
– Liv nie ma pojęcia, że tutaj
jestem – odparł w końcu Tom, a nastolatek uśmiechnął się nieznacznie. Tom
wzruszył ramionami, nie rozumiał sensu tych pytań ani dlaczego chłopak nagle
się tym zainteresował. Nie chciał się jednak nad tym zbyt długo zastanawiać, a
wykorzystać szansę, która sama się pojawiła. – Dopiero niedawno dowiedziałem
się o twoim istnieniu.
– Naprawdę? Aż tak mnie
nienawidzi?
– Liv? – zapytał zaskoczony.
Dominic skinął głową. – Nie, Liv wcale cię nie nienawidzi. Boi się ciebie i nie
potrafi sobie wybaczyć tego, co zaszło między wami.
Tym razem to Dominic spuścił
wzrok. Tom wbijał w niego spojrzenie i nie mógł uwierzyć, że właśnie on po tym
wszystkim, co zrobił Liv, stawia się na pozycji ofiary. Zacisnął mocniej zęby,
by nie wygarnąć mu wszystkiego, co właśnie o nim myślał, i skupiał się głównie
na Liv – przecież dla niej odszukał Dominica.
– Powinna mnie nienawidzić –
stwierdził beznamiętnie. – Zniszczyłem to, co nam zostało po śmierci rodziców.
Tom przypomniał sobie pewną
rozmowę z Gustavem i musiał z niechęcią przyznać przyjacielowi rację – młodszy
brat Liv mimo wszystko czuł się winny. Choć zachowywał się dość sprzecznie, Tom
odniósł wrażenie, że trochę opuścił gardę i pozwolił sobie odrobinę na ukazanie
tego, co naprawdę czuje. Nastolatek błądził wzrokiem po pomieszczeniu,
konsekwentnie omijając twarz Toma, który milczał. Pomyślał mimo to, że relacja
Dominica z Liv nie jest tak czarno-biała, jak mogłaby się wydawać. Ich wspólna
przeszłość, pretensje, wypowiedziane w gniewie słowa, żal i długie milczenie
odcisnęły się piętnem na obojgu.
– Liv bardzo cię kocha –
powiedział powoli po chwili. – I myślę, że równie mocno za tobą tęskni.
Dominic uniósł na chwilę głowę i
posłał mu lekki uśmiech. To dało mu nadzieję na to, że może pod tą maską
obojętności kryje się jednak coś więcej.
– Zależy jej na tobie – odparł
niejasno. Tom uniósł brwi i nie rozumiał, co miał na myśli. Skąd taki wniosek?
Dominic wskazał ręką na wisiorek ze złotym słonikiem, który zwisał z jego szyi.
Tom spojrzał w dół i wszystko pojął. – Dostała go od ojca, gdy zachorowała. Od
tamtej pory jeszcze nigdy go nie ściągnęła.
– Dostałem go od niej jakiś czas
temu…
– Źle z nią – powtórzył to, co
Tom powiedział już jakiś czas temu. Po jego twarzy błąkał się dziwny cień, a
sam nastolatek unikał spojrzenia w stronę Toma. Westchnął tylko głośno i
przeciągle, a potem na chwilę ukrył twarz w dłoniach. Otrząsnął się i
przeczesał palcami brązowe włosy. – Zostaw mnie samego, proszę.
Tom wytrzeszczył oczy, ale zanim
zdążył coś dodać, chłopak odwrócił się do niego tyłem, dając mu dobitnie do
zrozumienia, że rozmowa została zakończona. Wziął więc swoją kurtkę i zawahał
się chwilę, ale rzucił na odchodne:
– Ona nie ma dużo czasu.
Rozpadało się, gdy Tom jechał w
stronę szpitala. Zaciskał mocno ręce na kierownicy samochodu, powstrzymując się
od długiego krzyku. Wszystko na nic! Poniósł porażkę, której smak czuł nawet w
ustach. Z jednej strony wątpił w powodzenie spotkania z bratem Liv, a z drugiej
– miał nadzieję, że uda mu się nawiązać jakieś porozumienie z chłopakiem. Prawdopodobnie
niesłusznie założył, że Dominic zachowa się tak, jak zachowałby się on sam –
przecież gdyby chodziło o Billa, nie wahałby się nawet chwili. Mimo wszystko –
pomimo tego, co zaszło między nimi, i wszystkich okropności, które wzajemnie
sobie wyrządzili. Choć padło między nimi wiele niewybaczalnych słów, Tom nie
potrafiłby odmówić pomocy. Nie potrafił się nawet rozłączyć, gdy brat zadzwonił
do niego zrozpaczony po śmierci Sandry. Wtedy też uświadomił sobie, że od
tamtej pory już ze sobą nie rozmawiali – Tom skupił się na Liv i odnalezieniu
się w zupełnie nowej sytuacji.
