10. Część naszego życia polega na poszukiwaniu tej jednej osoby, która zrozumie naszą historię

Zrozumienie, że coś uległo zasadniczej różnicy, zajęło jej krótką chwilę; ta świadomość przyszła niespodziewanie i pojawiła się nie wiadomo skąd, tak jak elementy pewnej układanki, które nagle wskakują na swoje miejsca. Cisza panująca w pomieszczeniu była inna, łóżko wydawało się węższe, a poduszka mniej wygodna. Tknięta złowrogim przeczuciem, przesunęła delikatnie ręce na boki i prawie zachłysnęła się powietrzem, kiedy dłońmi dotknęła plastikowego oparcia. Wzięła głęboki oddech i uchyliła na moment powieki, a to, co zobaczyła, przeraziło ją na tyle, że z powrotem zamknęła oczy. Z piersi wyrwał się gwałtowny szloch. Przekręciła się na bok i podciągając kolana pod brodę, skuliła się pod kołdrą, nie otwierając ponownie oczu. Łzy mimo wszystko wypływały spod powiek, nierównym torem tocząc się po policzkach i nosie, aż skapywały w poduszkę i wsiąkały w szorstki materiał. Liv nie czuła niczego poza przerażeniem – nie wiedziała, dlaczego wszystkie sny się w końcu ziściły, ale nawet nie miała na tyle odwagi, aby zapytać z jakiego powodu zesłano na nią tę karę i kolejny raz musi przez to przechodzić. W okamgnieniu zrozumiała, że tym razem nie wygra; że oto nadchodzi ostateczny koniec. Koniec życia, istnienia i koszmarów... Próbowała zapanować nad płaczem i starała się uśmiechnąć do siebie. W końcu o tym marzyła – o zakończeniu sennych koszmarów oraz dręczących wspomnień. Dlaczego więc się bała?
Otworzyła oczy. Starła ostatnie ślady łez i uniosła się na łokciach, rozglądając po znajomej sali; spędzone w niej tygodnie nabrały nowego wymiaru, stały się niemalże wstępem do ostatecznego końca jej życia. Księżyc w pełni zaglądał przez wysokie okna, rzucając upiorne cienie. Liv rozróżniła w ciemności dwa jasne, plastikowe krzesła, które stały nieopodal wąskiego łóżka. Oczami wyobraźni zobaczyła małą, metalową szafeczkę, lustro przytwierdzone do ściany, a obok obraz w podłużnej ramie. Dużo przestrzeni, o wiele za dużo. Liv czuła, jak samotność ze strachem kryją się w zakamarkach, kumulują na wolności i naciskają na nią, pozbawiając ją sił.
Kolejny raz poczuła się nieswojo; nagle pojęła, że nie jest już sama. Przełknęła głośno ślinę i podniósłszy wzrok, zauważyła dwie postaci, siedzące na plastikowych krzesłach. Wzdrygnęła się, zasłaniając usta dłońmi, aby nie krzyknąć. Liv patrzyła na swoich rodziców; mimo panującej ciemności widziała ich aż nadto wyraźnie, sylwetki pary jaśniały w ciemności, jak rozświetlone silnym reflektorem; wrażenie to nie było upiorne – Liv odczuła nieznośną tęsknotę. Wszystkie wspomnienia ożyły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, głosy rodziców rozległy się w jej umyśle, a Liv nie potrafiła zapanować nad silnymi emocjami, w efekcie czego słone łzy popłynęły po policzkach, a szloch dławił ją w gardle.
Mężczyzna zajmował krzesło stojące bliżej szpitalnego łóżka. Ubrany w dżinsy i obcisły golf, siedział, wyciągnąwszy wyprostowane nogi przed siebie. Wyglądał na spokojnego, choć lekko zadumanego, i Liv, chociaż pełna obaw, zmusiła się do lekkiego uśmiechu. Ojciec Liv był dosyć wysokim oraz przystojnym mężczyzną w średnim wieku, przydługie ciemne włosy opadały mu na wysokie czoło, a czarne oczy spoglądały z poważnej twarzy, pooranej delikatną siecią zmarszczek. Ramieniem obejmował młodszą od siebie kobietę, która unikała spojrzenia Liv, ale dziewczyna pamiętała niebieski odcień tęczówek matki, łudząco podobnych do jej własnych. Również wysoka, ale o szczupłej posturze, ubrana w skromną sukienkę z długim rękawem, tkwiła przy ojcu, ściskając jego dłoń. Blada pociągła twarz, wąskie usta, nieco przydługi nos i burza brązowych loków; Liv doszła do wniosku, że matka w ogóle się nie zmieniła od tamtego dnia, kiedy rozpoczął się prawdziwy koszmar – pobyt w szpitalu i walka z białaczką były dla Liv niczym w porównaniu ze śmiercią rodziców oraz następstwami tego przerażającego wypadku.
Tato. Cichy szept wydobył się spomiędzy spękanych warg. Liv odchrząknęła i wyciągnęła rękę. Tato...
Brakowało jej słów; chciała zapewnić ojca o swojej miłości, tęsknocie, żalu oraz poczuciu winy. Tak wiele pragnęła mu powiedzieć, że ostatecznie nie mogła wydobyć z siebie głosu, a jedynie łkanie przerywało upiorną ciszę. Ojciec również nie powiedział słowa ani nie zareagował w jakikolwiek sposób na jej gest. Patrzył na nią jedynie, a w jego silnym spojrzeniu odbijało się wszystko, a nawet więcej niż mogłyby zawrzeć słowa. Liv kręciła głową, a każda upływająca sekunda sprawiała jej jeszcze więcej bólu. Nie potrafiła oderwać wzroku od oczu ojca, w których odbijała się olbrzymia pretensja. Nie zauważyła ani odrobiny współczucia, czy jakiegokolwiek ciepła charakterystycznego dla spojrzeń rodziców – jedynie nieme oskarżenia. Skuliła się na łóżku niczym zranione zwierzę i zamknęła powieki, chcąc uciec od wzroku ojca, a w tej samej chwili poczuła kolejną zmianę.
Uspokoiła się i dopiero wtedy była gotowa na przyjęcie kolejnego koszmaru.
Liv. Usłyszała znajomy głos, nieco zapomniany, ale wciąż budzący wspomnienia. Proste słowo przesiąknięte na wskroś nienawiścią, która uderzyła w nią jak sztylet wbity w serce, pozbawiając na kilka sekund tchu. Siostro.
Rodzice zniknęli, a ich miejsce zajął brat Liv. Wytężyła wzrok, a jego postać nagle stała się wyraźniejsza – szczupła, pociągła twarz wynurzyła się z mroku, niebieskie oczy rozbłysły pogardą, wąskie usta wykrzywiły się w nieprzyjemnym uśmiechu. Ten wysoki, szczupły nastolatek nadal wzbudzał silne emocje; Liv zadrżała pod wpływem jego spojrzenia. Zbliżał się, stawiając powolne, prawie leniwe kroki, a serce Liv biło coraz szybszym rytmem. Chciała obronić się przed własnym bratem, ale nie miała żadnej drogi ucieczki.
Dominic – szepnęła, drżący głos zdradzał strach. Dlaczego?
Roześmiał się, ale Liv nie wychwyciła nawet odrobiny radości.
Nie udawaj, że nie wiesz odpowiedział. Usiadł na łóżku; Liv odsunęła się, ale i tak czuła się osaczona przez Dominica. Widząc przerażenie, którego nie potrafiła przed nim ukryć, uśmiechnął się paskudnie. Nienawidzę cię, siostrzyczko. Chcę, żebyś miała tego świadomość.
Wiem, Dominic powiedziała cicho ze zrezygnowaniem. Unikała spojrzenia w oczy brata; unikała bolesnej prawdy. Atmosfera wyraźnie zgęstniała, a niedopowiedziane oskarżenia zawisły między nimi w powietrzu. Zdaję sobie sprawę, że wszystko, co się wydarzyło, jest moją winą. Wiem również, że nigdy mi nie wybaczysz, że cię zostawiłam, a nasi rodzice...
Milcz! syknął niespodziewanie. Nie masz prawa wspominać o naszych rodzicach, rozumiesz? Po tym wszystkim, co nam zrobiłaś... Liv przełknąwszy głośno ślinę, zamilkła. Wiedziała, że sprawia ból bratu, ale myśl o rodzicach raniła również ją. Nie potrafiła jednak zdobyć się na sprzeciw. Skuliwszy się, objęła się mocno ramionami. Dominic nagle wstał i, nachyliwszy się nad nią, posłał jej prawie szczery uśmiech. Umierasz, Liv. Tym razem naprawdę, czujesz to, prawda?
Skinęła głową. Nie potrzebowała słów brata, aby domyślić się, że więcej już nie wygra z chorobą; czuła się samotna i bezradna, nie miała sił do walki o swoje życie. Przegrała je kilka lat temu; wszystko skończyło się z dniem śmierci ich rodziców. Czas nie stanął w miejscu, pędził dalej zawrotnym tempie, a Liv została bezsilnym obserwatorem własnego życia. Zagubiona w przeszłości, nie potrafiła dorównać kroku teraźniejszości; żyła powracającymi wspomnieniami, bolesnymi słowami, które wwiercały się w czaszkę, oskarżeniami, żalem...
Żałuję, że uratowałem ci życie oznajmił. Nie sądzisz, że człowiek uczy się na błędach? Nigdy więcej nie popełnię tego samego błędu; nie proś mnie więcej o pomoc. Nie zostanę dawcą dla ciebie; nie oddam ci siebie, aby ratować twój marny żywot. Nagle złagodniał. Dłonią dotknął policzka Liv; gest mało miał wspólnego z pieszczotą. Z przyjemnością będę obserwować, jak umierasz. Nienawidzę cię, Liv, nienawidzę.
Nie!
Liv poderwała się z krzykiem. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, przyzwyczajając je do panującej ciemności, która w porównaniu do ciemności szpitalnej sali, wydawała się aksamitnie miękka i niestraszna. Potem zaczęła przekonywać usilnie samą siebie, że znajduje się w swoim małym mieszkaniu, które w niczym nie przypominało szpitala. Starała się oswoić z koszmarem i zepchnąć gdzieś na sam skraj świadomości; musiała uwierzyć, że choroba mogła pojawić się wyłącznie we śnie. Jednakże żywe wspomnienie Dominica sprawiało, że wszystko, co stanowiło jej ostoję, chwiało się niebezpiecznie w posadach. Podkurczyła nogi, oparłszy się ponownie o wilgotną poduszkę, dłonią przetarła spocone czoło i odrzuciła mokre kosmyki brązowych włosów. Serce tłukło się boleśnie w piersi, a gwałtowne dreszcze wstrząsały jej ciałem. W końcu rozpłakała się, szlochając głośno i rozdzierająco, skuliła się na materacu, obejmując wpół ramionami.
Po pewnym czasie łzy przestały płynąć; Liv leżała bez ruchu, utkwiwszy wzrok w oknie wychodzącym na północną stronę mieszkania. Niebo było zachmurzone, przez grubą zasłonę z ciężkich chmur nie przebijały się żadne migoczące gwiazdy, ale Liv oczami wyobraźni potrafiła zobaczyć ostre szczyty pobliskich drzew. Powoli w pamięci wyławiała kolejne szczegóły codziennego widoku zza okna. Czynność ta skupiała jej myśli na czymś zupełnie błahym, ale jednocześnie coraz słabiej odczuwała strach. Westchnęła cicho; próby zapomnienia o chorobie spełzły na niczym. Każdego dnia bała się nawrotu nowotworu i chociaż wyniki badań zawsze były prawidłowe, Liv czuła, że to jedynie cisza przed burzą; koszmar, w którym pojawił się Dominic, utwierdził ją w przekonaniu, że białaczka powróci. Tylko tym razem jej nie pokona; była pewna, iż braknie jej potrzebnych do tego zadania sił – Liv była sama; rodzice nie mogli jej pomóc, nie odważyłaby się szukać Dominica. Obawiała się śmierci i tego, co nastąpi po niej; bała się własnej samotności.
Nie wiedziała, co skłoniło ją do wyciągnięcia komórki i wybrania numeru Toma. Po prostu poprawiła zgniecioną poduszkę, podciągnęła kołdrę i położyła się wygodnie na plecach, wbijając wzrok w ciemny sufit. Liczyła w myślach sygnały połączenia, aż po piątym usłyszała trzask i ziewnięcie Toma.
Czego, do diabła, chcesz?
Głos Toma zabrzmiał na tyle oschle i nieprzyjemnie, że w ciągu chwili powrócił do niej obraz Dominica oraz wszystkie słowa, jakie usłyszała od niego we śnie. Czuła, jak brakowało jej tchu, a zaraz potem z gardła wyrwał się gwałtowny szloch, którego nie potrafiła powstrzymać.
Przepraszam, Tom...
Liv? zapytał zupełnie innym tonem; tym razem z troską i lekkim, ale wyczuwalnym zawstydzeniem. Nie spojrzałem na wyświetlacz. Myślałem, że to któryś z chłopaków... Co się stało, Liv? Dlaczego płaczesz?
Dręczy mnie pewien koszmar powiedziała powoli, cedząc ostrożnie słowa i wciąż pociągając nosem. Dłonią starła łzy i odetchnęła. Nie zastanowiłam się... Po prostu chciałam z tobą porozmawiać, Tom. Potrzebuję tego dokończyła szeptem.
W porządku odpowiedział. Usłyszała w słuchawce jakiś szelest i trzask, domyśliła się więc, że Tom również się podniósł i zaświecił lampkę. A może chcesz, żebym do ciebie przyjechał? Albo przyjechał po ciebie? Powiedz tylko słowo, a w ciągu kwadransa pojawię się u ciebie, Liv.
Słowo... Zacisnąwszy powieki, zagryzła wargi aż do krwi i stłumiła zdradziecki szloch. Koszmary, w których pojawiali się rodzice oraz Dominic, doszczętnie pozbawiały ją sił, pewnej ochrony i burzyły wszystkie mury, sprawiając, że stawała się niezwykle bezbronna. Nie potrafiła zdobyć się na żaden prosty gest, chociażby zwykły szept; milczała jedynie, przełykając gorzkie łzy. Wiedziała, że Tom był gotów przyjechać do niej w środku nocy i uspokajać ją tak długo, jak tylko tego potrzebowała. Pragnęła jego obecności, uścisku ramion oraz kojącego głosu; potrzebowała tego wszystkiego - czułych gestów i słów, cichych obietnic i zbawiennych zapewnień, a także świadomości, że jest ktoś, kto zawsze będzie przy niej; kogoś na tyle bliskiego, komu mogłaby opowiedzieć o wszystkich, bez końca dręczących ją sennych koszmarach.
Nie, Tom, zostań w domu powiedziała w końcu na przekór sobie. Nie potrafiła zdobyć się na tę prośbę i nie mogła opowiedzieć mu o przeszłości. Możemy trochę porozmawiać?
Dobrze zgodził się, ale niechętnie. Westchnął cicho. Opowiesz mi o snach?
Nie! zaprotestowała gwałtownie, a w głosie rozbrzmiał strach. Nie potrafię, jeszcze nie teraz. Proszę, zrozum mnie, Tom dodała łagodzącym tonem. Chcę cię przeprosić. Zachowywałam się opryskliwie, kiedy byłeś u mnie w barze, i nie umiałam cię wysłuchać. Nie gniewaj się na mnie, Tom.
Przestań odparł ostro. Nie chcę, żebyś udawała kogoś, kim nie jesteś. Gdybym potrzebował słodkich słów współczucia, ponieważ zostałem muzykiem, dałbym swój numer telefonu jakiejś fance. Liv uśmiechnęła się pod nosem, słysząc cichy śmiech Toma w słuchawce. Potrzebuję szczerości i czegoś prawdziwego; czegoś, co diametralnie różni się od tego bagna, w którym tkwię od miesięcy. Potrzebuję ciebie, Liv.
Jak radzisz sobie z problemami?
Tom zaśmiał się gorzko i nieprzyjemnie.
Jeszcze nie odkryłaś mojego rozwiązania problemów? zapytał kpiąco. Liv milczała, nie przerywała. Po każdej kłótni z bratem, każdym niepowodzeniu, rozczarowaniu... zawsze, gdy działo się coś strasznego, jeździłem po mieście, aż w końcu trafiałem do knajpy, gdzie zazwyczaj upijałem się i podrywałem dziewczyny. A potem... Zawiesił głos, ale Liv od razu pojęła, co miał na myśli. Poznali się w zupełnie taki sam sposób. Po przebudzeniu czułem się jak ostatni dupek. Pieprzyłem się z tymi laskami i przez jakiś czas, gdy alkohol i pożądanie krążyły w żyłach, czułem się naprawdę dobrze; stwarzałem złudne pozory, że nie jestem sam, a świat wokół mnie jest dobry.
A jak jest teraz?
Teraz? powtórzył. Zastanawiał się przez jakiś czas, a Liv niecierpliwie oczekiwała odpowiedzi. W głębi serca nie chciała usłyszeć, że ich znajomość sprowadza się do samego seksu. Teraz spotykam się z tobą. Staram się rozmawiać o wszystkim, co mnie dręczy, nie stłamsić tego, ponieważ zawsze wraca. Czasami się kochamy powiedział lekko, a Liv wyobraziła sobie jak uśmiecha się szelmowsko. Z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że nie jestem już zdany wyłącznie na siebie.
Miałeś rację, Tom stwierdziła nagle, wracając do poprzedniej wymiany zdań. Uważała, że powinna być szczera z Tomem; zasługiwał na to. Jestem samotna i bardzo się boję wyjaśniła krótko, zniżając głos do szeptu. Czuła się trochę niezręcznie, jakby zdradzała najskrytszą tajemnicę.
Zauważyłem to już jakiś czas temu odparł, ale w jego głosie nie wyczuła nawet śladu triumfu. Nie wiedziałem jednak, jak mogę ci pomóc, i nadal nie wiem przyznał szczerze, a to proste wyznanie sprawiło, że Liv poczuła silniejszą więź z Tomem. Jestem więc jedynym facetem w twoim życiu?
Nie zaprzeczyła łagodnie. Nie jestem sama, Tom, ale samotna. Czuję, że coś odgradza mnie od innych ludzi, nie pozwala mi być taką, jaką powinnam być; jaką byłam kiedyś. Chcę zbliżyć się do kogoś, ale zawsze pozostaje pewna niewidzialna bariera, której nie potrafię przełamać wyznała szczerze; z każdym wypowiadanym słowem czuła jak zmniejsza się ciężar na jej sercu. Mam trzech wspaniałych przyjaciół, z którymi mogę rozmawiać na wszystkie tematy i często spędzamy ze sobą czas mówiąc to, myślała o Samie, Markusie oraz Simonie; każdy z nich miał indywidualny wpływ na kształtowanie jej życia i osobowości. Spotykała ich na różnych etapach swojego życia, nierzadko będąc na życiowym zakręcie.
I masz mnie dodał cicho. Liv zastanawiała się chwilę nad tym, ale ostatecznie skinęła głową; Tom był obecny w jej życiu, chociaż nie potrafiła być na tyle szczera, aby opowiedzieć mu o przeszłości, nie chciała tego robić, ponieważ bała się, że mogłaby go stracić; uważała, że zasługuje wyłącznie na potępienie. Jestem z tobą, Liv.
I mam ciebie potwierdziła krótko.



Minęło południe, kiedy Tom zaparkował samochód na podjeździe w Loitsche. Nie wysiadł od razu, jedynie przez dłuższą chwilę wpatrywał się bez wyrazu w okna domu rodzinnego; wysoki, ale średniej wielkości kwadratowy budynek, w którym spędził dzieciństwo stracił nieco na znaczeniu. Ściany pomalowano na żółto, w brązowych dachówkach odbijały się słabe promienie listopadowego słońca, wąska ścieżka z brunatnej kostki brukowej prowadziła od prostej furtki z zawieszoną zieloną skrzynką na listy prosto do dębowych drzwi, z pobliskich klonów opadły już wszystkie liście, tworząc czerwonozłotą stertę pod płotem. Z obu stron trawnik został uprzątnięty, a czarna ziemia przedzierała się pomiędzy nielicznymi źdźbłami trawy. Słońce schowało się za szarymi chmurami, kiedy Tom wysiadł z samochodu. Odetchnąwszy chłodnym powietrzem, ruszył wolnym krokiem w stronę domu.
Tom, mój synku.
Uśmiechnął się lekko, słysząc to czułe powitanie ze strony matki. Wszedł do środka i pozwolił się przytulić Simone, sam też otoczył ramionami ciało kobiety, wdychając znajomy zapach goździków. Przymknął na chwilę oczy, pozwalając powrócić wspomnieniom niespokojnego dzieciństwa, burzliwego dorastania i zgubnych marzeń o sławie; chciał znów poczuć się jak mały chłopiec; nieosamotniony i beztroski. W końcu odsunął się od niej i popatrzył w brązowe tęczówki matki.
Zmizerniałeś stwierdziła poważnym tonem, mierząc go uważnym spojrzeniem, kiedy ściągnął kurtkę. Simone odgarnęła z czoła blond włosy i wzięła się pod boki. Uśmiechnął się z rozbawieniem pod nosem, zauważywszy, że matka zmarszczyła czoło. Bezbłędnie odgadł, iż Simone przygotowywała się do długiego wykładu na temat jego życia. Jesteś stanowczo za chudy, synu. Dlaczego nie dbasz o siebie?
Tom westchnął głośno, udając konsternację. Matka prychnęła, nie ukrywając oburzenia, co wywołało kolejny uśmiech na twarzy Toma.
Dbam o siebie odparł przekornie. Ściągnął buty i przeszedł przez podłużny, ciemny korytarz, kierując się instynktownie do kuchni; matka miała na sobie swój fartuch w kwiatki, więc nabrał pewności, że coś gotuje. Co słychać, mamo? Chyba nie chciałaś mi tylko powiedzieć, że jestem szczupły?
Tom zamarł nagle wpół kroku, zachłystując się powietrzem. Obraz kuchni zawirował mu przed oczami, więc oparł się ramieniem o framugę drzwi, czując niespodziewanie zimny pot na plecach. Zamrugał szybko powiekami, mając nadzieję, że wyłącznie się przewidział, ale mimo wszystko postać Billa nie chciała zniknąć. Bliźniak siedział na krześle za jasnym stołem, obracając w dłoniach czerwony kubek. Kosmyki czarnych włosów opadały mu na czoło, brązowe tęczówki śledziły go z uporem, a bladą twarz wykrzywiał nieprzyjemny uśmiech. Tom chciał odwrócić się i wyjść z domu, ponieważ zupełnie nie czuł się gotowy na starcie z bratem, jednakże szczupłe dłonie matki pchnęły go do przodu lekko, ale stanowczo. Przełknąwszy głośno ślinę, opadł na najbliższe krzesło i zacisnąwszy pięści, unikał miażdżącego spojrzenia Billa.
Musimy porozmawiać, chłopcy powiedziała Simone.
Matka zatrzymała się w bezpiecznej odległości po przeciwległej stronie, stojąc obok brązowych szafek kuchennych. Oparła się o gładki blat, krzyżując ramiona na piersiach. Tom podniósł wzrok i rozejrzał się po kwadratowym pomieszczeniu urządzonym w dość tradycyjny sposób; podłużne chochle wisiały na metalowym haku, długa półka z jasnego drzewa zapełniona była małymi słoiczkami i flakonikami z różnymi przyprawami, jedna ściana pokryta motywami kuchennymi, a reszta pomalowana na bladobrązowy kolor, duże okno wychodziło na podwórze i ukochany, malutki ogródek matki. W końcu na krótką chwilę zawiesił spojrzenie na uśmiechniętym Billu, który wyglądał niczym zadowolony kocur. W mgnieniu oka pojął, że brat zdążył naskarżyć matce, udoskonalając całą historię według własnych potrzeb, a Toma czekało wyłącznie potępienie ze strony Simone; wiedział, że nie jest na to gotowy, i szukał drogi ucieczki. Nie mógł zmierzyć się z bratem w obecności matki; nie potrafił tego zrobić w tym miejscu, przesiąkniętym na wskroś emocjami i wspomnieniami, potrzebował neutralnego gruntu, a przede wszystkim – ratunku z tej beznadziejnej sytuacji.
Bill opowiedział mi, że obraziłeś jego dziewczynę i go pobiłeś! Simone krzyknęła, przerywając ciszę. Głos matki rozbrzmiewał echem, a słowa wzmagały uczucie wściekłości skierowanej ku bliźniakowi. W dodatku wdajesz się w bójki ze swoimi przyjaciółmi... Co się z tobą dzieje, Tom? zapytała, nie potrafiąc ukryć rozczarowania.
Tom skulił się w sobie, zaciskając mocniej pięści pod stołem. Oskarżenie matki bolało go niczym dotyk żywego ognia, na krótką chwilę zabrakło mu tchu, ale słusznie przewidywał, że to dopiero wstęp do jego katorgi. Zagryzł mocno wargi, tłumiąc cisnące się przekleństwa.
Tom, odezwij się. Powiedz cokolwiek, wytłumacz mi to!
Czy twój kochany synek powiedział ci, dlaczego wpadłem w szał? spytał, rzucając pogardliwe spojrzenie na Billa. Ten jedynie wydął wargi, okazując swoje zniesmaczenie. Co, nie powiedział? W takim razie ja to zrobię za niego odparł, odpowiadając na swoje pytanie. Przeniósł wzrok na matkę, która wyglądała na zaskoczoną i zdenerwowaną. Mój wspaniały brat po raz kolejny wykazał się współczuciem wobec innych ludzi, tym razem wobec Sophie, nad którą znęca się Georg. Przyjechałem do Billa, pobity przez naszego najlepszego przyjaciela i prosiłem... błagałem go, mamo, o pomoc, a wiesz, co on zrobił? zapytał. Powróciwszy wspomnieniami do tamtej rozmowy, drżał na całym ciele, a głos odmawiał posłuszeństwa. Wziął głęboki oddech. Zarzucił mi, że chciałem uwieść dziewczynę Georga i jestem sam sobie winien. Nie pomógł również Sophie, bo ta dziewczyna nie jest na tyle ważna, żeby ryzykować dla niej karierą. Jakbyś zareagowała, mamo?
Nie przesadzaj już, Tom wtrącił się Bill, nie pozwalając odpowiedzieć Simone. Pomógłbym jej, gdybym miał podstawy, że dzieje się jej krzywda. Myślisz, że Georg do mnie nie zadzwonił i nie wytłumaczył całej sytuacji? Nie pomyliłem się co do ciebie, drogi braciszku odparł z sarkazmem. Ciemne tęczówki nagle rozbłysły wściekłością. Jesteś zwykłym kłamcą!
Nie jestem kłamcą! krzyknął Tom, uderzając dłońmi w stół. Kubek zachybotał się niebezpiecznie, a Bill wciągnął głośno powietrze w płuca. Tom czuł, jak opuszczają go resztki rozsądku i opanowania; nie potrafił zapanować nad drżącym ciałem, a w myśli wypełniało jedno stwierdzenie: Samotny w każdym znaczeniu tego słowa. Nie potrafił pogodzić się ze świadomością, że każdy, kto kiedyś był mu bliski, w tej chwili był przeciwko niemu i nie szczędził mu oskarżeń oraz wyrzutów. Nie mógł znieść, że nawet brat go opuścił. Przecież wiesz, że nie kłamię. Tylko ty to możesz wiedzieć, Bill, tylko ty mnie znasz tak dobrze.
Nie jestem pewny, czy jeszcze cię znam odparł po krótkim wahaniu. Nazwałeś Sandrę szmatą. Rozmawiałem z nią i zapewniła mnie, że to kłamstwo, Tom. Co powiesz na to? Dlaczego coś takiego powiedziałeś? Naprawdę zazdrościsz, że każdy z nas ułożył sobie życie, a ty wciąż jesteś sam? Sandra mówiła...
Sandra się puszcza! wrzasnął niespodziewanie, przerywając mu w połowie zdania. Podniósł się energicznie, nóżki krzesła zaskrzypiały nieprzyjemnie przesuwane po podłodze. Tom oparł się o blat stołu, przybliżając twarz do przerażonego Billa. Patrzył mu prosto w oczy, chwytając się nikłej nadziei, że coś zmieni się w nim i zakończą wreszcie te bezsensowne sprzeczki. To była ostatnia próba. Niczego ci nie zazdroszczę, Bill. Twoje szczęście jest moim szczęściem, pamiętasz jeszcze? zapytał cicho, a twarz Billa nieco złagodniała. Nie potrafiłbym cię okłamać.
A więc mnie nienawidzisz stwierdził chłodnym tonem. Znów przyjął maskę obojętności. Skoro nie potrafisz mnie okłamać, to żałujesz, że jesteśmy braćmi.
To nie tak, Bill... jęknął. Żałował wszystkich słów wypowiedzianych podczas ostatniej kłótni. Przecież wiesz, że wcale tak nie myślę...
Gówno prawda przerwał ponownie. Również podniósł się z krzesła i wyprostowawszy się dumnie, zmierzył Toma spojrzeniem. Łżesz, obrażasz moją dziewczynę, uciekasz od odpowiedzialności, wymyślasz dziwne historyjki... Bill wyliczał, odginając powoli palce. Tom spuścił wzrok i zacisnął pięści. Zawsze ratujesz tylko swój tyłek! Nawet przed matką nie potrafisz się do niczego przyznać! Wiesz co? Nazywasz Sandrę szmatą, a ty kim niby jesteś?! wrzasnął, uderzając dłonią w stół. Tom cofnął się dwa kroki. Sam się puszczasz, tylko nie bierzesz za to pieniędzy!
Bill, przestań! Stanowczy głos Simone przerwał na chwilę ich kłótnię. Tom dopiero wtedy zdążył przemyśleć wszystko, co wykrzyczał Bill. Obrzucił brata nienawistnym spojrzeniem i znów rozejrzał się wokół, szukając drogi ucieczki. Nie mógł dłużej przebywać z Billem w jednym pomieszczeniu; zdawał sobie sprawę, że dłużej nie zniesie oskarżeń Billa i w końcu wściekłość weźmie nad nim kontrolę. To jest twój brat, synu. A dopóki jesteście obaj w naszym domu, nie życzę sobie, powtarzam, nie życzę sobie podobnych wyzwisk, rozumiesz?
Ależ mamo! To jest prawda! wykrzyknął, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Tom nie zaprzeczał, ponieważ nie potrafił znaleźć niczego na swoją obronę. Bill przedstawił całą sytuację i chociaż chciał wytłumaczyć, że w jego przypadku to coś zupełnie innego niż w Sandry, milczał. Tylko winny się tłumaczy; Tom nie czuł się winny wobec brata, mógł przeprosić wyłącznie siebie. Myślisz, że nie wiem, gdzie znikałeś na całe noce? zapytał, zwracając się znowu do Toma. Ten podniósł wzrok i wytrzymał spojrzenie bliźniaka. Co wieczór inna knajpa; zmieniałeś lokale, żeby nikt cię nie zapamiętał, co? Nie pomyślałeś, że pewnego dnia mogę pojechać za tobą i sprawdzić, co robisz. Nie sądziłeś, że mogłem się martwić o ciebie, gdy wychodziłeś bez słowa i wracałeś nad ranem bardziej martwy niż żywy? zapytał ironicznie. Tom otworzył szerzej oczy; nie spodziewał się, że Bill mógł interesować się jego losem po licznych kłótniach. Upijasz się, podrywasz laskę i spędzasz z nią noc. Alkohol pomaga ci przetrwać tę noc, prawda? Rano budzisz się w obcym łóżku, przy obcej dziewczynie i to, przed czym próbowałeś uciec, wraca do ciebie ze zdwojoną siłą, mam rację? To dlatego zawsze byłeś tak bardzo przybity, rozczarowany i rozżalony. Ukrywałeś swoje uczucia, ale to zupełnie zrozpaczone spojrzenie zdradzało cię na każdym kroku. Ostatnie słowa Bill powiedział tak cicho, że mógł zrozumieć je wyłącznie Tom.
Skinął jedynie głową, potwierdzając tym samym podsumowanie. Bill bardzo dobrze nakreślił całą sytuację i nie widział żadnego sensu, nie miał również sił, żeby tłumaczyć jego słowa, albo polemizować w jakimkolwiek stopniu. Szukał wytchnienia, chciał zdusić w sobie poczucie odosobnienia i beznadziejności; wybrał jeden z najgorszych sposobów i zatracił się w nim zupełnie, bo chociaż nie czuł poprawy, zaczął powielać schemat złudnego rozwiązywania problemów – chwilowa bliskość z obcą dziewczyną dawała mu poczucie stabilności, a z pomocą wypitego alkoholu spychał wszystkie wspomnienia na dno serca. Nie miał za złe bratu, że przedstawił prawdę, której starał się unikać, chociaż wolałby, aby takie rozmowy odbywały się wyłącznie pomiędzy nimi; nie chciał, by matka była świadkiem jego jawnego upadku.
Uznał rozmowę za skończoną, dlatego opuściwszy ramiona, odwrócił się i chciał wyjść z kuchni.
Nadal nie potrafisz zmierzyć się z prawdą, co? zadrwił Bill. Tom zatrzymał się wpół kroku, napiął mięśnie, ale nie zwrócił się w stronę brata. Jeszcze nie skończyłem oznajmił dobitnie. Gustav opowiadał mi o twojej... dziewczynie. Jaki ty jesteś naiwny, Tom. Pieprzysz ją dłużej niż pozostałe i myślisz, że ją kochasz? Mylisz przelotną znajomość z miłością. Zresztą, sam pomyśl, czy ta biedna dziewczyna mogłaby pokochać ciebie? Jesteś wrakiem człowieka, niestałym w uczuciach, porywczym i podłym egoistą. Ty myślisz, że to coś poważniejszego, a ona spędza tylko dobrze czas na seksie z tobą...
Tom nie przerwał milczenia, chociaż chciał krzyczeć tak długo i głośno, na ile tylko pozwoliłoby mu gardło. Fala wściekłości przetoczyła się po jego ciele, dlatego więc zamknął oczy, a kilka chwil później pod powiekami pojawił się obraz Liv. Pozwolił sobie na bezczynność; jedynie stał odwrócony plecami do brata i matki, a w wyobraźni uzupełniał kolejne detale wyglądu Liv. Głębokie, niebieskie oczy, spoglądające na niego ze zrozumieniem, od czasu do czasu przesłonięte strachem; pogardliwy uśmieszek wykrzywiający jej pełne wargi, szczupła postura ciała. Zatapiał się w wspomnieniach o niej, jednocześnie odrzucając od siebie myśli o bracie; szczerość Liv była lekiem na jego zgubę, czułość ukojeniem bólu, zrozumienie najpiękniejszym darem, jaki mógł otrzymać od drugiego człowieka.
Nic nie powiesz, tchórzu?
Dopiero pytanie Billa wyrwało go z rozmyślań i zwróciło je na zupełnie inny tor; zaczął analizować tok rozumowania brata oraz wszystkie zarzuty; zaczął myśleć w innym świetle o Liv. Już nie widział w niej silnej kobiety, a wrażliwą dziewczynę, którą mógłby zranić nieopatrznym ruchem. Podły egoista... Resztki spokoju zburzyła świadomość, że kolejny raz powiela schemat – tym razem spotyka się z Liv, ale wciąż wykorzystuje dziewczynę, a nazywając ją przyjaciółką, chce odgonić dręczące wyrzuty sumienia. Słowa Billa zniszczyły poczucie więzi z Liv, obdzierając ją z piękna i odsłaniając wyłącznie same wady. Poczuł się brudny i fałszywy; podłym egoistą, jak nazwał go Bill.
Odwrócił się powoli.
Wychowałaś sobie syna skurwysyna powiedział ochrypłym głosem i podniósłszy głowę, popatrzył na matkę. Simone cofnęła się, a jej bladą twarz wykrzywił strach. Tom przeniósł nienawistne spojrzenie na bliźniaka, na tego, który obrócił w proch wszystko, co próbował poskładać z pomocą Liv. Ale to nie ja nim jestem.
Zanim zdążył pomyśleć, znalazł się przy Billu, chwycił go za materiał zielonej bluzy i pchnął bratem o ścianę. Matka krzyknęła, a oczy bliźniaka rozbłysły złością, która niespodziewanie dodała mu sił. Nie zarejestrował również pierwszego ciosu; ból nagle eksplodował w prawej dłoni, a jęknięcie Billa dotarło do jego uszu z pewnym opóźnieniem. Popatrzył, jak strużka krwi spływa po twarzy Billa; bliźniak szykował się do uderzenia, ale nie zdążył, ponieważ Tom wymierzył kolejny celny cios. Pierwszy raz, co zaobserwował z lekkim zdziwieniem, ból brata nie był jego bólem; patrząc na niego czuł, jakby patrzył na obcego człowieka, nie w głąb siebie. Bill skulił się, trzymając oburącz za twarz. Tom uśmiechnąwszy pogardliwie, odsunął się kilka kroków w tył. Bliźniak wykorzystał chwilę nieuwagi; kilka sekund później rzucił się na niego i obaj upadli na podłogę. Krzyk matki dobiegał jakby z oddali, a sens jej słów nie docierał wcale; Tom czuł piekący ból w całym ciele – nie tylko w poranionych rękach, miejscach, gdzie otrzymał cios Billa, ale przede wszystkim cierpienie trawiło jego umysł i serce. Brat pozbawił go wszystkiego, a zajęło mu to wyłącznie kilka minut; Tom chciał jedynie zemścić się na nim i uświadomić mu swój ból, a także strach, który dokuczał mu od miesięcy. Wiedział, że nie będzie żałować brata po bójce.
Silne ramiona odciągnęły go, pomogły mu się podnieść i siłą wyprowadziły z kuchni. Mimo to usłyszał wściekły krzyk Billa, który towarzyszył mu całą drogę:
Potrafisz wyłącznie wszystko niszczyć!
Gordon zaprowadził Toma na korytarz, gdzie pomógł mu się ubrać i wyciągnął go na dwór. Mroźne powietrze uderzyło w nich, ale Tom prawie tego nie poczuł. Emocje wciąż sprawiały, że drżał na całym ciele, dlatego bez słowa pozwolił się prowadzić Gordonowi przez brukową ścieżkę aż do samochodu. Oparł się ciężko o maskę i powoli odwrócił w stronę ojczyma. Mężczyzna wysokiego wzrostu, o zmierzwionych czarnych włosach i jasnych oczach wydał się nagle najbliższą osobą, jaka mu pozostała na świecie. Tom nie odzywał się jednak, tylko oddychał świszcząco przez nos.
Tom, zwariowałeś? zapytał w końcu. Jego głos nie brzmiał oskarżycielsko ani pouczająco; Gordon był poważny, choć zaniepokojony. Jasna cholera, to twój brat!
To nędzna kreatura przypominająca wyglądem mojego brata sprostował z wysiłkiem. Ale matka...
Simone w końcu się uspokoi. Porozmawiam z nią odparł. Ale nie pogodzę cię z bratem, Tom.
Nie chcę tego odpowiedział wojowniczym tonem. Gordon zacisnął mocno dłonie na jego ramionach. Nie wrócę tam, puść mnie. Po prostu... nie wytrzymałem, rozumiesz mnie? zapytał cicho. Nie chciał się tłumaczyć; niczego nie żałował. Potrzebował chwili rozmowy. To wszystko, co mówił... Każde słowo raniło mocniej, niż sztylet wbity w serce, każde absurdalne oskarżenie, każda chwila kłótni przy matce... Gordon, kurwa, nie wytrzymałem. Pękło coś we mnie! Jeszcze jak zaczął mówić o Liv... Tom zawiesił głos, wspominając Liv. Zachłysnął się powietrzem i uciekł wzrokiem, patrząc w szare niebo. Nie potrafił uporządkować swoich myśli, wściekłe kłębowisko słów, przekleństw i żalu sprawiało dotkliwy ból.
Rozumiem, Tom powiedział w końcu. Westchnął, uśmiechając się posępnie. Nie mogę być waszym rozjemcą, nie chcę nim być. Nie wiem, który z was ma rację. Wstawię się za tobą, bo wiem, że Simone nie będzie umiała się z tym pogodzić. Nie potrafię ci pomóc w inny sposób, Tom, przykro mi dodał. Tom skinął głową. Wyciągnął kluczyki i wsunął się na fotel kierowcy. Gordon pochylił się, opierając rękę lekko na drzwiach. Zawahał się przez chwilę. Nie przyjeżdżaj tutaj. Zajmij się tą Liv, dla której pobiłeś brata. Może znajdź sobie jakąś dziewczynę, Tom.
Tom nie odpowiedział, nawet nie rzucił mu pożegnalnego spojrzenia. Zatrzasnął drzwiczki, uruchomił silnik i odjechał z piskiem opon. 

Tytuł: J. Carroll „Szklana zupa

6 komentarzy:

  1. No powiem ci, że tytuł to ty dobrałaś idealnie. Zarówno Tom, jak i Liv ma swoją historię, która sprawia im wiele bólu, krąży gdzieś wewnątrz nich i psuje krew. Różnica jednak polega na tym, że dotąd nie wiedzieliśmy zbyt wiele o Liv. A więc... rodzice nie żyją. Czemu? Co się z nimi stało? Wybacz, ale najpierw rodzice są, potem ich nie ma, bo nie żyją... więc może coś przeoczyłam xD No braciszek jest przeuroczy: pewnie bardzo mu źle, że Liv jednak żyje. Chyba że nawet o tym nie wie, a podejrzewam, że właśnie ta pierwsza wersja jest trafna. Ale on jej nienawidzi, bo co? Kurde, nadal jest tyle pytań co do jej historii! Na czym polegała jej wina? Albo polega, może tak... No, masz jeszcze sporo do wyjaśniania, ale to rzecz oczywista, że nie zrobisz tego natychmiast, za co ci chwała. I ten. rzeczywiście, ostatnio coraz bardziej widoczna jest ta delikatna Liv: im dalej brniemy w historię, tym bardziej krucha zdaje się być, więc Tom słusznie zauważył, że wystarczy jeden błąd, zły czyn, słowo, i może być kiepsko. A właśnie, Tom. I Bill! Och, jakże mi się podobały słowa Toma, któy to powiedział, że Bill to jedynie podła kreatura o podobny wyglądzie! Niczym obcy wpierdzielający się w czyjeś ciało. Jakie to proste: ocenić po pozorach. Gęba jest w porządku, to i wnętrze bez zarzutu. A tu się okazuje, że w środku przeszło jakieś tornado i coś jest nie tak. To znaczy... ja myślę, że Bill jest więźniem ostatnich wydarzeń. Zdaje mu się, że potrafi sam nad tym rozmyślać, że jest pewien swego, że na sto procent ma rację, nie ma innego wyjścia. Ale... czy gdybyś opisała to z perspektywy Billa, czy nie czułby strachu? Myślę, że czułby. Co więcej: nagle by się okazało, że ich czucia nie różnią się AŻ TAK od siebie. Wiadomo, różnica jest taka, że Tom jest tym uczciwym, a Bill zmienionym. Ale cóż, ludzie się zmieniają. I na lepsze, i na gorsze. na razie jest gorzej, ale... w tym odcinku nie było nic o Gustavie, to źle, bo to jest postać bardzo istotna: on już wie, więc powinien porozmawiać z To0mem, to jest bardzo ważne! Bo albo skłoni to Billa do głębszych rozmyślań (choć zapewne nie da tego po sobie poznać), albo znienawidzi Gustava, a wtedy będzie jechał z Tomem na jednym wózku, przez co pewnie stworzą taką... hm, drużynę. Tak sobie właśnie myślałam, czytając ten odcinek: jest czterech bohaterów, no, i ich dziewczyny. W każdym z nich kumulują się jakieś uczucia, coś się od dawna dzieje. Ale pojawia się jedna jedyna sytuacja: pobicie Sophie, zresztą nie pierwsze, ale kiedy ingeruje w to Tom, wszystko się zmienia. I robi się takie zamieszanie, że nikt już w zasadzie nie wie, co było prawdziwą przyczyną tego wszystkiego: bo wbrew pozorom bijatyka Georga i Toma nie była początkiem. To tylko część wielkiej potyczki, którą toczy każdy z każdym: i z innymi, i ze sobą. Kurde, ale mnie na filozofie wzięło. A wiesz, że mam tak po każdym odcinku na tym opowiadaniu? Bo genialnie wychodzi ci opisywanie emocji, a jeśli czytelnik potrafi się doskonale w sytuację wczuć, to musi by coś na rzeczy. Więc ja się wczuwam i wtedy te problemu stają się być jeszcze poważniejsze. I patrz: niby nie ma żadnych wybuchów, porwań, katastrof: można by nawet rzec, że to zwykłe, codzienne życie: coś takiego może zdarzyć się każdemu z nas. A jednak ile to emocji wywołuje...
    No dobrz, dość. Pisaj dalej, choć widzę, że masz podobne przerwy jak ja: napisz odcinek i miej miesiąc wolnego xD Ale nie narzekam, bo jak już się pojawi, to przynajmniej jest, co czytać ^^ A więc czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niczego nie przeoczyłaś, rodzice Liv nie żyją, ale będą się pojawiać w jej wspomnieniach oraz snach. Co do Dominica - scena jest skonstruowana na bazie właśnie snu Liv(chociaż bardzo nieprzyjemnego!), poza tym pozory mylą... ;-)
      Dziękuję za Twoje filozofowanie i miłe słowa! <3

      Usuń
  2. Denerwuje mnie to jak wszyscy są nastawieni przeciw Tomowi(?). Denerwują mnie takie sytuacje, gdy my wiemy co jest prawdą, ale osoby w filmie/książce/ itp. nie, przez co denerwuje mnie to jeszcze bardziej :P No ale cóż. Trochę zabolało mnie zachowanie Gordona. Jasne, wstawił się za nim, ale jego ostatnie zdanie świadczyło, że nadal ma takie same mniemanie o swoim pasierbie, jak cała reszta...
    Zastanawiam się, co teraz będzie z Tomem i Liv. Przecież on nie może jej teraz zostawić! Teraz gdy pokonała jedną z barier i przyznała się do swojej samotności. Jest to przecież jakiś postęp, który kiedyś może ją zaprowadzić bardzo daleko, ale tylko dzięki Tomowi. Mam nadzieję, że nie będzie tak bezmyślny i ją zostawi. Nie, nie, nie, nie. Nawet nie będę tak myśleć.
    Plus- czy imię brata Liv jest jakąś aluzją w stosunku do mnie? Mam nadzieję, że nie :P
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozmowy nocą <3 Uwielbiam nocne rozmowy! Czy to face to face, czy sms-owo, mailowo, czy jakkolwiek. Mają w sobie jakąś magię, aura nocy daje tyle intymności, że jesteśmy w stanie powiedzieć więcej niż za dnia. Ty tę magię tutaj zawarłaś i widać ją w zachowaniu i zwierzeniach Liv oraz Toma. Oboje postawili wielkie kroki do przodu. Zwłaszcza Liv, która przyznała, że jest samotna, a to już wiele.
    Czekam aż dokładnie wyjaśnisz sprawę z rodziną Liv. Na razie jedyny wniosek, jaki można wysunąć, to taki, że Liv zrobiła coś, za co obwinia ją brat i ona sama siebie (pod postacią duchów swoich rodziców). Fajnie, że poruszasz przeszłość Liv, ale nie odsłaniasz wszystkich kart. Apetyt rośnie w miarę jedzenia... ekhem, czytania. Irytacja też xD To chyba dlatego, że ja zawsze wszystko muszę wiedzieć od razu, już teraz raz! Nawet siódmy tom HP zaczęłam czytać od ostatniego rozdziału - żeby sprawdzić, kto umrze xD Okej, to nie na temat...
    Tak, Liv i Tom zrobili krok do przodu, jeżeli chodzi o ich "związek", ale Tom cofnął się o całe dwa kroki w kwestii relacji między sobą a bratem, rodziną, przyjaciółmi.
    Bójka i kłótnia opisana mistrzowsko. Ale żal mi Toma. Zwłaszcza po tym, co powiedział Gordon - to jak gwóźdź do trumny.
    Rozterki Toma i jego sytuacja przypomniały mi o piosence The Bill (jakiż zbieg okoliczności! xD) - "Naprzeciw światu". Polecam przy okazji :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Eh... Dawno chyba nie czytałam lepszej historii i to, aż zadziwia. Tak sobie siedzę i gapię się w ekran, jak zahipnotyzowana... A nie ma nic lepszego, jak całkowicie odciąć się od rzeczywistości na parę chwil i znaleźć się właśnie w świecie bohaterów tej historii. To już 10 odcinek, a ja wciąż jestem oczarowana tym opowiadaniem i nie mam pojęcia, jak Ty to robisz! :D
    Może Bill zna swojego brata od dawna, ale wyraźnie przestał go poznawać dalej... Myślę, że reakcja Toma na jego słowa, ta ostateczna, jak się na niego rzucił, jest wystarczającym dowodem na to, że jego uczucia do Liv są prawdziwe. A przede wszystkim, że Bill się bardzo myli. To smutne, że tak bardzo się zmienił... Byłoby o wiele łatwiej im wszystkim, jakby bliźniacy żyli w zgodzie i miłości, jak należy. Ale wtedy zapewne byłoby zbyt banalnie :D
    I szkoda mi Liv, przeczuwałam, że będzie się z nią coś działo, ale to jest nawet coś głębszego niż się spodziewałam. Mam tylko nadzieję, że nie odtrąci Toma... I przede wszystkim, że nie pozwoli mu odejść. Nie możesz im tego zrobić xd Oni są sobie przeznaczeni! :D I to w sumie jedyne pozytywne chyba co im się przytrafiło.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Tafiłam tu niedawno i przyznam się, że jest to jedne z lepszych opowiadań jakie zdarzyło mi się przeczytać (a było tego naprawdę sporo). Kładziesz duży nacisk na odzwierciedlenie uczuć bohaterów co jest genialne bo właśnie dzięki temu Twoje opowiadanie jest jeszcze lepsze. Relacje pomiędzy Liv a Tomem też budowane są powoli i z ostrożnością co jest plusem tak ogromnym jak stąd do wieczności :D nie potrafię sobie nawet wyobrazić co będzie w kolejnych rozdziałach i z wielką niecierpliwością czekam na kolejną część. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń