12. Nadzieja to marzenie budzącego się człowieka


Dwa dni później Sophie przyjechała do domu. 
Zostawiając Gustava w jego mieszkaniu, przyrzekła mu, że wróci tak szybko, jak to będzie możliwe. Postanowiła spakować się, odejść od Georga, a potem rozpocząć życie na nowo; Gustav zaoferował swoją pomoc, a ona nie potrafiła jej odrzucić. A najważniejsze – chciała przeprosić Toma i wreszcie się z nim pogodzić. Jego ostrzegawcze słowa dźwięczały w uszach niczym upiorne echo, ale tym razem nie starała się zagłuszyć ich w żaden sposób. Potrzebowała naprawdę dużo odwagi oraz silnej woli – musiała mieć pewność, że postępuje właściwie i kieruje się swoimi wyborami, a nie namowami innych osób. 
Przekroczywszy próg, rozejrzała się wokół i wytężywszy słuch, nasłuchiwała nawet najsłabszych dźwięków, zdradzających obecność Georga. W końcu ściągnęła pikowaną kurtkę oraz buty, postawiła skórzaną torebkę na sosnowej szafce na obuwie i zrobiła kilka ostrożnych kroków w głąb domu. Przeszła długim hallem, zajrzała do jasnego, przestronnego salonu, a potem zawróciła i westchnąwszy z bólem, zaczęła wspinać się powoli po schodach. 
Wspomnienie tamtego wieczoru ożyło niespodziewanie i powróciły do niej wszystkie zdarzenia. Larissa, Sophie przypomniała sobie mimowolnie imię tej młodej kobiety, w towarzystwie której Georg wrócił do domu. Przystanęła wpół kroku, chwytając mocno dłonią za chłodną poręcz, zaciskała palce tak długo, aż pobielały jej knykcie, ale wyimaginowany obraz za nic nie chciał odejść. Ponownie zobaczyła czarnowłosą Larissę, przywołała w pamięci jej lubieżny śmiech, a potem, choć usilnie potrząsała głową by temu zapobiec, wyobraziła sobie, jak spędziła ten czas z Georgiem, kiedy ona już uciekła. Sophie zagryzła wargi, powstrzymując cisnące się do oczu łzy – nie chciała płakać, nie chciała opłakiwać samej siebie ani straconej miłości. Przeprowadziła z Gustavem mnóstwo długich rozmów, podczas których niestrudzenie tłumaczył jej, że nie ponosi żadnej winy za zmianę Georga i powinna wreszcie pomyśleć o swoim szczęściu. To Georg, mówił Gustav, zniszczył ich uczucie i zaprzepaścił szansę na wspólną przyszłość. Gdy Sophie leżała w ramionach Gustava wszystko, o czym opowiadał, wydawało się łatwiejsze, ale stojąc na schodach kilka kroków przed ostatecznym zapadnięciem decyzji, nie była już pewna, czy dobrze wybrała. Czuła również delikatne ukłucie strachu na myśl o tym, jak zareaguje Georg na wiadomość o jej odejściu. 
Odwróciła się i spojrzała za siebie na stopnie, które już pokonała. Już nieraz uciekała po nich, kryjąc się przed Georgiem; nadszedł kres jej ucieczek oraz strachu. Puściła poręcz, dłońmi przetarła twarz i wziąwszy głęboki oddech, ruszyła dalej. 
Pchnęła drzwi do sypialni i zamarła z przerażenia, gdy ujrzała Georga. Siedział na brzegu zasłanego dwuosobowego łóżka, a w dłoniach ściskał drewnianą ramkę ze zdjęciem. Sophie domyśliła się, że ogląda fotografię, przedstawiającą ich dwoje, a wykonaną nieco ponad rok wcześniej; przypominała o lepszym okresie ich wspólnego życia. Spojrzał na nią bez słowa, zlustrował wzrokiem, a kiedy podniósł się z łóżka, Sophie drgnęła i wycofała się szybko na korytarz. W myślach wyrzucała sobie, że powinna zgodzić się na towarzystwo Gustava, i skarciła się za brawurę, graniczącą z lekkomyślnością i niezrozumiałą potrzebę samodzielnie podjętej decyzji. Jednak patrząc na Georga, zauważyła na jego twarzy grymas bólu, a zielone oczy lśniły tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. Patrzyła na niego jak urzeczona, aż w końcu potrząsnęła głową. Postanowiła sobie, że Georg nie udobrucha jej więcej słodkimi słówkami. 
— Moja droga Sophie... 
Nie zareagowała w żaden sposób; chociaż po kręgosłupie przebiegł jej dość przyjemny dreszcz, nie dała tego po sobie poznać. Zacisnęła zęby, weszła do sypialni i rzuciła krótkie spojrzenie na Georga; śledził wzrokiem jej ruchy, gdy stawiała lekkie kroki na miękkim dywanie, podchodziła do jasnej szafy stojącej naprzeciwko łóżka i wyciągała z niej dużą podróżną torbę w kolorze wyblakłego błękitu. Sophie drżały dłonie, kiedy zaczęła pakować pośpiesznie przypadkowe podkoszulki, jednak w duchu przekonywała siebie od nowa, że tak powinna postąpić już wcześniej. 
— Odchodzisz ode mnie? 
Spodziewała się, że głos Georga przesiąknięty będzie wściekłością – zdziwiła się, gdy usłyszała rozpaczliwe tony. Sophie była pewna, że Georg nie udawał swoich uczuć, i ta szczerość chwyciła ją za serce. Oparłszy dłonie na pustej półce, walczyła ze sobą w ciszy. Sophie chciała się odwrócić i rzucić w ramiona Georga, wybaczyć mu wszystko i już nigdy go nie opuszczać, zaś z drugiej strony – pamiętała rozmowy z Gustavem, a słowa Toma, choć już ciche, wciąż rozbrzmiewały jej w głowie. W końcu wzięła głębszy oddech, skinęła do siebie głową i oznajmiła krótko:
— Tak. 
Mimowolnie napięła mięśnie, kiedy usłyszała delikatne skrzypnięcie i zrozumiała, że Georg wstał, i stanął tuż za nią. Przymknęła na krótką chwilę oczy, rozluźniła się, a potem zmusiła do pakowania kolejnych rzeczy. 
— Sophie, porozmawiajmy. 
Kiedy Georg objął jej ramiona, Sophie jęknęła cicho i wypuściła z rąk dwie pary spodni, które spadły na jej stopy. Nie potrafiła uwolnić się z uścisku, więc stała bez ruchu i w ciszy oczekiwała, co zrobi Georg. W końcu pochylił się, odgarnął blond włosy na lewe ramię i lekko ucałował jej nagi kark. 
— Jestem najgorszym facetem, z którym mogłaś się związać — szeptał pomiędzy pocałunkami, a Sophie uznała, iż głos Georga brzmiał wyjątkowo elektryzująco. Przyjemność zawładnęła jej ciałem, w efekcie czego zapomniała, po co właściwie przyjechała. — Ale mimo moich licznych wad: braku kultury, niecierpliwości, gwałtowności i nieumiejętności okazywania uczuć, jestem najlepszą rzeczą, jaka mogła przytrafić ci się w życiu. To ja zaopiekowałem się tobą, stworzyłem ci dom i kocham cię. 
Sophie nie odezwała się, ale w ciszy rozważała słowa Georga, starając się za wszelką cenę zachować trzeźwy umysł, kiedy on próbował uwieść ją dotykiem swoich dłoni. Bez wątpienia Georg nie był pozbawiony wad, jednak kto ich nie posiada? Wielokrotnie Georg powtarzał jej, że ona również nie była idealna, ale mimo wszystko potrafił ją kochać, ponieważ jej to wybaczył. Jakże ona mogłaby zachować się tak egoistycznie i nie zapomnieć o błędach, jakie popełnił Georg? 
— A co z Larissą? — zapytała cicho. Pomimo szczerej chęci wybaczenia, nie potrafiła puścić w niepamięć incydentu z młodą kobietą. Samo wspomnienie jej imienia sprawiało Sophie dokuczliwy ból. 
— Moja Sophie... Byłem wtedy zbyt pijany, nie wiedziałem, co robię, i w ogóle nie pomyślałem, że mogę cię tak zranić... — Georg zamilkł i przytulił mocniej Sophie do siebie. — Jestem kompletnym idiotą. Otrzeźwiałem dopiero, gdy uciekłaś, wyrzuciłem Larissę i czekałem, aż wrócisz. Kochana Sophie, gdzie ty byłaś? Bałem się, że coś ci się stało, moja piękna. 
Sophie przełknęła głośno ślinę i postanowiła uniknąć wyjaśnień. Odwróciła się powoli, spojrzała na Georga i wzdrygnęła się mimowolnie. Wyobraźnia ponownie płatała jej figle i zamiast zielonych oczu Georga widziała ciemnobrązowe tęczówki Gustava. Przymknęła powieki, próbując uwolnić się od zawiedzionego spojrzenia, jednak mimo to wciąż czuła gryzące wyrzuty sumienia. Nie zareagowała, gdy Georg objął ją ramieniem i przytulił do torsu. Sophie nadal rozpamiętywała ostatnie dwa dni, które spędziła z Gustavem; nie rozumiała, dlaczego szukała pomocy akurat u niego, a co gorsze – dlaczego nie odtrąciła go, gdy pocałował ją po raz pierwszy. Na samo wspomnienie wspólnych nocy przeszył ją przyjemny dreszcz. Skarciła się w duchu, jednakże nie mogła zaprzeczyć, że w ciągu dwóch dni Gustav dał jej więcej poczucia bezpieczeństwa i czułości niż Georg przez ostatnie miesiące. 
— Wybaczysz mi? 
Głos Georga rozległ się tuż przy jej uchu, rozwiewając na chwilę wspomnienie Gustava. Wsunął dłonie pod czerwoną koszulkę i gładząc skórę pleców, sięgnął zapięcia koronkowego stanika. Sophie odczuwała niecierpliwy dotyk Georga jako delikatną pieszczotę Gustava, mocne pocałunki jako lekkie muśnięcia, a niezrozumiałe pomruki jako zmysłowy szept. Bez słowa pozwoliła się rozebrać i dotykać, a potem położyć na łóżku. Westchnęła cicho, gdy gorąca skóra zetknęła się z chłodną pościelą, a kolejny dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie. Georg nakrył ją swoim ciałem, rozchyliwszy biodrem uda Sophie.
— Zawsze. 



Bill wszedł do bloku, minął windę, która akurat rozsunęła zachęcająco metalowe drzwi, i skierował się ku schodom. Przeskakiwał po dwa stopnie naraz, materiał rozpiętej kurtki łopotał między rytmicznie unoszącymi się rękami. Oddychał szybko i płytko, a serce boleśnie tłukło się w piersi o żebra. Wściekłość krążyła mu w żyłach od czasu rozmowy z makijażystą; kolejne oskarżenia pod adresem Sandry wzburzyły go na tyle, że właściwie zmusił się do nie okazywania żadnych emocji, gdy kroczył wyprostowany po wybiegu, odbycia krótkiego, lecz uciążliwego spotkania po zakończeniu pokazu i nie siląc się na żadne tłumaczenia, opuścił zgromadzonych, wybiegł z budynku i wsiadł do samochodu. 
Zwolnił, docierając na szóste piętro. Dyszał głośno, czuł spływające po plecach strużki potu, szumiało mu w uszach. Włożył dłonie do kieszeni dżinsów, poszukując kluczy do mieszkania; szedł wolnym, trochę opornym krokiem i zastanawiał się w duchu nad prawdziwym powodem swojego nagłego wzburzenia; rozwścieczyła go rozmowa o Sandrze czy myśl, że Tom naprawdę go nie okłamał? Zatrzymał się pod drzwiami, ręka z wybranym metalowym kluczem zamarła w powietrzu, a on sam wzrokiem lustrował mahoniową powierzchnię, matową framugę, lśniącą złotą klamkę i odpychał od siebie podejrzenia co do uczciwości ukochanej. Raz jeszcze spojrzał na drzwi; ile tajemnic kryje się tuż za nimi? Po chwili zamyślenia potrząsnął stanowczo głową – Sandra musiała być niewinna. Nie potrafił znaleźć żadnego racjonalnego powodu, dlaczego miałaby się trudnić czymś tak obrzydliwym jak prostytucja. Jako członek zespołu i model zarabiał niemałe pieniądze, dzięki czemu mogli pozwolić sobie na dostatnie życie; Bill nie zapominał o żadnych rocznicach, urodzinach czy innych okazjach i obdarowywał Sandrę różnymi upominkami. Starał się, na tyle ile pozwalał mu napięty grafik, spędzać z ukochaną każdą wolną chwilę; dbał o nią, dawał jej poczucie bezpieczeństwa i czynił wszystko, by czuła się kochaną i pożądaną kobietą. 
Przekręcając klucz w zamku, doszedł do ponownego wniosku, iż wszystkie zarzuty są zwykłymi wymysłami powodowanymi zazdrością. Wszedł do ciemnego mieszkania, zamknął za sobą drzwi i uderzył dłonią włącznik światła. Ozdobiony drobnymi kryształkami żyrandol błysnął jasnością, Bill na chwilę przymrużył oczy, rozebrał się i przeszedł w głąb mieszkania. Kuchnia była uporządkowana, w zlewie znajdował się jedynie brudny kubek, zajrzał do pustego salonu, minął łazienkę i zawahał się na krótko przy drzwiach wspólnej sypialni. Wziął głęboki oddech, nacisnął klamkę i zajrzał do środka. Przyzwyczajał oczy do ciemności, jednak nie potrafił powstrzymać się od błądzenia wzrokiem po pomieszczeniu i poczuł ukłucie paniki, gdy pod kołdrą nie rysowała się sylwetka Sandry. Zaklął głośno. 
Usłyszał szczeknięcie zamka i ciche jęknięcie otwieranych drzwi, gdy wychylał czwartą szklaneczkę brandy. Dopił alkohol, potem odstawił naczynie na blat stołu i utkwił wzrok we wciąż wydłużającym się cieniu Sandry w korytarzu. Czekał z anielską cierpliwością, aż ściągnie kurtkę i buty, a później zgasi światło, przyzwyczai oczy do ciemności i spróbuje przemknąć się po cichu do sypialni. Siedząc tak i wytężając wzrok, Bill przypomniał sobie podobną scenę, która miała miejsce kilka tygodni temu, tuż po kolejnej kłótni z bratem. Jesteś frajerem, echo rozzłoszczonego głosu Toma rozległo się niespodziewanie w jego głowie i było tak realistyczne, że odwrócił się przestraszony do tyłu; miał wrażenie, że bliźniaczy brat stoi tuż za nim i drwi z jego cierpienia. Pokręcił głową; samo wspomnienie Toma nie mogło sprawić, aby brat pojawił się w jego kuchni – słowa miały tylko na celu uświadomienie Billowi ironii sytuacji. Po raz kolejny zamierzał przesłuchać Sandrę i uwierzyć w jej wyjaśnienia, a dobre rady przyjaciół zignorować. 
— Z kim byłaś tym razem? — Pytanie Billa przerwało ciszę, zabrzmiało o wiele głośniej niż sam się spodziewał, a po wcześniejszym spokoju nie było już śladu; głos był pełen wściekłych nut. Sandra przystanęła wpół kroku, nieco później Bill usłyszał jej kroki. — Z Evelyn i znów wpadła Scarlett? A może z jakimś facetem? Odpowiadaj! 
Uderzył pięścią w stół; pusta szklanka podskoczyła nieco na blacie. Błysnęło przytłumione światło, Bill zmrużył oczy i utkwił wzrok w Sandrze, która właśnie opuściła powoli szczupłą dłoń. Prosta, fioletowa sukienka na cienkich ramiączkach opinała jej szczupłe ciało, ale Bill zauważył, że materiał był wyraźnie wymięty, ciemny makijaż oczu lekko rozmazany, a długie brązowe włosy w nieładzie. Przechyliła głowę, zaciskając mocno wargi, lecz nadal wyglądała na rozkojarzoną i nie mogła skupić wzroku na jednym punkcie. Drgnęła lekko, kiedy usłyszała syknięcie Billa. 
— A więc to prawda... — Zamilkł na chwilę, oddychając głęboko i zaciskając mocno pięści. — Wszyscy mieli rację. Robisz ze mnie frajera, a tylko ja o tym nie wiedziałem. 
Niespodziewanie Sandra roześmiała się gorzko. 
— A ty jak zwykle wierzysz całemu światu, a mnie oskarżasz... 
— Oskarżam? — powtórzył głucho. Patrzył na nią i pomyślał, że zwariowała. Na potwierdzenie jego myśli Sandra uśmiechnęła się sennie. — Byłem dzisiaj na pokazie, gdzie ludzie wytykali mnie palcami i śmiali się ukradkiem. Mike uświadomił mnie, że robisz ze mnie rogacza. Przełknąłem to, stanąłem w twojej obronie, jednak wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Wracam do domu, a ciebie znowu nie ma! — krzyknął, zupełnie tracąc panowanie nad sobą. — A teraz przyszłaś w tej pogiętej sukience, z rozmazanym makijażem i potarganymi włosami. Wyglądasz jak...
— Dokończ, Bill! — warknęła, odpychając się od ściany i podchodząc bliżej. Oparła ręce na blacie stołu, odsuwając pustą szklankę po brandy i pochyliła się nad nim na tyle nisko, że Bill zauważył zagłębienie między jej pełnymi piersiami. Oderwał od nich wzrok i spojrzał w jej oczy. Miała nienaturalnie rozszerzone źrenice, tak że niebieska tęczówka prawie zniknęła, ale mimo to wyczytał w nich nie mniejszą niż swoją wściekłość. Znów się zaśmiała, jednak śmiech pozbawiony był wesołości. — Nie bójmy się słów, kotku. Chciałeś nazwać mnie szmatą, mam rację? Myślisz o mnie jak o szmacie, oceniasz i nazywasz bez zastanowienia, a wystarczy nachylić się nad tobą i patrzysz mi w cycki. Możesz udawać, świętoszku, ale widzę, że masz na mnie ochotę nawet teraz, nie mylę się, prawda? 
Bill nie odezwał się; zaklął w myślach. Odsunął się z krzesłem do tyłu, na tyle aby nie być w bezpośrednim kontakcie z Sandrą. Świdrowała go spojrzeniem, kusiła zgrabnym ciałem, a Bill zniżył wzrok i założył ręce na piersi, siląc się na buntowniczą minę. Uważał, że to on jest jedynym pokrzywdzonym – przecież dał Sandrze wszystko, co tylko chciała, a ona odwdzięczyła się w taki okropny sposób! Czuł się osamotniony i niezrozumiały, porzucony przez dziewczynę i odepchnięty przez brata. W duszy oskarżał Sandrę i Toma; sądził, iż ta dwójka przyczyniła się do jego upadku. Sandra zdradzała go, nie czując żadnej skruchy, a Tom był pierwszym, który to zauważył, zawsze gotowy do pomocy innym, przeklęty wybawca i kochany synalek. Nie rozumiał, czym zasłużył sobie na takie kary od losu – dlaczego musiał trafić na dziewczynę, która zamiast dodawać mu blasku, odbierała go i oczerniała, a brat, który powinien być zawsze przy nim, odwrócił się, zajął sprawami innych ludzi i próbował przekonać go, aby również zaczął wtrącać się w życie przyjaciół. 
— Przyznajesz się? — Starał się, aby jego głos zabrzmiał spokojnie i pobrzmiewała w nim powaga, jednak nie potrafił powstrzymać grymasu, gdy usłyszał drżenie. Sandra przybliżyła się, nie spuszczała z niego wzroku i przeciągnęła powoli językiem po wargach. Uśmiechnęła się kpiąco, gdy Bill uważnie obserwował ten ruch. — Zdradzasz mnie, tak? Sypiasz z tym, kto ci zapłaci, a potem wracasz do mnie i udajesz kochającą oraz wierną dziewczynę? Miej na tyle przyzwoitości i przyznaj się wreszcie. 
— Tylko winny się tłumaczy. Nie czuję się zobowiązania, aby błagać o twoje wybaczenie. 
Bill podniósł się z krzesła tak gwałtownie, że drewniane nóżki skrzypnęły nieprzyjemnie głośno na podłodze. Sandra wyprostowała się dumnie; pognieciona, fioletowa sukienka podwinęła się na szczupłych udach, co nie uszło uwadze Billa. Przełknął głośno ślinę i popatrzył w jej bladą twarz. Wykrzywiała wąskie usta w nieco ironicznym uśmiechu, odgarnęła z twarzy kosmyk brązowych włosów i oparła dłonie na biodrach. Podrygiwała wciąż niespokojnie palcami, a klatka piersiowa unosiła się w rytmie szybkich oddechów.
— Puszczasz się i uważasz za niewinną? 
— To ty uważasz mnie za puszczalską i skazujesz na wieczne potępienie — odparła z naciskiem. — Kolejny raz przeprowadzamy taką rozmowę. Czy codziennie mam tłumaczyć się z tego, co robiłam? Codziennie będziesz nazywał mnie szmatą? Co jest z tobą, Bill? 
Bill podszedł do niej bez słowa; jedynie obserwując jej niepokojące zachowanie. Sandra wyglądała na niespokojną, a jednocześnie nieco pobudzoną, przestępowała z nogi na nogę, a rozszerzone źrenice wciąż przykuwały uwagę Billa. Miała również wyraźnie przyśpieszony oddech, czego Bill nie potrafił wytłumaczyć w racjonalny sposób; nawet gdyby biegła po schodach, jak on, to po kilkunastu minutach rozmowy zdołałaby uspokoić się na tyle, by wyrównać oddech. Chwycił ją mocno za ramiona i przybliżył twarz do jej twarzy. Uśmiechnęła się ponownie, ale nie potrafił ocenić, czy zrobiła to świadomie, czy kierowana była zażytym wcześniej jakimś narkotykiem. 
— Co ty brałaś? 
— Coś ekstra... — odparła rozmarzonym tonem, tym samym ostatecznie rozwiewając złudne nadzieje Billa. Niespodziewanie wspięła się na palce, objęła Billa za kark i przycisnęła chciwie lekko spierzchnięte usta do jego, całując go gwałtownie i namiętnie. Chwilę później odsunęła się, westchnęła cicho i przeciągnęła leniwie dłońmi po jego chudym torsie. Mimo woli Bill nie potrafił powstrzymać przyjemnych dreszczy. — Powinieneś też wziąć, kotku. Wyluzowałbyś wreszcie. 
Bill pokręcił przecząco głową, gest ten nie był wystarczająco przekonujący, ponieważ zauważył na twarzy Sandry cień łobuzerskiego uśmiechu. Patrząc w jej oczy, przesuwając wzrokiem po ciele, w końcu stracił panowanie nad sobą i niezrozumiałe szaleństwo wzięło w górę. Wsunął ręce pod materiał sukienki Sandry, ścisnął jej kształtne pośladki i pochylił się, całując jej dekolt. Sandra roześmiała się zadowolona; wibracje śmiechu były wyczuwalne przez skórę i Bill odczuł je jak działanie niezwykle silnego afrodyzjaku, który zupełnie odebrał mu resztkę zdolności logicznego myślenia. Całując ją z rosnącą niecierpliwością i bolesnym pożądaniem, pozwolił Sandrze rozpiąć sobie spodnie, a on sam ściągnął jej bieliznę. Kiedy uniósł do góry jej biodra, Sandra objęła go mocno ramionami i, oparłszy się plecami o ścianę, jęknęła z rozkoszą czując pierwsze mocne pchnięcie. 
— Wy zawsze myślicie tylko o seksie... 


Liv postawiła na przybrudzonym blacie baru kufel z piwem, który chwycił mężczyzna w średnim wieku o pooranej zmarszczkami twarzy, krótkich szpakowatych włosach i zielonych oczach w kształcie migdału. Uśmiechnął się do niej w podzięce, ukazując krzywe żółte zęby, a Liv skinęła mu głową bez słowa i potem przez krótką chwilę obserwowała, jak chwiejnym krokiem oddalał się w kierunku wolnego stolika na środku pomieszczenia. Westchnęła bezgłośnie, zrobiła kilka drinków i została obdarowana kolejnymi uśmiechami bądź pustymi spojrzeniami. Gdzieś w tłumie wyłowiła blond czuprynę Markusa, która ustawicznie zbliżała się w stronę baru, dlatego pozwoliła sobie na chwilę wytchnienia od klientów, uprzątnęła kilka suchych kufli i uporządkowała pieniądze, które niedbale rzuciła na niższy blat. Przetarła dłonią spocone czoło i pociągnąwszy kolejny raz nosem, przypominała sobie o organizowanej za trzy dni przez Galerię Malarstwa wystawie malarskiej, na którą zamierzała zaprosić Toma. Wizja kolejnego wspólnego popołudnia dodawała jej sił w ten ciężki wieczór i pozwalała nie skupiać się wyłącznie na obserwacji tarczy zegara i przesuwających się po niej czarnych wskazówek; Liv uważała, iż zmieniały położenie stanowczo za wolno. 
— Hej, panienko... Panienko! — Uniosła głowę z zainteresowaniem, słysząc ten niecodzienny zwrot. Gdy ujrzała starszego pana o silnie zarumienionych policzkach i błyszczących, czarnych oczach, chciała powiedzieć mu, że więcej alkoholu nie dostanie, a Markus pomoże mu opuścić lokal, jednak zdrętwiała ze strachu, kiedy usłyszała: — Panience krew z nosa płynie. Panienka musi chyba odpocząć, jeśli panienka nie chce zaplamić wszystkich szklanek. 
Nie odpowiedziała, tylko sięgnęła palcami nosa; na opuszkach faktycznie znajdowała się ciemnoczerwona krew. Gwałtownie zakręciło jej się w głowie, złapała dłońmi zimny blat, przytrzymując się tak mocno aż pobielały jej knykcie, w tej samej chwili poczuła na sobie wzrok Markusa. Odwróciła się w jego kierunku, napotykając zmartwione spojrzenie brązowych oczu. Bez słowa chwycił ją pewnie za ramię i pociągnął ku sobie, a potem w stronę zaplecza. 
— Usiądź gdzieś, zaraz do ciebie przyjdę — polecił poważnym tonem i wyciągnąwszy z kieszeni dżinsów szeleszczące opakowanie chusteczek higienicznych, wcisnął jej do ręki. 
Liv wyciągnęła dwie chusteczki drżącymi dłońmi i przyłożyła sobie do nosa. Przeszła przez zaplecze, pchnęła jedyne drzwi w końcu pomieszczenia i weszła do małego biura Markusa. Namacała drugą dłonią włącznik światła na ścianie po lewej stronie, zamrugała oczami, gdy błysnęło światło z niskiego, przykurzonego żyrandola, i rozejrzała się szybko po zagraconym pomieszczeniu. Ruszyła powoli w stronę zielonej, nieco zniszczonej kanapy stojącej naprzeciwko wejścia, a obok zawalonego różnymi plikami kartek, kolorowymi segregatorami i rachunkami drewnianego biurka. Zanurzyła się w miękkim obiciu, oparła łokcie na kolanach, pochylając lekko głowę do przodu, wciąż przyciskała do nosa chusteczki, które zaczynały chłonąć coraz więcej krwi. Błądziła wzrokiem po pomalowanych na brąz ścianach, wysokim regale uginającym się pod ciężarem książek i dokumentów, a potem utkwiła wzrok w skrzywionym wieszaku stojącym tuż za drzwiami, gdzie wisiał jej czarny płaszcz i kurtka Markusa. 
W końcu na zapleczu usłyszała pośpieszne kroki Markusa, a potem zauważyła, że niesie w dłoni dwie czyste szmatki, z których kapały kropelki wody. Usiadł tuż obok niej, odgarnął długie brązowe włosy na prawe ramię i pierwszy zimny okład ułożył bezpiecznie na jej karku, drugi przyłożył do wilgotnego od potu czoła; lodowata woda pociekła cienkimi strużkami po jej kręgosłupie oraz policzkach. Wolną dłonią podał jej kolejne chusteczki. 
— Wydmuchaj nos. 
Liv posłuchała jego polecenia. Odrzuciła zakrwawione chusteczki, zaczęła uciskać palcami nos w taki sposób, by zatamować krwawienie, oddychając ustami; szybki i płytki oddech odzwierciedlał jej wewnętrzne uczucia – strach zaciskał coraz mocniej żelazne okowy na jej sercu. Markus dłonią gładził jej drżące plecy, a ciepło bijące od jego ciała sprawiało, że z każdą upływającą sekundą Liv czuła się bardziej bezradna; oddychała z wyraźną trudnością, ponieważ płacz dławił ją w gardle. 
— Robiłaś ostatnio badania? 
— Tak — szepnęła. Nie ukryła w głosie przerażenia. — Wszystko było dobrze, Markus. Przecież Simon by mi powiedział, wyleczył mnie ostatnio... powiedziałby... 
— Uspokój się — przerwał jej. — Słuchaj, krwotok z nosa nie musi oznaczać nawrotu białaczki, rozumiesz? — dodał delikatniej. Objął ją opiekuńczo ramieniem i pocałował lekko we włosy. — Stanowczo za dużo pracujesz, Liv, jesteś przemęczona. Masz wziąć wolne i trochę odpocząć, dobrze? 
Liv potrząsnęła tak gwałtownie głową, że zimny okład spadł z jej karku. Markus bez słowa podniósł szmatkę, odwrócił na chłodniejszą stronę i ponownie położył na miejscu. 
— Boję się, Markus. Tak strasznie się boję, że to wróci... 
— To zrozumiałe, Liv — odparł wyrozumiałym tonem. — Pokonałaś białaczkę i uważałbym cię za wariatkę, gdybyś zupełnie się tym nie przejęła. Liv, zrozum, poddajesz się regularnie badaniom i widujesz z lekarzem, nie możesz pozwalać, aby strach kierował twoim życiem. 
— On znowu wraca... — oznajmiła znienacka. Utkwiła wzrok w podłodze, a jej głos był zupełnie pozbawiony uczuć. — Dominic śni mi się każdej nocy. Zawsze jest ten sam schemat – leżę w starej sali szpitalnej, najpierw pojawiają się moi rodzice, a potem przychodzi on... — Przełknęła głośno ślinę i z trudem opanowała nagły spazm płaczu. — Staram się obudzić, Markus, naprawdę, niczego tak bardziej wtedy nie pragnę, jak ucieczki od tych obrazów, bolesnych wspomnień, palącego uczucia wstydu, rozpaczy i strachu. Nigdy mi się to nie udaje, za każdym razem muszę słuchać tych samych słów – Dominic żałuje, iż oddał mi część siebie, bym mogła żyć. Obiecuje, że nigdy więcej nie popełni tego błędu. Potem budzę się przerażona, rozglądam po swoim mieszkaniu i chcę wierzyć, że jestem zdrowa. 
— Bo jesteś zdrowa, Liv. 
— Nie jestem tego pewna — Liv odpowiedziała cicho. — Po przebudzeniu czuję się coraz bardziej samotna, napiętnowana... Nigdy nie będę taka, jak inni, w takich chwilach widzę to najjaśniej – to tak, jakby zawiesić neonowy transparent przed moimi oczami. Jestem bezradna, pragnę szukać ratunku dla siebie, ale nie wiem, kto mi pomoże. Marzę o dniach pozbawionych złych wspomnień i lęków, powracających nocami; czy ktoś jest w stanie mi to zapewnić? Czasami boję się tak bardzo, że leżę we własnym łóżku, niczym sparaliżowana, czując uderzenia niespokojnego serca. Czekam na śmierć, ale nie wiem, jakiej oczekuję. Nie jestem pewna, czy chcę umrzeć i już nigdy tutaj nie wrócić, czy narodzić się jako ktoś inny. Ktoś wolny. 
Markus objął ją mocniej, przyciskając do swojego torsu. Oparł czoło na jej drżącym ramieniu, westchnął cicho, jakby zastanawiał się nad dobrą odpowiedzią. Liv wiedziała, że żadna takowa nie istniała, bo nawet Markus nie był w stanie jej pocieszyć ani uciszyć jej lęków. 
— Czuję się taka bezradna... Czuję się coraz bardziej... coraz bardziej chora — dokończyła z trudem, przełykając łzy. — Tak strasznie się boję, Markus. Nie wiem, jak długo jeszcze tak wytrzymam... 
W końcu wybuchnęła rozdzierającym płaczem, a Markus bez słowa tulił ją do siebie. 


Tytuł: Pliniusz Starszy

8 komentarzy:

  1. Widziałam w tym odcinku obraz dwoje staczających się ludzi. Najpierw Sophie, potem Bill. I jak teraz myślę, to są do siebie bardzo podobni. Zawiodłam się, miałam nadzieję, że zachowają się godniej... O ile można w ten sposób to określić. To smutne, że tak świadomie niszczą nie tylko swoje życie, ale i siebie samych.
    I teraz już dokładnie wiemy, co tak dręczy Liv. Można było się domyślić, ale jednak to nie to samo, co przeczytać czarno na białym. Czy to możliwe, żeby jej choroba się nawracała? To byłaby najokropniejsza rzecz w tym momencie. To ostatnia osoba w tym opowiadaniu, która w ogóle by na to zasługiwała. O ile ktokolwiek może zasługiwać na raka. Proszę nie rób jej tego :( Chociaż niech jej zacznie się w życiu układać... Co zrobi Tom, gdy ona zachoruje? A co gorsza, jak tym razem nie uda jej się pokonać tej choroby... Nie chcę nawet sobie tego wyobrażać. Dlatego, błagam daj jej szansę na lepsze życie :D z Tomem na przykład xd Wtedy byłoby jeszcze więcej dobra ;) Odcinek, jak zawsze genialny i pełen emocji. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam święcie przekonana, że Sophie wybaczy Georgowi, choć jednak gdzieś tam nadzieja się tliła, że jednak spakuje się, napluje mu w twarz i wyjdzie. Ale nie, skąd! -.- Wiedziałam, byłam tego pewna. Jest za słaba. Strach, niepewność i brak zdecydowania zżerają ją od środka, poza tym zapewne boi się odejść od Georga jeszcze z tego kolejnego powodu, że gdzieś tam pojawia się myśl, że zostanie sama, bez nikogo. W końcu Gustav też ma dziewczyn, którą, jakby nie było, zdradza - nie tylko gestami, których może aż tyle nie było, ale i myślami. Brzmi to absurdalnie i śmiesznie, ale takie są fakty: czyż się mylę stwierdziwszy, że on jest w niej zakochany? I super! :( Oni powinni być razem. Tylko co z dziewczyną Gustava? To znaczy tak mi się wydaje, że jakąś ma, o ile mnie pamięć nie myli xD Nie wiem, szkoda mi tej biednej, głupiutkiej Sophie. Z drugiej strony rozumiem ją, a przynajmniej się staram: ona go kocha, to jest najprostsze wyjaśnienie. Wciąż ma nadzieję, że się poprawi, bo cały czas nie dociera do niej, że on już nie będzie inny, że zostając przy nim, wydaje na siebie wyrok. Ale albo Georg ją w końcu dobije (dosłownie!), albo się dziewczyna ogarnie i znowu rzuci się w ramiona Gustava. Tylko zaraz, ona zamierzała przeprosić Toma za to, że nie wierzyła mu, kiedy miał rację i słusznie ją ostrzegał? No dobrze, ale co teraz, kiedy ona mu wybaczyła? Można by rzec, że już nie ma za co Toma przepraszać,a przynajmniej ona tak to może odbierać, bo w końcu "znowu wszystko jest w porządku". Ech, no nie wiem, nie wiem...
    Dalej Bill. Tutaj ładnie ukazałaś jego punkt widzenia, podobało mi się to. Po prostu czytelnik miał wgląd w jego myśli i nagle Bill wcale nie okazuje się być tym najgorszym. No, może dopóki nie uległ Sandrze (szlag jasny, jak ja jej nie cierpię! Ale do tego też dojdę). Ale ogólnie gdzieś tam czają się w nim potężne wątpliwości jak i myśl, że jest samotny. No ale pewnie, najlepiej oskarżyć o to Sandrę i Toma. Ją z oczywistych powodów, tylko szkoda, że nie spojrzał na brata z nieco innej strony: miał rację. Powiedział ja dobitnie, ale nie okłamał go. Chyba nie robiłby tego, gdyby mu na tym nie zależało? Właśnie, takiej myśli u niego brakowało. I pewnie szybko się nie pojawi. A szkoda. Tak czy siaki kurde no! Jak ja się ucieszyłam, jak Sandra częściowo (bo nie powiedziała tego wprost) się przyznała! Byłam wtedy prawie pewna, że Bill przejrzy na oczy, da jej w pysk (bo czemu nie? xD) i wyjdzie, zostawiając ją w diabły. Ale nie, pewnie, po co. I to ostatnie zdanie, które wypowiedziała Sandra - na nieszczęście muszę się z nią zgodzić, co idealnie ukazał kretyn Bill. Ech, i co tu z takim robić? ;/
    Nieee, niech ona nie a tej cholernej białaczki! To znaczy nawrotu! Polubiłam ją, strasznie ją polubiłam. Ona na to nie zasługuje, przynajmniej moim zdaniem - znam ją tylko na tyle, by stwierdzić, że jej choroby nie życzę. Ale obawiam się, że tak właśnie może być - nie od dziś czytam twoje opowiadania ;) I wtedy byłoby kiepsko. Bo właśnie - Tom o chorobie coś wie? ja mam olbrzymią sklerozę, ale tak mi się wydaje, że chyba jako tako wtajemniczony w to nie jest. Tym gorzej, bo czegoś takiego jak nawrót choroby raczej nie będzie w stanie ukryć.
    No dobra. Idę pisać nieszczęsną pracę z polskiego. Czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz to ja uśmiecham się szeroko do monitora, bo choć rozdział nie ma nic wspólnego z radością czy szczęściem, to cieszę się, że mogłam go przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Siedzę sobie na dworcu, obżeram się, kruszę na klawiaturę (a jakżeby inaczej) i tak mi się podczas czytania nasunęło, że żeby odejść od Georga, Sophie musiałaby najpierw z jego winy stracić coś bardzo cennego i nie do zastąpienia. Po scenie z seksem na zgodę (kiedyś już się na temat podobnych wątków wypowiadałam, więc nie będę się powtarzała; ponadto moje zdanie o tym chorym, toksycznym związku znasz z poprzednich komentarzy i nie mam chyba nic do dodania na razie) pomyślałam, że widzę to tak, że Sophie zachodzi w ciążę, traci ją, bo Georg ją mocno pobije, i dopiero wówczas pójdzie po rozum do głowy.
    Sandra i Bill... Są siebie warci. Scena łóżkowa (czy raczej docelowo mająca być zalążkiem takowej) z S. i B. wydaje się analogiczna do tej z Georgiem i Sophie. Jednak gdy w przypadku G. i S. robi się człowiekowi zwyczajnie żal, tak tutaj... nic, tylko pokręcić głową z dezaprobatą.

    Biedna Liv :( Wiesz co? To opowiadanie jest znacznie smutniejsze od unerfullten-traume (aka escape-from-love). Nie tylko ze względu na to, że robisz wszystko, aby unieszczęśliwić bohaterów, ale również dlatego, że oni samotni i nieszczęśliwi są również sami w sobie, nie wyłącznie z powodów zewnętrznych. Nawiązuję tutaj m.in. do choroby Liv, którą już wprowadzasz. Bo w UT Mad i Tom mieli przynajmniej okazję być przez chwilę szczęśliwymi, nie ciągnęła się za nimi długim cieniem przeszłość (do czasu). Tutaj od początku mamy osamotnionego Toma, ale też równie samotną Liv, w dodatku z widmem nawrotu choroby, które wisi nad nią cały czas, a dzisiaj rzuciło swój cień na Liv (już nawet nie wspominam o postaciach pobocznych; z wyjątkiem Georga, który jest względnie szczęśliwy, bo jest nieczułym draniem, tak więc...). Nie chcę, żeby Liv była chora i samotna... :(

    Zgadzam się z komentarzem u góry: choć ten rozdział przepełniony był tak naprawdę smutkiem, złością i generalnie samymi negatywnymi emocjami (wybaczająca Sophie wcale nie była pozytywnym akcentem!), to nam - czytelnikom - daje radość dnia codziennego :) Coś jak gorąca czekolada na dobry początek dnia lub na miłe jego uwieńczenie :)

    Życzę dużo weny i chęci! Nie poddawaj się :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog :D kiedy następny odcinek?xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie muszę nadrobić to opowiadanie! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje opowiadanie jest dużo lepsze od tego, które tworzyła Sandra. I mogę pokazać każdemu treść Ganzera jako dowód, że nic od niej nie kopiujesz. Niestety coś mi się wydaje, że te głupie psychofanki będą istnieć tak długo, jak istnieć będzie ffth.

    Życzę wytrwałości i proponuję moderację komentarzy, dzięki której unikniesz niechcianych komentarzy.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. EKSTRA OPKO ? Poważnie ? Ty gówniaro uważaj lepiej z tymi twoimi groźbami o usuwaniu, wiesz że za obrażanie można dojść po adresie IP do Ciebie i nawet policja mogłaby zapukać do twoich drzwi? Weź się za książki a nie OPKA - swoją drogą OPKO, kiedy się takich słów używało, może mając 13 lat. Powiem Ci też kiedyś pisałam i w życiu nie słyszałam o takiej dziewczynie... jedyne sławne opowiadanie jakie przeczytałam to było 'trudne-niemieckie-zycie' bądź 'abstrakte-kunst'. Nudzi Ci się to zrób coś pożytecznego, skoro uważasz że opowiadanie Frigid jest beznadziejne, po co czytasz ? Ileś czasu musiałaś spędzić czytając to wszystko, szaty graficzne moja droga jeszcze trzy cztery lata temu KAŻDY miał takie same, szare, czarne, bo to właśnie kojarzy się z TH więc nie udało Ci się zabłysnąć. Nie pisze się 'hcsz' tylko CHCESZ, jeżeli już próbujesz zabłysnąć, to proszę, pisz z słownikiem bo nie najlepiej Ci to wychodzi. I drukowanymi to możesz sobie pisać smsy do własnej matki, a nie tutaj jak jakaś rozwrzeszczana smarkula będziesz pisała. Może ty jesteś całą tą typiarą co niby pisała te super ekstra opowiadania, fenomen internetu zresztą o którym nigdy w życiu nie słyszałam ? A troszkę lat już mam. Nie próbuj rozsławiać tu twojej PANI OPOWIADAŃ bo tylko ośmieszasz i ją i siebie. Dobrze Ci radzę i upominam - za obrażanie w internecie, nękanie itd, również można dostać wyrok. Pozdrawiam serdecznie - radzę przeczytać kodeks prawny aby na przyszłość być ostrożniejszą.

    Sara

    OdpowiedzUsuń