Naridii, bo bez Ciebie nie ma niczego.
Vergessenes Kind, w dniu Twoich urodzin.
Liv postawiła wysoką szklankę z piwem przed kolejnym, nieco już pijanym klientem. Wbił wygłodniałe spojrzenie ciemnych oczu w jej dekolt; Liv zagryzła mocno wargi, aby powstrzymać cisnące się przekleństwo, jakim chciała obdarzyć młodego mężczyznę. Denerwowała się, chociaż powinna już przyzwyczaić się do takich zachowań klientów. Takich jak on było tutaj na pęczki każdego wieczoru.
Zignorowała go i powróciła do mozolnego wycierania mokrych szklanek, gdy wyciągnął paczkę papierów, a wkrótce zapalił papierosa, wtykając go między popękane usta. Uśmiechnął się do niej krzywo, przez co Liv poczuła nagłą falę mdłości. Każdy z klientów cuchnął dymem papierosowym i czymś jeszcze, czego nie potrafiła określić, ale miała tego czasami serdecznie dość. Przychodzili, płacili, czasem rzucali jakiś nieudany komplement i odchodzili. Tak było każdego wieczoru. Zawsze ktoś tkwił przy barze, mając nadzieję na rozmowę. Niektórzy próbowali się jej spowiadać, tłumaczyć z życiowych wyborów. Przepraszali, przeklinali, płakali. Często oczekiwali jakiejś porady czy pomocy. Nigdy nie potrafiła im pomóc. Nigdy tak naprawdę jej to nie interesowało. Była tylko barmanką. Wysłuchiwanie zapijaczonych mężczyzn było wpisane w jej zawód. Czasami żałowała, że nie dostawała za to dodatkowego wynagrodzenia.
Dzisiaj nie mogło być inaczej. Nie wiedziała, co na to wpływało. Listopadowa, ponura noc czy alkohol buzujący w żyłach.
Uniosła wzrok i napotkała znajome spojrzenie brązowych oczu. Nawet nie zauważyła, kiedy Tom usadowił się na stołku przy barze. Zachłysnęła się powietrzem i zatkała usta dłońmi, tłumiąc krzyk. Wyglądał okropnie, ale wcale nie za sprawą rozpaczy, która spozierała z jego oczu, i której nie próbował niczym maskować. Miał opuchniętą twarz, pękniętą wargę, a brzydki siniak na policzku przyprawiał ją o dreszcze. Liv zrozumiała, że Tom wdał się z kimś w porządną bójkę, ale mimo wszystko miała nadzieję, że nie pobił go nikt z klientów baru, w którym pracowała.
Przybliżyła się i nachyliła nad blatem. Spojrzał na nią niewidzącym wzrokiem, ale starał się uśmiechnąć, z czego wyszedł jedynie bolesny grymas. Liv ściągnęła brwi i wiedziała, że na jej twarzy wypisane było zmartwienie.
— Co się stało? — zapytała cicho z powagą w głosie.
— Możesz zrobić mi najmocniejszego drinka, jakiego tylko umiesz? — odpowiedział pytaniem, unikając odpowiedzi.
Liv skinęła głową; nie mogła nic zrobić, skoro Tom nie chciał rozmawiać. Zresztą, nie dziwiła się mu. Wspólna noc i jedna rozmowa nie mogły sprawić, że nagle stali się przyjaciółmi. Chociaż Tom wrócił do niej, wciąż nie dawało jej to pozwolenia do wypytywania o jego życie prywatne; nawet gdy ewidentnie miał kłopoty, a ona zadziwiająco niepokoiła się jego stanem.
Wkrótce Tom zabrał szklankę, zsunął się ze stołka i odszedł od baru. Nie wiedziała, czy męczyła go jej obecność oraz ciągłe uważne spojrzenia, jakimi go obdarzała, czy po prostu potrzebował samotności. Śledziła wzrokiem, jak stawiał stabilne kroki, kierując się do wolnego stolika w kącie pomieszczenia. Ewidentnie chciał być sam; zniżył głowę, a w dłoniach obracał szklane naczynie. Patrząc na niego, zastanawiała się, co doprowadziło go do takiego stanu. Widząc Toma, tak naprawdę czuła, jakby patrzyła we własne lustro wspomnień sprzed niecałych dwóch lat. Kiedyś uporczywe obrazy wracały każdej nocy. Noc była najgorszą porą dnia, ponieważ ciemność zawsze wyzwalała w niej najgorsze wspomnienia i lęki. Osaczywszy ją, atakowała zewsząd, gdy była bezbronna i zbyt zmęczona, aby mieć siłę na odpieranie ataków wspomnień. Wtedy szukała pomocy w podobny sposób, jaki odnajdywał teraz Tom.
Otrząsnęła się z myśli, gdy usłyszała natarczywe pytanie klienta o swój alkohol. Wymusiła przepraszający uśmiech i powróciła do pracy.
Bar opustoszał i Liv spoglądała nieco zniecierpliwiona na duży zegar wiszący na ścianie. Czarna wskazówka przesunęła się, oznajmiając, że właśnie minęła północ. Postać siedząca przy jedynym zajętym stoliku w kącie przyciągała wzrok Liv. Na blacie poustawiane były puste szklanki, symbolizujące potrzebną siłę, która uporała się za niego z problemami. Liv była zdenerwowana, ponieważ chciała już wrócić do domu, i ostatnie, czego potrzebowała, to słowna utarczka z rozżalonym muzykiem.
Podeszła do niego pewnym krokiem, a stukot obcasów czarnych botek niósł się po opustoszałym barze. Zatrzymała się przy stoliku, opierając dłońmi na blacie. Tom uniósł głowę i rzucił jej puste spojrzenie, które przejęło ją dreszczem. W jednej chwili zrozumiała, że nie będzie musiała uciekać się do próśb oraz gróźb, aby opuścił bar i wrócił do domu albo do jakiekolwiek innego miejsca, które ją nie obchodziło; chciała tylko, żeby gdzieś zniknął. Tom po raz kolejny tego wieczoru próbował wymusić uśmiech, ale zamiast tego wyszedł mu jedynie nieprzyjemny grymas.
— Możesz wrócić do siebie? Muszę zamknąć i chciałabym iść do domu — odezwała się. Nie prosiła ani nie tłumaczyła się. Przysiadła na brzegu krzesła, dotykając dłonią jego ramienia. Drgnął jak porażony prądem. — Tom, jestem zmęczona.
— Do siebie? — zapytał cicho jakby sam siebie. Mówił nieco niewyraźne, dlatego Liv pochyliła głowę i wytężała słuch, aby zrozumieć wszystkie słowa. Patrzył przed siebie, uśmiechając się lekko. Uśmiech pogardy i rozczarowania malował się na jego ustach. — Jak można wrócić donikąd? Przecież to niemożliwe...
— O czym mówisz? — zapytała, przerywając mu wpół zdania. Wtedy zwrócił spojrzenie ku niej.
— Nieważne – uciął. — Już jadę do domu.
Podniósł się, ale zachwiał się od razu i opadł z powrotem na krzesło. Liv sapnęła głośno, lecz Tom odrzucił jej pomoc, gdy tylko wyciągnęła ręce w jego kierunku. Spróbował raz jeszcze, nieco wolniej. Przytrzymywał się stolika i zacisnąwszy na blacie mocno palce, starał się stać w pionie. Kiedy uznał, że na własnych nogach czuje się wystarczająco pewnie, skinął głową Liv i odepchnąwszy się od stolika, próbował ją wyminąć i opuścić bar. Jednak w połowie drogi znów stracił równowagę i uderzył w inny stolik, przesuwając go siłą naporu swojego ciała nieco w prawo.
— Przepraszam, Liv, ale chyba jestem pijany — stwierdził rzecz oczywistą z żałością w głosie.
Liv poderwała się z krzesła, próbując uciszyć denerwujący głosik, który właśnie jej oznajmił z ironią, że noc wcale się nie kończy, a dopiero prawdopodobnie zaczyna. Podeszła do niego i pomogła usiąść mu na krześle, które jeszcze stało na swoim miejscu. Szybkim krokiem przeszła za wysoką ladę, chwyciła najbliższą szklankę i napełniła ją do pełna wodą. Zanim Tom zdążył zarejestrować jej ruchy, wróciła szybko i wylawszy całą zawartość na jego głowę, czekała na jakąś reakcję. Tom zerwał się na równe nogi. Energicznie potrząsając głową i czarnymi warkoczami, rozbryzgiwał wodę wokół. Liv uśmiechnęła się; terapia szokowa przyniosła oczekiwany skutek, ponieważ Tom nieco wytrzeźwiał i posłał jej nawet zirytowane spojrzenie.
