34. I've been waiting for you to come around and tell me the truth about everything you're going through. I've got time, I've got love. Give me a minute to hold my girl


Było dość pochmurnie i ewidentnie zbierało się na deszcz, gdy Tom zaparkował samochód na parkingu i wysiadł po dłuższym wahaniu. Wiał w dodatku przenikliwy wiatr, więc Tom wcisnął ręce w kieszenie kurtki jakby z nadzieją, że cokolwiek ten czyn pomoże. Rozejrzał się jeszcze po dość nieciekawej okolicy – wokół były tylko sklepy, a nad nimi kamienice mieszkalne, w oddali zauważył kilka biurowców, równie szarych jak zimowy krajobraz, oraz bezlistne drzewa, które jednak nie były zbyt liczne – i ruszył przed siebie.
W nocy nie mógł spać, bo denerwował się przed spotkaniem z bratem Liv. W ośrodku wychowawczym, w którym przebywał nastolatek, towarzyszył mu Markus, a tym razem musiał wybrać się sam, ponadto dr Dunst – miał nadzieję, że choć częściowo nieświadomie – wywierał na nim ogromną presję. Szukanie niespokrewnionego dawcy szpiku dla Liv byłoby bardzo czasochłonne, a czasu – jak wszyscy wiedzieli – Liv miała coraz mniej. Tom myślał o tym niemalże całą noc, gdy nie udawało mu się zasnąć albo budził się z krótkich ale męczących drzemek. Liv mogła umrzeć.
Nad ranem leżał na wznak i patrząc w sufit, sam nie dowierzał, że to wszystko dzieje się naprawdę. Choć z jednej strony pogodził się już z tym, że Liv jest ciężko chora, a on każdą wolną chwilę spędza przy jej łóżku, nadal nie mógł dać wiary temu, że to wcale nie jest sen. Ich wspólny wyjazd nad morze, który teraz wydawał się tak odległy, i szczęście, którego wtedy zaznał, zakrawały na ponury żart. Bywały momenty, że wręcz czuł, jakby stracił grunt pod nogami, a wszystko, co go otaczało, utraciło wszelką wiarygodność. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jak w tej sytuacji czuła się Liv – a mimo że starał się jak mógł, odnosił wrażenie, że jej optymizm z dnia na dzień stygnie. Bał się również dnia, w którym w końcu dowie się o śmierci Sama – wiedział, że wcześniej czy później to się wydarzy.
Przebiegł przez ulicę i zignorował klakson przejeżdżającego samochodu, choć w myślach przeklął swoją nieuwagę. Brakuje mu tylko potrącenia przez samochód.
Zerknął na tabliczkę z nazwą ulicy obok szyldu pierwszego sklepu i westchnął z ulgą, ponieważ znajdował się po właściwej stronie. Spojrzał przed siebie. Ocenił, że sklep, w którym pracuje brat Liv, powinien znajdować się gdzieś w połowie drogi. Poczuł dreszcz na plecach, ale zdusił w sobie niepokój i ruszył.
Dotarł na miejsce po paru minutach, popatrzył jeszcze raz nerwowo wokół, wziął głębszy oddech i nacisnął klamkę, popychając drzwi do środka. Wślizgnął się szybko, z radością zauważając, że w pomieszczeniu panuje niezwykle przyjemne ciepło. Tupnął na wycieraczkę kilka razy, pozbywając się zaschniętego błota spod butów, i wszedł głębiej. Sklep był dosyć mały, ale jasny i przestronny; po lewej stronie miał długą ladę z ustawionymi na niej modelami laptopów, za nią znajdowała się kolejna, tym razem z tabletami. Ściany zdobiły branżowe plakaty. W głębi salonu znajdowało się podwójne biurko, za którym siedział młody mężczyzna – wpatrywał się w ekran komputera, nie zwracając uwagi na Toma. On za to na niego zwrócił uwagę, ale szybko doszedł do wniosku, że nie może on być bratem Liv – po pierwsze był blondynem, po drugie nosił okulary w czarnych oprawkach, a po trzecie był zdecydowanie starszy od Toma.
– Dzień dobry. Szukam Dominica Biermanna – oznajmił, gdy sprzedawca w końcu na niego spojrzał.
Mężczyzna milczał przez chwilę, przyglądając mu się uważnie. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał, ale w końcu zerknął na zegarek, a potem na pusty sklep.
– Proszę poczekać, zaraz go zawołam.
Tom uśmiechnął się uprzejmie, gdy sprzedawca podniósł się i odwrócił do niego. Za nim była wnęka, w której znajdowały się drzwi – Tom podejrzewał, że prowadzą na zaplecze, na którym najwyraźniej przebywał brat Liv. Przełknął głośno ślinę i poczuł drżenie rąk. Zacisnął je mocniej w pięści, lecz niewiele to pomogło, więc po krótkiej chwili znów je rozluźnił, a potem rozsunął zamek błyskawiczny kurtki. Ze zdenerwowania robiło mu się gorąco.
– Ten pan o ciebie pytał. – Usłyszał, gdy mężczyzna stanął na powrót w drzwiach, a obok niego Dominic. – Znacie się?
Podobieństwo nastolatka do Liv było tak uderzające, że Tomowi zabrakło mu na chwilę tchu. Jak na osiemnastolatka był bardzo wysoki – byli sobie niemal równi – i zdecydowanie za szczupły. Granatowa kangurka wydawała się nieco za duża, a czarne dżinsy jedynie uwypuklały jego szczupłą figurę. Brązowe włosy opadały mu na czoło, które odrzucał ruchem głowy. Niebieskie oczy – tak podobne do oczu Liv – świdrowały go ze znajomą ciekawością. Przygryzał dolną wargę, gdy na niego patrzył. Tom miał wrażenie, że patrzy na Liv w męskim wydaniu.
– Nie – odpowiedzieli obaj w tym samym czasie. Dominic spojrzał na niego zdezorientowany, a mężczyzna obok wydawał się nieco zaniepokojony. Tom w końcu się przemógł i wyjaśnił: – Nie, nie znamy się. Ale oboje znamy kogoś, o kim chciałbym porozmawiać.
Dominic pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Chodźmy na zaplecze. Tony, dasz nam chwilę?

Zaplecze było małe i ciasne, przy kwadratowym stoliku stało tylko jedno stare krzesło, więc obaj stanęli naprzeciwko siebie. Dominic oparł się o szafkę ze zlewem, zakładając ręce na piersi i zerkając przelotnie na kubek w czerwone wzory znajdujący się na blacie tuż obok. Z powierzchni kawy unosiła się jeszcze para, więc Tom pomyślał, że pewnie właśnie ją zaparzył, gdy Tom poprosił go o rozmowę. Sam oparł się bokiem o lekko zakurzony regał, na którym stało kilkanaście segregatorów, jakieś stare katalogi, a na większych półkach piętrzyły się kartony po opakowaniach części komputerowych. Było nieco chłodniej niż w głównym pomieszczeniu, co Tomowi jednak nie przeszkadzało – po kilku minutach spędzonych w poprzednim miejscu zaczynało robić mu się gorąco. Mimo to ściągnął kurtkę, powiesił na wieszaku w rogu zaplecza i podwinął rękawy czarnego swetra. Brat Liv nie spuszczał z niego wzroku.
– Liv – odezwał się w końcu, zanim Tom chociaż zdążył się zastanowić, od czego zacząć. – Skoro tu jesteś, to nie jest z nią za dobrze – domyślił się.
Tomowi nie pozostało nic innego, niż przytaknąć.
– Liv zbagatelizowała pierwsze objawy nawrotu choroby – powiedział, a Dominic pokręcił głową, jakby wcale się nie zdziwił. – Może nie tyle co zbagatelizowała, co kosztem zdrowia chciała na dłużej zachować pozory normalności.
Nieco inaczej ujął to, że zaryzykowała wszystko, by być z nim. Nie sądził, że Dominic mógłby go zrozumieć, gdyby powiedział prawdę – jak można być z kobietą i nie zauważyć, że jest ciężko chora? No właśnie, Tom nie wierzył, że Dominic przyjąłby prawdziwą wersję wydarzeń, a co za tym idzie – zaufałby Tomowi.
– Jakiś czas temu trafiła do szpitala, w którym lekarz powiedział mi, że Liv uratuje tylko przeszczep szpiku. Przeszedłem badania, ale…
– …po co szukać niespokrewnionego dawcy, skoro wystarczy znaleźć mnie. Stuprocentowa zgodność – uzupełnił. Powiedział to na tyle neutralnym tonem, że Tom nie potrafił tego zinterpretować. – I oto jestem. Udało ci się mnie odnaleźć, winszuję.
Tom skrzywił się, słysząc ironię w ostatnim zdaniu. Co prawda nie wyobrażał sobie, że nastolatek będzie nastawiony pozytywnie do całej sprawy i od razu zgodzi się pomóc dawno niewidzianej siostrze. Ale nie miał też ochoty grać w gierki jakiegoś naburmuszonego nastolatka. Do cholery! Jakby było mało tego, co Liv już wycierpiała przez tego gnojka, to teraz jeszcze ironizuje. Tom poczuł nagły przypływ złości i zacisnął pięści.
– Powiedzieli, że jesteś jej jedyną nadzieją.
– Tak? – zapytał i wydął usta. Wzruszył bezradnie ramionami. – Jedyną nadzieją jest przeszczep, nie ja. Skończyłem z nią, już nic nas nie łączy.
– Liv jest w złym stanie…
– Wiem – wtrącił, przerywając mu. Tom sapnął i posłał mu wściekłe spojrzenie, ale Dominic w ogóle się tym nie przejął. – Przypominam ci, że żyje dzięki mnie. Dobrze wiem, jak wygląda ta choroba.
– To dlaczego nic nie robisz?! – krzyknął, zanim ugryzł się w język. Miał przekonać nastolatka do pomocy Liv, a nie wrzeszczeć na niego, lecz nie mógł się powstrzymać, gdy był taki sarkastyczny, wyniosły i niedostępny, a Liv traciła czas. Nie chciał być dla niego miły, najchętniej zaciągnąłby go siłą do szpitala i zmusił do uratowania Liv, a potem mógłby zniknąć mu z oczu. Drażnił go ten lekki uśmieszek i brak przejęcia. – Chcesz, żeby umarła?
Dominic patrzył na niego bez słowa. W jego oczach Tom zauważał podobny dziwny upór, który często widywał w oczach Liv. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy, że są do siebie aż tak podobni. Nie mógł długo znieść tego spojrzenia, więc odwrócił wzrok, potarł dłońmi policzki i poczuł się nagle bardzo zmęczony. Nie wiedział, jak dalej pokierować rozmową z bratem Liv, który ewidentnie nie był zbyt zainteresowany losem siostry. Tom przeczuwał zbliżającą się klęskę, ale to jednocześnie oznaczało klęskę Liv – co się stanie bez jego pomocy? Gdyby to było możliwe, Tom oddałby jej wszystko, by tylko ją uratować. Nie chciał już dłużej ciągnąć tej bezsensownej wymiany zdań z nastolatkiem, ale wiedział, że musi spróbować chociaż raz – dla Liv.
– Musisz ją kochać – Dominic oznajmił znienacka.
Tom podniósł wzrok, by sprawdzić, czy ten żartuje. Ale Dominic patrzył na niego poważnie i czekał na jego odpowiedź.
– Nie utrzymuję kontaktu z Liv. Nie wydaje mi się, żeby wiedziała, co się ze mną dzieje – dodał ostrożnie.
– Liv nie ma pojęcia, że tutaj jestem – odparł w końcu Tom, a nastolatek uśmiechnął się nieznacznie. Tom wzruszył ramionami, nie rozumiał sensu tych pytań ani dlaczego chłopak nagle się tym zainteresował. Nie chciał się jednak nad tym zbyt długo zastanawiać, a wykorzystać szansę, która sama się pojawiła. – Dopiero niedawno dowiedziałem się o twoim istnieniu.
– Naprawdę? Aż tak mnie nienawidzi?
– Liv? – zapytał zaskoczony. Dominic skinął głową. – Nie, Liv wcale cię nie nienawidzi. Boi się ciebie i nie potrafi sobie wybaczyć tego, co zaszło między wami.
Tym razem to Dominic spuścił wzrok. Tom wbijał w niego spojrzenie i nie mógł uwierzyć, że właśnie on po tym wszystkim, co zrobił Liv, stawia się na pozycji ofiary. Zacisnął mocniej zęby, by nie wygarnąć mu wszystkiego, co właśnie o nim myślał, i skupiał się głównie na Liv – przecież dla niej odszukał Dominica.
– Powinna mnie nienawidzić – stwierdził beznamiętnie. – Zniszczyłem to, co nam zostało po śmierci rodziców.
Tom przypomniał sobie pewną rozmowę z Gustavem i musiał z niechęcią przyznać przyjacielowi rację – młodszy brat Liv mimo wszystko czuł się winny. Choć zachowywał się dość sprzecznie, Tom odniósł wrażenie, że trochę opuścił gardę i pozwolił sobie odrobinę na ukazanie tego, co naprawdę czuje. Nastolatek błądził wzrokiem po pomieszczeniu, konsekwentnie omijając twarz Toma, który milczał. Pomyślał mimo to, że relacja Dominica z Liv nie jest tak czarno-biała, jak mogłaby się wydawać. Ich wspólna przeszłość, pretensje, wypowiedziane w gniewie słowa, żal i długie milczenie odcisnęły się piętnem na obojgu.
– Liv bardzo cię kocha – powiedział powoli po chwili. – I myślę, że równie mocno za tobą tęskni.
Dominic uniósł na chwilę głowę i posłał mu lekki uśmiech. To dało mu nadzieję na to, że może pod tą maską obojętności kryje się jednak coś więcej.
– Zależy jej na tobie – odparł niejasno. Tom uniósł brwi i nie rozumiał, co miał na myśli. Skąd taki wniosek? Dominic wskazał ręką na wisiorek ze złotym słonikiem, który zwisał z jego szyi. Tom spojrzał w dół i wszystko pojął. – Dostała go od ojca, gdy zachorowała. Od tamtej pory jeszcze nigdy go nie ściągnęła.
– Dostałem go od niej jakiś czas temu…
– Źle z nią – powtórzył to, co Tom powiedział już jakiś czas temu. Po jego twarzy błąkał się dziwny cień, a sam nastolatek unikał spojrzenia w stronę Toma. Westchnął tylko głośno i przeciągle, a potem na chwilę ukrył twarz w dłoniach. Otrząsnął się i przeczesał palcami brązowe włosy. – Zostaw mnie samego, proszę.
Tom wytrzeszczył oczy, ale zanim zdążył coś dodać, chłopak odwrócił się do niego tyłem, dając mu dobitnie do zrozumienia, że rozmowa została zakończona. Wziął więc swoją kurtkę i zawahał się chwilę, ale rzucił na odchodne:
– Ona nie ma dużo czasu.

Rozpadało się, gdy Tom jechał w stronę szpitala. Zaciskał mocno ręce na kierownicy samochodu, powstrzymując się od długiego krzyku. Wszystko na nic! Poniósł porażkę, której smak czuł nawet w ustach. Z jednej strony wątpił w powodzenie spotkania z bratem Liv, a z drugiej – miał nadzieję, że uda mu się nawiązać jakieś porozumienie z chłopakiem. Prawdopodobnie niesłusznie założył, że Dominic zachowa się tak, jak zachowałby się on sam – przecież gdyby chodziło o Billa, nie wahałby się nawet chwili. Mimo wszystko – pomimo tego, co zaszło między nimi, i wszystkich okropności, które wzajemnie sobie wyrządzili. Choć padło między nimi wiele niewybaczalnych słów, Tom nie potrafiłby odmówić pomocy. Nie potrafił się nawet rozłączyć, gdy brat zadzwonił do niego zrozpaczony po śmierci Sandry. Wtedy też uświadomił sobie, że od tamtej pory już ze sobą nie rozmawiali – Tom skupił się na Liv i odnalezieniu się w zupełnie nowej sytuacji.
Zatrzymał się, gdy błysnęło czerwone światło i skrzywił się do siebie. Czy czasem nie był hipokrytą? Miał za złe Dominicowi, że nie rzucił wszystkiego i nie pojechał z nim do szpitala, by pomóc Liv. A on sam – jako przykładny brat – od dawna nie rozmawiał ze swoim bliźniakiem. Próbował sam przed sobą się tłumaczyć, że ich sytuacja była inna, lecz jakie to miało znaczenie? On również był bratem. Również nie potrafił wyciągnąć pomocnej dłoni. Nie interesował się Billem, nie zastanawiał się, co się dzieje u niego po śmierci ukochanej. Tak naprawdę nie myślał o niczym innym, co nie było związane z Liv. Przygryzł wargę, gdy wyobraził sobie jej minę, gdyby dowiedziała się, że krytykuje jej brata, a sam nie jest wzorem do naśladowania. Sytuacja Billa nie była – chyba – tak dramatyczna jak Liv. Lecz tragedia przybiera różne postaci. Dla Liv była to poważna choroba, śmierć rodziców i rozłąka z ukochanym bratem. Dla Billa…
– Kurwa!
Nacisnął pedał gazu, jednocześnie otwierając skrzynkę kontaktową w telefonie.
– Tom? – Głos Billa wyrażał bezbrzeżne zdziwienie. Tom za to zerknął w lusterko i zauważył, że sam jest zdziwiony swoim pomysłem. Pokręcił głową. – Co się stało?
– Nie wiem – przyznał, wzruszając ramionami, jakby Bill mógł to zobaczyć. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie powinien się po prostu rozłączyć i zapomnieć o tej niezręcznej sytuacji. – Chciałem sprawdzić, jak się trzymasz – powiedział jednak.
– Och… – wyrwało mu się i Tom wyjątkowo nie miał mu tego za złe. Nie pamiętał, kiedy ostatnio zadzwonił do Billa i nie wszczął kolejnej kłótni. – Tak sobie. Nie jest łatwo.
Tom pokiwał głową. Świat Billa zawalił się w ciągu jednej nocy – najpierw dowiedział się, że jego dziewczyna od dawna go zdradza, a kilka godzin później zmarła w szpitalu. Uśmiechnął się krzywo, wspominając poprzednią myśl: tragedia przybiera różne postaci. Uświadomił sobie również to, że i on, i Bill, i nawet Gustav mieli coś wspólnego – każdego z nich w jakiś sposób łączył szpital. Dla każdego z nich miał inne znaczenie: Gustav w końcu odnalazł w sobie odwagę, by być tym, kim powinien być. Choć swoimi kłamstwami zranił niewyobrażalnie Marinę, z którą do tamtej pory był związany, stał się innym człowiekiem. Kochał Sophie, która po pobiciu przez Georga i utracie dziecka również się zmieniła. Tom czasami o nich myślał, zastanawiał się, czy uda im się stworzyć szczęśliwy związek na tak kruchych fundamentach – chociaż wierzył, że Gustav ma wystarczająco dużo ciepła, cierpliwości i miłości, by zadbać o Sophie, czego nie potrafił zrobić Georg.
Bill stracił swoją ukochaną i – co Tom przyznawał w duchu – przejrzał na oczy. Był zbyt zaślepiony, by wcześniej zauważyć to, co działo się naprawdę. Ta tragedia – absolutnie niepotrzebna i bezsensowna – dogłębnie wstrząsnęła Billem i pozwoliła spojrzeć mu na życie w inny sposób. Żałował jedynie, że musiało wydarzyć się to wszystko.
– Współczuję ci.
– Dzięki – odparł. – A co u ciebie? Co… z Liv?
Teraz Tom wziął głęboki oddech i nie wiedział, co powiedzieć. Prawdę? Nie chciał o niej mówić. Nie chciał w ogóle rozmawiać z Billem o Liv, ale przecież nie zadzwonił do niego tylko po to, żeby przekonać samego siebie, że jest lepszym bratem niż Dominic. I Gustav, i Liv mieli rację – Tom tęsknił za bratem. Choć złamał mu serce i nie potrafił na razie wybaczyć tego, co się stało, nie umiał też o nim zupełnie zapomnieć. Był jego bratem i to zawsze będzie najważniejsze, choćby w złości mówił coś zgoła innego.
– Nie za dobrze – odpowiedział w końcu. Bill milczał po drugiej stronie, a Tom nie potrafił już rozpoznać, czy brat jest zainteresowany odpowiedzią czy było to jedynie pytanie grzecznościowe. Zaryzykował. – Czeka ją przeszczep szpiku, który uratuje jej życie. Szukamy odpowiedniego dawcy.
– Przykro mi… – powiedział cicho, ale szczerze. Tom poczuł mocniejsze uderzenie serca i dziwne drżenie rąk. – Dopiero co się poznaliście…
– Ona nie umrze – warknął.
– Wcale nie miałem tego na myśli – mruknął. Roześmiał się krótko, czym zbił Toma z pantałyku. – Dawno nie byłeś tak zakochany... Przykro mi, że musicie przez to przechodzić.
– Mnie też.
– A jak czujesz się ty?
– Zmęczony. – Był zdziwiony, że Bill w ogóle zapytał o to, a jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że chciał z nim o tym porozmawiać. Mimo wszystko nie był to łatwy okres, a Tom nie chciał ciągle dzwonić do Gustava, który zajmował się Sophie, a rozmowy z Markusem zwykle były jednak oszczędne i dość nijakie, za co właściwie odpowiadał sam Tom. Nie potrafił do końca otworzyć się przed tym facetem ani obarczać go swoimi wątpliwościami i strachem. – Jest coś, co muszę ukrywać przed Liv, choć podejrzewam, że wcześniej czy później wszystko wyjdzie na jaw… Muszę być silny za nas oboje, gdy Liv straci siły, a ja nie wiem, czy dam radę, rozumiesz? Boję się, że ją zawiodę, że nie podołam temu zadaniu i mi się nie uda…
Zamilkł. Nie chciał kończyć myśli, która już od jakiegoś czasu zatruwała jego umysł.
– Jesteś silny, Tom. Zawsze byłeś – odparł kojąco. Tom poczuł pewną ulgę, która mieszała się z niedowierzaniem. Jedna rozmowa była w stanie aż tak wiele zmienić? Tak niedawno skakali sobie do oczu, a teraz rozmawiali tak jak kiedyś. – Wierzę w ciebie. Wierzę w was.
– Dzięki, bracie – powiedział. Słowo „brat” zabrzmiało naturalnie i właściwie, tak jak powinno. Nie czuł obrzydzenia, gdy to wymawiał. Sposępniał. – Co z pogrzebem…?
– Pojutrze. Tak zaplanowali rodzice Sandry – oznajmił drżącym głosem. Tom domyślił się, że Bill prawdopodobnie powstrzymuje się od płaczu. Usłyszał jego przeciągłe westchnięcie akurat w chwili, gdy zaparkował samochód przed szpitalem. Musiał zajrzeć do dr. Dunsta i opowiedzieć mu o prawdopodobnej porażce. Miał nadzieję, że lekarz miał jakiś inny pomysł. – Mógłbyś… mógłbyś przyjść?
– Możesz na mnie liczyć.
Decyzja była prosta i właściwa, nie mógł postąpić inaczej. To ważny i trudny dzień dla jego brata, więc powinien być przy nim i go wspierać. Może za jakiś czas będą w stanie porozmawiać o tym wszystkim, co ich poróżniło. Na razie z różnych względów oboje zawiesili broń, ale Tom nie był do końca pewny, czy ta spokojna rozmowa przypominająca stare czasy nie była tylko złudzeniem czy ciszą przed burzą. Zbyt wiele się wydarzyło, by mogli pozwolić sobie na zwykłe zapomnienie o sprawie. Tom jednakże cieszył się, że odważył się na ten krok i zadzwonił do brata – rozmowa, choć krótka i niezbyt treściwa, podniosła go jakimś sposobem na duchu, dala nadzieję, której tak rozpaczliwie potrzebował.
Rozłączył się, wysiadł z samochodu i zauważył, że przestało padać i zaczęło się nieco przejaśniać. Pozwolił, by słabe promienie słoneczne padły na jego twarz, i przymknął oczy.
Spokój zaburzył dochodzący z bliska płacz kobiety. Tom od razu spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył mężczyznę obejmującego prawdopodobnie żonę. Była zupełnie roztrzęsiona i nie mogła zapanować nad swoimi emocjami, a Tom poczuł zawstydzenie, że był świadkiem ich cierpienia, jakby odzierał tę scenę z należytej intymności. Odwrócił się i starał się udawać, że nie domyśla się, że ta para najprawdopodobniej straciła właśnie dziecko.



Tytuł: Hold my girl G. Ezra