Zatrzymał się, gdy błysnęło
czerwone światło i skrzywił się do siebie. Czy czasem nie był hipokrytą? Miał
za złe Dominicowi, że nie rzucił wszystkiego i nie pojechał z nim do szpitala,
by pomóc Liv. A on sam – jako przykładny brat – od dawna nie rozmawiał ze swoim
bliźniakiem. Próbował sam przed sobą się tłumaczyć, że ich sytuacja była inna,
lecz jakie to miało znaczenie? On również był bratem. Również nie potrafił
wyciągnąć pomocnej dłoni. Nie interesował się Billem, nie zastanawiał się, co
się dzieje u niego po śmierci ukochanej. Tak naprawdę nie myślał o niczym
innym, co nie było związane z Liv. Przygryzł wargę, gdy wyobraził sobie jej
minę, gdyby dowiedziała się, że krytykuje jej brata, a sam nie jest wzorem do
naśladowania. Sytuacja Billa nie była – chyba – tak dramatyczna jak Liv. Lecz
tragedia przybiera różne postaci. Dla Liv była to poważna choroba, śmierć
rodziców i rozłąka z ukochanym bratem. Dla Billa…
– Kurwa!
Nacisnął pedał gazu, jednocześnie
otwierając skrzynkę kontaktową w telefonie.
– Tom? – Głos Billa wyrażał
bezbrzeżne zdziwienie. Tom za to zerknął w lusterko i zauważył, że sam jest
zdziwiony swoim pomysłem. Pokręcił głową. – Co się stało?
– Nie wiem – przyznał, wzruszając
ramionami, jakby Bill mógł to zobaczyć. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie
powinien się po prostu rozłączyć i zapomnieć o tej niezręcznej sytuacji. –
Chciałem sprawdzić, jak się trzymasz – powiedział jednak.
– Och… – wyrwało mu się i Tom
wyjątkowo nie miał mu tego za złe. Nie pamiętał, kiedy ostatnio zadzwonił do
Billa i nie wszczął kolejnej kłótni. – Tak sobie. Nie jest łatwo.
Tom pokiwał głową. Świat Billa
zawalił się w ciągu jednej nocy – najpierw dowiedział się, że jego dziewczyna
od dawna go zdradza, a kilka godzin później zmarła w szpitalu. Uśmiechnął się
krzywo, wspominając poprzednią myśl: tragedia przybiera różne postaci.
Uświadomił sobie również to, że i on, i Bill, i nawet Gustav mieli coś
wspólnego – każdego z nich w jakiś sposób łączył szpital. Dla każdego z nich
miał inne znaczenie: Gustav w końcu odnalazł w sobie odwagę, by być tym, kim
powinien być. Choć swoimi kłamstwami zranił niewyobrażalnie Marinę, z którą do
tamtej pory był związany, stał się innym człowiekiem. Kochał Sophie, która po
pobiciu przez Georga i utracie dziecka również się zmieniła. Tom czasami o nich
myślał, zastanawiał się, czy uda im się stworzyć szczęśliwy związek na tak
kruchych fundamentach – chociaż wierzył, że Gustav ma wystarczająco dużo
ciepła, cierpliwości i miłości, by zadbać o Sophie, czego nie potrafił zrobić
Georg.
Bill stracił swoją ukochaną i –
co Tom przyznawał w duchu – przejrzał na oczy. Był zbyt zaślepiony, by
wcześniej zauważyć to, co działo się naprawdę. Ta tragedia – absolutnie
niepotrzebna i bezsensowna – dogłębnie wstrząsnęła Billem i pozwoliła spojrzeć
mu na życie w inny sposób. Żałował jedynie, że musiało wydarzyć się to wszystko.
– Współczuję ci.
– Dzięki – odparł. – A co u
ciebie? Co… z Liv?
Teraz Tom wziął głęboki oddech i
nie wiedział, co powiedzieć. Prawdę? Nie chciał o niej mówić. Nie chciał w
ogóle rozmawiać z Billem o Liv, ale przecież nie zadzwonił do niego tylko po
to, żeby przekonać samego siebie, że jest lepszym bratem niż Dominic. I Gustav,
i Liv mieli rację – Tom tęsknił za bratem. Choć złamał mu serce i nie potrafił
na razie wybaczyć tego, co się stało, nie umiał też o nim zupełnie zapomnieć.
Był jego bratem i to zawsze będzie najważniejsze, choćby w złości mówił coś
zgoła innego.
– Nie za dobrze – odpowiedział w
końcu. Bill milczał po drugiej stronie, a Tom nie potrafił już rozpoznać, czy
brat jest zainteresowany odpowiedzią czy było to jedynie pytanie grzecznościowe.
Zaryzykował. – Czeka ją przeszczep szpiku, który uratuje jej życie. Szukamy
odpowiedniego dawcy.
– Przykro mi… – powiedział cicho,
ale szczerze. Tom poczuł mocniejsze uderzenie serca i dziwne drżenie rąk. –
Dopiero co się poznaliście…
– Ona nie umrze – warknął.
– Wcale nie miałem tego na myśli
– mruknął. Roześmiał się krótko, czym zbił Toma z pantałyku. – Dawno nie byłeś
tak zakochany... Przykro mi, że musicie przez to przechodzić.
– Mnie też.
– A jak czujesz się ty?
– Zmęczony. – Był zdziwiony, że
Bill w ogóle zapytał o to, a jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że chciał z nim
o tym porozmawiać. Mimo wszystko nie był to łatwy okres, a Tom nie chciał
ciągle dzwonić do Gustava, który zajmował się Sophie, a rozmowy z Markusem
zwykle były jednak oszczędne i dość nijakie, za co właściwie odpowiadał sam
Tom. Nie potrafił do końca otworzyć się przed tym facetem ani obarczać go
swoimi wątpliwościami i strachem. – Jest coś, co muszę ukrywać przed Liv, choć
podejrzewam, że wcześniej czy później wszystko wyjdzie na jaw… Muszę być silny
za nas oboje, gdy Liv straci siły, a ja nie wiem, czy dam radę, rozumiesz? Boję
się, że ją zawiodę, że nie podołam temu zadaniu i mi się nie uda…
Zamilkł. Nie chciał kończyć
myśli, która już od jakiegoś czasu zatruwała jego umysł.
– Jesteś silny, Tom. Zawsze byłeś
– odparł kojąco. Tom poczuł pewną ulgę, która mieszała się z niedowierzaniem.
Jedna rozmowa była w stanie aż tak wiele zmienić? Tak niedawno skakali sobie do
oczu, a teraz rozmawiali tak jak kiedyś. – Wierzę w ciebie. Wierzę w was.
– Dzięki, bracie – powiedział.
Słowo „brat” zabrzmiało naturalnie i właściwie, tak jak powinno. Nie czuł
obrzydzenia, gdy to wymawiał. Sposępniał. – Co z pogrzebem…?
– Pojutrze. Tak zaplanowali
rodzice Sandry – oznajmił drżącym głosem. Tom domyślił się, że Bill
prawdopodobnie powstrzymuje się od płaczu. Usłyszał jego przeciągłe
westchnięcie akurat w chwili, gdy zaparkował samochód przed szpitalem. Musiał
zajrzeć do dr. Dunsta i opowiedzieć mu o prawdopodobnej porażce. Miał nadzieję,
że lekarz miał jakiś inny pomysł. – Mógłbyś… mógłbyś przyjść?
– Możesz na mnie liczyć.
Decyzja była prosta i właściwa,
nie mógł postąpić inaczej. To ważny i trudny dzień dla jego brata, więc
powinien być przy nim i go wspierać. Może za jakiś czas będą w stanie
porozmawiać o tym wszystkim, co ich poróżniło. Na razie z różnych względów
oboje zawiesili broń, ale Tom nie był do końca pewny, czy ta spokojna rozmowa
przypominająca stare czasy nie była tylko złudzeniem czy ciszą przed burzą.
Zbyt wiele się wydarzyło, by mogli pozwolić sobie na zwykłe zapomnienie o
sprawie. Tom jednakże cieszył się, że odważył się na ten krok i zadzwonił do
brata – rozmowa, choć krótka i niezbyt treściwa, podniosła go jakimś sposobem
na duchu, dala nadzieję, której tak rozpaczliwie potrzebował.
Rozłączył się, wysiadł z
samochodu i zauważył, że przestało padać i zaczęło się nieco przejaśniać. Pozwolił,
by słabe promienie słoneczne padły na jego twarz, i przymknął oczy.
Spokój zaburzył dochodzący z
bliska płacz kobiety. Tom od razu spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył
mężczyznę obejmującego prawdopodobnie żonę. Była zupełnie roztrzęsiona i nie
mogła zapanować nad swoimi emocjami, a Tom poczuł zawstydzenie, że był
świadkiem ich cierpienia, jakby odzierał tę scenę z należytej intymności.
Odwrócił się i starał się udawać, że nie domyśla się, że ta para
najprawdopodobniej straciła właśnie dziecko.
Tytuł: Hold my girl G. Ezra