Następnego dnia Toma obudził uporczywy dzwonek telefonu. Zajęczał głośno, zatykając dłońmi uszy; rozbrzmiewająca melodia komórki jedynie wzmacniała ból głowy, który wybuchł niespodziewanie. Przygryzł mocno wargi. Otwarłszy jedną powiekę, wyciągnął telefon spod poduszki, rzucając jedynie krótkie spojrzenie na imię wyświetlone na ekranie. Sophie. Odrzucił połączenie i od razu również wyłączył komórkę.
Przekręcił
się na lewy bok i naciągnąwszy koc na głowę, otworzył oczy.
Otulało go przytłumione przez materiał światło. Wziął kilka
głębokich oddechów, szykując się na codzienne zetknięcie się z
rzeczywistością. Wspomnienia poprzedniego wieczora uderzyły w
niego z taką mocą, aż zastanawiał się, czy to wszystko wydarzyło
się naprawdę. Był u Sophie, wdał się w bójkę z Georgiem,
pokłócił i omal nie pobił brata. Nie chciał, a tak naprawdę
nawet nie mógł myśleć o konsekwencjach swoich czynów
— wiedział jedynie, że nie może już
więcej szukać pomocy u Billa. Słowa na wskroś przesiąknięte
nienawiścią odbijały się bolesnym echem. Po tym wszystkim znalazł
się w barze u Liv, gdzie upił się niemalże do nieprzytomności.
Liv...
W
tej chwili nie potrafił odróżnić jawy od snu; nie wiedział, czy
Liv naprawdę odwiozła go do domu i spędziła z nim noc, czy to
było jedynie senne marzenie. Czy on... Zastanawiał się. Czy on
naprawdę powiedział jej, że jest samotny, i nie potrafi pogodzić
się ze zmianami, jakie zaszły w jego przyjaciołach? Nagle poczuł
zimny dreszcz na plecach; zapragnął, aby to wszystko było złudą,
nie chciał tłumaczyć się obcej dziewczynie ze swoich słów. Tak
naprawdę możliwość, że mógłby odważyć się na coś równie
szczerego, wprawiała go w zdziwienie.
Wystawił
głowę spod koca i uniósł się lekko, rozglądając się bacznie
po pomieszczeniu. Szukał dowodów, które potwierdziłyby jego
obawy. Nie znalazł niczego interesującego poza rzuconym niedbale
kocem na fotelu naprzeciw. Opadł z powrotem na poduszkę, nie będąc
w stanie dłużej myśleć o Liv, poprzednim wieczorze i wszystkim,
co zrobił w ciągu kilku godzin.
W
końcu postanowił wstać z łóżka. Pulsujący ból nie ustępował,
a suchość w ustach jedynie się wzmagała. Na lekko chwiejnych
nogach przeszedł przez pokój, ściągając po drodze koszulkę.
Odrzucił ją za siebie, nie dbając o miejsce, w którym wylądowała.
Pachniała nieprzyjemnie, podobnie jak sam Tom. Na nagim torsie
pojawiła się gęsia skórka, dlatego więc pocierał ramiona, gdy
schodził schodami na parter.
Wszedł
do kuchni i zatrzymał się wpół kroku, spoglądając ze
zdziwieniem na mały, wiklinowy koszyczek, który stał na blacie
kuchennym pod ścianą. W tym miejscu zawsze odkładał klucze do
domu oraz do samochodu. Przechylił głowę, niemal czując, jak
trybiki obracają się w jego mózgu. Pomimo uporczywego bólu musiał
upewnić się od razu, gdzie tym razem zostawił klucze; ta sprawa
nie mogła poczekać, aż kac minie i wróci zdolność logicznego
myślenia.
Zawrócił
na korytarz i z szerokim uśmiechem zbliżył się do kurtki wiszącej na wieszaku. Przecież był zbyt pijany, aby pamiętać o
takich drobnostkach, jak odkładanie kluczy na właściwe miejsce.
Włożył dłoń do kieszeni i w ciągu ułamku sekundy mina mu
zrzedła, a rytm bicia serca nagle przyśpieszył. Sprawdził
wszystkie kieszenie, obejrzał szafkę na buty, mając nadzieję, że
klucze dziwnym trafem wpadły pod mebel. Wyprostował się,
wyrzucając z siebie stek przekleństw. Ból znów się nasilił.
Rzucił zrozpaczone spojrzenie na schody. Musiał wrócić do pokoju
i sprawdzić go dokładnie. Przez chwilę wahał się, co zrobić:
iść szukać kluczy czy połknąć tabletki przeciwbólowe. Druga
możliwość wydawała się mu wyjątkowo kusząca, ale w końcu
odrzucił ją i powrócił do sypialni. Przeszukał go dokładnie,
przynajmniej na tyle, ile pozwalało mu kiepskie samopoczucie.
Zezłoszczony i zdenerwowany spojrzał na koc, znajdujący się w
fotelu. Wciąż nie znalazł logicznego wyjaśnienia, jak on się tam
znalazł. Gdy tylko się zbliżył, w nozdrza uderzył słaby, jednak
wciąż wyczuwalny zapach bzu. Bez nieodwracalnie już kojarzył się
jedynie z Liv; był niemalże jej wizytówką, znakiem rozpoznawczym;
mocnym, pewnym, a jednocześnie delikatnym i subtelnym
— tak właśnie oceniał Liv.
Teraz
jedynie wypuścił z dłoni rąbek koca i zbiegł po schodach na dół.
Nie musiał szukać już innego potwierdzenia
— Liv spędziła u niego noc, a potem ukradła
klucze, samochód i zniknęła. Nie rozumiał tylko, czym sobie na to
zasłużył. Postanowił zadzwonić na policję. W końcu został
pozbawiony własności, a to powinno się zgłosić. Zastanawiał
się, jak przedstawić sprawę policji – przecież sam wpuścił
Liv do domu, pozwolił jej prowadzić, ponieważ się upił, a potem
zasnął, nie myśląc, co stanie się z Liv. W myślach układał
schemat zgłoszenia przestępstwa, aż nagle zachłysnął się
powietrzem.
—
Chyba
nie przystawiałem się do niej? —
zapytał w przestrzeń. Wtedy sprawa wyglądałaby o wiele gorzej i
nawet sam przyznał przed sobą, że zasłużyłby na takie
potraktowanie. —
Nie, to niemożliwe. Byłem zbyt pijany —
przekonywał sam siebie.
Wtedy
usłyszał kliknięcie zamka w drzwiach wejściowych i odwrócił się
na pięcie. Przez myśl przemknęła mu przerażająca możliwość —
co zrobi, jeśli na dworze stoi Bill? Wciąż miał klucze i pełne
prawo pojawiania się niezapowiedziany w ich wspólnym domu, nawet
jeśli dzień wcześniej powiedział o wiele słów za dużo. Nie
chciał jednak rozmawiać z bratem chociaż przez kilka dni, ponieważ
nie wiedziałby, jak miałby się zachować po ostatniej wymianie
zdań. Powiedział, że żałuje łączącego ich pokrewieństwa, a
takich słów nigdy nie będzie potrafił wyjaśnić, załagodzić ani tym bardziej — zapomnieć.
—
Liv? —
Tom był tak bardzo zaskoczony, gdy próg przekroczyła dziewczyna,
że otworzył szeroko usta i oczy. Prędzej spodziewałby się
renifera Niko niż Liv. Dopiero co oskarżał ją w myślach o
kradzież samochodu i chciał zgłosić na policję! —
Co ty robisz?
—
Mógłbyś mi pomóc, skoro już
się obudziłeś? — zapytała z
wyczuwalną w głosie ironią. Pod pachą trzymała dwie papierowe
torby; były pełne zakupów i dopiero wtedy Tom wziął jedyną i
słuszną możliwość pod uwagę —
Liv pojechała na zakupy. Wziął od niej torby i kątem oka
zauważył, jakim spojrzeniem Liv obdarzyła jego nagi tors.
Uśmiechnął się szeroko. —
Zgłodniałam, Tom. A twoja lodówka jest przerażająco pusta!
Pewnie pomyślałeś, że cię okradłam i uciekłam?
Tom
zawahał się, co wychwyciła Liv. Roześmiała się wesoło i kręcąc
z politowaniem głową, ściągnęła czarny płaszcz. Ciemne włosy
rozsypały się po jej szczupłych plecach, a obcisła bluzka
podkreślała ładną talię; na czarnym materiale odbijał się
złoty słonik na długim, cienkim łańcuszku. Na krótką chwilę
skupił wzrok na krągłych piersiach, ale odwrócił wzrok, gdy
usłyszał znaczące chrząknięcie.
—
W czasie, gdy posądzałeś mnie o
najgorsze, pojechałam do apteki —
wtrąciła. Zbliżyła się i dłonią delikatnie dotknęła policzka
Toma. Jęknął z bólem, odsuwając się szybko. Georg zatroszczył
się, aby długo nie zapomniał o poprzednim wieczorze. —
Kupiłam ci jakąś maść i tabletki przeciwbólowe. Główka boli,
co? — dodała ze znanym sceptycyzmem.
—
Dziękuję, Liv —
powiedział szczerze. Włożyła dłonie do kieszeni zielonej
spódniczki i uśmiechnęła się uroczo.
Odwzajemnił
jej gest i ruszył do kuchni. Liv szła powoli za nim, słyszał jej
kroki. Na stole postawił torby z zakupami. Liv wsunęła się do
pomieszczenia i oparłszy się ramieniem o ścianę, obserwowała w
milczeniu, jak Tom niecierpliwie szuka tabletek przeciwbólowych.
Uśmiechnął się nagle triumfalnie, wyciągając białe opakowanie.
Wyglądał na niemalże szczęśliwego, gdy wreszcie wyłamał
pastylki na dłoń, a potem popił obficie wodą.
—
Ostatnio często mi dziękujesz —
zauważyła Liv. Bezszelestnie zbliżyła się do stołu, zatrzymując
obok Toma. Trzymając butelkę wody w dłoni, spojrzał na nią
przeciągle. Domyśliła się, że oczekiwał jakiegoś wyjaśnienia.
Wyciągając dalsze zakupy, wytłumaczyła: —
W nocy podziękowałeś mi, że z tobą zostałam. W ogóle mówiłeś
dziwne rzeczy.
—
Co takiego?
—
Mówiłeś, że wszyscy się
zmienili, ale ty nie potrafisz. Jesteś samotny, ponieważ oni cię
zostawili — powiedziała powoli,
trochę ściszonym głosem. Nie wiedziała, dlaczego mówi ciszej.
Posłała mu uważne spojrzenie. Leżąc obok Toma w nocy poczuła,
że mają ze sobą coś wspólnego, coś więcej niż jedna wspólna
noc. Nie chciała, aby to wszystko okazało się zwykłym pijackim
majaczeniem. — Jacy oni?
Tom
nie odpowiedział, unikając jej natarczywego wzroku. Liv szybko
zrozumiała jego unik, ponieważ skinęła głową do siebie i
odwróciła się.
Jesteś
samotny, delikatny ton głosu Liv odbijał się bolesnym echem,
raniąc niczym sztylety. Samotny, samotny, samotny, samotny. Czuł
się samotny w każdym znaczeniu tego słowa; opuszczony przez
przyjaciół, skłócony nawet z matką, obcy wśród tłumu. Czasami
zdawało mu się, że ludzie patrzą przez niego na wskroś, widząc
wszystkie obawy oraz uprzedzenia; widzą jego samotność i obcość.
A teraz wystarczyło jedynie upić się i wygadać przed obcą
dziewczyną. Tyle czasu wznosił wokół siebie mur...
—
Tom? —
Pytanie Liv przerwało jego rozważania. Potrząsnął lekko głową,
całkowicie zapominając o swoich przemyśleniach. Spojrzał w
niebieskie oczy Liv; zauważył błysk zrozumienia i pomimo swojej
złości uśmiechnął się do niej. —
Możesz wziąć prysznic i się przebrać? Nieładnie pachniesz —
roześmiała się wesoło. Zamachała w jego stronę nożem
ubrudzonym masłem. — Przygotuję
jakieś śniadanie, dobrze?
Gustav
zapukał do drzwi dwie godziny po wyjściu Liv.
—
Kto cię tak urządził? —
zapytał na powitanie, oglądając twarz Toma.
Tom
przepuścił przyjaciela w przejściu, unikając odpowiedzi. Nie mógł
rozpocząć wyjaśnień od końca. Musiał opowiedzieć mu wszystko
dokładnie, streścić całe spotkanie z Sophie i mniej przyjemne z
Georgiem. Tak naprawdę Gustav był jego ostatnią deską ratunku —
jeżeli on nic nie wskóra, to nie wiedział, jak mógłby pomóc
Sophie, unikając afery z policją, wiecznej nienawiści i rozpadu
całego zespołu. Tom uśmiechnął się krzywo na tę myśl. Czy ich
zespół jeszcze w ogóle istniał? Nie nagrywali od miesięcy,
pokazywali się jedynie na idiotycznych pokazach, gdzie szczerzyli
się do licznych aparatów, pozując do kolejnych zdjęć, które
pojawią się w krótkich, nic nieznaczących artykułach w
plotkarskiej prasie. Tom za każdym razem czuł się coraz bardziej
pusty, wyobcowany i wyzuty z emocji. Brat bliźniak pławił się w
sławie, ożywał na każdym pokazie; stawał się innym człowiekiem,
niż kiedyś był. U progu kariery oni wszyscy byli innymi ludźmi –
niepewni, przestraszeni, a jednocześnie zachwyceni szansą, jaką
dostali od losu. Kilka miesięcy później priorytety uległy nagłej
zmianie.
—
Zaraz wszystko ci opowiem —
powiedział Tom, prowadząc przyjaciela do kuchni.
Gustav
usadowił się na krześle, które jeszcze niedawno zajmowała Liv.
Wtedy dopiero uświadomił sobie, że poza kolejnym, pustym słowem „dziękuję” nie
zrobił niczego, aby należycie okazać dziewczynie wdzięczność.
Liv odwiozła go do domu, zaopiekowała się, zostając na noc, a on
po prostu odprowadził ją do drzwi, rzucił zdawkowe słowa
pożegnania i zakończył spotkanie. Jednak mimo szczerych chęci
postanowił nie opuszczać domu na dłużej niż to konieczne –
dopóki wyglądał jakby padł ofiarą poddenerwowanego boksera,
wolał unikać spotkań z ludźmi i różnych podszeptywań.
—
Ten skurwysyn Georg leje Sophie —
rozpoczął głośno, siadając naprzeciwko przyjaciela.
Gustav
otworzył szeroko oczy i usta z zamiarem powiedzenia czegokolwiek,
jednak żadne słowa, które mogłyby wyrazić jego szok, przekonanie
o szaleństwie Toma, czy chęci obrony Georga nie pojawiły się.
Podniósł ręce, a potem opuścił je na blat stołu. Tom miał
wrażenie, że Gustav nagle skulił się w sobie. Zastanawiał się,
czy to brutalność Georga tak wstrząsnęła Gustavem, czy może los
przyjaciółki?
Tom
pokrótce opowiedział cały poprzedni wieczór. Starał się mówić
bez emocji, chociaż nie zawsze się to udawało, ponieważ za każdym
razem, gdy wspominał o Sophie, obraz pobitej dziewczyny pojawiał
się przed oczami, a paskudne przekleństwa cisnęły się na język,
których w ogóle nie kontrolował. Starał się tak przedstawić
sprawę, aby Gustav bez zastanowienia stanął po jego stronie, nie
zniósłby chyba kolejnego rozczarowania, gdyby posądził go, jak
Bill, o nieczyste zamiary wobec Sophie, które zakończyły się
zwykłą, męską zemstą.
—
Musisz mi pomóc —
dodał na koniec, gdy zapadła już cisza. Gustav zbladł wyraźnie i
patrzył się pusto w jakiś punkt ponad głową Toma. Ten zaczynał
się już denerwować. — Gustav?
—
Zabiję skurwysyna. Przecież
ja... — urwał w połowie zdania,
jakby nagle przypomniał sobie, że nie powinien czegoś mówić. Tom
ściągnął brwi, zastanawiając się, co Gustav chciał powiedzieć,
ale postanowił o to nie pytać, może innym razem, gdy sytuacja
będzie mniej nagląca. Teraz nie mieli czasu na rozwodzenie się nad
hipotetycznymi uczuciami Gustava. —
Musimy załatwić tę sprawę między sobą. Nie możemy iść na
policję, bo po pierwsze, rozpętamy piekło, a po drugie, sam
mówiłeś, że Sophie jest zbyt przestraszona, aby zeznawać, a bez
jej pomocy nic nie wskóramy. Byłeś już u Billa?
Tom
zagryzł wargi, kolejny raz unikając odpowiedzi. Wiedział, że
wcześniej, czy później padnie pytanie o jego brata, ale wciąż
nie był na nie gotowy. Nie chciał rozpoczynać kolejnej opowieści,
dotyczącej tym razem jego destruktywnych emocji, których nie
potrafił utrzymać na wodzy. Żałuję,
kurwa, że jesteś moim bratem. W
życiu nie zapomni tych słów.
—
Pokłóciliście
się? —
Gustav domyślił się całej prawdy, więc Tom tylko skinął głową
szczęśliwy, że nie musi tego wszystkiego powtarzać. —
O co tym razem?
—
O
Sophie —
przyznał niechętnie. Mimo swoich oporów musiał być szczery,
Gustav zasługiwał na to. — Sądzi, że oberwałem od Georga, bo
przystawiałem się do Sophie. Uważa, że skoro nie mam dziewczyny,
to zaliczę każdą laskę, jaka chodzi po ziemi, nie wyłączając
dziewczyn moich kumpli. —
Wzruszył ramionami; próbował zbagatelizować sprawę, ale nawet
każde wypowiedziane słowo raniło go od nowa, rozdrapując starą
ranę. —
Powiedziałem mu, że go nienawidzę.
—
Kurwa,
Tom, dlaczego wy zawsze się kłócicie, jak jesteście potrzebni? —
jęknął głośno Gustav. Pokręcił głową z dezaprobatą, ale
zanim Tom zdążył poczuć cień zażenowania i rozdrażnienia,
które zawsze mu towarzyszyły podczas opowieści o kłótniach z
Billem, Gustav położył dłoń na jego ramieniu i uścisnął go
pokrzepiająco. Uśmiechnął się lekko. —
Kiedy zrozumiecie, że razem jesteście silniejsi?
—
Chyba
nigdy —
Tom roześmiał się niezręcznie, ale zamilkł, gdy Gustav obdarzył
go jedynie powątpiewającym spojrzeniem. —
W głębi serca obaj to wiemy, ale ostatnio... nie możemy się
dogadać.
—
Cóż,
poradzimy sobie sami, potem zajmiemy się waszymi sprzeczkami —
Gustav ostatecznie zamknął temat kłótni Toma i Billa, co Tom
przyjął z wdzięcznością. —
Słuchaj, pojadę do Georga. Znam go dłużej i nie obraź się, Tom,
ale wyglądam lepiej od ciebie —
dłońmi wskazał na potężniejszą klatkę piersiową. Tom skinął
głową; Gustav może był niższy od niego o głowę, ale to on
bardziej nadawał się do bijatyki z Georgiem; w końcu byli sobie
równiejsi. Jednak nie przyznał na głos, że jest słabszy od
przyjaciela. —
Myślę, że załatwię tę sprawę jeszcze dzisiaj.
Gustav prowadził samochód
i układał w myślach wszystko, co powie Georgowi, gdy wreszcie się
spotkają. Mimo złości, która trawiła jego ciało i powodowała
chęć przyciśnięcia pedału gazu do maksimum, jechał ostrożnie,
mając na uwadze trudne warunki na jezdni i wciąż padający gęsty
śnieg. Zatrzymał się tuż za niebieskim volvo, kiedy światła
zmieniły się na czerwone. Im dłużej Gustav wpatrywał się w nie,
tym dłużej miał wrażenie, że światło pulsuje i niemalże go
ostrzega, krzycząc: „Uciekaj!”. Nie mógł wycofać się, ani
tym bardziej pozwolić sobie na pokierowanie strachem. Obiecał w
końcu Tomowi, że zajmie się całą sprawą. Od jego siły zależała
również sytuacja Sophie; nie mógł tak po prostu uciec. Nagle
potrząsnął głową, naciskając pedał gazu, gdy pojawiło się
zielone światło. Zieleń symbolizowała nadzieję; miał nadzieję,
że całe to spotkanie przebiegnie po jego myśli i nie zakończy się
kolejną bójką.
W końcu dotarł pod dom
Georga oraz Sophie, a jego wojownicze nastawienie jakby uległo
osłabieniu. Wciąż był wściekły na przyjaciela i nie potrafił
zrozumieć, jak mógł tak potraktować swoją dziewczynę. Jednak
lęk o los Sophie był o wiele silniejszy; właśnie to uczucie
powodowało, że znajdował się w tym miejscu, a nie innym. Prawie
wygadał się przed Tomem, ale... od miesięcy Sophie była bardzo
ważna dla niego.
— Cześć,
Gustav —
powiedział Georg na powitanie. Nie zauważył śladu złości czy jakiejś brutalności; Georg uśmiechał się do niego i odsunął
w przejściu, przepuszczając przyjaciela. Gustav, przestępując
przez próg, zastanawiał się, czy Georg naprawdę byłby w stanie
pobić dziewczynę. Pierwszy raz dopadły go poważne wątpliwości.
—
Fajnie, że wpadłeś, stary. Dlaczego nie zabrałeś ze sobą
Mariny? Spędzilibyśmy miło wieczór.
Georg nie przestawał mówić,
odbierając kurtkę od Gustava. Nie wiedział, czy słowami próbuje
coś ukryć i dać sobie czas do namysłu, czy też naprawdę ma
szczere zamiary i żałuje, że Gustav wpadł bez Mariny.
Postanowił go uważnie obserwować, ale na razie nic podejrzanego
nie zwróciło jego uwagi. Zdecydował zaczekać, aż pojawi się
Sophie – bez jej obecności i siniaków, które były
niepodważalnym dowodem na okrucieństwo Georga, nie mógł
zaatakować słownie przyjaciela.
— Marina
nie mogła przyjechać. Musi się uczyć, ma jakiś egzamin niedługo
—
odpowiedział wymijająco, mając w duchu nadzieję, że to prawda.
Marina nie miała pojęcia, gdzie teraz znajduje się Gustav, i nie
chciałby, aby nagle wpadła na podobny pomysł odwiedzenia
przyjaciół.
— Co
ona studiuje? —
zapytał, drapiąc się po głowie. Georg ciągle o tym zapominał,
czym doprowadzał dziewczynę do szału, a Gustava bawił. —
Jakąś-tam-logię, tak?
— Geologię
—
podsunął Gustav.
Georg klasnął w dłonie.
— Oczywiście,
że geologię. Wiedziałem —
zarzekał się, śmiejąc głośno. Śmiech był na tyle wesoły i
zaraźliwy, że Gustav musiał się uśmiechnąć. Zaraz potem
spoważniał, w końcu nie przyjechał tutaj rozmawiać o kierunku
studiów swojej dziewczyny, tylko aby pomóc Sophie. —
Cóż, trudno, poradzimy sobie sami.
— Nie
ma Sophie?
Georg rzucił mu szybkie
spojrzenie. Wprawdzie było krótkie i zaraz znów się uśmiechnął,
ale Gustav poczuł, że to było ostrzeżenie. Georg od razu
zrozumiał, po co przyjechał Gustav. Wiedział, że to wcale nie
jest przyjacielska wizyta, jak próbowali obaj udawać. Gustav
postanowił nie mówić tego wprost, chciał poczekać, aż Georg
zdradzi się i nieświadomie przyzna do winy, chociaż zdawał sobie
sprawę, że to może być nieosiągalne.
— Jest,
oczywiście, że jest —
odparł w końcu. Wskazał przyjacielowi miejsce na kanapie, a sam
zajrzał do barku, wyciągając butelkę whisky. —
Powinna zaraz przyjść, ale jeśli chcesz, mogę ją zawołać.
Gustav wyczuł, że
przyjaciel rzucił mu wyzwanie.
— Poczekam
—
odpowiedział, wzruszając lekceważąco ramionami. Georg skinął
głową i nalał do dwóch szklanek alkoholu, jedną z nich podał
przyjacielowi i siadł naprzeciwko. Nie odzywał się, tylko patrzył
nieprzeniknionym wzrokiem. Gustav poczuł nieprzyjemny dreszcz na
plecach i gdy zanurzył usta w trunku, zrozumiał, co to za uczucie.
Strach. —
Byłem u Toma.
Nic więcej nie dodał,
ponieważ nie uważał tego za koniecznie. Oboje wiedzieli, do czego
zmierza. Georg pokiwał głową, jakby na to właśnie czekał.
— Rozumiem,
że opowiedział ci bajeczkę, jak to znęcam się nad Sophie i
obiłem jego mordę? —
zapytał wprost.
—
Mniej
więcej tak to brzmiało —
przyznał.
—
Tom
jest strasznym frajerem —
skwitował Georg, popijając whisky. Ściągnięte brwi zdradzały
jego poddenerwowanie. —
Uwierzyłeś mu?
—
Widziałem
twarz Toma. Wygląda okropnie! —
krzyknął ze złością. —
Sophie nigdzie nie ma. Wybacz mi, Georg, ale nie mogę mu nie
wierzyć. —
Rozłożył bezradnie ręce.
—
Och,
Sophie jest na górze, przecież ci już mówiłem —
mruknął zirytowany. Odstawił szklankę na niski stolik, wstał i
podszedł do schodów. Niespodziewanie krzyknął: —
Hej, Sophie! Zejdź na dół, bo Gustav chciał cię zobaczyć.
Wrócił z powrotem, a
chwilę później obaj usłyszeli tupot stóp Sophie. Weszła do
salonu i posłała Gustavowi nieśmiały uśmiech. Była piękna jak
każdego innego dnia —
ubrana w zwykłe granatowe dżinsy i tego samego koloru sweter, a
włosy miała splecione w długiego warkocza, który przerzuciła
sobie przez ramię. Wydawała się jedynie trochę bledsza i bardziej
niepewna, niż zazwyczaj, ale dla Gustava nie miało to większego
znaczenia. Tomowi albo musiało się coś wydawać, albo Bill miał rację
– Tom dostawiał się do Sophie.
— Co
się tutaj, do cholery, wydarzyło? —
zapytał zrozpaczony, łapiąc się za głowę.
Wszystkie słowa mieszały
się i odbijały od siebie, tworząc przerażającą kakofonię
dźwięków. Komu miał uwierzyć? Obaj byli jego przyjaciółmi,
którego miał słuchać – Toma czy Georga? Tom był pobity,
wściekły i jednocześnie przerażony. Przecież znasz go lat,
jakiś głosik szeptał w jego podświadomości. Tom lubił zabawiać
się z ładnymi dziewczynami, nigdy tego nie krył. Nigdy również
go nie okłamał; Tom zawsze był szczery do bólu. Nie potrafił
ograniczać się do półprawd, przemilczeć niektórych rzeczy. Czy
teraz nadeszła pora na jego kłamstwa? A co z Georgiem? Spojrzał na
niego krótko. Siedział wygodnie rozparty w fotelu, a Sophie
przysiadła na oparciu. Trzymał ją za dłoń i cała ta sceneria
wydawała się prawdziwa. Gustav wierzył, że Georg kochał
Sophie. Byli parą od trzech lat, a Georg nie potrafił inaczej mówić
o niej, niż „moja kochana Sophie”. Dlaczego teraz nagle miałby
zacząć ją bić? Georg był porywczy, już niejednokrotnie wdawał
się w bójki z Tomem albo Billem, ale nigdy nie uderzył żadnej
dziewczyny!
— Wróciłem wieczorem do domu i zastałem Toma, jak przystawiał się do Sophie
—
wytłumaczył Georg spokojnie. Spojrzał na Gustava, kiwając lekko
głową. —
Puściły mi nerwy i go pobiłem, przyznaję! Nie strzeliłbyś
takiemu w pysk, gdyby dobierał się do Mariny? No, sam powiedz! —
wykrzyknął nagle. Wziął głębszy oddech i wymusił uśmiech. —
Okej, przesadziłem, mogłem z nim porozmawiać, a nie od razu
spuszczać mu łomot. Ale wiesz co, Gustav? Nie żałuję, kurwa,
niczego. Potem poleciał i poopowiadał wszystkim, jak biję Sophie!
Co za sukinsyn, nie potrafi się przyznać, że leci na każdą
dziewczynę, i w końcu za to oberwał. No spójrz na nią! —
Georg dodał nagle zrozpaczonym tonem, wskazując na Sophie. Gustav
podążył wzrokiem za dłonią przyjaciela, przyglądając się
dziewczynie. Wyglądała zwyczajnie; teraz jedynie spłonęła
rumieńcem na policzkach, który dodał jej uroku. Zagryzł wargi,
aby nie przyznać tego na głos. —
Sophie jest równie piękna, co wczoraj, miesiąc, czy rok temu,
prawda, Gustav? Wierzysz mnie, czy temu podłemu tchórzowi?
Gustav milczał, bezradnie
spoglądając to na Sophie, to na Georga. Przyjaciel czekał, aż
Gustav weźmie jego stronę. Miał mętlik w głowie, ale tak
naprawdę tłumaczenia Georga wydawały się racjonalne –
Sophie siedzi z nimi w salonie, nie wygląda na wystraszoną, a tym
bardziej na pobitą przez swojego chłopaka. Za to Tom był pobity i
sam przyznał, że Bill zarzucił mu właśnie nieczyste zamiary
wobec dziewczyny Georga. Może naprawdę kłamał? Gustav zauważył,
że Tom ostatnio bardzo się zmienił – stał się mrukliwy,
wyobcowany, rzadziej z nimi rozmawiał, czy spotykał się przy
piwie. Bill twierdził, że doskwiera mu świadomość, że nie ma
dziewczyny, ale Gustav sądził, że chodziło o coś innego. Czyżby
od początku chodziło o Sophie? I nawet on tego nie zauważył?
— Wierzę
ci, stary.
Uwielbiam Liv i Toma w tym odcinku. A zwłaszcza Liv. Zachowała się świetnie! ^^
OdpowiedzUsuńGustav jest taki ślepy czy tam może zaślepiony... Kiedy im wszystkim oczy się otworzą?! Najgorsze jest to, że właśnie często podobne rzeczy (mam tu na myśli to, że Georg znęca się nad Sophie) dzieją się pod nosem rodziny i przyjaciół, a nikt tego nie zauważa. Poza tym Sophie nie odezwała się ani słowem. I co, Gustavowi nie dało to nic do myślenia? Rany, rany, niby wiem, co i jak, dlaczego uwierzył Georgowi, itd., jednak nie mogę się przekonać do tej jego naiwności i łatwowierności. Powinien porwać Sophie i schować u siebie, a Georga stłuc na kwaśne jabłko. Tyle.
Coś tam jeszcze (zwłaszcza odnośnie Liv i Toma) dopiszę jutro.
Jak zwykle uwielbiam :)
Miałam coś dopisać, ale oświecenie wyssało mi cały mózg.
UsuńTak więc dodam tylko, że scena z Liv i Tomem była rozczulająca! :) Doskonale rozumiem przyczyny jego oskarżeń, ale i tak uważam, że w ramach przeprosin powinien całować ziemię, po której Liv stąpa! Nie dość, że go nie okradła, to zadbała, żeby nie był głodny; ba! nawet pomyślała o tabletach przeciwbólowych. Ciekawe, jak Kaulitz jej się za to wszystko odwdzięczy? ;)
Ja pierdziele, wszystko się psuje. A taką miałam nadzieję, że napiszę w tym komentarzu "Kochany Gustav!". Ale nie! Chociaż... uh, po kolei!
OdpowiedzUsuńLiv jest tutaj kochana, troszczy się o Toma z własnej woli, a on jakby wciąż jest w szoku i pod wielkim wrażeniem kobiety, dlatego nie ogarnia, co się wokół dzieje, gdy z nim przebywa. To naprawdę urocze, ale cóż to daje? Oczywiście prócz tego, że Tom jest nieco mniej samotny niż wcześniej. Ach! A miałam taką nadzieję, że rozmowa z Gustavem w czymkolwiek pomoże! Że będzie jedynym normalnym, mądrym, inteligentnym, sprytnym, kochanym przyjacielem i pomoże Tomowi! Ale no właśnie - jest przyjacielem! I jednego i drugiego. Trzeciego (Billa), jakby nie było, też. No ale właśnie: bez Gustava jest dwa do jednego. Teraz trzy. No cholera, może do makijaż, cokolwiek... nie wiem, niby powinien to lepiej zbadać,. jakoś się jej przyjrzeć, cokolwiek... za szybko podjął decyzję. Z drugiej strony wszystko wrzeszczało przeciwko Tomowi. Jak to mawia mój nauczyciel polskiego: nie ma na tym świecie sprawiedliwości - w niebie panuje miłosierdzie, w piekle władza, jedynie w czyśćcu spotkamy upragnioną sprawiedliwość. Także to na pewno nasz świat -.- Poza tym... Gustav i Sophie - hym hym hym! Niech się jeszcze okaże, że Georg zarywa do Mariny i będzie ciekawie, a nawet bardzo ciekawie! Ale błagam cie, Gustav, powiedz, że to, że powiedziałeś Georgowi, że mu wierzysz, spowodowane jest twoim chytrym planem wzbudzenia w nim zaufania a potem zaatakowania z zaskoczenia! Bo ja nie, to cię uduszę! ;/ W końcu Geo nie zachowywał się całkowicie normalnie...
Dobra, nie bredzę już więcej. Czekam na nexta (oby pojawił się szybciej!) i pozdrawiam! :D
Od samego początku wiedziałam, że nie pójdzie tak łatwo. Wiedziałam, że on tak po prostu nie uwierzy Tomowi. Gdyby miał nieco inną historię, inny "opis" jego osoby... może byłoby o wiele prościej. Współczuję mu. Nienawidzę, kiedy mówię prawdy, a mimo to i tak nikt mi nie wierzy.
OdpowiedzUsuńNo ale Gustav! Mam właśnie na sobie nawet taką samą koszulkę jak twoja! Wierzyłam w ciebie! Jak mogłeś mnie zawieźć! Chociaż nadal mam nadzieję, że on tego tak nie zostawi. Nie jest na tyle głupi, żeby przestać być czujnym. Chociaż boję się, co będzie gdy odpuści...
Dlatego dobrze, że jest Liv. Pomoże mu. A może i on odwdzięczy się tym samym? Polubiłam ją, choć na początku wydawała mi się trochę oschła. Błagam, niech to nie będzie ostatni raz, gdy... chociaż wiem, ze nie będzie, bo przecież Tom musi jej się jeszcze odwdzięczyć za opiekę. Łe, to jestem spokojna :D
Trochę opóźnienie, ale jednak przeczytałam. Przyznam uczciwie, że poprzednia część podobała mi się dużo bardziej, może dlatego że tutaj nie było takiego mocnego wydarzenia, które mną wstrząsnęło. Chociaż przyznam, że zaskoczył mnie wygląd tej Sophie, podejrzewałam, że coś jest nie tak skoro on tak ochoczo ją wołał, ale myślałam, że jednak coś tam będzie widać, i poczęstuje Gustava jakąs bajeczką o potknięciu czy sturlaniu się ze schodów.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to w jaki sposób oddajesz osobę Toma, jego uczucia, samotność. Chyba troszkę przypomina mi Ciebie, w tym swoim ciasnym kokonie, do którego nie chce nikogo wpuścić. Coś w tym jest zdecydowanie.
Szablon masz bardzo ładny, ale trudno się czyta, literki troszkę zlewają się z tłem, ale jak się zaznacza myszką, to nie ma takiej tragedii chociaż moje bidne oczy troszkę się namęczyły. Niemniej jednak ten Tom po lewej stronie wynagradza nawet ten mały minusik. Ciekawa jestem jak potoczy się to wszystko, w sumie najciekawsza teraz jest ta sytuacja Georga i Sophie.
Buźka, Sara
Jako że odpowiadam za szatę graficzną na bei-dir, melduję, że nieco rozjaśniłam czcionkę. Mam nadzieję, że tak jest lepiej.
Usuńświetne opowiqadanie, ciekawie się wszystko rokręca..bardzo podobami się twój blog.
OdpowiedzUsuńi najważniejsze kiedy będzie kolejny post?
Czekam i Pozdrawiam
M.
Ja też, Ja też ! Zatuptam się na śmierć ^^
OdpowiedzUsuńM.