6. Poszukując spokoju i zapomnienia


Kochanej Naridii ze spóźnionymi życzeniami urodzinowymi 


Liv miała pracowity wieczór – do baru przyszło sporo klientów i każdy z nich domagał się piwa, wódki czy drinków. Gwar rozmów i głośna muzyka były na tyle uciążliwe, że mężczyźni stojący przy ladzie, musieli krzyczeć do niej, aby mogła zrozumieć, co zamawiają. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc, jak Markus, jej przyjaciel, porusza się pomiędzy stolikami, zbierając zamówienia albo na blatach stawia szklanki z trunkami i różne przekąski. Liv uważała, że wyglądał komicznie, gdy tak biegał po sali, niczym świeżo przyjęta kelnerka, a korzystając z okazji starał się podrywać każdą młodą i ładną kobietę, która wyglądała na samotną. Gdy Markus kokietował płeć piękną zbyt długo, Liv zagryzała wargi, aby zdusić w sobie nagłą chęć krzyknięcia i przywołania go do porządku. Liv jednak nie kierowała się zazdrością. Wręcz przeciwnie – życzyła Markusowi, aby wreszcie ułożył sobie życie prywatne. Uważała, że przyjaciel był całkiem przystojnym mężczyzną – wysokim i szczupłym, ale o ładnie wyrzeźbionych mięśniach klatki piersiowej oraz brzucha. Miał blond włosy, pociągłą, skorą do uśmiechu twarz, a głęboko osadzone ciemnobrązowe oczy były w stanie zahipnotyzować każdą kobietę – Liv również. W duchu przyznawała, że sama umówiłaby się z Markusem, gdyby ona miała przynajmniej dwadzieścia pięć lat, a on swoje trzydzieści. Lecz Liv miała niecałe dwadzieścia jeden i czuła się bardziej siostrą Markusa niż kandydatką na dziewczynę. 
Wydawało się, że Markus nie miał żadnej skazy. Był miłym, uczciwym i szczerym facetem. Miał poczucie humoru, był obowiązkowy, uczuciowy i troskliwy. Jednak nie miał szczęścia w miłości – spotykał się maksymalnie cztery razy z kobietą i się rozstawali. Milczał za każdym razem, nie dzieląc się powodem, jednak Liv wiedziała swoje. Markus miał pięcioletniego synka, który działał odstraszająco na kobiety. 
— Straszny młyn — stwierdził Markus. Liv podskoczyła, wypuszczając niemal szklankę z rąk. Nie zauważyła, kiedy się zjawił. Skomentował to wesołym śmiechem. — Przestraszyłem cię? 
— Skradasz się tak cicho... — Liv wzruszyła bezradnie ramionami. Markus rzucił jej jedynie powątpiewające spojrzenia i skierował się na zaplecze. Liv rozejrzała się prędko i podążyła za nim, wykorzystując krótką chwilę przerwy, ponieważ na razie nikt nowy nie przybył do baru. — Podrywasz jakieś panny, a potem przychodzisz do mnie! — rzuciła żartobliwie. 
Markus odwrócił się gwałtownie, w wyniku czego Liv nie zdążyła się zatrzymać i zderzyła się z klatką piersiową mężczyzny. Potem odsunęła się i mamrocząc pod nosem przekleństwa, dłonią pocierała nos. 
— Powinnam zapamiętać, że zawsze tak robisz, a potem cierpię — stwierdziła rozżalonym głosem, na co Markus zaśmiał się wesoło. 
— Tak w ogóle jakiś koleś o ciebie pytał — powiedział. Nagle zainteresowana Liv zatrzymała się wpół kroku. Miała nadzieję, że w barze nie zjawił się doktor Dunst z zamiarem skarcenia jej za taką pracę; nie miała ochoty tłumaczyć mu ponownie swojego wyboru. Skierowała swoją uwagę ku Markusowi, który wybrał dwie butelki whisky i wręczył jej, odwracając się po kolejne. Liv stała zniecierpliwiona, świdrując wzrokiem jego plecy. Chrząknęła znacząco. — Zżera cię ciekawość, co? 
— Markus! — krzyknęła i tupnąwszy nogą, dała upust swojemu zniecierpliwieniu i rosnącej złości. Odwrócił się znów, a Liv spojrzała na niego błagalnie i równocześnie butnie. Uśmiech błąkał się po twarzy Markusa, dlatego zaczęła podejrzewać, że ją oszukał. — Tam nikogo nie ma, nie? Nabrałeś mnie! 
— Nie nabieram cię! Przy ostatnim stoliku, który pewnego razu był bardzo zabałaganiony — posłał szatynce znaczące spojrzenie — siedzi koleś w kapturze. Wydaje mi się, że ma nieźle obitą mordę, ale nie chciałem za długo się przyglądać. W ogóle patrzy tak dziwnie... — zawiesił głos, krzywiąc się. Pchnął ramieniem Liv i oboje wyszli z zaplecza. Podała mu butelki z alkoholem i szybko obsłużyła dwóch klientów. Wtedy nachylił się nad nią i dodał na koniec: — Pytał mnie o ciebie. Prosił, żebyś podeszła, jak będziesz miała wolną chwilę. 
Liv jak na komendę spojrzała w stronę stolika, przy którym ostatnio upił się Tom. Serce podskoczyło jej do gardła, a żołądek zamienił się w supełek. I tę niecodzienną reakcję wywołał w niej widok Toma. Mimo to nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu. Pozostało jej mieć nadzieję, że nie przyjechał znów leczyć swoich problemów alkoholem. Wolałaby go wysłuchać, niż znów odwozić pijanego do domu, spać w jednym łóżku i słuchać zrozpaczonego głosu opowiadającego o dobijającej samotności. 
Liv przeciągle spojrzała na Markusa, a on wywracając oczami, dał jej pozwolenie na przerwę. Wyszczerzywszy zęby w zadowoleniu i wdzięczności, odeszła szybko, żeby Markus nie zdążył zmienić zdania. Wyminęła wysoką ladę i przeszła przez salę, klucząc pomiędzy innymi ludźmi. Zwolniła dopiero przy stoliku zajmowanym przez Toma. Przyglądający się stojącej na ciemnym blacie przed nim szklance brunet nie zauważył przybycia szatynki – tak zaabsorbowany ulatnianiem się bąbelków z coli. Dzięki temu, iż na razie pozostała niedostrzeżona, Liv zyskała trochę czasu na ponowne zastanowienie się. Po co tak naprawdę tutaj przyjechał? Nie sądziła, że nagle chciał jej podziękować za ostatnią noc, chociaż w głębi duszy uważała, ze należał się jej jakiś mały rewanż. W końcu bez zastanowienia odwiozła go do domu i została tam, żeby zaopiekować się pijanym i ledwo przytomnym Tomem. 
— O, cześć, Liv. — Głos Toma wyrwał ją z zamysłu. Potrząsnęła głową z delikatnym uśmiechem, po czym usiadła naprzeciwko. Skryta w cieniu kaptura twarz Toma wyglądała minimalnie lepiej, jednak Liv nie zdziwiło, że nie zamierzał na razie pokazywać się w takim stanie ludziom. Posiniaczony mężczyzna zawsze wzbudza zainteresowanie. — Jak leci?
— Jak leci? — Powtórzyła niczym echo, nie kryjąc zdziwienia. Założyła kosmyki ciemnych włosów za uszy, przyglądając się Tomowi. Przyjechał do niej tylko po to, aby zapytać co u niej? Nie liczyła na wylewne podziękowania ani na żadną istotną rekompensatę, jednak nie spodziewała się także tak niefrasobliwego zachowania z jego strony. — Hm... wszystko w porządku — odparła z wyraźnym wahaniem. — Przynajmniej nie muszę targać pijanych klientów do ich domów. Pod tym względem jest nadzwyczaj dobrze. — Mógł poczuć się odrobinę urażony, ale nie dbała o to. — A co u ciebie? 
— Bywało lepiej — przyznał szczerze, uśmiechając się nagle kwaśno. 
Liv pokiwała głową z braku pomysłu na adekwatniejszą reakcję. Albo zaraz Tom przejdzie do sedna sprawy, albo w przeciwnym razie wróci do pracy. Rozmowa stawała się niezręczna, a ona nie chciała podtrzymywać sztucznej konwersacji prowadzącej donikąd. 
— Nie ukrywam, że jestem zajęta, Tom. O czym chciałeś ze mną porozmawiać? Bo nie wierzę, że rzeczywiście przyszedłeś tu po to, żeby napić się… coli — rzuciła krótkie spojrzenie na szklankę — i zapytać, jak mi się powodzi. Więc? 
Tom westchnął, ale wbrew pozorom poczuł większą pewność siebie. 
— Masz wolny jutrzejszy wieczór? — wypalił. 
— Jutrzejszy? — zapytała głupio. 
— Tak — potwierdził. Tom przechylił głowę i patrzył na nią bez zażenowania. — Bo dzisiaj jesteś zajęta — dodał z zawadiackim uśmiechem. — Chciałem podziękować ci, że zostałaś ze mną w nocy. Nie musiałaś tego robić, a jednak nie zostawiłaś mnie samego. 
— Tak, jak zrobili to inni — wtrąciła znacząco, nawiązując do jego pijackich wyznań. 
Tom zagryzł dolną wargę. Liv czekała aż powie coś nieprzyjemnego, ale on tylko skinął niespodziewanie głową. 
— Tak, jak zrobili to inni — powtórzył przygaszonym tonem. Nie minęła sekunda, a jego usta wygięły się w uśmiechu. — Dlatego zapraszam cię na kolację. Przyjadę po ciebie i cię odwiozę. Wreszcie zachowam się jak prawdziwy mężczyzna i zaopiekuję się tobą. Nie patrz tak na mnie — dodał, wychwyciwszy zdziwione spojrzenie Liv. — Żadnego alkoholu nie będzie, nawet wina. 
Liv wstawała z szurnięciem nóżek krzesła, które zginęło wśród hałasu panującego w barze. Tom przestraszył się, że może powiedział coś nie tak i zaraz znowu dostanie w twarz. Nic takiego jednak się nie stało. 
— Będę o dwudziestej tutaj. Nie spóźnij się — rzuciła przez ramię, po czym zniknęła w gąszczu klientów baru. 
Liv wróciła za ladę. Spojrzenie, jakim obdarzył ją Markus, dało jej do zrozumienia, że zjawiła się w odpowiedniej chwili. Wzruszyła jedynie ramionami i ponownie zajęła się zamówieniami, składanymi przez kolejnych klientów. 
— Czego chciał? — Markus złapał ją za ramię, gdy znów mieli kilka minut przerwy. Odwróciła się na pięcie i rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie. Wprawdzie była młodsza o te dziewięć lat, co mogłoby wyjaśniać braterskie uczucia Markusa, jakie do niej żywił, jednak uważała, że potrafi zadbać o siebie. 
— Zaprosił mnie na kolację — odparła krótko. 
— Zgodziłaś się? 
— Tak. 
— Liv? — zagadnął. Spojrzała na niego pytająco. Powstrzymywała rozbawiony uśmiech, gdy zauważyła, że Markus jest zakłopotany. — Jesteś pewna tego gościa? 
— Markus, o co ci chodzi? — zapytała zniecierpliwiona. Założywszy ręce na piersiach, kontynuowała: — Znasz go? Zamordował kogoś, a ja nic o tym nie wiem? 
— On ma spojrzenie człowieka, który zobaczył zbyt wiele i nie potrafi o tym zapomnieć — rzekł powoli, jakby ważył każde słowo. Zignorował jej wcześniejszą zaczepkę. Popatrzył na nią z powagą w ciemnych oczach. Liv zrozumiała, że nie mówi jej o tym, ponieważ uważa ją za niedojrzałą. — Ten facet jest w rozsypce. Naprawdę chcesz się  z nim spotykać? 
Zastanawiając się nad jego słowami, przygryzła wargę. Tom bez wątpienia miał problem – w końcu przyznał jej o dręczącej go samotności, mimo że był wtedy pijany. Tom obejmując ją, sprawiał wrażenie, że chciał przekonać sam siebie o jej istnieniu; jakby bał się, że zaraz zniknie i znów zostanie sam. Liv nie była mu dłużna. Każdy wcześniejszy pocałunek oddawała z podobną zachłannością, w osobie Toma szukała wytchnienia. Pomyślała o długim pobycie w klinice Charité, poczuciu samotności i przerażającym strachu, jakiego tam zaznała. Wspomniała krótko swoich rodziców oraz Dominica. Słowa nienawiści powracały do niej w najmniej oczekiwanych chwilach. 
— Ja też jestem w rozsypce, Markus — odparła cicho. 
Rzuciła krótkie spojrzenie na stolik, przy którym siedział Tom, ale krzesło było puste, a na blacie stała szklanka z colą. 


Następnego dnia w południe Tom odwiedził Gustava w jego mieszkaniu. Musiał tam pojechać, ponieważ Gustav obiecał mu, że poinformuje go o przebiegu spotkania z Georgiem oraz Sophie, ale ostatecznie tego nie uczynił. Tom miał złe przeczucia, dlatego postanowił sprawdzić to na własną rękę. Starał się wzniecać w sobie nadzieję, że Gustav zapomniał do niego zadzwonić, jednak w głębi duszy czuł, że przyjaciel został również pobity, albo co gorsza – przekonany przez Georga, że Sophie tylko spadła ze schodów, a Tom był sam sobie winien, ponieważ przystawiał się do dziewczyny i Georg nie mógł tego zignorować. Prawie zazgrzytał zębami ze złości, wyobraziwszy sobie realnie zawiedziony głos Georga, gdy opowiadał, jak bardzo zawiódł się na przyjacielu z zespołu. Tom potrząsnął głową. Gustav był inteligentnym facetem, upartym jak osioł, ale inteligentnym. Wiedział, że na pewno nie uwierzył w mgliste tłumaczenia Georga. 
Gustav otworzył drzwi i spojrzał na Toma z wyraźnym wahaniem. To zasygnalizowało mu, że stało się coś niedobrego, mimo że przyjaciel nie wdał się w żadną bójkę. Wyglądał tak samo jak dzień wcześniej. Miał nawet tę samą zieloną podkoszulkę i czarne dżinsy. Tom przecisnął się w wejściu. Obdarzywszy przyjaciela kolejnym spojrzeniem, w ciszy rozsunął zamek czarnej kurtki i ściągnął ją z siebie. Rozejrzał się jeszcze i ucieszył w duchu, ponieważ w mieszkaniu nie było Mariny. Lubił dziewczynę Gustava, jednak nie chciał rozmawiać przy niej o Sophie. 
— Miałeś do mnie zadzwonić! — rozpoczął z wyrzutem w głosie. Gustav wzruszył ramionami i głową wskazał, aby usiadł na skórzanej kanapie w małym salonie. Tom nie rozumiał, dlaczego Gustav chciał zamieszkać w zwykłej kawalerce, gdy stać go na pokaźną willę. Dał spokój swoim rozmyślaniom i usadowił się wygodnie. Gustav bez słowa zajął miejsce na fotelu obok. — Człowieku, martwiłem się. Myślałem, że Georg połamał ci wszystkie kości. 
— Niczego mi nie złamał, jak widzisz — stwierdził obojętnie. Tom wytrzeszczył oczy i był gotów nim potrząsnąć. Nie potrzebował lepszego potwierdzenia na swoje obawy. — Długo rozmawialiśmy. 
— I co? — dopytywał się. Być może Gustav nie był gadatliwy, jak chociażby Tom, jednak tym razem przeszedł samego siebie. — Och, możesz sobie darować budowanie napięcia?! — wybuchnął wreszcie. 
Gustav spojrzał na niego, ale w sposób, jaki potem się uśmiechnął, nie spodobał się Tomowi. 
— Doszliśmy do pewnego porozumienia — wyjaśnił. Tom skinął głową. Gustav wreszcie przechodził do sedna sprawy. — Georg obiecał, że nigdy więcej nie wda się z tobą w bójkę, jeśli go przeprosisz i odwalisz się od Sophie. 
— Co zrobię?! — wrzasnął nagle. Wstał i rozpoczął wędrówkę po kwadratowym pomieszczeniu. Krążył wokół kanapy oraz foteli, rzucając ukradkowe spojrzenia na bibeloty i zdjęcia oprawione w ramki. Każda fotografia przedstawiała Gustava z kobietą – matką, siostrą oraz Mariną. Tych z Mariną było najmniej, ale Tom nie był w stanie zastanawiać się, co było tego powodem. Słowa Gustava dźwięczały mu w uszach, więc nie było możliwości, że mógł się przesłyszeć. — O czym ty, do kurwy nędzy, mówisz? Georg leje Sophie, a ja mam go przepraszać, że obił mi mordę?! 
Tom zatrzymał się wpół kroku. Oparł o oparcie kanapy i posyłał świdrujące spojrzenia Gustavowi. Przyjaciel wydawał się opanowany, czego Tom mu zazdrościł. Zaciskał mocno pięści, aby pohamować narastającą wściekłość. Starał się również oddychać głęboko i spokojnie. Dreszcze przeszywały ciało Toma, więc postanowił uspokoić się możliwie jak najszybciej. W końcu nie był u siebie w domu, a Gustav nie byłby szczęśliwy, gdyby coś rozbił. 
— Georg uważa, że przystawiałeś się do Sophie, dlatego wpadł w szał — wyjaśnił krótko. Tom stracił zdolność mówienia na kilka chwil. Wpatrywał się w Gustava jak otępiały. Czy on naprawdę nabrał się na to? — Tom, przykro mi, że tak mnie okłamałeś. Naprawdę myślałem, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, i mnie szanujesz. 
— Ależ jesteśmy! — krzyknął Tom. Gustav zmarszczył brwi, jakby w zdziwieniu, że Tom odważył się zaprotestować. — Sophie to fajna laska, ale, cholera, nie tknąłbym jej palcem. Ani Mariny, ani Sandry. Żadnej z nich, rozumiesz? 
— To spróbuj mi wyjaśnić, dlaczego jesteś pobity, a Sophie potwierdziła, że chciałeś zaciągnąć ją do łóżka? 
— Gustav! Nie widziałeś jej twarzy? Oślepłeś już, czy zdurniałeś do końca? — zapytał ironicznie. Gustav odruchowo poprawił okulary w czarnej oprawce na nosie. 
— Sophie wygląda tak samo jak kilka dni temu. Nie ma śladu nawet siniaka — odpowiedział. 
— To dziewczyna, na pewno umie zrobić taki makijaż, aby zakrył każdego siniaka. — Tom odpowiedział tak pewnie, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. — A widziałeś jej plecy? — dodał pytająco. 
Spojrzenie Gustava uświadomiło mu, że przyjaciel nie uwierzy już w żadne jego słowo. Tom zrozumiał, że właśnie zniszczył i tak dość nikłą szansę na porozumienie z przyjacielem. Na pewno nie znajdzie odpowiednich słów, aby oczyścić się z zarzutu o rzekome napastowanie Sophie, skoro sam przyznał, że oglądał jej nagie plecy. Powstrzymał się od uderzenia otwartą dłonią w czoło. 
— I ty mówisz, że Georg kłamie? — Gustav zapytał kpiącym głosem. Tom rzucił mu ostre spojrzenie, które w zupełności zignorował. — Tom, jeżeli masz jakiś problem, to po prostu z nami porozmawiaj. Poczułem się jak ostatni idiota, gdy wziąłem twoją stronę, a oboje przedstawili mi zupełnie inny scenariusz. Jesteś obleśnym tchórzem. 
Tom stracił nad sobą panowanie i w ciągu jednej chwili znalazł się przy Gustavie. Sam nie wiedział, skąd znalazł nagle siły, ale chwycił go za koszulkę i podniósł do góry. Gustav spojrzał na niego z jawnym przerażeniem. Tom zaciskał mocno dłonie, chcąc chociaż trochę ukryć drżenie całego ciała. Był wściekły, rozżalony i również przerażony. Wiedział, że został naprawdę sam, i nie mógł już liczyć na niczyją pomoc. Nie mógł też pomóc Sophie, skoro brakło jej odwagi i potwierdziła historyjkę przygotowaną przez Georga. Nie mógł porozmawiać z Billem, nie miał już nikogo; został sam. 
Puścił Gustava, odsuwając się jak poparzony. Przyjaciel opadł bezwładnie na fotel, rzucając mu puste spojrzenie. Tom czuł się brudny; zaatakował własnego brata, a teraz nawet Gustava. Kto będzie następny? 
— Jesteś równie impulsywny, jak opisywał Georg. Przykro mi, Tom, ale sądzę, że nie mamy już o czym rozmawiać — rzekł cicho. 
Tom opuścił ramiona i bez słowa opuścił mieszkanie Gustava. Jednak to nie pomogło zagłuszyć słów Gustava, które raz po raz rozbrzmiewały w jego głowie. 


Tom zaparkował samochód przed barem kilkanaście minut przed umówioną wcześniej dwudziestą. Oparłszy się wygodniej o oparcie fotela, wbił wzrok przed siebie, pozornie obserwując krążące w powietrzu drobne płatki śniegu. Skrzyżował ramiona, w duchu upominając samego siebie, jak powinien się zachować, kiedy Liv wreszcie się pojawi. Mimo ciężkiego dnia, kolejnej kłótni i ogromnego rozczarowania, postanowił trzymać swoje nerwy na wodzy i tym razem nie zdradzić się chociażby słowem ani żadnym gestem. Obawiał się, że nie potrafiłby dłużej ignorować pytań Liv, a wtedy runąłby pewien mur, który został już naruszony w fundamentach. 
Liv była punktualna; równo o dwudziestej otworzyły się drzwi i wyszła przed budynek. Tom z daleka widział jej zdziwienie, gdy płatki śniegu delikatnie opadały na jej twarz. Uśmiechnęła się wtedy w przestrzeń i rozejrzała wokół. Tom otworzył drzwiczki, wysiadając z samochodu. Machnął jej dłonią. Czekał na nią, opierając się o maskę i obserwując jej zbliżającą się postać. 
— Przyjechałeś — stwierdziła na powitanie. 
Skinął jej głową i wsunął się na fotel kierowcy. Liv zajęła miejsce pasażera, zapięła pasy i chuchnęła w zmarznięte dłonie. Tom przechylił głowę, przyglądając się dłużej dziewczynie. Związała włosy w niedbałego koka, który dodawał jej wyjątkowego uroku. Zauważył, że zrobiła delikatny makijaż. Ciemne kreski na powiekach sprawiały, że spojrzenie Liv było jeszcze głębsze, a niebieski kolor oczu bardziej mu się podobał. Uniosła głowę i napotkawszy jego wzrok, uśmiechnęła się ciepło. Ten prosty gest ujął go za serce, irracjonalnie odnawiając rany, które starał się zamknąć gdzieś na dnie serca. Odwrócił wzrok, przekręcając kluczyk w stacyjce. 
— Przygotowałeś coś do jedzenia? — zagadnęła nagle, gdy przekroczyła próg domu. 
— Tak — potwierdził skinieniem głowy. Tom zamknął drzwi i odwrócił się do Liv. Zauważył, że zagryzła wargi, jakby tłumiła nagły napad śmiechu. — Nie zrobiłem kanapek ani nie poczęstuję cię jajecznicą. — Liv wybuchnęła wesołym śmiechem, który był na tyle zaraźliwy, że Tom musiał się uśmiechnąć. 
 Liv ściągnęła płaszcz i odwiesiła go na wieszak. Tom zastygł wpół ruchu. Przełknąwszy głośno ślinę, utkwił wzrok w Liv. W duchu cieszył się, że stała odwrócona tyłem, ponieważ mógł niemalże bezkarnie pożerać ją wzrokiem. Liv miała na sobie krótką białą sukienkę, której tył wykonany był z delikatnej koronki. Zagryzł dolną wargę, a wzrokiem przesuwał w górę od szczupłych nóg Liv, aż po plecy, od których nie mógł oderwać oczu. Wytatuowany smok nadal przykuwał jego uwagę i fascynował. Ktoś musi mnie chronić, powiedziała ostatnim razem. Potwór wywiązywał się z powierzonego mu zadania, ponieważ wciąż łypał groźnym okiem na Toma. 
— Makaron i pierś z kurczaka z sosem śmietankowym — zdradził w końcu, wracając do rzeczywistości. Liv pokiwała głową i wydawała się zadowolona, co Tom przyjął z widoczną ulgą. 
Tom chwycił Liv za dłoń i pociągnął lekko za sobą, prowadząc ją do salonu. Liv, rzuciwszy szybkie spojrzenie, gwizdnęła z cichym zachwytem, za co Tom podziękował w duchu. 
Starał się jak najlepiej przygotować stół, używając wskazówek internetowych. Blat nakrył białym obrusem, którego istnienia nawet nie podejrzewał, ale trafił na niego za sprawą zwykłego, jednak bardzo szczęśliwego przypadku. Najwięcej problemu miał z ułożeniem talerzy oraz sztućców, tak jak pokazywał to poradnik w Internecie. Przeklinając pod nosem, zniecierpliwiony i wciąż roztrzęsiony po spotkaniu z Gustavem, drżącymi dłońmi poprawiał zastawę, chociaż w głębi ducha miał ochotę rzucić wszystkimi talerzami o ścianę. Czuł, że wraz z każdym kawałkiem roztrzaskanego szkła, jego rozczarowanie oraz wściekłe rozgoryczenie chociaż trochę przestałyby dawać o sobie znać. Ale wtedy zmuszał się do myślenia o Liv. Chciał poczuć mniej więcej to samo, co czuł, kiedy zapraszał ją na kolację. Musiał chociaż udawać, że wciąż chciał jej podziękować, i skupić się tylko na niej, a swoje rozterki porzucić jak najdalej. 
Odsunął krzesło i uśmiechnął się zawadiacko, gdy Liv rzuciła mu zdziwione spojrzenie. Wzruszywszy ramionami, doceniła jego gest. Usiadła, a on wtedy nachylił się nad nią, opierając delikatnie brodę na jej szczupłym ramieniu. Mocny zapach bzu wdarł się w jego nozdrza. 
— Zaraz przyniosę kolację, po której zakochasz się we mnie bez pamięci, i będziesz na kolanach błagać mnie o więcej — szepnął poważnie wprost do jej ucha, lecz Liv usłyszawszy ostatnie słowa, roześmiała się wesoło. Odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na niego, ale zobaczył jakiś niepokojący cień w jej niebieskich oczach, który przejął go dreszczem. Co najmniej jakby chciała coś ukryć. 
— Pomóc ci? — zaofiarowała się, jednak Tom zaprzeczył ruchem głowy. Posłała mu znaczące spojrzenie. — To na co czekasz? 
Uśmiechnął się lekko i zanim odszedł, palcem przeciągnął po odsłoniętym karku Liv. Drgnęła, a spojrzenie, które w nim utkwiła, przeszywało go niemal na wskroś. Obietnica seksu wisiała w powietrzu, co Tom uświadomił sobie prawie z bólem. Poszedł szybko do kuchni, ponieważ jedyne czego wtedy pragnął, to była bliskość Liv. 
Zaniósł do salonu talerze z kolacją, a w drodze powrotnej po napoje towarzyszył mu wesoły śmiech Liv. Na początku nie mógł zrozumieć, co ją tak bawi, ponieważ wcześniej jej obiecał, że nie kupi żadnego alkoholu, a on zawsze dotrzymuje danego słowa, więc zaproponował Liv jedynie sok. Jednak nie mógł powstrzymać wrażenia, że Liv była naprawdę szczęśliwa i dobrze czuła się w jego towarzystwie – coraz częściej się śmiała, dużo się uśmiechała, a także była skora do pomocy w każdej chwili, gdy tylko tego potrzebował. I to jedynie po dwóch spotkaniach. 
Był na tyle zamyślony, że nie usłyszał, gdy zbliżyła się Liv. Dlatego więc nastąpiła katastrofa – Tom, trzymając w dłoniach kieliszki z sokiem wiśniowym, odwrócił się gwałtowanie i zderzył z Liv. Potem zaklął głośno i odskoczył, jednak to na nic się zdało; puste kieliszki upadły na podłogę, rozbijając się na drobne kawałki. Sok był wszędzie – na panelach, blacie szafki, jego dżinsach oraz granatowej koszulce, a co gorsza – biała sukienka Liv upstrzona była w wiśniowe plamy. Liv popatrzyła tępo na swoją brudną sukienkę i Tom, pewny, że szykuje się do ostrego komentarza, rzucił tylko: 
— Ściągaj ją! 
Liv nie musiała nic mówić – wystarczyło spojrzenie. Tom nie wiedział, czy ma zamiar uderzyć go w twarz, czy po prostu się rozpłakać ze złości. Zaczął tłumaczyć i żywo gestykulować rękoma: 
— Może nie jestem najlepszy w pracach domowych, ale postaram się zaprać tę plamę. Nie chcę, żebyś straciła tak ładną sukienkę. — Tom miał nadzieję, że w jego głosie nie było słychać napięcia, które odczuwał. W ubraniu wyglądała seksownie, a na myśl, że mogłaby stanąć przy nim tylko w bieliźnie, zaschło mu w gardle. — Dam ci moją koszulkę, żebyś nie musiała chodzić półnago — dodał, siląc się na poważny ton. Przecież odkąd przekroczyła próg jego domu, nie czekał na nic innego. — Liv, rozbieraj się szybko. 
Skinęła głową, a Tom nie czekając, aż się rozbierze, wyszedł z kuchni. Wbiegł po schodach, po drodze ściągając brudną bluzkę, a potem wpadł do swojego pokoju niczym tornado. W dodatku przeklinające tornado, ponieważ wyrzucał z siebie przekleństwa niemalże z prędkością światła. Cały dzień przeczuwał, iż ich wspólny wieczór zakończy się jakąś katastrofą – pokłócą się albo w jakikolwiek sposób zdenerwuje Liv, ale nie podejrzewał, że obleje ją sokiem! Ręce mu drżały, gdy z szuflady wyciągał zieloną koszulkę. Odwrócił się, gniotąc w dłoniach materiał i przystanął wpół kroku, gdy zauważył, że Liv wspina się po schodach. Bez sukienki, ponieważ trzymała ją w ręku. Wędrował wzrokiem od jej szczupłych nóg, płaskiego brzucha do pełnych piersi. Ostatkiem woli powstrzymywał się od rzucenia koszulki na podłogę, a zamknięcia w ramionach Liv. Chciał poczuć jej ciało tu i teraz, szczególnie, gdy pozbawiona była już ubrania, a on stał przed nią z nagim torsem. 
— Ubierz to — powiedział drżącym głosem. Liv chyba niczego nie zauważyła, ponieważ wzięła koszulkę i założyła ją na siebie. Sięgała niemalże kolan, ale mimo wszystko Tom widział coś innego. — Daj sukienkę. 
Złapał biały materiał i odwrócił się na pięcie, wchodząc do łazienki. Wydał z siebie odgłos przywodzący na myśl jęknięcie oraz jednoczesne westchnięcie, kiedy Liv weszła do pomieszczenia razem z nim. Nagle zrobiło się bardzo gorąco i Tom zastanawiał się, czy dziewczyna również to czuje. Uważał, że musiała to zauważyć, bo jaka normalna kobieta pozostałaby obojętna w obecności półnagiego faceta? Rzucił krótkie spojrzenie na Liv, nalewając gorącej wody do umywalki. Siedziała na oparciu wanny po jego lewej stronie i założywszy nogę na nogę, machała lekko prawą stopą. Wprawdzie patrzyła na niego, ale Tom nie uchwycił podobnego zainteresowania w niebieskich oczach, jakim sam ją obdarzał. 
— Pomogę ci — odezwała się nagle, wstając. Widocznie miała już dość nieudolnych prób zaprania plam. Odsunął się, ale zatrzymał, gdy Liv chwyciła mocno jego dłoń. Uśmiechnęła się łobuzersko, a Tom poczuł, jak kolana uginają się pod nim. — Ty ubrudziłeś sukienkę i ty ją wypierzesz. Ja tylko pokażę, jak to zrobić, bo chyba nie masz o tym pojęcia. 
Pokręciła z dezaprobatą głową, a Tom przełknąwszy ślinę, wrócił na swoje miejsce. Liv wsunęła się przed niego, ocierając pupą o jego krok. Tom pochylił głowę, ponieważ nie chciał, aby Liv zobaczyła jego minę w lustrze i wzięła za zwykłego napalonego faceta. Jej chłodne dłonie wydawały się być lodowato zimne, ale wcale go nie ochłodziły, a wręcz jedynie rozochociły. W myślach tłumaczył sobie, że to tylko zwykłe pranie. Odliczał po cichu upływający czas. 
Ale im bliżej była Liv i im bardziej czuł zniewalający zapach bzu, tym bardziej tracił poczucie czasu oraz świadomości. Więcej myślał o ostatnich dniach, chociaż obiecywał sobie, że nie dopuści do tego w obecności Liv. Złe emocje znów wzięły w górę; wszystkie oskarżenia ze strony Billa oraz Gustava powracały do niego, odbijając się echem i niemalże pozbawiając go tchu. Liv prowadziła jego dłonie, ale już prawie w ogóle tego nie czuł. Zagryzał mocno wargi, ale nie potrafił odgonić od siebie wspomnień. Podniósł głowę i spojrzawszy w lustro, niemal wystraszył się samego siebie. Ciemne oczy stały się niemalże czarne, a twarz wykrzywiał grymas. 
Schylił się i pocałował lekko Liv w kark. Zastygła w bezruchu. Tom nie mógł powiedzieć o sobie tego samego, ponieważ wyciągnął dłonie z gorącej wody i objął mocno Liv w pasie, przyciskając do swojego ciała. Nie dbał o jej sukienkę, kolejną mokrą koszulkę i rozbryzganą wodę na płytkach. 
— Tom, moja sukienka... — Liv starała się zaprotestować. 
— Chrzanię sukienkę. Pragnę cię — powiedział zachrypniętym głosem, odrywając usta na chwilę od jej nagiego karku. 
Liv odwróciła się do niego. Tom odetchnął z ulgą, gdy nie zobaczył w niebieskich oczach nawet śladu złości. Ujął jej twarz w swoje dłonie, a potem pocałował pełne usta lekko, delikatnie, niczym tchnienie porannego wiatru. Przymknął powieki, rozkoszując się truskawkowym smakiem pomadki, którą pokryte były wargi Liv. Z piersi wyrwało mu się westchnięcie, kiedy Liv objęła mocno jego kark, przyciągając go do siebie. Ciepłe krople wody popłynęły wzdłuż jego pleców. Pocałowała go również, a wtedy Tom uniósł Liv do góry . 
— Tom... — Cichy szept rozległ się tuż przy jego uchu; głos rozsądku
Liv oplotła ciasno nogami biodra Toma. Posadził ją na krawędzi umywalki, starając się, aby Liv nie dotknęła pupą poziomu wody, w której wciąż tkwiła jej sukienka. Kreacja kompletnie straciła dla niego znaczenie, w tej chwili, całując zachłannie Liv, nie pamiętał już nawet, dlaczego oboje znaleźli się w łazience. Odsunął się na chwilę, patrząc w oczy Liv; wzrok miała nieco zamglony, ale po twarzy błąkał się uśmiech. Zanim znów poczuł smak jej warg, zdążył pomyśleć, że pragnie Liv. To Liv potrzebował; to ona była długo szukanym lekiem na całe zło. Zrozumiał to w ciągu chwili, a uderzenie serca później, trzymając ją w ramionach, nie chciał już opuszczać. Tylko ona mogła go zrozumieć. 
Postawił ją z powrotem na ziemi. Drżącymi dłońmi wyciągnął wszystkie wsuwki i ściągnął czarną gumkę, rzucając ją na podłogę. Włosy Liv opadły na ramiona miękką, lekko skręconą falą. Zanurzył weń palce. Liv wyglądała o wiele piękniej oraz pociągająco, gdy rozpuszczone włosy okalały jej twarz. Włożył ręce pod zieloną koszulkę, popychając dziewczynę do tyłu. Nie odrywając swoich ust od jego, obejmując mocno ramionami, pozwalała prowadzić się i powoli rozbierać. Tom gładził plecy Liv, sięgając do zapięcia białego, koronkowego stanika. Nie potrafił powstrzymać głośnego westchnięcia, kiedy poczuł dłonie Liv na swojej nabrzmiałej męskości, a potem przesunąwszy je w górę, zaczepiła palcami o szlufki spodni, wzmacniając jego zniecierpliwienie. Ściągnął z niej ubranie i rzuciwszy długie, spragnione spojrzenie na jej nagie ciało zbliżył się i dotknąwszy piersi dłońmi, zsunął je, zaciskając na pośladkach. Liv objąwszy mocno jego kark, podskoczyła nieco, a Tom chwycił ją w pasie. 
Przeszli razem przez ciemny korytarz, który oświetlało jedynie światło z łazienki. Tom pchnął drzwi, wchodząc do swojego pokoju. Tuż przy łóżku postawił Liv na podłodze, błądząc dłońmi oraz ustami po jej ciele. Popchnął ją lekko, a gdy upadła na materac, obserwował, jak blask księżyca odbija się na jej skórze. Położył się tuż obok i pieszcząc ciało Liv, obdarowywał ją kolejnymi pocałunkami. Gdzieś w głębi duszy zdawał sobie sprawę, że zachowuje się zbyt porywczo i jednocześnie okazuje Liv za dużo czułości. Każdy dotyk i pocałunek przesiąknięty był emocjami; chciał, aby czuła tylko te lepsze, lecz tak naprawdę wykorzystując Liv, chciał rozładować całą złość, która kłębiła się w nim od kilku dni. 
Wszedł w nią mocno i pewnie, czując, że dłużej nie wytrzyma tego napięcia. Z ich gardeł wyrwał się podobny jęk, który zmieszawszy się ze sobą, był nie do odróżnienia. Liv objąwszy go ramionami, trzymała blisko siebie, wzdychając cicho do ucha. Palcami pieścił prawą pierś dziewczyny i zatraciwszy się w rytmicznym tempie, któremu oboje ulegli, stracił na chwilę zdolność myślenia. Wtedy liczyła się jedynie Liv; jej ciepłe i miękkie ciało, przyśpieszone bicie serca, które czuł całym sobą oraz poczucie bliskości drugiej osoby. Liv krzyknęła głośno, wyginając się w łuk. Tom westchnął, a kiedy ich oddechy zaczęły się normować, objął ją mocno, przytulając do siebie. Pocałował delikatnie jej dekolt i roześmiał się nagle, kiedy dłonie Liv dotknęły jego głowy. Przeciągnęła nimi aż do karku, gdzie głaskała nagie ciało, przesuwając długie warkocze. 
— Co z moją sukienką? — zagadnęła w końcu, przerywając błogą ciszę. Tom dopiero wtedy przypomniał sobie, co spowodowało, że nagle znaleźli się w jego łóżku. Chociaż leżąc i trzymając Liv w ramionach, nie chciał ruszać się na krok, a gdyby ktoś cofnął czas, znów zacząłby ją całować i pozbawiać ubrania. — Tom? 
— Kupię ci nową, dobrze? Jako zadośćuczynienie za zniszczenie jej i... 
— … zaciągnięcie mnie do łóżka? — podsunęła. Nie patrzył na nią, ale ton jej głosu zasugerował mu, że się uśmiecha. — Ty łajdaku! Od początku chciałeś zniszczyć mi sukienkę i mnie rozebrać? 
— Może nie tak od razu — przyznał cicho. Jęknął z protestem, gdy Liv wbiła paznokcie w jego nagi kark. — Nie chciałem niszczyć twojej sukienki, ponieważ naprawdę pięknie w niej wyglądasz — dodał przekonująco. Uniósł się lekko na łokciach i znów pocałował Liv. Tym razem był to długi oraz czuły pocałunek; miał już Liv tylko dla siebie. — Może coś zjemy?

7 komentarzy:

  1. Dziękuję za dedykację <3 I to podwójną w sumie – i bloga, i tego rozdziału. Weselej mi i lżej na duszy, choć wciąż mam ochotę kogoś zamordować.

    Deser przed jedzeniem? Tego chyba jeszcze nie było ^^
    W przeciwieństwie do Toma i Liv zacznę od przystawki, czyli od początku. Scena w barze była fajna. Tak po prostu fajna. Sympatyczna, o. Tak lepiej brzmi. Z Markusa też sympatyczny gościu. Ale dobrze, że jest starszy od Liv, a różnica wieku jej nieco wadzi, bo już wyobrażam sobie Toma u boku Liv, nie jakiegoś tam Markusa. Powlająca rozmowa Liv z Tomem i jego zaproszenie. Tom wyglądał jak taki ciamajda i nieudacznik – pobity, zrezygnowant, a Liv patrzyła na niego jak na idiotę (którym poniekąd jest) – przez cały czas miałam tę wizję przed oczyma xD.
    Gustav! No jak żelki kocham, jemu też chętnie bym przywaliła. Wiadomo – to nie jego wina. Gdyby nie zakłamany, dwulicowy łajdak, Georg, i zastraszona Sophie, to Gustav nie dałby się zwieść. Przecież na początku uwierzył Tomowi. Ech, to okropne uczucie, kiedy jako jedyna osoba znasz prawdę, a nie dość, że nikt nie chce uwierzyć, to wszyscy odwracają się plecami.
    Teraz pora na deser, którego nie mogłam się doczekać! Uwieeelbiam Toma i Liv razem. Są do siebie podobni pod pewnymi względami, dlatego wydaje mi się, że tylko oni mogą pomóc sobie nawzajem. Jestem nawet w stanie wybaczyć Tomowi brak kultury (nie otworzył drzwi samochodu przed Liv, co za niewychowany typ!), bo z kolacją się postarał, nawet jajecznicy nie podał tylko kurczaka w sosie. Razem z Liv jestem pod ogromnym wrażeniem!
    W ogóle to czekałam i doczekać się nie mogłam, aż Tom rzuci się na Liv ^^
    Poplamiona sukienka i reakcja Toma – miodzio. Jak już wcześniej pisałam – seksualność i intymność ich spotkania była wyczuwalna od momentu, gdy tylko przekroczyli prób mieszkania Toma. Atmosfera jak z prawdziwego romansu. A kiedy Liv i Tom zabrali się za odpieranie plamy z sukienki, po prosu można było wyczuć i zobaczyć magnetyczne przyciąganie się tych dwojga. Rewelacja. I to, jak na końcu, po wszystkim, Tom przypomniał sobie, że jednak mogliby coś przekąsić. xD
    Dobra, brat siedzi mi na kolanach i w drugim okienku lecą „Potwory i spółka”, więc niewiele na razie wymyślę.

    Kocham Cię! ;*
    Nie każ nam wszystkim tak długo czekać na 7.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię Liv. Jest chyba najbardziej wyrozumiałą postacią w całym tym opowiadaniu.
    Przyznam szczerze, że brakuje mi Billa. No cóż, Nor potrafię się bez niego obejść przez dłuższy czas , chociażby był... księdzem (for example xD). Wszystko ładnie pięknie tylko... Hmm... Co to jest? Przeczytaj uważnie to, co napisalas.
    " Przygotowałeś coś do jedzenia? — zagadnęła nagle, gdy przekroczyła próg domu. — Tak. — Potwierdził skinieniem głowy. Tom zamknął drzwiczki i odwrócił się do Liv. Zauważył, że zagryzła wargi, jakby tłumiła nagły napad śmiechu. —Nie zrobiłem kanapek ani nie poczęstuję cię jajecznicą. — Liv wybuchnęła wesołym śmiechem, który był na tyle zaraźliwy, że Tom musiał się uśmiechnąć. Niecały kwadrans później Tom zaparkował samochód przed swoim domem."
    Już? Git. Jakim cudem Liv dwa razy przekroczyła próg domu Toma ( w ogóle tan gdzieś raz koło tego było prób zamiast próg) ? Pewnie pisałas tę scenę w dwóch wersjach i zostały obie przepoczfarzając (co za słowo o.O) się w jakieś monstrum :P
    Gustavowi to mam ochotę przywalic, bo jest takim przydupasem. Stoi po stronie tej osoby, u której bardziej mu się to opłaca. Co za koles w ogóle!
    Jak oni mnie wszyscy denerwują! Grrr...
    Liv pewnie tez raka będzie, najpierw się trochę poseksi z Tomem, a potem kiedy będzie potrzebował jej pomocy, to go zostawi. Sorry, dziewczyna ma swoje problemy a nie wygląda na zbyt czynną w pomaganiu innym. Ok, wysłucha, ale ogarnięcie zespołu samo się nie zrobi. Szczerze mówiąc, już tylko czekam aż będzie musiała zmierzyć się z kąśliwymi uwagami Billa. Jeżeli w ogóle do tego dojdzie...
    Ale nadal ją lubię xD ostatnia scena była piękna, taka nawet bym powiedziała, sympatyczna :P Nie wiem czemu, ale nie chce mi się rozpisywać na jej temat. Może przez to, że komentarz publikuję jakieś 6 godz. po przeczytaniu notki? Z resztą Naridia wszystko powiedziała. I zgadzam się z nią, Tom to niewychowany... Ktośtam xD nawet jej drzwi od samochodu nie otworzył! A wylanie aoku było takie typowe >.< ale przyczyniło się do dobrej sprawy :D coś miałam jeszcze napisać, ale zapomnialam. Najwyżej dodam później :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rety, dzięki! Przepraszam najmocniej, ale w ogóle tego nie zauważyłam zanim dodałam, ale siara. XD

      Usuń
  3. Wspaniale, to jedyne słowo które przychodzimi na myśl by określić jak napisałaś ten post. NIe umiem się rozpisywać tak jak koleżanki powyżej, więc dużo nie napiszę, podoba mi się jak opisałaś scenę erotyczną, nie z przesadą, tylko tak delikatnie, że od raz sobie to wszystko wyobrażam. Na prawde świetnie, a co do tej małej pomyłki, to zdażają się każdemu, wiec żaden problem.;)
    ''Nie każ nam wszystkim tak długo czekać na 7.'' - podpisuję się pod tym.;)
    POzdrawiam:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Scena w łazience bardzo zmysłowa i boska. Strasznie mi się spodobała, ten opis, emocje Liv i Toma.. Ten tatuaż, smok, za każdym razem ilokroć o nim piszesz mnie pasjonuje i wyobrażam sobie w głowie takie małe, zgrabne plecki i dużego smoka niczym z Harry'ego Pottera. W ogóle Liv wydaje mi się taka słodka acz konretna i ostra, choć w głębi zagubiona. A ta sytuacja z Gustavem, no cóż wiem, że to tylko opowiadanie ale zawiódł mnie.
    Sara

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda mi strasznie Toma, ale gdy jest on z Liv czuję taki spokój, jakby ona była dla niego taką "ochroną". A to dziwne, bo zwykle to facet daje poczucie bezpieczeństwa kobiecie i jest dla niej taką ostoją. Myślę, że obydwoje mogą wiele sobie dać nawzajem i niekoniecznie tylko dobry seks :D Choć ich życie erotyczne jest również poruszające xd Podoba mi się ta relacja, jaka się miedzy nimi utworzyła i sposób w jaki się rozwija. Naprawdę świetnie się czyta taką historię :) Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Po części był to bardzo uroczy odcinek, biorąc pod uwagę naturalnie część drugą. Liv ma rację: oboje są w rozsypce, oboje są sami. Są więc swego rodzaju swoim uzupełnieniem. Także ten, sukienka o symbol tego odcinka :D No cóż, każdy pretekst jest dobry xd Nie no, wiem, nie planował tego ta pd razu, jak to sam powiedział, aaaale... wiadomo, o co chodziło :D szkoda mi tylko Gustava, to znaczy... cholera, no tak nim manipulować... Ale jak Tom zapytał go, czy nie widział je pleców., to już wiedziałam, że to koniec. palnął straszną głupotę, Gustav pewnie pomyślał sobie, że jak się "dobierał" do Sophie, to starał się zdjąć jej górną część ubrania, przez co zobaczył posiniaczone plecy. Hm, bo zakładam, że często to ona w bluzkach odkrywających plecy nie chodzi. Zwłaszcza teraz. No ale trzeba przyznać: Georg potrafi grać, ma po swojej stronie już wszystkich. Śmiesznie by było, gdyby wyczaił romans Toma i Liv i chciał ja w jakiś sposób przekabacić na swoją stronę, albo... coś jeszcze gorszego. Tak czy siak ciekawe, czy by nie chciał ja w jakiś sposób wykorzystać. No a sama Sophie? jest zastraszona, ja to rozumiem, ale może ona cokolwiek...? Może zobaczy, że Tom to porzucony przez najbliższe mu osoby wrak, zlituje się i wyzna mu prawdę... to znaczy to nie ma sensu, bo przecież Tom prawdę zna. A obecnie nawet ona jest przeciwko niemu przyznając, że jest z nią OK. Tak, kochana, zaciskaj sobie sznur na szyi, bo po co się ratować? Ajajaj... no nic, pisaj szybciej, bo cholernie się nie mogę doczekać, jak to z tymi durniami będzie. Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń