Witajcie.
Ostatnio zostałam bezpodstawnie oskarżona o skopiowanie dwóch blogów, których nigdy wcześniej nie czytałam. Bezpodstawnie, ponieważ całe podobieństwo do owych blogów polega na przypadkowym użyciu imion dwóch bohaterek oraz wyglądzie zewnętrznym. Pozostawiłam komentarze zawierające te żenujące oskarżenia pod rozdziałem dwunastym, jednakże zaznaczam - nie mam zamiaru dłużej tolerować takiego zachowania. Jeżeli droga ganzerowna nadal czuje potrzebę robienia z siebie idiotki - proszę bardzo, ale z daleka ode mnie.
Tom stał na przeszklonej werandzie i spoglądał wprost na gęsto rosnące dęby, na gałęziach których gdzieniegdzie pozostały jeszcze zżółknięte liście. Tego dnia padał rzęsisty deszcz, więc drzewa wyglądały mizernie, a piętrząca się, teraz mokra, kupka opadniętych liści – jeszcze gorzej. Przeniósł wzrok na rozmoknięty trawnik; patrzył, jak pojawiają się coraz większe błotniste kałuże, tym samym ignorując głos Davida Josta.
— Cała impreza zaczyna się około dwudziestej, ale rozumiesz, powinniście być wcześniej, żeby wszystko ustalić, zrobić krótką próbę... Sam wiesz, o co chodzi, Tom. Zagracie ze dwa kawałki, potem trochę słodkich uśmieszków i jakiś wywiad na temat waszej morderczej pracy nad nowym krążkiem; cała szopka polega na przekonaniu fanów, że nie zapomnieliście o waszej karierze i zbieracie materiał na kolejną płytę, rozumiesz? Słuchaj, musicie zagrać na tej gali i musicie wypaść zajebiście, dociera to do ciebie? — Jost zaakcentował wyraźnie ostatnie słowa; Tom pokiwał do siebie głową, zrozumiał polecenia Josta, ale jeszcze nie przyjął do wiadomości, że musi już za dziesięć dni spotkać się z zespołem. A tym bardziej w ogóle nie pojmował, czemu Jost dzwoni tak późno. Wykrzywił usta w grymasie, ciesząc się, iż menedżer ograniczył się do poinformowania go przez telefon, a nie osobiście. — Musicie wrócić na szczyt i im szybciej to się stanie, tym lepiej. Wasze kłótnie nic mnie nie obchodzą, Tom.
Mnie nic nie obchodzą twoje pragnienia, pomyślał ironicznie Tom, uśmiechając się nieprzyjemnie pod nosem. Nie powiedział tego na głos, ponieważ nie chciał wszczynać kolejnych awantur; w ostatnim czasie wziął udział w tylu kłótniach i bójkach, że sądził, iż wyczerpał niewidzialny limit dozwolonych nieporozumień, które pojawiały się w każdych relacjach międzyludzkich; sprzeczki, w jakich odgrywał czynną rolę, były realnie niebezpieczne. Pokręcił głową, przerzucił telefon do lewej ręki i ponownie przytknął go do ucha, nie skupiając się na kolejnych instrukcjach menedżera.
Zdębiał, gdy tylko zobaczył imię Josta na migającym wyświetlaczu komórki dwadzieścia minut wcześniej, a zanim odebrał, był pewien, że nie usłyszy niczego dobrego. Wcale się nie pomylił, ponieważ Jost lekkim głosem oznajmił mu, iż za kilka dni spotykają się na gali, której nazwa uciekła mu już z pamięci; tak naprawdę wcale nie obchodziła go oficjalna okazja ani cel wspólnego wystąpienia publicznego z zespołem, ale świadomość o spotkaniu ze skłóconymi przyjaciółmi i bliźniaczym bratem zadziałała jak kubeł niemiłosiernie zimnej wody. Od razu uświadomił sobie, że nie jest jeszcze gotowy na żadne spotkania – chociaż nie uważał, że w najbliższym czasie będzie gotów – i próbował się z tego wymigać, stawiając jasno sprawę – wspomniał, wprawdzie dość pobieżnie, o wszystkich kłótniach i bójkach, zagroził, iż koncert może nie dojść do skutku, ale Jost był głuchy na jego tłumaczenia oraz prośby. Wtedy Tom zrezygnował, porzucił próby wyperswadowania menedżerowi tego pomysłu i zamilkł, słuchając go bez słowa.
— Ubierz się jakoś przyzwoicie, w stylu starego Toma, okej? — Tom uniósł brwi, zastanawiając się, co miał znaczyć zwrot „styl starego Toma”. Jost chciał, żeby założył ubrania, które nosił, mając szesnaście lat? Westchnąwszy, wzruszył do siebie ramionami. — Fanki nie chcą myśleć o tobie jako o dojrzałym dwudziestolatku; dla nich wciąż jesteś słodkim szczeniakiem — dodał pogodnym tonem. Tom miał zupełnie inną wizję tego, jak powinny go widzieć fanki, ale nie przedstawił jej Jostowi; nie sprostował również, że jest dwudziestojednoletnim mężczyzną, a nie nastoletnią gwiazdką-zabawką w rękach producentów. — I dogadaj się z Billem. Dziewczyny was uwielbiają...
— Nigdy w życiu. — Usłyszał swój ostry głos, a po drugiej stronie zapadła cisza.
— Tom, słuchaj...
— Nie, kurwa, to ty posłuchaj — wycedził, zanim zdążył ugryźć się w język. Nie zapanował nad sobą, więc słowa popłynęły niczym wartki strumień: — Podpisany kontrakt zobowiązuje mnie do udziału w różnych idiotycznych galach, imprezach i spotkaniach, ale nie przypominam sobie, żeby w umowie była jakakolwiek malutka gwiazdka z pouczeniem, że zgadzając się na warunki kontraktu muzycznego, wyrażam zgodę na ingerowanie w moje życie, jasne? Mój brat to skończony sukinsyn i niczym, kurwa, niczym nie zmusisz mnie, żebyśmy udawali przyjazne stosunki. Zapomnij o nierozłącznych braciach bliźniakach, którzy idealnie wyglądali na okładkach pieprzonych szmatławców. Nie będę z nim rozmawiać, a ty módl się, do cholery jasnej, żebym go nie zatłukł podczas tej gali, rozumiesz?
Rozłączył się, nie czekając na mdłą odpowiedź Josta. Nie musiał nawet kontynuować tej męczącej rozmowy, ponieważ mimowolnie usłyszał poważny, choć nieco przestraszony, ton głosu menedżera, który najpierw próbowałby przyjacielskich a potem rodzicielskich sztuczek – żadna z nich nie nigdy odnosiła pozytywnego skutku podczas rozmów z Tomem, kiedy to David Jost chciał wymusić coś na nim mentorskimi wypowiedziami, więc najczęściej przechodził do subtelnych szantaży; Tom nie chciał więcej tego słuchać. Najchętniej nie zgodziłby się odgrywać tej szopki, ale chwilę później uświadomił sobie po raz kolejny, że nie miał żadnego wyjścia.
Oderwał zmarznięte gołe stopy od parkietu, postawił kilka powolnych kroków i zatrzymał się w innym miejscu, spoglądając tym razem na zalaną deszczem ulicę. Okolica wydawała się opustoszała; nie przejeżdżał żaden samochód, nie szczekały psy, dzieci nie bawiły się w ogrodach. Deszcz tłukł głośno o blachówki; Tom wsłuchiwał się w rytmiczne uderzenia kropel i z ulgą obserwował, jak serce zwalniało rytm do normalnego, napięte mięśnie zaczynały się rozluźniać, a on sam nie ściskał już tak bardzo kurczowo komórki.
Westchnąwszy, wybrał numer Liv.
— Cześć, Tom. — Odebrała po trzecim sygnale, jej łagodny głos zupełnie uspokoił Toma. Uśmiechnął się. — Co u ciebie słychać?
— Niedawno rozmawiałem z Jostem i dowiedziałem się, że za dziesięć dni muszę spotkać się z chłopakami — oznajmił matowym tonem. Potem przytoczył rozmowę, cały czas podkreślając, że nie czuł się na gotowy na żadne, nawet przelotne spotkania, nie wspominając o wspólnym występie na oficjalnej gali. Gdy skończył, sapnął cicho. — Liv, ja naprawdę boję się, że któregoś z nich zabiję.
Spodziewał się, że Liv roześmieje się wesoło do słuchawki, ale zdziwił się, gdy wciąż milczała.
— Liv?
— Jestem, jestem — odpowiedziała. Tom ściągnął brwi. — Mimo iż nienawidzisz swoich przyjaciół, to na pewno, wierz mi, nie byłbyś w stanie wyrządzić im żadnej krzywdy... no, poważnej krzywdy, rozumiesz, co mam na myśli? Wdajesz się w te wszystkie awantury, pozwalasz, by kierowały tobą uczucia, ponieważ wciąż ci na nich zależy; nie walczysz z nimi z nienawiści, ale walczysz o nich, Tom.
— Nie masz racji — zaperzył się. — Wcale nie walczę o nich...
— Oczywiście, że tak — zauważyła spokojnie. — Mimo tego co was ostatnio poróżniło, wciąż jesteście przyjaciółmi; oni nie są twoimi wrogami, Tom. Zdaję sobie sprawę, że w tej chwili masz zupełnie odmienne zdanie. Chcesz ich nienawidzić, ale pamiętasz o wspólnie spędzonym czasie i wciąż masz nadzieję, że zdołacie naprawić swoje błędy. Nie przekreśliłeś waszej przeszłości oraz tego, co razem dokonaliście. Sam mi o tym wspominałeś, Tom — dodała, a Tom był pewien, że uśmiechnęła się lekko.
Westchnął.
— Dobrze, masz rację — stwierdził. — Liv, ja po prostu boję się tego spotkania...
— Doskonale cię rozumiem! Ja również boję się... bałabym się, będąc w podobnej sytuacji — poprawiła się, ale umknęło to uwadze Toma; rozmyślał o tym, co powiedziała wcześniej. — Poróżniliście się zbyt mocno, żeby popaść sobie wzajemnie w ramiona. Obawiasz się, ponieważ to twoi przyjaciele; jeszcze niedawno powiedziałbyś, że znasz ich na wylot, a dzisiaj nie jesteś pewien, jak zareagują na twój widok podczas gali. Możesz coś dla mnie zrobić, Tom?
— Mhm?
— Nie daj się sprowokować pod żadnym pozorem, dobrze? Nie chcę kolejny raz cię opatrywać...
Tom parsknął śmiechem, a Liv zawtórowała mu wesoło. Mimo że ostatnią wypowiedź Liv sprowadzili oboje do żartu, Tom zdawał sobie sprawę, że od pewnego czasu to na Liv spadał obowiązek opieki nad nim, gdy wdawał się w bójki i wracał do niej pobity albo upijał się do nieprzytomności. To ona zajmowała się nim bez słowa skargi, a Tom tak naprawdę nie wynagrodził jej tego, ponieważ jedyna próba skończyła się klęską i zniszczeniem jej sukienki.
— Wpadniesz dzisiaj do mnie?
— Dzisiaj, jutro... Dostałam dwutygodniowy urlop — odpowiedziała smętnie. Tom wyobraził sobie, jak kąciki ust Liv lekko opadają ku dołowi.
Tom jednak uśmiechnął się szeroko do siebie.
— To się świetnie składa.
Sophie zatrzasnęła za sobą drzwi i bez słowa sprzeciwu pozwoliła Gustavowi zamknąć się w jego potężnych ramionach. Pocałował ją w czubek głowy, a Sophie poczuła przebiegające po całym ciele przyjemne dreszcze. Westchnęła cicho, wtulając policzek w tors Gustava i wdychając mocno zapach jego intensywnych perfum. Odsunął się, ujął w dłonie jej twarz i przyjrzał się z uśmiechem zaczerwienionym policzkom, aż w końcu nachylił się i pocałował delikatnie w usta.
— Cześć.
— Cześć — odparła cicho. Wspięła się na palce i ucałowała go raz jeszcze.
— Tęskniłem — szepnął, wtulając nos w długie blond włosy. Kolana Sophie zrobiły się niespodziewanie dziwnie miękkie i niestabilne; oparła się mocniej o Gustava i zamknąwszy powieki, zastanowiła się, co wyprawia. Zmusiła się do bezgłośnej odpowiedzi: Zdradzam swojego faceta. Przed oczami pojawił się obraz Georga – wykrzywiona wściekłością twarz, seledynowe oczy ciskające gromy, zaciskające się pięści... Wzdrygnęła się gwałtownie; sama siła wyobraźni przyprawiała ją o ciarki na plecach – nie chciała dowiedzieć się, jak zareaguje Georg, gdy dowie się o ich zakazanym związku, a wiedziała, że tej tajemnicy nie zabierze ze sobą do grobu. — A ty? — zapytał Gustav; Sophie zazdrościła mu spokoju i nieświadomości walki jaką wewnętrznie toczyła każdego dnia.
— Ja również — przyznała.
Gustav pocałował ją raz jeszcze, potem pomógł ściągnąć kurtkę i zaprowadził do małego saloniku. Sophie omiotła spojrzeniem całe pomieszczenie, czując mrowienie w nawet czubkach palców – kilka dni temu była zupełnie inną osobą; ostatnia wizyta w tym miejscu zmieniła ją bezpowrotnie. Poddała się magii chwili, pozwoliła zauroczyć się elektryzującej sile Gustava i chociaż niejednokrotnie próbowała łajać sama siebie, to nie potrafiła żałować tego, co wydarzyło się w jego mieszkaniu. Ich romans wybuchł gwałtownie, rozwijał się namiętnie, a Sophie dzięki wspomnieniom odnajdywała siłę, by móc mieszkać wspólnie z Georgiem – ale nie dość wystarczająco, by odejść. Posłała Gustavowi długie spojrzenie, a on uśmiechnął się w odpowiedzi. Nie wiedziała, jak długo będzie jeszcze prowadziła tę ryzykowną grę; nie wiedziała, jak długo będzie ranić Gustava, oszukiwać Georga i tworzyć wokół siebie otoczkę z kłamstw.
— Wszystko w porządku, Sophie? — zapytał kwadrans później, stawiając przed nią na blacie mahoniowej ławy kubek z parującą herbatą.
Uniosła wzrok; w ciemnych oczach Gustava odbijała się troska. Podtrzymywała kontakt wzrokowy, aż w końcu westchnęła z bólem, skuliła się i ukryła twarz w dłoniach. Gustav szczerze troszczył się o nią, był gotów oddać całego siebie, ale Sophie nie potrafiła przerwać więzi, która, jak sądziła, w końcu doprowadzi do poważnego nieszczęścia. Usiadł przy niej na kanapie i położył delikatnie dłoń na drżących plecach Sophie.
— Co my robimy, Gustav? — Sophie wyprostowała się, pytanie zawisło między nimi; głos Sophie zabrzmiał niemalże oskarżycielsko. Pokręciła głową. — Żyję w ciągłym strachu. Obawiam się dnia, kiedy Georg dowie się o wszystkim; nie potrafię przewidzieć jego reakcji, a wyobraźnia podsuwa mi coraz okropniejsze obrazy... Kłamstwa zawsze mają krótkie nogi, a czegoś takiego nie można ukryć — dodała ciszej z wyraźnym lękiem. Gustav nie patrzył na nią, lecz wciąż dłonią dotykał jej pleców. — Czasami czuję, że mam wypisane na czole wszystkie grzechy, których nie mogę w żaden sposób wytrzeć, wymazać ani zakryć. Unikam spojrzeń w oczy, ponieważ boję się prawdy. Wydaje mi się, że Georg potrafiłby w mgnieniu oka przejrzeć mnie na wskroś. Czuję nieznośne wyrzuty sumienia – oszukuję Georga i krzywdzę ciebie, Gustav...
— Czy to, co nas łączy jest ważne dla ciebie? — Sophie zamilkła od razu, słysząc głos Gustava. Nie był tym nieśmiałym chłopakiem, którego znała od lat, nie był już dla niej niewidzialny – stał się poważnym mężczyzną potrafiącym dać jej oparcie w swojej osobie, poczucie bezpieczeństwa i z czułością traktował ją jak najwspanialszą kobietę. — Mówiąc „to”, co masz na myśli? Zwykły romans, przelotną zabawę w łóżku, czy coś poważniejszego? Boisz się prawdy, Sophie, lecz jakiej?
— Przeraża mnie to, co do siebie czujemy — szepnęła. Sophie mówiła tak cicho, że Gustav przysunął się bliżej, by lepiej słyszeć. — Jesteś bardzo cierpliwy, ale nie mogę dać ci tego, czego pragniesz. Nie potrafię odejść od Georga; zbyt mocno boję się ewentualnych konsekwencji mojej decyzji... boję się o ciebie, rozumiesz? Nie pozwolę, by stała ci się krzywda z mojego powodu, a sam wiesz, do czego jest zdolny Georg.
— Kochana Sophie... — Gustav uśmiechnął się łagodnie, obejmując Sophie, która przylgnęła do niego ufnie. — Jestem mężczyzną i potrafię obronić się przed innym facetem. Zapewniam cię, że nie pozwoliłbym nikomu stłuc się na kwaśne jabłko — roześmiał się cicho. — Potrafię też zaopiekować się tobą i obronić przed Georgiem.
Niespodziewanie Sophie wyrwała się z objęć Gustava, odpychając go od siebie. Podniosła się i zaczęła krążyć wokół, by ukryć zdenerwowanie. Ręce jej drżały, dlatego zacisnęła je mocno w pięści. Unikała spojrzeń w stronę Gustava, ale czuła jego czujny wzrok na sobie – nie wiedziała, czy zrozumiał z jakiego powodu pojawiła się tego popołudnia, czy zrozumiał, iż chciała to wszystko przerwać? Nie mogła pozwolić, by Gustav popełnił kolejny życiowy błąd – uważała, że ten romans był przekleństwem dla nich obojga, a także dla Georga i Mariny. Sophie jednak przyznawała przed sobą, że troska oraz czułość Gustava dotykała tych strun jej wnętrza, które od dawna były uśpione; łaknęła jego bliskości, chociaż wspólne chwile były okupione cierpieniem innych osób.
— Czy do ciebie zupełnie nic nie dociera?! — krzyknęła piskliwie. Zatrzymała się w pół kroku, wbijając intensywne spojrzenie zielonych oczu w Gustava. Nie odezwał się, ale szczerze zdziwiony pokręcił głową. — Jak możesz spojrzeć Marinie w oczy, skoro jesteś ze mną?! Jak możesz spotykać się z nią i ranić ją każdego dnia, skoro myślisz o mnie?! Jak możesz... — Sophie przerwała w połowie zdania, wybuchnęła płaczem i ukryła twarz w dłoniach.
Rękawy luźnego beżowego sweterka zapinanego na perłowe guziczki podwinęły się, więc Gustav zauważył zasinienia na przegubach Sophie. Zerwał się z miejsca, przyciągnął dłonie Sophie do siebie, podwijając wyżej rękawy i uważnie badając jej szczupłe ręce; Sophie widziała jego poczynania jak przez mgłę – łzy wciąż obficie płynęły po policzkach i zamazywały pole widzenia. Usłyszała ciche przekleństwo Gustava, a potem zaczął delikatnie całować jej skórę. Dotyk ciepłych ust sprawiał, że Sophie mimowolnie odczuwała przyjemne dreszcze przebiegające po linii kręgosłupa.
— Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? — zapytał cicho, nie odrywając warg od jej rąk. Sophie nie odpowiedziała, wstrząsana spazmami płaczu. Płakała nad sobą, płakała nad sytuacją, w którą wplątała się z Gustavem, płakała za utraconym życiem z Georgiem. Cierpiała, raniąc Gustava, cierpiała, gdy myślała o swojej najlepszej przyjaciółce. — Kiedy zrozumiesz, że mi zależy na tobie?
— Nie rób tego, Gustav, błagam cię — wyszeptała. Wyrwawszy się z jego uścisku, obciągnęła rękawy sweterka. Potem zaczęła pocierać dłońmi mokrą twarz, oddychając szybko i płytko, przełykała słone łzy. — Nie potrafię tak żyć, rozumiesz? Marina jest moją przyjaciółką, a ja... co ja robię?! Boję się spędzanych z Georgiem chwil; boję się, że w końcu zauważy, iż myślę tylko o tobie, Gustav...
Uniosła wzrok i napotkała silne spojrzenie Gustava – zakręciło jej się w głowie, gdy zobaczyła w jego oczach szczerą, oddaną miłość. Wtedy zrozumiała, że Gustav od dawna darzy ją cieplejszym uczuciem niż przystoi przyjacielowi, zaczęła się zastanawiać, dlaczego nie zauważyła tego wcześniej, dlaczego uważała Gustava za zwykłego, nudnego faceta, któremu nie warto poświęcić nawet krótkiej chwili uwagi. Myślała nad tym, patrząc w ciepłe, ciemne oczy mężczyzny stojącego tuż przed nią i tonęła w głębi jego spojrzenia. Potem otworzył ramiona, a ona – niczym szmaciana lalka pozbawiona wszelkiej woli – przylgnęła do jego torsu i znów się rozpłakała. Chociaż łzy zaczęły moczyć czarną koszulkę Gustava, ten bez słowa protestu i cienia zniecierpliwienia pozwolił jej wypłakać cały żal, tuląc mocno ją do siebie.
— Uspokój się, maleńka — powiedział pieszczotliwie, uśmiechając się łagodnie. Palcami przetarł jej mokre policzki, a potem znów przygarnął do siebie. Sophie odchyliła głowę do tyłu i patrzyła mu w oczy. — Rozumiem twoje rozterki i obawy. Marina jest wspaniałą kobietą i wcale nie jest mi łatwo, gdy nagminnie ją okłamuję. Ona nie zasługuje na takie traktowanie, tak samo jak ty nie zasługujesz na życie z Georgiem. Czasami życie komplikuje się na tyle, że w pierwszej chwili nie jesteśmy w stanie dojrzeć jasnego punktu, rozwiązania naszych problemów. W naszym przypadku jest podobnie, nie sądzisz? Z pozoru wydaje się, że jesteśmy bezduszni, ponieważ dopuszczamy się zdrady naszych partnerów, pleciemy nietrwałą siatkę kłamstw, spotykamy się ukradkowo, wykradamy zakazane chwile i prowadzimy bardzo ryzykowną grę... Żadne z nas nie kieruje się okrucieństwem – poddaliśmy się uczuciu, przecież nie mogliśmy z tym walczyć. Sophie, chociaż bardzo starasz się odepchnąć mnie od siebie, to dobrze wiesz, że za miesiąc czy rok przegrałabyś swoją walkę, którą codziennie toczysz, i odnalazłabyś spokój w moich ramionach.
Sophie spojrzała ze zdziwieniem na Gustava. Nie spodziewała się podobnych słów z jego strony i wcześniej nie podejrzewała, że Gustav mógłby zrozumieć jej rozterki. Dopiero po jego wypowiedzi zrozumiała, iż Gustav przeżywał dokładnie to co ona – związał się z Mariną, chociaż wcale jej nie kochał i tkwił w kłamstwach dłużej niż Sophie. Był również przyjacielem Georga; skryta miłość do dziewczyny przyjaciela, która nie powinna zostać nigdy spełniona, musiała być dla niego bardzo trudnym doświadczeniem. Sophie objęła mocniej Gustava, chcąc tym gestem pokazać mu, że pragnie odwdzięczyć się za jego troskę swoją wyrozumiałością oraz wsparciem. Sophie nie wiedziała, czy zrozumiał jej intencje, ale uśmiechnął się łagodnie.
— Gustav...
— Kocham cię, Sophie — dodał cicho. Pocałował ją krótko i czule w usta, dopełniając w pełni magii wyznania.
— Czy ty...
— Cały czas — przerwał jej. Pochylił się i trącił nosem jej nos. — Mam nadzieję, że wkrótce pokochasz mnie równie mocno jak ja ciebie.
— Co czujesz, gdy patrzysz w gwiazdy? — zapytał Tom.
Pustkę, pomyślała i zacisnęła mocno usta, by ta myśl nie przeszła jej przez gardło. Skrzyżowała ramiona, nie odrywając wzroku od migoczących punktów, które nagle zahipnotyzowały ją swoim blaskiem i bezwiednie pozwoliła, aby Tom objął ją lekko, a potem przygarnął mocniej do swojego boku. Po pewnym czasie rozluźniła się, oparła wygodniej i rzuciła mu krótkie spojrzenie spod przymrużonych powiek. Patrzył również na nią, wyginając usta w leniwym uśmiechu. W brązowych oczach czaiło się zatroskanie, ale Liv dojrzała też głęboko skrywany żal. Wtedy zrozumiała, że Tom widział coś zupełnie innego, kiedy patrzył w gwiazdy i jego myśli krążyły innym torem, niż jej własne.
— Czuję smutek — odpowiedziała cicho, niezrozumiała niepewność nadała zupełnie inne brzmienie głosowi, niż tego chciała. — Nie sądzisz, że gwiazdy przypominają trochę nas samych? Rodzą się i pulsują życiem, a potem umierają – niektóre zupełnie cicho, a niektóre urządzają prawdziwe widowisko. Ludzie też umierają cicho, zanikają ślady, jakie odcisnęli na świecie podczas życia, w końcu zaciera się pamięć i nie ma nikogo, kto pamiętałby o nich. Czy ktoś z nas myśli o gwieździe, której blask widzieliśmy rok temu, a dzisiaj prawdopodobnie już nie istnieje?
Liv zamilkła, zanim głos załamałby się na tyle, że nie mogłaby mówić. Jej myśli nieuchronnie zmierzały w stronę zmarłych rodziców, a serce ściskał ból tak mocny, że brakowało jej tchu. Przywołała najszczęśliwsze i najtrwalsze obrazy matki oraz ojca, jakie zachowały się w jej pamięci. Rodziców, którzy po niemalże dwudziestu latach małżeństwa na nowo poznawali siebie i każdego kolejnego nowego dnia znów zakochiwali się w sobie bez pamięci niczym beztroska para nastolatków. Rodziców, którzy okazywali sobie czułość oraz bezgraniczny szacunek; poświęcenie ojca, gdy wstawał tuż przed świtem, by przygotować śniadanie dla swojej ukochanej, i cierpliwość matki podczas długich godzin spędzonych w niewygodnych pozach, które spełniały wizje męża malarza. Widziała ich razem – roześmianą matkę, wpatrzonego w nią ojca i niezwykłą aurę miłości, jaka roztaczała się wokół nich. W końcu wyobrażenie znikło bez ostrzeżenia, tak szybko jak pęka mydlana bańka, pozostawiając Liv samotną i kolejny raz pozbawiając ją magii wspomnień.
Oboje zmarli, zanim zdążyli w pełni zrozumieć, że nadchodzi ostateczny kres; iż śmierć wyciąga po nich swoje dłonie i nigdy więcej nie obudzą się obok siebie. Zmarli cicho i razem, spełniając małżeńską obietnicę – najpierw matka, a kilka minut później zgasła iskierka życia w ojcu Liv. Sądziła, że ich śmierć była przedwczesna, a także uważała ją za bezsensowny akt przemocy i niesprawiedliwy wynik nieodpowiedzialności pijanego kierowcy, który zabił jej rodziców. Nigdy nie nadszedłby dzień, w którym byłaby gotowa na śmierć rodziców; wierzyła, iż nie nastanie również taki dzień, który przyniesie jej ukojenie, i wiedziała, że nigdy nie wybaczy losowi, że to ona przeżyła.
— Nie wiem, co czułem, gdy patrzyłem w gwiazdy — przyznał Tom, nieświadomie przerywając rozmyślania Liv. Wzruszył nieznacznie ramionami, a potem zastanowił się chwilę. — Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, o czym wtedy myślałem. Być może zazdrościłem im blasku i sławy, więc sam pragnąłem stać się taki sam. Chciałem być sławny, marzyłem, aby ludzie rozpoznawali mnie na każdym kroku, i najbardziej obawiałem się myśli, że gdy nadejdzie czas śmierci moje życie okaże się bezsensownym pasmem porażek. Nie chciałem odejść bez niczego, nie mogłem pozwolić, by stać się nikim. Wciągnąłem się w wir sławy, byłem jedną z najjaśniejszych gwiazd show-biznesu... — Zawiesił głos. Liv uniosła nieco dłoń i ścisnęła mocno jego chłodne palce, zadrżał nieznacznie. — Wypaliłem się podobnie jak gwiazdy, których blask oglądamy na niebie. Zniknąłem cicho, niezauważalnie, a później przestałem śnić.
...przestałem śnić. Liv wzdrygnęła się nieznacznie i kolejny raz spojrzała przez oszklone drzwi werandy na ciemne niebo usiane licznymi gwiazdami. Nie pamiętała już dokładnie dnia, kiedy przestała śnić zdrowe sny, a przerażające koszmary pojawiały się wraz z nadejściem nocy. Nie umiała określić, ile samotnych nocy spędziła płacząc gorzko w poduszkę, ile razy okowy strachu zaciskały się na jej sercu, ile razy marzyła, by to wszystko wreszcie się skończyło. Silny dreszcz przeszył jej ciało na samo wspomnienie ostatniego krwawienia z nosa i późniejszego snu. Markus dał jej dwutygodniowy urlop, ale nie potrafił ukryć troski w spojrzeniu, gdy na nią patrzył, a Liv nie wiedziała, jak mu powiedzieć o cieniu, który czaił się tuż za nią i sprawiał, że czuła się coraz słabsza.
Niespodziewanie Tom pocałował ją w czubek głowy, w efekcie czego po ciele Liv rozlało się przyjemne ciepło. Spojrzała na niego z wdzięcznością, chociaż nie mógł wiedzieć, o czym właśnie rozmyślała. Uśmiechnął się łagodnie.
— O czym marzysz, Liv?
O śmierci, pomyślała i przełknęła głośno ślinę z nadzieją, że ta przerażająca myśl zostanie zduszona w zarodku. Marzyła o uwolnieniu się od stale towarzyszącego jej strachu, o dniach pozbawionych złych wspomnień i lęków, powracających nocami. Brakowało jej spokoju, sił oraz beztroski, które powinna odczuwać w każdej wolnej chwili, potrzebowała kogoś bliskiego, by pomógł jej przezwyciężyć wszystkie demony. Czasami pragnęła pogrążyć się w niebycie, zapomnieć o tym, co było i... Liv zacisnęła mocno zęby, wiedząc, jakie słowo zakończy jej potok myśli: śmierć. Nie chciała dopuścić tego do siebie, ponieważ pragnąc śmierci wykluczała się z walki o normalne życie, którego tak pragnęła. Chciała wrócić do normalnego życia, jakie wiodła kilka lat temu, ale po raz kolejny uświadomiła sobie, że to niemożliwe.
Marzę o tobie, dodała w myślach, zagryzając mocniej wargi, by ta myśl również nie została wypowiedziana na głos. Mimo swoich oporów nie potrafiła powstrzymać się od ukradkowego spoglądania na Toma. Ciepłe brązowe oczy były utkwione w niej, pomimo widocznych siniaków będących skutkiem ostatniej bójki z bratem na jego twarzy błąkał się pogodny uśmiech. Przytulał ją mocno i pewnie, zupełnie nieświadomie dając niemalże zbawienne poczucie bezpieczeństwa i chroniąc przed atakami wspomnień. Nie czuła tego, gdy zostawała sama; w samotności była zdana tylko na siebie i za każdym razem przegrywała walkę. Całkowicie zatracała się w sile spojrzenia Toma oraz cieple ciała. Potrzebuję cię.
— Może o wyjeździe na pewien czas — skłamała, starając się, by Tom nie usłyszał żadnej zdradzieckiej nuty. Nie mogła powiedzieć mu o prawdziwych marzeniach, musiałaby powrócić do przeszłości, opowiedzieć o sobie, przeżyć to wszystko jeszcze raz. Wiedziała, że Tom nie byłby w stanie tego zrozumieć, dlatego musiała osłaniać się kłamstwami i półprawdami. — Od wielu lat nie opuszczałam miasta.
Tom spojrzał na nią ze zdziwieniem, ale chwilę później wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Pomogę ci spełnić każde marzenie.
O czym marzysz, Liv?
Sophie położyła się na kanapie i pociągnęła za sobą Gustava, nie przerywając gorących pocałunków. Wsunęła dłonie pod materiał czarnej koszulki i zgrabnym ruchem ściągnęła ją z Gustava, a on nie pozostawał jej dłużny – obsypywał pocałunkami jej twarz, dotykając ustami również szyi i widocznego zagłębienia między piersiami. Gorący dreszcz przeszył ciało Sophie, jęknęła cicho wprost w rozchylone wargi Gustava, który niespodziewanie roześmiał się radośnie, a niecierpliwymi palcami rozpinał delikatne guziczki jej swetra. W końcu pozbawił jej również jasnej podkoszulki, rzucając na oparcie kanapy, a dłońmi ścisnął drobne piersi ukryte w białym koronkowym biustonoszu i sięgnął do zapięcia, obdarzając Sophie kolejnym pocałunkiem.
Dotyk Gustava, choć nieco pośpieszny, Sophie odczuwała zupełnie inaczej niż dotyk dłoni Georga – nawet w śpiesznych ruchach Gustav potrafił dotykać jej z czułością, a każdy ruch dyktowany był miłością i oddaniem. Ciałem Sophie wstrząsały dreszcze przyjemności za każdym razem i nie potrafiła powstrzymać westchnień rozkoszy, gdy ciepłe wargi Gustava dotykały jej ciała. Sophie objęła ramionami mężczyznę, a kiedy uniósł na chwilę głowę, spojrzała w jego ciemne tęczówki i w oczach zobaczyła wszystko co, czego od dawna pragnęła.
— Gustavie...
Sophie zamilkła nagle, oblał ją zimny pot i serce zaczęło uderzać mocniej, gdy usłyszała zgrzyt klucza w zamku drzwi. Sparaliżował ją strach, a wyobraźnia podsunęła okropne obrazy – zobaczyła Georga, jak wściekły wchodzi do mieszkania Gustava, i jęknęła przerażona osaczona następnymi wizjami. Jednak głos, który się rozległ i został zwielokrotniony przez echo z klatki schodowej, wcale nie należał do basisty, ale do jej najlepszej przyjaciółki.
— Cześć, Gustav!
— Kurwa mać — wyszeptał Gustav.
Sophie zepchnęła z siebie Gustava, wciągnęła szybko podkoszulkę i zarzuciła na ramiona sweter. Rumieniec oblał jej policzki, włosy miała potargane. Wyprostowała się nienaturalnie, przyciskając ręce do boków – nie miała czasu, by poprawić rozpięty stanik, który zawisł niepewnie na jej szczupłych ramionach, a miseczki ledwo muskały małe piersi. Z przerażeniem zauważyła, że Gustav założył koszulkę na drugą stronę; wielka gula znikąd pojawiła się w gardle, a żołądek zamienił się w bolesny supeł.
Uśmiechnęła się jednak, kiedy Marina weszła raźnym krokiem do salonu, strzepując energicznie dłonią migoczące płatki śniegu z ciemnych loków. Zatrzymała się wpół kroku i rzuciła uważne spojrzenie najpierw na Gustava, który jakby zmalał pod wpływem jej wzroku, a potem przyjrzała się badawczo Sophie. Im dłużej na nią patrzyła, tym bardziej palił ją rumieniec wstydu; miejsca, w które całował ją Gustav, stały się nagle gorące i Sophie dziwiła się, że na skórze nie ma odciśniętych śladów jego warg. Marina zawahała się wyraźnie i zapytała:
— Co się dzieje, Gustav? Sophie?
Mózg Sophie pracował na pełnych obrotach i niemalże słyszała przeskakujące trybiki. Gustav unikał jej wzroku; zrozumiała, że musi działać prędko i wymyślić naprawdę przekonującą historyjkę. Miała spocone ręce i zastanawiała się, dlaczego Marina nie słyszy, jak bardzo tłucze się serce w jej piersi.
— Musimy jej powiedzieć — oznajmiła stanowczym głosem, ciesząc się w duchu, że w żaden sposób nie okazała swojego strachu.
Gustav, zgodnie z jej przewidywaniem, zareagował prawidłowo i wydał z siebie zduszony okrzyk.
— Zwariowałaś?! Sophie...?
— Co mi chcecie powiedzieć? — wtrąciła Marina. Pobladła na twarzy, drżały jej wargi i Sophie rozpoznała, że przyjaciółka powstrzymuje płacz. Mimo swoich wcześniejszych zapewnień Sophie tkała coraz większą sieć kłamstw. — Czy wy...
— Nie, Marina — zaprzeczyła szybko. Może trochę za szybko, bo zauważyła dziwny błysk w ciemnych oczach dziewczyny. Pomimo zmartwienia, że Marina od razu rozpoznała jej próbę kłamstwa, kontynuowała pewnym głosem: — Gustav poprosił mnie o pomoc w przyrządzeniu prawdziwie romantycznej kolacji. Zaplanował piękny wieczór dla was, a ja miałam zostać koordynatorką jego działań i pomóc dopracować plan do ostatniej chwili. Zepsułaś mu niespodziankę — dodała nieco oskarżycielskim tonem, siląc się na łagodny uśmiech.
— Ale mnie przestraszyliście! — odpowiedziała z rozbawieniem. — Gustav, jesteś kochany — zwróciła się do mężczyzny i pocałowała go w policzek.
Potem roześmiała się tak perliście, jak tylko ona potrafiła, a Sophie poczuła, że pewna część serca umarła w niej na zawsze.
Tytuł: Jan Twardowski
Dużo w tym odcinku romansu Gustava i Sophie. Ich relacja szczerze mówiąc mnie rozdziera... Bo osobiście potępiam zdrady, to chyba jedyne czego nie jestem w stanie wybaczyć. A tymczasem z nimi jest jakoś inaczej... W końcu naprawdę coś ich łączy. Szkoda mi tylko Mariny... Przecież nie zasłużyła sobie na to. A jest coś gorszego niż kłamstwo w żywe oczy? Nie tylko od ukochanego mężczyzny, ale i jego kochanki... Eh, jestem rozdarta, bo nie wiem, po czyjej stanąć stronie. Pozostaje mi poczekać na dalszy rozwój tej sytuacji.
OdpowiedzUsuńLiv marzy o śmierci? Trochę mnie tym zaskoczyła, bo wydawało mi się, że czuje strach przed nawrotem choroby. Czyli, jakby nie chciała umierać... A może jeszcze jej dobrze nie zrozumiałam. W każdym razie, to że marzy o Tomie było już znacznie milsze dla moich oczu. Szkoda w sumie, że nie była do końca z nim szczera... Z ich dwojga, to on się najbardziej przed nią otwiera, a ona wciąż jakby była niepewna i zagubiona, przestraszona. Tom musi włożyć jeszcze trochę pracy, aby ją do siebie w pełni przekonać. Ale i tak są tutaj moją ulubioną parą mimo wszystko. Cóż za zbieg okoliczności, uwielbiam głównych bohaterów xD Doskonały odcinek, w każdym calu.
Widzę, że Ciebie również dopadła fanatyczka nijakiej Freilyn. Nigdy nie spotkałam się z jej żadnym blogiem, ani nawet nie słyszałam nicku, dopóki jej życzliwa fanka nie raczyła mi o niej wspomnieć w komentarzu. Rozumiem Twoją złość, mi samej nie podoba się coś takiego. I szczerze mówiąc, zdziwiłam się, że ta dziewczyna zawędrowała, aż tutaj z tymi swoimi żałosnymi komentarzami. Chyba pierwszy raz spotykam się z czymś takim w FFTH ^^ W każdym razie, jak dla mnie to każdy powinien zapoznawać się z Twoim opowiadaniem. Tyle, że to kwestia gustu tak naprawdę. Widocznie nie każdy jest na tyle rozumny. Eh, cóż nie ma się co przejmować ;)
Pozdrawiam ;*
Rozumiem Cię doskonale, bo również nie potrafiłabym wybaczyć zdrady. Jednak romans Sophie i Gustava, jak słusznie zauważyłaś, nie wynika z nudy w obecnych związkach. Mam nadzieję, że jeszcze zdołam Cię do nich przekonać ;)
UsuńLiv jest pełna sprzecznych uczuć - z jednej strony chciałaby żyć normalnie, ale z drugiej strony zdaje sobie sprawę, że od przeszłości uwolni ją tylko śmierć. Liv ma znacznie więcej tajemnic niż strach przed nawrotem białaczki. Bądź cierpliwa - myślę, że Tom zdobędzie nie tylko serce Liv... ;-)
Och, ależ ja rozumiem, że ludzie mają różne gusta i wcale mi to nie przeszkadza. Konstruktywna krytyka zawsze jest mile widziana, ale takie żałosne oskarżenia i dziecinne prowokacje działają mi wyłącznie na nerwy.
Aż tak często tu nie zaglądam, wtedy tylko, kiedy jest odcinek, a teraz tego żałuję: dopiero teraz dowiedziałam się o takiej komedii! Chociaż może to i dobrze, bo uwielbiam się kłócić i pewnie nasza bezsensowna dyskusja trwałaby i trwała. Ale nadrobiłam wszystkie komentarze i to jest doprawdy zabawne: nie wiem, ile ta osoba może mieć lat, ale wnioskując po słownictwie i błędach ortograficznych pewni 12-13 lat. Moja dwunastoletnia siostra reaguje tak, jak się zdenerwuje. Niestety nie znam tego opowiadania, więc nie potrafię powiedzieć, czy było dobre czy nie, ale nie bardzo rozumiem zarzuty: te same imiona? A ile mamy w FFTH Kate, Ann, Sandr, Lily itp.? Piękne imiona, nic w tym złego, że się powtarzają. I że od niej zaczęło się FFTH? Mniejsza. Wybacz, wstęp do tego komentarza nie ma większego sensu, ale po prostu nieco rozbawiło mnie to, co się działo pod ostatnim odcinkiem.
OdpowiedzUsuńOk, a trzynastka? Cóż, najpierw Tom. I Jost, rzecz jasna., A to kretyn z niego, naprawdę! Ja rozumiem - praca, ale on to chyba traktuje tak, że to ONI są NARZĘDZIAMI jego pracy, więc nie mają uczuć, prywatnego życia, żyją, by być gwiazdami, którymi opiekuje się Jost. To jego wizytóweczki, cztery wizytówki, które muszą prezentować się idealnie. Ale muszę ci powiedzieć, że cieszę się bardzo z takiego obrotu sprawy: ta gala zapowiada się cholernie ciekawie! :D Aż się nie mogę jej doczekać. No i kochana Liv: ona jest naprawdę wspaniała! Zachwyciła mnie tym, jak mówiła Tomowi, że on ich nie nienawidzi, a że mu wciąż na nich zależy. Smutna prawda jest jednak chyba taka, że tylko Tomowi jako tako zależy. No, i może jeszcze Gustavowi, choć do niego jeszcze dojdę. Hm, nie jestem pewna co do Billa, to strasznie poplątany człowiek i patrząc z perspektywy Toma jest skończonym dupkiem, ale kiedy poznajemy myśli Billa, możemy spojrzeć na niego nieco inaczej, ujrzeć sprawy i problemy jego oczami i wówczas nawet da się człowieka zrozumieć. No, o Georgu niestety nawet nie wspominam :( Taaak więc... może on nie pozabija ich, ale oni jego :D
Dalej. Kwestia Sophie i Gustava. Jak skończyłam czytać odcinek, natychmiast pomyślałam, że to jest tak kochana dziewczyna, że matko święta! :( Naprawdę nie zasługuje na to, co ją spotyka: na Georga, na to, że waha się co do związku z Gustavem. Ale Gustav nieźle ją przejrzał i miło, że dał jej poczucie, że jednak ją rozumie, bo sam przeżywa to samo. Czyli... jest szczery, że jest nieszczery, tak mi teraz do głowy przyszło. Ach, i jak ona powiedziała marinie, że Gustav przygotowuje dla niej romantyczną kolację - jak ona pięknie wybrnęła z sytuacji! Rany, ona wciąż się poświęca, żeby inni wokół niej mieli lepiej, nawet Georg... A Gustav teraz będzie musiał kolację urządzać xD
Liv naprawdę powinna powiedzieć Tomowi prawdę, no kurde! Hm, Tom, jak powiedział, że się dobrze składa, że Liv ma urlop, może planuje coś większego, a ta jeszcze palnęła, że marzy o wyjedźcie... To ja mam plan. Oni wyjadą na jakieś odludzie, będą sam na sam, przeżyją cudowne chwile i ona w końcu mu wszystko opowie. Wiem, że pomysł nie ma szans na realizację, ale kiedyś dowiedzieć się musi, nie? Oby tylko nie wtedy, kiedy Liv trafi do szpitala.
Tyle ode mnie, czekam na nexta i pozdrawiam! :D
Zastanawiam się, jak bardzo trzeba mieć zrytą psychikę, żeby wymyślić coś takiego… Gwoli ścisłości nie mówię o rozdziale, a o bezpodstawnych, śmiesznych oskarżeniach. Cóż, komentarze od ganzerówny widziałam nie po raz pierwszy, a jej aktywność była mi znana już od kilku lat (czuję się niczym weteranka! ;o). Za pół roku może znowu przebudzi się i tym razem kogoś innego oskarży o kopiowanie ganzerka. Bo oczywiście Sandra (znana bliżej jako Wielka Legenda FFTH – Freilyn), ma monopol na używanie imienia Sandra. I skopiowałaś od niej też to, że Tom gra w Tokio Hotel. W ogóle cały zespół skopiowałaś! Nazywają się tak samo i grają w tym samym zespole! Jak mogłaś! :o Normalnie weź… Teraz ganzerówna tupnie nóżką i poleci poskarżyć się Freilyn, a ona Ci skasuje bloga, bo ma władzą absolutną we wszystkich Internetach (nawet w Korei Południowej)! xD Yyy, no dobra… Wiem, że Cię to nie bawi, ale ja już niejedno w FFTH widziałam i po prostu tego typu akcje mnie śmieszą (choć irytują również) i nie umiem ich traktować na poważnie. Rozumiem Cię jednak, bo jakby mnie też ktoś oskarżył o kopiowanie (a zwłaszcza jakaś psychofanka opowiadania, którego nikt nie pamiętam), to – gdyby to było fizycznie możliwe – wybiłabym klawiaturą (w niektórych przypadkach również słownikiem) głupoty z głowy.
OdpowiedzUsuńUff… No to tyle…
Teraz przejdziemy do milszej części, mianowicie do rozdziału!
Co to będzie jak Tom spotka się z zespołem o.O Liv ma rację. Bo Tom może i nikogo nie zabije, ale może znowu dojdzie do rękoczynów. Może jeszcze przy Gustavie się powstrzyma, jeżeli on przyzna Tomowi rację co do Georga i Sophie, ale jak on wytrzyma w jednym pomieszczeniu z Billem i Georgiem?
Jost działa mi na nerwy. Zamiast próbować jakoś na nich wpłynąć, załagodzić sytuację, wysłać ich do psychoterapeuty czy coś, to wydaje tylko rozkazy. Nic dziwnego, że Tom szuka ukojenia nerwów przy Liv…
Gwiazdy <3 Ten motyw jest często poruszany w różnego typu tekstach na rozmaite sposoby, ale „Co czujesz, gdy patrzysz w gwiazdy?” wydaje mi się nowe. Najczęściej spotykam „co widzisz w gwiazdach?”, motywy z liczeniem gwiazd, gwiazda jako coś nieosiągalnego, jako pragnienie prawie niemożliwe do spełnienia, itd. itd. Tutaj było po prostu, po ludzku smutno. I przekonałaś nas, że to Tom bardziej otworzył się Liv, niż ona na niego. Może gdyby ona poszła w jego ślady, mogliby sobie bardziej pomóc? Dlaczego Ty tak pięknie piszesz? *_* Jestem za głupia, żeby opisać swoje wrażenia dotyczące Liv i Toma wspólnie oglądających gwiazdy, ale wieeesz… Ta scena od dziś będzie moją jedną z ulubionych. Deklaracja Toma była idealna i zupełnie niewymuszona. Czekam na moment, aż zacznie spełniać swoją obietnicę!
Wiesz co? Gustav i Sophie pasują do siebie. Takie dwie mimozy, w różny sposób pokrzywdzeni przez życie, ale inaczej niż Tom i Liv. Bo G. i S. mają JAKIŚ wybór. Sophie mogłaby odejść od Georga, a Gustav rozstać się z Mariną Tom nie zmieni sobie brata, a Liv nie może sobie wybrać, żeby nie chorować na białaczkę, przeszłości też nie usunie.
Wiesz, co mi się najbardziej podobało w scenach z Gustavem i Sophie? Obrazowość. Obrazowość uczuć, fizyczności, całej sytuacji. Oczywiście jak w każdym przypadku pozostaje pewna niedookreśloność, ale akurat Ty napisałaś to w taki sposób, że nakierowujesz czytelnika, w jaki sposób powinien odebrać rzeczy opisane krócej lub nieporuszone; może z wyjątkiem reakcji Mariny. Bo tak naprawdę można się jedynie domyślać, czy rzeczywiście uwierzyła w kłamstwo Gustava i Sophie, czy tylko udaje, że uwierzyła. Dobrze, że nie opisałaś tej sytuacji z jej punktu widzenia.
Aha, co do tej obrazowości – podoba mi się, że dodałaś takie radosne akcenty jak źle założona koszulka czy niezapięty stanik. To dodaje realizmu sytuacji, bo przecież nikt w kilka sekund nie ogarnąłby się tak całkiem.
Pisz 14, piiiisz! <3 Oddaję Ci resztki mojej weny i chęci. Korzystaj mądrze! :*
Dlaczego ja zawsze muszę robić błędy w komentarzach? Grr...! >.<
UsuńHm... Na początku wypadałoby się przywitać - jestem tutaj nowa i planuję się zadomowić :D
OdpowiedzUsuńAczkolwiek lubię czytać kilka odcinków na raz, więc jeśli na trochę zniknę, nie ma się czego obawiać.
To był dłuugi dzień. Siedziałam, a właściwie leżałam i czytałam. Przeziębienie
niesamowicie zbliżyło mnie do świata FFTH.
Twoj blog na początku nie bardzo mnie przekonywał... Nie lubię łzawych historyjek, cóż, taka moja natura, nie potrafię nawet wyjaśnić, dlaczego sama niejednokrotnie takie tworzyłam. Ale postanowiłam zawalczyć i przebrnęłam przez początek ( ono podobno zwykle są trudne, a dla mnie chyba w szczególności ). Tak, czy inaczej, nie wiem kiedy, przy którym rozdziale i dzięki czemu, ale kupiłaś mnie. Nie lubię Sophie, nie lubię Ma... no wiesz kogo :) Nie lubię Georga, ani Gustava. Ale nie martw się! Zwykle nie lubię połowy bohaterów.
Rozbity Tom wzbudza u mnie mieszane uczucia, a Liv nie budzi żadnych... Ale to dobrze. Jako wierna fanka Billa, niezależnie czy psychopaty, czy romantyka, czy totalnego skurwiela, kocham go w każdym opowiadaniu. Tu też. Wierzę, że nadejdzie moment, w którym się nawróci... Ale grzecznie poczekam.
A przechodząc już konkretnie do treści, to najbardziej z tego wszystkiego denerwuje mnie Gustav i Sophie. Nie mogę znieść ich zakłamania. Tu nie chodzi o ostatnią sytuację, ale o całokształt. Coś jest jednak w tym, że ci spokojni i cisi są najgorsi xD
Tak, czy inaczej czekam na kolejne rozdziały i błagam tylko o jedno, niech Liv nie choruje,niech nie ląduje w szpitalu i niech ta historia nie stanie się banalna, błaaagaaam.
Pozdrawiam :)
Cóż, przykro mi w takim razie, że nie potrafiłam Cię zainteresować, tylko musiałaś przebrnąć przez początek i historia jest zbyt łzawa dla Ciebie. W takim razie jakie rozwiązanie nie byłoby banalne dla Ciebie? ;-)
UsuńChyba nie do końca wyraziłam się jasno i dopiero dziś to do mnie dotarło, wybacz :)
UsuńJeśli chodzi o początek, mnie rzadko opowiadania, seriale czy filmy wciągają "na dzień dobry". Potrzebuję czasu, żeby się w coś wgryźć i czasem żałuję, że poświęciłam czemuś czas, a czasem jest wręcz odwrotnie. W przypadku twojego opowiadania zdecydowanie cieszę się, że tu zostałam.
Jeśli chodzi o to, że jest łzawe. Nie jest, tak na dobrą sprawę, ale na początku miałam wrażenia, że z takim mam do czynienia.
Ogólnie rzecz biorąc lubię, kiedy życie bohaterów się nie układa, taka moja wredna natura, ale z drugiej strony nie lubię chorób. Białaczka, czy nie białaczka, nie wiem czemu, czy przeczytałam, jakies opowiadanie, które tak mnie zniechęciło, czy po prostu trafiałam na zbyt wiele opowiadań z chorymi bohaterami, ale teraz jeśli pomyślę, że Tom miałby stracić Liv przez białaczkę... Eh, no liczę na to, że tak nie będzie, ale oczywiście to tylko moje zdanie, a to Ty jesteś autorką. Nie martw się, nawet jeśli choroba wróci, to nie tupnę nogą i nie strzelę focha na Ciebie i opowiadanie ;p
A, no i jeszcze co do bohaterów. Ja zwykle lubię tylko Billa, na wszystkie przeczytane przeze mnie opowiadania FFTH, zwykłych bohaterów lubiłam naprawdę niewielu. Ale w żadnym wypadku nie powinnaś brać tego do siebie! Nie chodzi o realizację pomysłu, czy o pomysł sam w sobie, ja chyba podchodzę do tego emocjonalnie i nie lubię, kiedy ktoś coś pieprzy.
Tak, czy inaczej, naprawdę podoba mi się Twoje opowiadanie i Tobie jako autorce naprawdę nie mam czego wytknąć. Jeśli miałabym czepiać się literówek i tym podobnych, to byłabym okropną hipokrytką, jeśli natomiast chodzi o treść, to naprawę jest dobrze, choć mój komentarz na pewno nie do końca to wyraził...
Wybacz, jeśli Cię uraziłam, mam nadzieję, że w przyszłości się zreflektuję. Może to wina mojego złego nastroju, albo przeziębienia... Na coś muszę zwalić winę :)
Witaj moja pisareczko ;*
OdpowiedzUsuńDawno mnie tutaj nie było, ale wszystko nadrobiłam. Prawdę powiedziawszy, wciągnęło mnie to wszystko na nowo, polubiłam główną bohaterkę, jej osoba jest coraz ciekawsza, również Tom jest nie do przebicia. Świetnie ukazujesz emocje, opisy są piękne, niebanalne, słownictwo którym się posługujesz jest bardziej wyszukane niż kiedyś i wierz lub nie, ale da się to zauważyć. Lata czytania książek potrafią naprawdę dobrze ukształtować charakter pisania. Twoje opowiadanie ma bardzo smutny wyraz, ale ja doskonale się w nim odnajduję, bo cały czas coś się dzieje, nie jest słodko, jak w większości historyjek pisanych przez zazwyczaj smarkule, które nie przeżyły jeszcze nic prawdziwego.
Nie rozumiem ludzi, którym nic nie pasuje, a mimo wszystko siedzą i czytają. I takie dziwne wypowiedzi jakby na siłę chcieli zaistnieć, popisać się swoim intelektem, pokazać, że nic w życiu nie lubią i im nie pasuje ; )
Nie mam pojęcia gdzie koleżanka nade mną zauważyła łzawą historyjkę, no cóż, najwidoczniej nie czytała prawdziwych romansideł, to przede wszystkim jest życiowe.. I zapewniam, że autorka bloga na pewno nie będzie się obawiała gdy znikniesz, rozbawiłaś mnie tym troszkę, ale dziękuję za poprawę humoru bo bardzo mi się przydało na chwilę obecną ; ) Mimo wszystko zgodzę się co do jednego - cicha woda brzegi rwie.. jak widać w przypadku Sophie i Gustava idealnie się to sprawdza.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny odcinek, Sara ; )
A ja jestem bezstronna, jestem niczyją przyjaciółką! Jestem Jedyną Wielką Sprawiedliwą. Frigid to potwierdzi. Amen. :D
UsuńKa. krytykujesz mnie, a sama zrobiłaś to samo właśnie, dlatego radzę na przyszłość bardziej się zastanowić co komu zarzucasz ; ) Nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia i co rozumiesz, a czego nie rozumiesz, i jasne, dopóki Frigid jest moją przyjaciółką to będzie mój interes, dlatego zachowaj zbędne uwagi dla siebie. Nie odpowiadaj już na MOJE komentarze jeśli łaska bo nie chce mi się czytać tego, zwłaszcza że zaprzeczyłaś samej sobie.. Dziękuję Naridio za poparcie, cieszę się bardzo, że są tutaj tacy ludzie jak ty, pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńSara
A ja tylko tak chciałam powiedzieć, że życzę Ci szczęśliwego roku 2014 i czekam na nowy odcinek :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że życzenie się spełni. Tobie również życzę szczęśliwszego 2014 roku ;-)
Usuń