Rozejrzała się, przygryzając wargi. Na ostatnim stoliku zostały puste szklanki, Tom przesunął kolejny i przewrócił dwa krzesła, a na drewnianej podłodze była kałuża, w której stał. Westchnęła; nie miała już sił, aby posprzątać. Postanowiła zostawić bałagan, z nadzieją, że jej zmiennik, Markus, nie będzie wściekły i rano wszystko sprzątnie. Może potem się wytłumaczy.
— Daj mi kluczyki, odwiozę cię do domu — zwróciła się do Toma, przerywając swoje rozmyślania. Wyciągając otwartą dłoń w jego stronę, posłała mu kolejny uśmiech, który zneutralizował jego irytację.
Wyciągnął je z kieszeni i rzucił w stronę Liv. Złapała kluczyki, zaciskając na nich palce. Zimny metal chłodził skórę, a nierówna powierzchnia wbijała się we wnętrze dłoni. Skinąwszy na niego, poprawiła zieloną spódniczkę z bocznymi kieszonkami i zapięła szybko guziki czarnego płaszcza. Postawiła kołnierzyk, powiesiła skórzaną torbę na ramieniu,i pociągnąwszy Toma za sobą, wyszli z baru. Światło zgasło, zapadła cisza.
Gdy pomogła Tomowi położyć się na łóżku, opuściła pokój i zbiegła cicho po schodach na parter. Rozejrzała się w ciemności, szukając włącznika światła. Pstryknęła przycisk; jasne światło z kryształowego żyrandola zalało pomieszczenie. Zamrugała kilka razy oczyma i podeszła do dużej, wnękowej szafy. Westchnęła cicho, poprawiając swój czarny płaszcz, który spadł z wieszaka i walał się po jasnych panelach. Wzięła dwa miękkie koce, wyłączyła światło i wróciła powoli w ciemności po schodach do sypialni Toma. Pomieszczenie oświetlała tylko mała lampka, stojąca na mahoniowym stoliku pomiędzy skórzanymi fotelami, które stały przy brzoskwiniowej ścianie. Liv uznała, że mebel jest wystarczająco wygodny, i postanowiła spędzić w nim noc, ponieważ nie chciała zostawić Toma samego. Nie wiedziała, dlaczego wyświadcza mu kolejną, choć nieświadomą, przysługę, zostając na noc u niego w domu, ale widząc, w jakim znajdował się stanie, nie potrafiła zdobyć się na życzenie słodkich snów i wyjście na zewnątrz.
Tom leżał na dwuosobowym łóżku, które znajdowało się po przeciwległej stronie niż fotel, który w myślach zdążyła nazwać swoim miejscem do spania. Rozciągnięty na całej długości materaca, wyglądał wyjątkowo żałośnie; szczupły i wysoki zajmował mało miejsca na dużej przestrzeni. Liv przykryła go szczelnie brązowym kocem w tygrysie cętki i uśmiechnęła się lekko, gdy rzucił jej długie spojrzenie spod przymrużonych powiek. Poruszył się nieznacznie i przekręciwszy na prawy bok, starał się odwzajemnić jej gest, który wyszedł dosyć blado. Liv chciała już odejść, gdy usłyszała ciche słowa:
— Dziękuję, Liv.
Wzruszyła ramionami i odwróciła się bez słowa. Chwyciła koc, siadła w fotelu i zgasiła lampkę. Pokój zalała aksamitna ciemność; miękka, delikatna, niestraszna. Okryła się, przysuwając nogi bliżej do siebie. Słyszała spokojny oddech Toma, który działał na nią wyjątkowo dobrze i uspokajająco. Tak naprawdę sama nie pamiętała, kiedy noc przestała kojarzyć się z czymś strasznym; kiedy lęki i wszystkie obrazy z przeszłości przestały być nieodłącznym atrybutem zapadającej ciemności. Nie pojawiały się już od pewnego czasu, chociaż Liv za każdym razem czuła jednak obawę, że wrócą i to ze zdwojoną siłą. Dzisiaj była spokojna – domyślała się, że spokój zawdzięcza głównie obecności Toma; to na jego osobie skupiała teraz myśli. Rzuciła ostatnie, senne spojrzenie na łóżko; akurat zza zasłony chmur wychylił się księżyc, wyławiając z ciemności sylwetkę Toma. Blade światło malowało na jego twarzy cienie.
— Liv? — Usłyszała później. Głos był cichy, niewyraźny. Uznała, że po prostu jej się zdawało, i ponownie próbowała usnąć, chociaż fotel nie był jednak idealnym miejscem do spania, jak wcześniej sądziła. — Liv?
Wtedy otworzyła szeroko oczy, a serce nagle zaczęło mocniej bić, tak samo jak krew szybciej krążyła w żyłach. W jednej chwili była przytomna. Patrzyła z uporem na łóżko Toma, na jego postać; leżał tak samo, zanim zasnęła, nie zauważała żadnej różnicy, która mogłaby sugerować jej, że coś się dzieje. Miała jedynie nadzieję, że Tom nie woła jej, ponieważ czuje mdłości.
— Liv — powtórzył, a żałość w jego głosie ścisnęła ją za serce. Rozczarowanie i rozgoryczenie wzięły w górę nad emocjami Toma. Myślał, że jest sam, dlatego pozwolił sobie na okazanie ich w tym prostym słowie; w jej imieniu.
— Coś się stało, Tom? — zapytała, odrzucając koc. Opuściła nogi na zimne panele i w ciszy prostowała obolałe kończyny.
— Jesteś tutaj?
— Jestem, Tom. Zdrzemnęłam się — wytłumaczyła się, chociaż niepotrzebnie.
— Myślałem... — nie dokończył. Liv wsłuchiwała się w jego oddech, który stał się urywany. W końcu dodał tak cicho, że ledwo go zrozumiała: — Myślałem, że mnie zostawiłaś. Zdawało mi się, że też mnie opuściłaś jak inni.
Liv zagryzła wargi i podniosła się. Zbliżyła się do Toma, kucnęła i w ciemności wyciągnęła dłoń. Natrafiła na jego palce, więc ścisnęła je mocno, chcąc przekazać mu trochę otuchy. Wiedziała, że Tom potrzebuje bliskości – nie tej cielesnej, której zaspokojenie może dawać seks, potrzebował bliskości drugiej osoby; świadomości, że ktoś jest obok. Chciała, aby wiedział, że jest przy nim.
— Jestem tutaj i nigdzie się nie ruszam, dobrze, Tom?
— Liv?
— Słucham?
— Mogłabyś położyć się koło mnie? — zapytał cicho. Liv zaniemówiła, otwierając szeroko usta. Tom zaciskał zimne palce na jej dłoni, jakby chciał przyśpieszyć jej odpowiedź. Wprawdzie było ciemno, ale była pewna, że patrzy gdzieś ponad nią; coś kazało jej myśleć, że sam Tom był zawstydzony tą propozycją, którą właśnie złożył. — Wszyscy mnie opuścili. Jestem taki samotny, Liv.
Nie zastanawiając się długo, Liv wsunęła się bez słowa pod koc. Tom przylgnął do niej całym swoim ciałem, zamykając ją w mocnym uścisku. Leżała w ciszy, patrząc na zachmurzone niebo za oknem. Delikatnie gładziła ręce Toma, które obejmowały ją w pasie. Drgnęła, gdy poczuła jego usta przy uchu.
— Jestem całkiem sam, Liv. Oni wszyscy się zmienili, a ja nie potrafię tego zaakceptować.
Sandra przekręciła klucz w zamku, a gdy usłyszała charakterystyczne kliknięcie, nacisnęła klamkę i przez cienką szparę pomiędzy framugą a drzwiami wcisnęła się do środka. Było już późno; północ dawno minęła, chociaż obiecywała, że najpóźniej wróci właśnie o dwunastej w nocy. Miała nadzieję, że Bill po prostu poszedł spać, może nieco obrażony. Dlatego więc w ciszy ściągnęła długie czarne kozaki z nóg, delikatnie odkładając je na panele. Obcasy stuknęły o posadzkę, więc Sandra zamarła wpół ruchu. Nie usłyszawszy znajomego narzekania Billa albo czegokolwiek, co mogłoby sugerować, że go obudziła, zdjęła płaszcz i zawiesiła na wieszaku.
Na palcach zamierzała przejść do sypialni, a tam w ciszy rozebrać się i wsunąć pod kołdrę do śpiącego już Billa. Nie zrobiła tego jednak, ponieważ idąc, usłyszała jego głos, dochodzący z kuchni. Zatrzymała się i zaklęła w myślach.
— Sandra? — Bill był ewidentnie zraniony oraz rozczarowany. Głos wypowiadający jej imię zabrzmiał wyjątkowo przygnębiająco. Modliła się, aby Bill nie robił jej żadnych wymówek. — Chyba musimy porozmawiać.
— Przepraszam, Bill — powiedziała, nie pozwalając dojść mu do głosu. Postanowiła mówić wszystko, co przyjdzie jej na myśl, byle tylko dał jej spokój. — Byłam z Evelyn, ale potem przyjechała jeszcze Scarlett, a sam wiesz, że dawno się nie widziałyśmy. Trochę wypiłyśmy wina, bardzo długo rozmawiałyśmy i nie mogłyśmy się rozstać. Tobie też zdarza się zagadać z Tomem, pamiętasz? Nie miej do mnie o to pretensji. — Specjalnie wspomniała o bracie Billa; pomyślała, że to dobrze zadziała na jej obronę. Gdy Bill spotykał się z Tomem, mogli rozmawiać godzinami i nie mieli dość, dlaczego nie mógł też jej zrozumieć?
— Nie chodzi o twoje spóźnienie — odparł. Włączył oświetlenie wbudowane w górne szafki kuchenne; Sandra zmrużyła oczy. Usiadł z powrotem na krześle przy stole, posyłając jej długie spojrzenie. Sandra wzdrygnęła się nieprzyjemnie; Bill patrzył na nią z zimną obojętnością i niemalże wyrachowaniem, które nie pasowało do tonu głosu. — Siadaj — polecił, a ona posłusznie spełniła żądanie. — Gdzie naprawdę byłaś?
— U Evelyn — odpowiedziała prędko.
— Sandra, proszę cię, nie kłam — rzekł automatycznie. Pomyślała, że miał tę rozmowę już ułożoną w głowie, a teraz tylko wypowiadał wszystkie kwestie na głos. — Tom wspominał o innym miejscu, gdzie cię widział.
— Tak? — podchwyciła. Niebieskie tęczówki zwęziły się niebezpiecznie.
— Widział cię na ulicy — powiedział Bill, cały czas obserwując reakcję Sandry. W pierwszej chwili zbladła, ale zaraz otrząsnęła się i przybrała wojowniczą pozę. — Sandra, puszczasz się z innymi? Dlaczego, do diabła? Brakuje ci czegoś? Rozrywki, pieniędzy, towarzystwa? Nie zaspokajam cię?
— Nie pomyślałeś, że twój brat po prostu łże jak pies? — zapytała krótko. — Nigdy cię nie zdradziłam, Bill. Bardzo mi przykro, że wziąłeś tę możliwość pod uwagę, i mnie oskarżasz o rzeczy, na które nie masz żadnego dowodu. Byłam z Evelyn i Scarlett, jeśli chcesz, możesz do nich zadzwonić i zapytać. — Sandra pochyliła się, podnosząc torbę. Wyciągnęła z niej komórkę i rzuciła ze złością na stół. — Dzwonisz?!
Bill pokręcił przecząco głową. Tak naprawdę w głębi ducha cieszył się, że Sandra chce się bronić i próbuje udowodnić swoją wersję; prawdopodobnie załamałby się, gdyby po prostu potwierdziła oskarżenie Toma. Swoją drogą, Bill zastanawiał się, dlaczego Tom, jego brat bliźniak, tak go okłamał. Chwilę później straciło to znaczenie, ponieważ Tom powiedział o wiele gorsze słowa, niż oskarżenia pod adresem Sandry; przecież przyznał, że żałuje pokrewieństwa, jakie je łączy. Tom go nienawidził, z czym Bill nie potrafił się pogodzić.
Odsunął telefon Sandry na bok. Zacisnął dłoń na jej ręce i spojrzał w niebieskie oczy dziewczyny. Patrzyła na niego ze złością oraz jawnym rozczarowaniem. Uśmiechnął się lekko, a Sandra wkrótce odwzajemniła gest. Zmieniło się również jej spojrzenie; wyraźnie złagodniało. Tak samo jak twarz; jakby rozjaśniła się w uśmiechu.
— Tom mnie nienawidzi — wyznał Bill nagle. Sandra wzięła głęboki wdech, a potem wypuściła ze świstem powietrze. Ścisnęła mocniej jego dłoń. — Tak po prostu powiedział mi prosto w oczy, że mnie nienawidzi, rozumiesz? Żałuje, że jestem jego bratem. Nigdy nie powiedział czegoś takiego. Zdarzało się nam pobić, kłócić, obrażać, ale... to pierwszy raz, gdy coś takiego usłyszałem. To było szczere, Sandra. Tom chyba nigdy wcześniej nie był ze mną tak szczery.
— Och, Bill. Ale dlaczego powiedział ci coś okropnego? Kłóciliście się? — zapytała z wyraźnym zmartwieniem w głosie. — Takich rzeczy nie mówi się bez powodu! Przecież tego już nie można cofnąć, Bill. Nie będzie mógł ci powiedzieć, że po prostu się pomylił, i palnął kilka słów za dużo. To niewybaczalne.
— Pokłóciliśmy się o Sophie — odpowiedział. — Tom twierdzi, że Georg ją bije, i nalegał, żebyśmy coś zrobili. Ale ja mam związane ręce, co mógłbym zrobić? Donieść na własnego przyjaciela, nie mając dowodów? Wprawdzie Tom przyjechał tutaj pobity... Jednak nie widziałem Sophie. Może przystawiał się do niej i oberwał od Georga? — Bill tłumaczył się przed Sandrą, chociaż w głębi siebie czuł, że tłumaczy się wyłącznie przed sobą.
— To prawdopodobne — potwierdziła Sandra, kiwając dodatkowo głową. Brązowe loki podskoczyły lekko. — Oboje wiemy, jaki jest Tom. Sophie jest naprawdę śliczną dziewczyną, przecież wszystko mogło się zdarzyć! Po co w ogóle do niej sam pojechał? Bill, wybacz mi, ale okoliczności nie działają na korzyść twojego brata.
Bill zastanowił się chwilę. Wcześniej nie brał tego pod uwagę, dopóki Sandra nie otworzyła mu oczu. Tom faktycznie nie wspominał, dlaczego był u Sophie. W głębi serca chciał wierzyć bratu, być ślepym na wszelkie okoliczności, które były podejrzane; przecież byli braćmi. Komu innemu mógł ufać bez obaw całe życie? Tylko Tomowi. Los jednak obdarzył ich krzywym uśmiechem – gdy Tom nieświadomie potrzebował oparcia w Billu, on go odtrącał. Próbował sobie tłumaczyć całą sytuację słowami bliźniaka, wyrzuconymi w gniewnym szale. Kto mógłby w pełni zrozumieć Toma poza nim samym? Nikt, nawet rodzona matka nie potrafiła.
— Masz rację — powiedział jednak. Starał się ignorować wyrzuty sumienia, które nagle dały o sobie dać. — Tom jest kobieciarzem, nie potrafi się powstrzymać. Wiesz, nawet powiedziałem mu, że również strzeliłbym go w pysk, gdyby się przystawał do ciebie — dodał tonem oczekującym pochwały.
Sandra roześmiała się wesoło, ale zaraz spoważniała.
— Myślę, że Tom jest zazdrosny — stwierdziła. Bill zmarszczył nieco brwi, nie rozumiejąc, co ma na myśli. — Gustav i Georg mają dziewczyny, z którymi spędzają większość czasu. Nawet ty masz mniej czasu dla niego! Odkąd wyprowadziłeś się z waszego domu, najczęściej jesteś ze mną albo na różnych pokazach. Tom został sam — wytłumaczyła. — Pewnie jest wściekły, ponieważ każdy ułożył sobie życie, a on ogranicza się do nocnych zabaw, nie jest gotowy na poważny związek.
— Co mi sugerujesz? Mam mu pomóc? Przecież powiedział, że mnie nienawidzi! — Bill zaprotestował żywo.
— Ależ nie — zaprzeczyła. Uśmiechnęła się przekornie. — Wręcz przeciwnie. Daj mu spokój i nie rozmawiaj z nim. Musisz być silniejszy, Bill, a Tom powinien przemyśleć parę spraw. Chociażby to, jak cię dzisiaj potraktował.
— Masz rację, Sandra — przyznał powoli. Skinął głową i rozpogodził się.
— Oczywiście — odpowiedziała z uśmiechem. Wstała z krzesła i usadowiwszy się Billowi na kolanach, pocałowała go czule. W niebieskich oczach odbijał się żar. Bill zacisnął dłonie na jej szczupłych biodrach, a potem podwinął kaszmirowy sweterek, który miała na sobie. Sandra na chwilę odepchnęła jego niecierpliwie dłonie. — Zobaczysz, że Tom wróci tutaj, i będzie jeszcze na kolanach błagać cię o przebaczenie.
Bill uśmiechnął się tylko zdawkowo.
Tom jest zbyt dumny, żeby kogokolwiek błagać o przebaczenie.
Uwielbiam i kocham! <3
OdpowiedzUsuńNawet nie masz pojęcia, jak ucieszyła mnie ta publikacja. Poważnie, tego było mi trzeba.
Pijany, samotny Tom i również samotna Liv, która się nim zajmuje, rozczulili mnie bez reszty.
Sandra to rzeczywiście dziwka, tak jak mówiłam. Podobnie jak Billa nurtuje mnie pytanie: czego jej brakuje? Bill jej nie zaspokaja (przemocarny tekst!)?
I co dalej? Co dalej?!
Jutro skomentuję obszerniej.
Przytuptałam skomciać.
UsuńOd początku… 4 czytałam w wersji przedpublikacyjnej, więc nie miałam pojęcia, że tam się pojawiło „Dla Naridii”. Podziękowałam Ci już, ale teraz dziękuję oficjalnie, także… No, ekhem, ekhem, dzię-kuuu-jęęę. Nie byłabym taka pewna, czy beze mnie nie byłoby niczego, ale skoro tak uważasz, to tym bardziej mi miło!
Jak już mówiłam, scena z Tomem i Liv była absolutnie rozczulająca! Naprawdę <3 Uwielbiam ich takich, wiesz o tym. Choć to tym bardziej smutne, bo skoro Tom musiał zwrócić się o pomoc do prawie obcej mu osoby, to znaczy, że rzeczywiście został sam. Może Liv trochę tę pustkę zapełni? Już zapełniła, ale jednorazowo, a ja bym chciała, żeby tak wiesz… na pełen etat. Smutne strasznie, biła od nich obojga taka samotność… Kilka zdań, chyba w dwóch czy trzech akapitach, odnośnie Liv, jej samotności i przyczyn takiego stanu, można potraktować jako taki lekki prawie-foreshadowing, nie? Bo to nie tylko o przeszłość chodzi, ale również o skutki tego, jakie przyniesie ze sobą przyszłość. Fajnie, że już teraz mogę zwracać uwagę na pewne fragmenty, zamiast, gdy to już się stanie, przypomnieć sobie poprzednie odcinki i myśleć „że też wcześniej na to nie wpadłam!”.
Pozwolisz, że daruję sobie dłuższą wypowiedź na temat Sandry i jej zachowania, gdyż obawiam się, że mogłyby paść niecenzuralne słowa, znacznie gorsze od „to rzeczywiście dziwka”. Ponawiam pytanie: czego jej brakuje? No, chyba że to po prostu lubi. Bo jeśli w jakiś sposób do wykonywania tej… pracy zmusza ją życiowa sytuacja albo Sandra po prostu to lubi, jestem w stanie to jakoś zrozumieć i tolerować. Skoro jednak Sandra tak z zimną krwią i pełną premedytacją okłamuje Billa i zwraca go przeciwko bratu, to śmiem twierdzić, że ona ma po prostu taką kurewską naturę, ot i wsio.
Billa zrobiło mi się nawet żal w tym fragmencie. Pokazał ludzkie uczucia i to sprawiło, że i ja spojrzałam na niego jak na kogoś, kto posiada uczucia (bo w poprzednich odcinkach wykazał się ich brakiem). Szkoda, że na tak krótko (głównie przez durną Sandrę -,-). To, co on powiedział o słowach Toma… Wiesz, często się zastanawiam, jak to jest, że niegdyś bliscy sobie ludzie mogą powiedzieć sobie coś podobnego. Bo tych słów rzeczywiście nie da się cofnąć. Brzmią trochę jak przekreślenie wszystkich przeżytych razem chwil, tych lepszych raczej, wszystkich obietnic, pozytywnych uczuć. Tyle że pokrewieństwo ani nic z tych rzeczy nie zawsze wystarcza, bo liczy się teraźniejszość, co idealnie przedstawiłaś w tym odcinku. Zastanawia mnie też, dlaczego tak często dajemy się ponieść chwilowym emocjom („och, ta moja zraniona duma!”), zamiast wyciągnąć rękę na zgodę. Bo gdyby Billowi rzeczywiście zależało, ochłonąłby, dałby Tomowi także ochłonąć, i pojechałby do niego porozmawiać. Cóż, relacje międzyludzkie są strasznie skomplikowane *robi mądrą minę*.
Kocham <3
PS Tym razem komcia sprawdziłam, więc mam nadzieję, że nie ma w nim jakichś rażących błędów ;)
Nie wiem jakim cudem nie skomentowałam poprzednich notek o.O
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest po prostu genialne.
Tom. Strasznie mi go szkoda. Tylko on (i być może w miarę Gustav- nie wiem, bo on pozostaje chyba wciąż jedną postacią, o której Nor wiemy praktycznie nic) jest w miarę normalny, dostrzega ich wady, błędy.
Georg jest straszny. Nie rozumiem, co ci faceci widzą w czymś takim. Pobije swoją dziewczyne- pokażę jaki jestem męski.
Miałam cicha nadzieję, że może Bill uwierzy Tomowi, jednak po chwili sama się skarciłam. To byłoby niemożliwe, skoro on od tylu lat tkwi w takim gównie-za przeproszeniem- to nagle nie moglby się zmienić.
Dziwi mnie tylko... Dlaczego nikt poza Tomem nie widzi, co się z nimi wszystkimi stało, dlaczego nikt nie próbuje tego zmienić.
Mam ochote im wszystkim po kolei strzelić w twarz (kit z tym, że oberwalabym pewnie jeszcze bardziej niż Sophie xD)! Najgorsza jest jednak ta bezsilność. Doskonale rozumiem Toma, bo przeciesz sytuacje, kiedy chcemy coś zmienić, zwrócić uwage ludzi na dany problem, kiedy chcemy coś zdziałać... A oni nas ignorują, w dodatku obarczają nas winą. Bezsilność. Bezradność. To chyba dwie rzeczy, których nienawidzę najbardziej na świecie.
I dobrze że Tom Tak przygadal Billowi :D należało mu się, co z tego że nie otworzylo mi oczu. Być może zasiało ziarnko niepewności/?
Jestem zalamana.
Ale dzięki za dedyk :)
Oki, od początku. Biedny Tom, cholera... każdy go opuścił, jest kompletnie sam, smutny, pobity, bez nadziei... ma jedynie Liv z tego, co można wyczytać. Trochę to dziwne: zupełnie (no, prawie zupełnie) obca barmanka wyciąga do niego pomocną dłoń. Co by się stało, gdyby jej nie było? Oj, aż przykro myśleć. Kompletnie by się załamał pomijając fakt, że teraz wcale nie jest lepiej. Liv na razie jest jak plaster na rany. Jedynie i aż. Niemniej bardzo się cieszę, że Liv przy nim jest. Właśnie słucham muzyki i usłyszałam coś takiego: "świat zabija ich życiem". No właśnie, Tom, no właśnie...
OdpowiedzUsuńKolejna kwestia to Bill. Jak to czytałam, to tak sobie pomyślałam, że dobrze, że tak dokładnie opisujesz również jego perspektywę. Przez to zrobiło mi się go niemal żal, choć przecież tak nie powinno być! A tymczasem wychodzi na to, że mamy dwóch zagubionych braci, z czego żaden nie jest tym złym. Każdy ma swój punkt widzenia,a dodatkowo Billa dręczą wyrzuty sumienia. Co to oznacza? Bill ma uczucia! Tak, właśnie, on naprawdę je ma! Także, tak jak mówię, zwłaszcza przy Sandrze, a to już trzecia kwestia. No menda jedna no! Jak ona mu oczy mydli, to jest nie do pomyślenia! Przecież gdyby nie jej bzdurna gadka, Bill starałby się jakoś to wszystko uratować (to wszystko = relacje jego i Toma głównie), przynajmniej tak myślę. Ale nie, Sandruś wie lepiej, Sandruś powie małemu Billowi, jak żyć, jak postępować! Po prostu bosko... No ale się zobaczy, bo co ja mogę? ;) Cóż ty ta dalej kombinujesz... czekam na spięcia Tom vs Liv, bo na pewno z czasem się takie pojawią ;) Oczekuję nexta i pozdrawiam! :D
Każdy z nich tak bardzo się zmienił, ale chyba żadne tego nie zauważa niestety. Do Toma wciąż jest przyklejona "łatka" kobieciarza i przez to, niczego innego w nim nie widzą i to przykre. Ten chłopak naprawdę jest więcej wart niż oni wszyscy razem wzięci... I w sumie podoba mi się postać takiego Toma, jakiego stworzyłaś w tym opowiadaniu :D Pierwszy raz się z tym spotykam i jest to coś intrygującego. Podobała mi się scena, gdy Tom wyznawał Liv, że jest taki samotny i opuszczony, a ona tak po prostu koło niego była i chciała mu pomóc chociaż takim drobnym gestem. Jestem ciekawa, jak ich znajomość w ogóle się rozwinie. I co w ogóle będzie z Sophie, dobrze by było, gdyby Tom jednak jakoś jej spróbował pomóc... Ogólnie mam takie wrażenie, jakby Bill i Georg tkwili w jakiejś sieci zła, to takie dziwne moje odczucie xd W takim razie czekam na kolejny odcinek i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń