Liv
przeszła bezszelestnie przez salon, słuchając wesołego
pogwizdywania przebywającego w kuchni Toma. Ucieszyła się, że
odnalazł resztki dobrego humoru, chociaż wcale nie zdziwiłaby się,
gdyby zastała go zrozpaczonego. Poprzedni wieczór i odważne
zwierzenia musiały okazać się oczyszczające; prawdopodobnie Tom
poczuł się o wiele lepiej, kiedy podzielił się z nią swoimi
problemami oraz wszelkimi obawami, i pozwolił wkraść się do jego
świata. Jednak Liv nie potrafiła zdobyć się na to samo; mogła
wyłącznie oddawać czułe pocałunki i łaknąć jego bliskości,
chociaż w najtrudniejszych chwilach, gdy ożywało najwięcej
wspomnień, chciała podzielić się nimi z nim. Nie chciała być
dłużej z tym sama, ale nie potrafiła znaleźć w sobie
wystarczająco dużo odwagi.
—
Cześć, Liv —
powitał ją radośnie, kiedy tylko zjawiła się w pomieszczeniu.
Odwrócił się jedynie na krótką chwilę; zlustrował ją wzrokiem
i skinąwszy pochlebnie głową, wrócił do parzenia kawy. Spojrzała
łakomie na stos tostów piętrzących się na okrągłym talerzu w
kwiatki. Zaburczało jej w brzuchu. —
Nie wiedziałem, co lubisz, więc przygotowałem ci dwa dżemy. Mogę
zrobić też z szynką, serem albo co tylko zechcesz. Liv? —
zagadnął, kiedy nie odpowiedziała na jego sugestie.
Odwróciwszy
się, parsknął śmiechem, widząc jak Liv wciska sobie do ust tost
z dżemem brzoskwiniowym. Wzruszywszy ramionami, wydała z siebie
niezidentyfikowany odgłos. Tom obrócił się na pięcie i
nachyliwszy się nad stołem, wskazał na swoje ucho.
—
Chyba nie dosłyszę, mogłabyś
powtórzyć? —
zapytał dobitnie. —
Czy znów muszę cię rozebrać, żebyś mogła normalnie mówić?
Przełknąwszy
ostatni kęs, pacnęła go otwartą dłonią w głowę i posłała
mordercze spojrzenie, gdy popatrzył na nią z jawną pretensją.
—
Chciałeś coś dodać? —
rzuciła ostrzegawczo. Tom podniósł dłonie w poddańczym geście.
Wskazała palcem na talerz. —
Smakują mi. Może codziennie będziesz przyrządzać mi śniadania?
Przewrócił
teatralnie oczami, stawiając przed nią kubek z parującą kawą.
Popchnął w jej stronę cukierniczkę, zachowując poważny wyraz
twarzy, kiedy Liv wsypała cztery łyżeczki cukru. Chociaż kątem
oka Liv widziała dezaprobatę w jego ciemnych oczach, udawała, że
wcale tego nie zauważyła. Tom wziął swojego tosta i rzekł
mimochodem:
—
Opowiedz mi o sobie, Liv.
—
Jestem Liv Biermann i pracuję
jako barmanka —
odparła krótko. Upiła łyk i odstawiła kubek na stół.
Powierzchnia kawy zafalowała niebezpiecznie. —
Niedługo skończę dwadzieścia jeden lat. Mam sto siedemdziesiąt
dwa centymetry wzrostu, alergię na sok jabłkowy i boję się
pająków. Podać ci rozmiar buta? Bo ubrań —
spojrzawszy na niego, uniosła znacząco brwi —
już znasz.
—
Och, Liv —
westchnął, rozkładając bezradnie ręce. Przez chwilę przyglądała
mu się z ciekawością. —
Tej nocy opowiedziałem ci trochę więcej.
—
Liczysz na rewanż? —
dopowiedziała Liv, mrużąc oczy. Pytanie zawisło między nimi niczym niewidzialna groźba. Tom stracił nieco pewności siebie i
umoczył usta w kawie. —
Nie podpisywaliśmy żadnej umowy, Tom. Wybacz mi, ale nie potrafię
streścić ci całego mojego życia w dziesięć minut! Jeśli tego
nie zaakceptujesz, to może lepiej, abyśmy rozstali się teraz, póki
nie będziesz żałować, że zniknęłam z twojego życia.
Tom
uniósł brwi, patrząc na nią ze zdziwieniem. Potem pokręcił
głową i nachyliwszy się nad stołem, uścisnął jej dłoń,
uśmiechając się pokrzepiająco. Liv wypuściła powietrze nosem i
nie odtrąciła jego ręki.
—
Przestań, Liv —
poprosił. —
Akceptuję cię taką, jaką jesteś. Nie chciałem cię zdenerwować.
Żałowałbym, gdybyś zniknęła z mojego życia —
przyznał. Puścił do niej oko, uśmiechając się rozbrajająco,
więc Liv nieco złagodniała i zmieniła zacięty wyraz twarzy.
Pomimo chęci obrócenia wszystkiego w żart, głos Toma zabrzmiał
szczerze. Zdobyła się na ciche westchnienie. —
Dasz mi swój numer telefonu?
Liv
rozpogodziła się w jednej chwili. Tom wyglądał na zaskoczonego
jej zmianami nastrojów, ale starał się nie okazywać tego po
sobie, a tym bardziej – komentować w żaden sposób.
—
Zostawiłam ci na poduszce.
— Co sądzisz o tej?
Tom podniósł głowę, ponieważ wraz z usłyszanym pytaniem zadanym przez Marinę, ciemna, gruba kotara rozsunęła się i dziewczyna wyszła z damskiej przymierzalni. Tom popatrzył na nią i uśmiechnąwszy się z zadowoleniem, skinął głową. Marina, uniósłszy się na palcach stóp, zrobiła kilka małych kroczków w jego stronę, odwracając się nagle tyłem. Czarna krótka sukienka opinała jej szczupłe ciało i odsłaniała przedramiona. Zwilżył językiem spierzchnięte usta, zauważywszy odważne wycięcie na plecach, które wykończone było luźnymi częściami pofalowanego tiulu.
—
Bezkonkurencyjna —
stwierdził krótko.
Marina
obróciła się raz jeszcze, posłała mu rozbawiony uśmiech i
zniknęła w przymierzalni. Tom w tym czasie poklepał dłońmi
kieszenie spodni oraz kurtki w poszukiwaniu portfela. Potem rzucił
krótkie spojrzenie na zegar, wiszący tuż nad jego głową.
Zbliżała się trzecia po południu, co wprawiło go w niemałe
zdziwienie, ponieważ podejrzewał, że zakupy przeciągną się
przynajmniej do wieczora. Podziękował w duchu za instynkt, który
podpowiedział mu, że potrzebna mu kobieca pomoc – w tym przypadku
Mariny.
Wyszła
z przymierzalni. Owinąwszy szyję granatową chustą, zapięła
guziczki dłuższego płaszcza i podążyła za Tomem w stronę kas,
gdzie zapłacił za sukienkę. Została obrzucona zazdrosnym
spojrzeniem ekspedientki i nie mogła powstrzymać łobuzerskiego
uśmiechu. Zrzedłaby jej mina, gdyby wiedziała, że Tom nie kupił
sukienki dla niej, i że nawet nie tworzą pary.
—
No to słucham —
odezwała się głosem nieznoszącym sprzeciwu, kiedy opuścili sklep i zgodnie postanowili coś zjeść. Tom obdarzył ją zaciekawionym
spojrzeniem. —
Co to za laska? Przecież nie kupiłeś takiej sukienki mamie!
Tom
roześmiał się wesoło. Śmiech był na tyle zaraźliwy, że nawet
Marina zachichotała pod nosem, wyobrażając sobie Simone w
seksownej sukience odkrywającej plecy, gdy paraduje przed Gordonem w
sypialni. Tom objął ją ramieniem i żartobliwie zmierzwił jej
brązowe loki.
—
Powiedz mi, Tom.
—
Dobrze —
zgodził się. Marina otworzyła usta ze zdziwienia, zatrzymując się
wpół kroku. Wciąż rozbawiony Tom pociągnął ją za rękaw
płaszcza. —
Ma na imię Liv.
—
Liv —
powtórzyła cicho pod nosem. —
Ładne imię.
—
Powiedziałem jej to.
—
Tak? —
podchwyciła ciekawskim tonem. Tom udał, że wzdycha z dezaprobatą.
Spodziewał się przesłuchania ze strony Mariny. Kto jak kto, ale
ona musiała zaspokoić swoją ciekawość. Wcześniej przez myśl
przemknęło mu, że powinien zadzwonić do Sophie, która nigdy nie
zasypywała go lawiną uciążliwych pytań, a czekała, aż sam jej
opowie. Szybko oprzytomniał i porzucił ten pomysł. Siniaki –
pamiątki po ostatnim spotkaniu z Georgiem już zniknęły, a nie
chciał nabawić się kolejnych. —
Co jej jeszcze powiedziałeś?
—
Powiedziałem, że jest wspaniała
i ma piękne oczy —
odparł, kątem oka obserwując rosnące zainteresowanie Mariny.
Skręcili w prawo, kierując się w stronę szyldu małej
restauracyjki w galerii handlowej. Miał nadzieję, że do tego
momentu zdąży zaspokoić ciekawość dziewczyny Gustava. —
Co chcesz jeszcze wiedzieć?
—
Dlaczego nie powiedziałeś mi, że
masz kogoś? —
zapytała oskarżycielsko.
—
Chciałabyś rzucić Gustava dla
mnie? —
spytał, posyłając jej długie spojrzenie. Marina westchnęła,
kręcąc z niedowierzaniem głową. Zdążył zauważyć rozbawienie
w jej czarnych oczach. —
Okej, rozumiem, że innym razem. Nie mam nikogo, Marina.
—
A co z Liv? Kim ona jest dla
ciebie? —
Marina wyglądała na zniecierpliwioną. —
Od kiedy się znacie?
Nie
odezwał się, próbując odpowiedzieć sobie na jej pytanie. Poznał
Liv za sprawą zwykłego przypadku i w wyniku splotu różnych
wydarzeń spotkali się jeszcze kilka razy. Prawdopodobnie od samego
początku podejrzewał, że znajomość z Liv nie będzie należała
do tych prostych, kilkudniowych, pełnych seksu, namiętności oraz
alkoholu. Chociaż nie potrafił zaprzeczyć, że mimo wszystko
znajomość z Liv była bardzo namiętna. W ciągu ostatnich
dziesięciu dni spotkali się trzykrotnie: raz Tom odwiedził Liv w
barze, potem ona została u niego na noc, a ostatnio zaprosił ją na
popołudniowy spacer. Kim dla niego była? Nie była kobietą życia ani przypadkową dziewczyną. Stawała się kimś cholernie ważnym w sposób delikatny, nieco subtelny, jednak szybko wiązał ją ze
sobą. Spędzali godziny na długich rozmowach, sycąc się swoimi
ciałami, albo leżąc bez słowa obok siebie.
—
Znamy się od dwóch tygodni, może
trochę więcej —
odpowiedział. Wzruszył ramionami, czując na sobie badawcze
spojrzenie młodej kobiety. —
Nie jest moją dziewczyną, więc nikomu jeszcze nie rozpowiadaj.
Spotykamy się, ale to nic pewnego. Zaspokoiłem twoją ciekawość?
Liv
pochyliła się nad Samem i wręczywszy mu duże pudło oklejone
kolorowym papierem oraz ozdobione dużą błyszczącą czerwoną
kokardą, ucałowała chłopca w policzki. Potem pogłaskała lekko
go po głowie, pozwalając, aby dwunastolatek wtulił się w jej
ciało, próbując zamknąć w swoich drobnych ramionach. Sam odsunął
się trochę, więc Liv zauważyła znajomy błysk w jego ciemnych
oczach. Uśmiechnęli się w jednej chwili i Sam chwycił jej dłoń,
ciągnąc za sobą w stronę szpitalnej sali.
Weszła
do dużego jasnego pomieszczenia na planie kwadratu, w którym, poza
łóżkiem Sama, ustawiono jeszcze dwa inne. Ściany pomalowano na
przyjemny odcień wiosennej zieleni, a przy każdym z łóżek
ustawiono małą szafeczkę. Liv obrzuciwszy wzrokiem całą salę, z
zadowoleniem zauważyła, że jest pusta. Ucieszyła się w duchu,
ponieważ chciała spędzić urodziny Sama wyłącznie z nim; bez
konieczności wysłuchiwania dziecięcych historii opowiadanych
chórem przez Sama i jego dwóch kolegów.
Liv
ściągnęła czarny płaszcz i, przewiesiwszy go przez oparcie
krzesła, opadła na siedzenie. Sam odwrócił się do niej, szarpiąc
opakowanie prezentu.
—
Doktor Dunst obiecał przyjść,
wiesz? —
zagadnął. Liv zdziwiła się i uśmiechnęła kpiąco; nie sądziła,
że Simon oderwie się od swojej pracy, i przyjdzie złożyć życzenia
Samowi. Chłopiec usiadł na łóżku i machając nogami w powietrzu,
rozerwał wreszcie kolorowy papier. —
Fajnie, nie?
—
Oczywiście —
potwierdziła krótko.
Rozpogodziła
się, oglądając zdziwienie na twarzy Sama, kiedy w końcu wyciągnął
swój prezent. Liv stworzyła trzy obrazy, nad którymi pracowała
przez ostatnie miesiące, kiedy nie musiała pracować w barze.
Pierwszy przedstawiał samego chłopca. Sam opowiedział jej kiedyś,
że jego ulubionym miejscem była mała łąka tuż za końcem
posiadłości, w której mieszkał z rodzicami. Liv namalowała więc
chłopca na łonie natury wśród drobnych polnych kwiatuszków,
które z zadowoleniem deptał mały czarny szczeniak rasy labrador –
Łapa, pies Sama. Drugi przedstawiał dorosłego Sama za sterami
samolotu pasażerskiego, o czym chłopiec marzył od kilku lat, a
ostatni obraz był prezentem pamiątkowym – Liv naszkicowała
siebie oraz chłopca.
—
Jesteś świetna, Liv —
powiedział cicho przez łzy.
Odłożył
delikatnie podarunki na kołdrę, zeskoczył lekko z łóżka i
wtulił się w szczupłe ciało Liv, przytulając ją mocno. Liv
gładziła Sama po plecach, a kiedy na nią spojrzał, dłonią
starła łzy, które popłynęły po jego policzkach.
—
Hej, jesteś już dużym chłopcem
—
odezwała się. —
Nie płacz, Sam.
—
Masz rację, jestem już duży —
przytaknął, otarłszy twarz. Wyprostował się i popatrzył na nią
z powagą w ciemnych oczach, w których wciąż błyszczały łzy. —
Mam już dwanaście lat. Wyjdziesz za mnie, Liv?
—
Och, Sam —
Liv roześmiała się wesoło. —
Jesteś uroczy, ale wciąż zbyt młody. Niedługo opuścisz szpital
i wtedy znajdziesz sobie dziewczynę w swoim wieku —
dodała pocieszająco, gładząc dłonią jego policzek.
Chłopiec
tylko prychnął i odsunął się od niej z rozczarowaną miną.
—
Ale ty jesteś dziwna, Liv —
skomentował to poważnie, wzdychając głośno.
—
Odwiedził cię ktoś dzisiaj? —
zagadnęła, ignorując zawiedzione nadzieje chłopca.
—
Tylko Lily z sali obok. Zrobiła
mi laurkę i jej rodzice kupili mi słodycze i tego misia. —
Sam wskazał ręką na maskotkę leżącą na poduszce. Biały
niedźwiadek spoglądał na nich czarnymi, szklanymi oczami. —
Moi tylko zadzwonili —
dodał beznamiętnie. Nie odwracając się do niej, poprawił obrazy
na łóżku, a potem podniósł je, starając się przyłożyć do
miejsca na ścianie, gdzie wisiały dwa nizinne krajobrazy oprawione
w antyramy.
—
Przykro mi, Sam.
—
Jasne, mnie też. Nie przejmuj
się, Liv —
odpowiedział prędko. Odwrócił się na pięcie i opuściwszy nieco
ramiona, uśmiechnął się blado. —
Pomożesz mi? Chyba doktor Dunst nie będzie zły, gdy zdejmiemy te
paskudne widoki i powiesimy twój prezent.
Gustav
mruknął niezadowolony pod nosem. Przytłumioną przez poduszkę
melodię komórki mógłby znieść, ale ciągłych wibracji, które
odczuwał niemalże w mózgu, już nie. Dlatego z westchnieniem
wyciągnął komórkę, a jej głośniejszy dźwięk rozdarł ciszę.
Skrzywił się, ponieważ ostrzejsze tony zadziałały podobnie, jak
kilka sztyletów wbitych w głowę. Otworzył jedno oko, rzucając
krótkie spojrzenie na jasny wyświetlacz, który rozjaśnił
panującą ciemność i wzmocnił ból głowy. Marina.
—
Cześć, słonko —
rzucił na powitanie. Przeciągnął się na łóżku i przystawił
lewą rękę do czoła. —
Przepraszam, że nie odzywałem się dzisiaj, ale dręczy mnie
wściekła migrena. Stało się coś?
—
Nie szkodzi. Muszę ci coś
powiedzieć, a potem się prześpisz, dobrze? —
Głos Mariny zdradzał podekscytowanie, ale mówiła ciszej, niż to
miała w zwyczaju. Gustav skinął zgodnie, jakby Marina stała obok.
—
Tom kogoś ma!
—
Tom... Ma... Co ma?! —
zapytał zdziwiony, otwierając oczy. Zewsząd otaczała go miękka
ciemność. —
O czym ty mówisz?
—
Tom Kaulitz, twój przyjaciel, ma
dziewczynę. Na jaki język mam ci to przetłumaczyć? —
odparła pytająco. Gustav pokręcił głową, a ten ruch spotęgował
jedynie ból. Zagryzł na chwilę wargi, a potem westchnął cicho. —
Słyszysz mnie?
—
Tak, słyszę. Tom nie może mieć
dziewczyny, to wykluczone.
—
Dlaczego? —
spytała Marina. Wyobraził sobie jak pionowa zmarszczka przecina jej
gładkie czoło. Uśmiechnął się lekko. —
Liczyłeś, że znajdzie sobie faceta?
Gustav
parsknął śmiechem, ale zaraz potem spoważniał. Jeszcze nie tak
dawno posądził Toma o nieczyste zamiary wobec Sophie, a od tamtego
spotkania nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Dlatego więc
podejrzewał, że Tom okłamał Marinę, ponieważ zdawał sobie
sprawę, że dziewczyna zadzwoni jeszcze tego samego dnia i wszystko
mu opowie. Gustav zdenerwował się postawą Toma; nie sądził, że
przyjaciel odważy się na tak desperacki krok – chciał dotrzeć
do Gustava, wykorzystując jego dziewczynę i wymyślając fałszywą
opowieść. Przyjaciel? Co to
słowo znaczy?
—
Marina?
Skąd w ogóle wiesz o tej domniemanej dziewczynie Toma?
—
Kupił
jej sukienkę. Opowiadał mi, że ją zniszczył, jak u niego była.
Ale, Gustav, żebyś wiedział jaką sukienkę! —
wykrzyknęła nagle, zupełnie zapominając o cierpieniu młodego
mężczyzny. Odsunął komórkę od ucha, a po twarzy przebiegł
grymas bólu. —
Przepraszam za mój wybuch —
dodała ciszej i Gustav dałby głowę, że w tej chwili uśmiechnęła
się delikatnie. —
Ma na imię Liv.
—
Wiesz, ile czasu się znają?
—
Wspominał,
że ponad dwa tygodnie, a czemu pytasz?
Gustav
zamilkł, dopasowując gorączkowo daty do ostatnich wydarzeń.
Pobicie Toma, odwiedziny u Georga oraz Sophie, kolejna rozmowa z
Tomem... Nie chciał dopuścić do siebie podobnej myśli, ale zanim
zdołał ją zagłuszyć, cichy głosik rozległ się gdzieś w
głowie i pozostawił po sobie uczucie niepewności. A co
jeśli Tom mówił prawdę? Dlaczego
tak naprawdę miałby kłamać? Z jakiego powodu Georg miałby
naopowiadać mu kłamstw? Jednak z tego, co powiedziała Marina,
jasno wynikało, iż Tom spotykał się z tajemniczą Liv w czasie,
gdy został pobity przez Georga.
Gustav miał mętlik w głowie. Rozumiał,
że ktoś go okłamał, ale nie potrafił określić, kto to zrobił.
Nie potrafił wyjaśnić sobie również powodu; przecież od lat
tworzyli zespół, a ich przyjaźń trwała jeszcze dłużej. Czy
naprawdę Georg zamienił się w damskiego boksera, a on nie zauważył
niczego albo raczej - nie chciał tego zauważyć? Co z Tomem?
Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby starszy z bliźniaków go
okłamał, czy chociażby powiedział półprawdę. Tom uważał
półprawdę za delikatne kłamstwo. Gustav usłyszał od niego wiele
słów, niektóre były nieprzyjemne, jednak niepozbawione
szczerości.
—
To
dziwne. Nic mi nie powiedział —
odpowiedział w końcu, przerywając rozległą analizę zachowań
przyjaciół. —
Wiesz coś więcej o tej Liv?
—
Tylko
tyle, że jest wspaniała i ma piękne oczy —
powiedziała rozmarzonym tonem. —
To urocze, nie sądzisz? Nie wiedziałam, że nasz Tom jest zdolny do
takich komplementów.
—
Ja
też nie —
przyznał sceptycznie. Nie dodał, że wciąż nie chciał uwierzyć
w istnienie Liv. —
Może spotkalibyśmy się we czwórkę, co ty na to, Marina? Myślę,
że to byłoby w porządku, gdybyśmy poznali dziewczynę naszego
Toma —
zaproponował, mając w duchu nadzieję, że Marina nie wyczuła w
jego głosie ironii.
Nie zauważyła niczego, ponieważ
roześmiała się tak perliście, jak tylko ona potrafiła.
— Nie
jestem pewna, czy to się uda —
stwierdziła w końcu. Gustav, zmarszczywszy czoło, czekał na
dalszy ciąg. —
Tom nie przyznał wprost, że Liv to jego dziewczyna. Tylko spotykają
się i bardzo lubią. Nic więcej nie wiem, więc wątpię, że
będzie chciał umówić się na podwójną randkę —
dodała z żalem.
Gustav nie musiał być ekspertem w
dziedzinie rozmów z kobietami, żeby nie zrozumieć aluzji. Marina
miała mu za złe, że od dłuższego czasu nigdzie razem nie
wychodzili, ani nawet nie spotykali się. Gustav ograniczył również
rozmowy telefonicznie, tłumacząc mętnie, że Marina powinna mieć
czas na naukę.
Westchnął cicho.
— W takim
razie mogę zaproponować ci jedynie moje skromne towarzystwo —
powiedział wesołym tonem. Wyobraził sobie jak Marina wywraca
oczami, ale był pewien, że wygięła usta w delikatny, zadowolony
uśmiech. — Może
spotkamy się jutro? Pasuje ci piąta? Przyjadę po ciebie, pójdziemy
do kina i może na kolację.
— Brzmi
świetnie. —
Marina wymruczała cicho. —
Do zobaczenia. Kocham cię, Gustav.
Wypowiedziawszy słowa, które odzywały
się echem w umyśle Gustava, Marina zakończyła rozmowę. Jeszcze
przez chwilę trzymał telefon przy uchu, a potem gestem bezradności
opuścił rękę wzdłuż ciała. Przymknąwszy powieki, próbował
przywołać obraz ostatniego spotkania z Mariną, gdy mówił jej, że
ją kocha. Nie mógł sobie tego przypomnieć, zaś bez mniejszego
problemu ożywił wspomnienie ciemnych tęczówek Toma, które
wpatrując się w niego ze wściekłością, starały się ukryć
rozczarowanie. Otworzył oczy i popatrzył na usiane drobnymi
gwiazdkami niebo za oknem. Ponownie zastanowił się nad słowami
Mariny i rozważał, czy Tom mógłby uciec się do podobnego
rozwiązania. Co zrobiłby sam Gustav na jego miejscu? Przygryzł
dolną wargę, ale odpowiedź byłaby prosta – nie wymyśliłby
żadnej dziewczyny, żeby oczyścić się z zarzutów. Nie chciał
przyznać tego przed samym sobą, ale głosik szeptał coraz
głośniej: „Tom jest zbyt dumny, żeby kłamać. Wolałby nie
odezwać się do końca życia, niż udowadniać swoją niewinność”.
Czy istniała możliwość, że mógł
się pomylić i nie odróżnić prawdy od kłamstwa? Czy uwierzył
tak łatwo w to, co było łatwiejsze do przyswojenia i zarazem
bezpieczniejsze? Był niespokojny, ponieważ czuł, że zawiódł nie
tylko Toma, ale również Sophie. Nie mógł przypomnieć sobie
wyrazu twarzy dziewczyny Georga. Może naprawdę została pobita i
starała się w jakiś subtelny sposób to zasygnalizować, a on,
ślepy na jej znaki, zawarł niemalże pakt z Georgiem i ją zostawił
samą?
Gustav jeszcze raz skupił wzrok na
niebie. Miał wrażenie, że jaśniejące punkty układają się w
ironiczny uśmiech.
Tytuł: J. R. R. Tolkien „Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia”
Wiesz co? tak czytam to opowiadanie, czytam i czytam... I nagle taka myśl: "O matko! Czy ja naprawdę to zrobiłam?!". Strasznie cie przepraszam! Już ci wyjaśniam: prawdopodobnie właśnie pod wpływem Twojego opowiadania, gdzieś tam wciąż błądzącego w zakamarkach mojego umysłu, nazwałam jedną ze swoich bohaterek Livia. I tak czytam i myślę, że przecież TUTAJ jest Liv! Jeszcze raz cię przepraszam i powiadam, że imię zmieniłam. Jestem kretynką, ale cóż xD
OdpowiedzUsuńWracając do odcinka. Ja tam bym bardzo chciała, żeby ta podwójna randka faktycznie wypaliła, wówczas Gustav pojąłby, że to jednak Georg go okłamał. Super, że Tomowi i Livii tak dobrze się układa, źle jednak, że wciąż nie chce się przed nim otworzyć, a przynajmniej duchowo. A widać, że jej też zaczyna na nim zależeć, poznać to można choćby po tym, jak się ucieszyła z zostawionej karteczki z numerem ;) Oczywiście to błahostka, ale fakty są takie, że oboje są ku sobie. No i ta sukienka! Jak czytałam początek tamtego akapitu to bałam się, że on może tej marinie ją kupuje, ale na szczęście zapomniałam, że Marina jest dziewczyną Gustava :D Ta... biedny Gustav, teraz jest spanikowany, bo nie wie, co się wokół niego dzieje. No dobra, może sukienka otworzy usta Liv xD Czekam na nexta i pozdrawiam! :D
Pomimo wizyty Liv w szpitalu i spotkania z chorym Samem z rozdziału tchnęło nadzieją i niewypowiedzianą obietnicą. Wszystko tutaj było na swój sposób urocze. Nawet poranna rozmowa Liv z Tomem. Trochę mi go szkoda, bo najwidoczniej zależało mu, żeby poznać Liv trochę bliżej, a nie dowiedzieć się suchych faktów. Na to jednak będzie jeszcze czas, a osobiście rozumiem asekurację Liv - nie zawsze mamy ochotę wyjawić wszystkie tajemnice komuś, kogo znamy zaledwie dwa tygodnie. Mam nadzieję, że wkrótce Liv otworzy przed Tomem się, a nie tylko swoje uda :P
OdpowiedzUsuńKupowanie sukienki dla Liv było właśnie tą wspomnianą obietnicą. Po rozmowie Toma z Mariną można wywnioskować, że on wręcz pragnie, aby ze znajomości z Liv wynikło coś więcej. To niestety kwestia zaufania oraz czasu, a nie jedynie ładnych oczu ;) I trzymam kciuki, żeby to się spełniło.
Gustav to typowy CKM - ciężko kapująca mózgownica. No człooowieeeku, spójrz Tomowi w ślepia! Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie! Więc weź się obudź, otwórz oczy i stań z Tomem ramię w ramię przeciwko Georgowi, bo inaczej to niezbyt wesoło się skończy.
Szkoda mi Mariny. Wydaje się być równą laską (choć również plotkarą), która niestety trafiła na faceta zakochanego w innej. Oby tylko Gustav zbyt mocno jej serca nie złamał.
W ogóle to wiesz, mogłabyś opublikować coś jeszcze w tym miesiącu.
Dużo weny wakacyjnej! :)
W końcu coś dotarło do Gustava! Mam nadzieję, że tak tego nie zostawi i porozmawia z Tomem. W sumie, dzięki Liv Tom stał się nagle bardziej wiarygodny. Ta dziewczyna niesamowicie mu służy, nie mówiąc już o tym, jak świetnie się razem czują. Coraz bardziej mi się podobają i byłoby cudownie, gdyby zdecydowali się na coś poważniejszego, oczywiście, gdy się lepiej poznają :D Świetny odcinek, jak zawsze :) Pozdrawiam i życzę weny! ;*
OdpowiedzUsuńWitam ; )A mi się podoba, że ona jest tajemnicza i jeszcze nie zaufała mu na tyle, aby się zwierzać. Dzięki temu właśnie nie odsłoniłaś wszystkich kart tylko powolutku dowiadujemy się czegoś, a przy okazji jesteśmy ciekawi. Bo co to za przyjemność czytać opowiadanie jak byśmy już wszystko o niej wiedzieli ? Ja jestem jak najbardziej za tym, że jeszcze nie zdradziłaś nic konkretnego z jej życia. Bardzo podoba mi się opis tego wydarzenia ze szpitala z małym chłopczykiem, trochę uśmiechu, trochę wzruszenia i ten moment dziecięcych marzeń oraz "wyjdziesz za mnie?" aż się rozmarzyłam i wyobraziłam sobie chłopczyka z misiem w ręku ubranego w piżamę stojącego przed wysoką kobietą w eleganckiej sukience i mocnych, czerwonych ustach śmiejącej się na to słodkie pytanie. Bardzo urocza scena, nie wiem jak innych ale moją wyobraźnię pobudziła. Co jeszcze mi się podoba - końcówka. Ostatnie dwa zdania zdecydowanie na medal, taką scenę również sobie wyobraziłam i aż zaśmiałam się sama do siebie. Potrafisz zarówno rozmawić, zaciekawić i wzruszyć, a nie każdy to potrafi dlatego rozwijaj się, rozwijaj bo jesteś dobra w pisaniu.
OdpowiedzUsuńJedyne co mnie rozczarowało to fakt, iż tak szybko mi zleciała ta część, a może po prostu przeczytałam tak szybko, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia więc czekam na kolejną część.
Buziaki ;* Sara
Podoba mi się sposób, w jaki budujesz relacje Toma i Liv, chociaż po pierwszej części spodziewałam się czegoś innego. Zaskoczyłaś mnie zatem i to bardzo pozytywnie. Czekam z niecierpliwością na kolejną część, zastanawia mnie, jak potoczą się losy Sophie i Georga. Cieszę się, że Gustav przejrzał trochę na oczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jejciu Jejciu, mam nadzieję że Gustav w końcu przekona się, że Tom miał rację...
OdpowiedzUsuńTom i Liv zawsze gdy ich opisujesz , wobrażam sobie to wszystko..ich znajmość jest tak delikatna,no nie wiem jak to opisać..po prostu to co się rodzi między nimi jest wspaniałe.:) Jeszcze ten prezent, chciałabym taki dostać. *.*
Czekam na kolejny news z niecierpliwością.
POzdrawiam
M.
Dobrze mu tak! Niech wie, że sobie coś ubzdurał i ślepo uwierzył w słowa Georga. No dobra, nie tak ślepo, w końcu kiedy do niego przyszedł, Sophie zamaskowała siniaki i nic nie było widać.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Tomowi i Liv się układa. Ten odcinek był fajny, bo po poprzednim, wydawał się bardzo optymistycznie nastawiający.
W ogóle właśnie zorientowałam się, że czytałam już ten rozdział, ale pominęłam siódemkę. Cóż, teraz już jest wszystko tak, jak być powinno. :D