Drobna twarz Sama rozjaśniła się w radosnym uśmiechu, gdy przebudził się z drzemki.
Akurat spał, gdy przyszła. Przeszło jej przez myśl, by go obudzić, lecz zmieniła zdanie, ściągnęła płaszcz i usadowiła się na szpitalnym krześle, czekając w ciszy, aż Sam się sam obudzi. We śnie wyglądał tak spokojnie i zdrowo, że Liv – gdyby nie znała prawdy – nie uwierzyłaby w jego chorobę. Policzki nabrały zdrowszego koloru, miał łagodny, już niecierpiący wyraz twarzy. W takich chwilach jedynie ta okropna paskudna chustka na głowie przypominała jej, że Sam nadal nie był zdrowy.
Sypiał na lewym boku, podkładając dłoń pod policzek, a prawą rękę wciskał pod pachę. Przypominał jej trochę Toma – on również sypiał w takiej pozycji. Jednak od kiedy spali razem, prawą ręką mocno ją obejmował i przyciągał do swojego torsu. Jeszcze mu tego nie powiedziała, lecz Liv uwielbiała to uczucie, gdy za plecami czuła jego ciało. Splatała palce z jego, mocno przyciskając dłoń do serca. Tom zaś wtulał nos w jej włosy, dopóki nie zasnął, potem, gdy już się rozluźnił, Liv wysuwała się z objęć i lubiła patrzeć na jego twarz; zastanawiała się wtedy, o czym śni. Podobne myśli krążyły jej po głowie, gdy obserwowała śpiącego Sama; o czym mógł śnić?
— Liv!
— Hej, Sammy — powiedziała z uśmiechem. Sam wyplątał się jak najszybciej z pościeli i rzucił w jej ramiona. Jęknęła, gdy uderzył czołem w jej brodę, a on parsknął wesołym śmiechem. W ciemnych oczach odbijało się szczęście, ściskał ją tak mocno, jakby obawiał się, że to zwykły sen i zaraz się przebudzi. — Chyba nabierasz siły, mały, zaraz mnie udusisz!
— Wróciłaś!
— Oczywiście — odparła, wywracając zabawnie oczami. Sam zachichotał i wreszcie usiadł wygodnie na łóżku, ale trzymał w drobnych rękach jej dłoń. — Jak się czujesz?
— Wyśmienicie! — wykrzyknął uszczęśliwiony. Popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek, ale Sam na potwierdzenie swojej opinii pokiwał energicznie głową. — Słowo, Liv! Czuję się dobrze, doktor Dunst jest zadowolony. Pozwolił mi nawet spędzić kilka godzin poza szpitalem! Moi rodzice przyjdą jutro, wiesz?
Otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia, ale na jej usta wypełzł delikatny uśmiech. W życiu Sama nastąpił prawdziwy przełom – rodzice Sama byli tak przerażeni jego chorobą, że nie byli w stanie przestąpić progu kliniki. Rzadko o tym mówił, lecz Liv wiedziała, że miał do nich żal – został zupełnie sam ze swoją chorobą; mały, przerażony dwunastolatek musiał zmierzyć się z nowotworem. Była to samotna i nierówna walka, Liv wspierała go, jak tylko potrafiła, jednak w żaden sposób nie mogła zastąpić mu matki. Wieść, że rodzice Sama wreszcie zmienili postępowanie, również ją ucieszyła. Żywiła nadzieję, że nie rozmyślą się w ostatniej chwili, bo rezygnacja złamałaby Samowi serce.
— To świetna wiadomość! Macie już plany?
Wygiął wargi w podkówkę.
— Pan doktor zabronił mi się przemęczać i muszę być ostrożny... dlaczego, Liv? Przecież czuję się dobrze — jęknął rozczarowany. Popatrzył na nią z nadzieją, że weźmie jego stronę.
Pogładziła jego miękki policzek i uśmiechnęła się trochę rozbawiona.
— Musisz słuchać pana doktora, rozumiesz? Chce dla ciebie jak najlepiej. Wszyscy tego chcemy, Sam. Bądź posłuszny, a szybciej wyzdrowiejesz. I w końcu pójdziemy z Łapą na spacer, co ty na to? — zapytała z nadzieją, że dobrze zapamiętała imię psa Sama. Klasnął w ręce, więc uśmiechnęła się z ulgą. Schyliła się pod łóżko i wyciągnęła wielką paczkę. Sam zapiszczał z zaskoczenia, zakrył dłońmi usta i spojrzał na nią lśniącymi oczami. Liv uwielbiała sprawiać mu niespodzianki; uwielbiała to szczególne szczęśliwe spojrzenie, gdy zupełnie zapominał, że jest ciężko chory. — Mam coś dla ciebie.
Podczas pobytu w Rerik poszła z Tomem do sklepu i zrobiła porządne zakupy – trochę upominków dla Sama i Mitchella. Dla Sama znalazła kolejną część przygód Eragona, model samolotu do samodzielnego złożenia, czapkę z wyszytym wizerunkiem smoka na czole oraz ogromną torbę słodyczy. Przeglądał to wszystko teraz w ciszy; mimo radości nie potrafił zamaskować wzruszenia. Pamiętała ich ostatnią rozmowę – przyznał, że boi się jej relacji z Tomem. Spodziewał się, że o nim zapomni, przestanie go odwiedzać i zostawi samego. Sama jej wizyta sprawiła mu wiele radości, a prezentów zupełnie się nie spodziewał.
— Jesteś najlepsza, Liv.
— Wiem — roześmiała się głośno. Znów rzucił się w jej ramiona, a Liv miała problem, by utrzymać się na krześle. Zachwiała się, objęła mocniej drobne ciało chłopca i szarpnęła się do przodu. Odetchnęła z ulgą i zaczepnie dźgnęła palcem Sama w żebro. Zachichotał tylko, więc trzymała go przez chwilę w swoich ramionach. Później pocałowała go w czoło i starła z policzków ślady łez. — No, już, jesteś dużym chłopcem, tak?
— Tak — powiedział, prostując się z dumą. Włożył czapkę na głowę i spojrzał na nią z wyczekiwaniem. Liv sięgnęła do torby, wyciągnęła puderniczkę z lusterkiem i podała mu, by mógł się przejrzeć. — I jak wyglądam?
— Idealnie.
— Liv? — Spojrzała na niego bez słowa, chowając książkę do szafki obok łóżka. Podsunął jej opakowanie z cukierkami, więc wzięła jednego. Sam wyglądał na jednocześnie zawstydzonego i zaciekawionego. — Jak tam z twoim chłopakiem?
— Wszystko dobrze.
— Jesteście... no wiesz, chodzicie ze sobą?
Zaśmiała się; czuła się trochę jak na przesłuchaniu, które urządził jej ojciec, gdy zaczęła spotykać się z Benem. Zatęskniła nagle za ojcem; tak bardzo chciałaby, aby mógł zadać jej te wszystkie ojcowskie pytania w sprawie Toma. Gdyby nie ten wypadek, być może mogłaby być z nim szczęśliwa.
— Tak, chodzimy ze sobą.
— Kocha cię?
Z całą pewnością ją kochał, ale czy będzie kochał nadal, gdy dowie się prawdy? Całe jej życie było jedną wielką tajemnicą; Tom nie miał pojęcia, że Liv regularnie odwiedza Sama, nie wiedział nawet o jego istnieniu. Nie chciała już tak żyć; tej rozmowy bała się równie mocno co nawrotu białaczki, ale po raz pierwszy od dawna zależało jej tak bardzo na drugim człowieku, że nie mogła tego zaprzepaścić. Podejrzewała, że Tom od niej odejdzie, lecz była winna mu prawdę. W głębi serca miała nadzieję, że to miłość zwycięży, a Tom będzie ją nadal tak mocno kochać; jego miłość należała do tych pięknych, uzdrawiających i uskrzydlających. Potrzebowała jej i pragnęła życia z nim. Zakochała się tak szybko i tak mocno jak nigdy wcześniej.
— Tak.
— To dobrze — odparł. Zrobił groźną minę, co wyglądało istotnie zabawnie, Liv jednak powstrzymała śmiech. — Jeżeli zrobi coś beznadziejnego, to z nim porozmawiam. Jesteś prawie moją dziewczyną, Liv! Musi o ciebie dbać. Gdy dorosnę, ożenię się z tobą.
— Sam...
— Całowaliście się?
— Sam!
— No co... chcę wiedzieć — odparł z niewinnym uśmiechem, ale oczy skrzyły się łobuzersko.
— Gdy będziesz miał dziewczynę, też będziecie się całować.
— Ale mnie kochasz bardziej?
— Nie martw się — powiedziała z czułością w głosie. — Na zawsze będziesz moim najlepszym chłopcem.
Gustav wyłączył silnik, wyciągnął kluczyk ze stacyjki i przez kilka minut siedział bez ruchu.
Przez ostatnie niecałe dwa kwadranse jechał za samochodem Toma. Pomysł śledzenia przyjaciela należał do tych z kategorii beznadziejnie żenujących, ale Gustav był przekonany, że Tom ani nie odbierze telefonu, ani nie wpuści go do domu. Gdy dojeżdżał do posesji Toma, on właśnie wyjeżdżał w przeciwnym kierunku – więc Gustav wykręcił jak najszybciej i ruszył śladem przyjaciela. Dlaczego nie postanowił poczekać, aż Tom wróci? Cóż, Gustav musiał przyznać się przed sobą, że tego najprostszego rozwiązania nie wziął po prostu pod uwagę. Wróciwszy na główną drogę, wyrzucał sobie, że Tom mógł wybrać się na krótkie zakupy, a on urządza za nim niemalże policyjny pościg. Po kwadransie uświadomił sobie, że Tom jednak nie miał w planach wypadu do sklepu, a jego nieprzemyślany pomysł może nie jest taki idiotyczny. Gustav był zaskoczony, kiedy zazwyczaj dokładny Tom nie zorientował się, że cały czas za nim jedzie. Owa wyjątkowa nieostrożność była tej nocy jego największym sprzymierzeńcem.
Rozejrzał się po okolicy.
Na małym parkingu wciśnięte były – poza jego i Toma – jeszcze trzy samochody, każdy w ciemnym kolorze. Bar był budynkiem zbudowanym na planie kwadratu, nad wejściem migotał jakiś napis – z mieszaniną złości oraz zrezygnowania stwierdził, że wzrok znów mu się pogorszył, i nie może tego odczytać. Miejsce było otoczone rosnącymi gęsto drzewami, latarnie dawały dość słabe światło; Gustav pomyślał, że raczej nie chciałby się znaleźć tutaj raz jeszcze zupełnie sam. Wzdrygnął się i w końcu wysiadł z samochodu.
Tuż za progiem uderzyła w niego mieszanina zapachu dymu papierosowego, ludzkiego potu i alkoholu. Wzdrygnął się i opanował nagły odruch zatkania dłońmi uszu; mimo tylu lat spędzonych na scenie podczas koncertów, nie mógł przyzwyczaić się do głośnej muzyki. Usunął się z drogi jednemu pijaczkowi i wyciągnął głowę, próbując dostrzec gdzieś Toma.
Zastygł wpół kroku, gdy wreszcie go zauważył. Tom stał tyłem do niego przy jednym z wysokich stołków. Rozglądał się jakby od niechcenia po pomieszczeniu, ale Gustav zrozumiał, że na kogoś czeka, gdy zerkał w jedno miejsce z większą częstotliwością. Przysunął się ostrożnie i przechylił, by patrzeć mniej więcej w tym kierunku. Gustav nie wiedział, o kogo może chodzić; przy stolikach siedziały grupki przyjaciół i nikt z nich nie zwracał uwagi na Toma, nie wspominając o osobach, które właśnie udawały, że potrafią tańczyć na małym parkiecie.
Ściągnął kurtkę i przetarł mokre od potu czoło. Wtedy dopiero zwrócił uwagę na kelnerkę, która szła w ich kierunku. Miała na sobie czarną koszulkę z małym emblematem na lewej piersi, gęste brązowe włosy opadały falami na ramiona, kilka kosmyków okalało jasną twarz, którą rozświetlał wesoły uśmiech, pod pachą trzymała okrągłą tacę. Dosyć wysoka i szczupła; Gustav w duchu przyznał, że mogłaby mieć węższe biodra i drobniejsze uda. Wyraźnie się znali, ponieważ Tom nie spuszczał z niej wzroku, a kelnerka patrzyła wprost na niego.
— Dobry wieczór — usłyszał głos Toma. Pobrzmiewała w nim wyszukana uprzejmość, Gustavowi trochę przypominało to zachowanie dżentelmenów ze starych filmów. Dziewczyna się roześmiała. — Szukam mojej dziewczyny. Może ją pani gdzieś tutaj widziała? Taka seksowna ślicznotka...?
Udawała, że się zastanawia. Palcem stukała w brodę i rozglądała się po sali. Gustav bezmyślnie obserwował tę scenę; zupełnie nie miał pojęcia, do czego zmierza Tom.
— Nie wiem, nie wiem...
— Cóż... — Tom wzruszył bezradnie ramionami. — W takim razie zadowolę się panią.
— Tom! — krzyknęła wesoło i rzuciła mu się w ramiona.
— Liv, Liv... moja Liv.
Pochyliwszy się nad nią, pocałował ją powoli, delikatnie, czule. Ręka Liv objęła jego kark i przyciągnęła Toma mocniej do siebie. Gustav otworzył szerzej oczy ze zdziwienia; chociaż chciał odwrócić wzrok, nie mógł się na to zdobyć. Patrzył, jak oboje się całują, a w głowie rozbrzmiewały mu właśnie dzwony kościelne z całego świata, dziwny głosik szeptał jedno słowo: „Idiota”. Rumieniec wstydu wypełzł mu na policzki, gdy uświadomił sobie, jakim naprawdę był kretynem. Miał właśnie przed sobą tę tajemniczą Liv, w której istnienie nikt – poza Mariną – nie wierzył. Ona jedna uwierzyła Tomowi na słowo, chociaż nigdy nie widziała tej dziewczyny. Lojalność jego Mariny w tym momencie go wzruszała – jako jedyna była uczciwa i wierna Tomowi do samego końca. Gdy oni wszyscy naigrawali się z jego wymyślonej dziewczyny, ona go wspierała. Wstydził się, że po raz kolejny wykazał się głupotą i karygodną nieumiejętnością własnego myślenia – przyjął stanowisko przyjaciół z zespołu, ponieważ tak było wygodniej. Otrzymał gotowe wyjaśnienie, więc sam nie musiał poświęcać żadnego wysiłku, by rozważyć inne opcje. Choć w głębi duszy wierzył, że Tom nigdy by go nie okłamał, Georg z Billem zasiali w nim wystarczająco wiele ziaren wątpliwości, aby skreślił Toma. Zrozumiał, że czeka go naprawdę długa droga do pełnej rehabilitacji w oczach przyjaciela. Miał tylko nadzieję, że Tom kiedykolwiek mu wybaczy.
Gustav raczej starał się unikać widoku całującego Toma – szczególnie gdy był w związku z Blanche. Te sytuacje zwykle dostarczały mu wystarczająco dużej dawki obrzydzenia, by tracił chęć na pocałowanie Mariny. Odwracał wzrok, gdy na horyzoncie pojawiała się Blanche – głośna, piszcząca córeczka bogatego tatusia – i rzucała się na Toma. Czasami martwił się, by ta okropna dziewczyna nie pożarła jego twarzy.
Wzdrygnął się na samo wspomnienie.
Nie mógł oderwać wzroku od Toma i Liv; ich pocałunek był delikatny i subtelny. Patrzył na nich nadal, pomimo wrażenia, że znalazł się w środku niezwykle intymnej sytuacji. Było w tym coś świeżego, czystego. Oboje byli ostrożni, ale jednocześnie spragnieni siebie, jakby dawno się nie widzieli. Palce Liv gładziły lekko kark Toma, a on nadal trzymał ją w swoich objęciach. Gustav zaczął zastanawiać się, kiedy ostatni raz pocałował Marinę z takim uczuciem – szybko zdał sobie sprawę, że było to zbyt dawno temu. Od jakiegoś czasu myślał już tylko o Sophie, ale nie miał serca, by odejść od Mariny. Zanim usłyszał drwiący głosik, sam nadał sobie miano idioty.
Dopiero chrząknięcie wyrwało go z rozmyślań.
Uniósł wzrok i nie zdziwił się wcale, gdy napotkał wściekłe spojrzenie Toma. Liv stała za nim i przyglądała mu się z uprzejmym zainteresowaniem. Tom objął ją ręką i wepchnął lekko za siebie, jakby Gustav był wielkim zarazkiem, który zagraża jej życiu. Wbiła palce w jego ramię, ale w ogóle na to nie zareagował. Widząc ten gest, Gustav uśmiechnął się pod nosem – on chciał ją chronić przed każdym, a ona chciała mu pokazać, że jest wystarczająco silna, by stawić czoła światu.
— Czego chcesz?
— Może nas przedstawisz? — wyrwało mu się.
Tom nie odpowiedział, tylko zmierzył go bezlitosnym spojrzeniem. W normalnej sytuacji Gustav przeprosiłby za głupie pytanie, ale tym razem skrzyżował ręce na piersiach i odpowiedział mu niewzruszonym spojrzeniem.
— Jestem Liv — odezwała się kelnerka, wychodząc zza pleców Toma. Otworzył usta, jakby chciał zaprotestować, ale w końcu się nie odezwał. Uśmiechnęła się do niego łagodnie i uścisnęła jego dłoń. — Ty pewnie jesteś Gustav? Miło cię poznać.
— Tak, to ja — odparł. — Dobrze cię wreszcie poznać. Wiele już o tobie słyszałem.
— Naprawdę? — zdziwiła się. Spojrzała rozbawiona na Toma, ale jego oczy nadal ciskały gromy. — Ale chyba nie od niego?
Roześmieli się oboje poza Tomem.
— Właściwie to od mojej dziewczyny Mariny.
— Ach, Marina. Słyszałam o niej — powiedziała, mrugając do niego. — Czegoś się napijesz?
— Niczego — warknął Tom.
Odwróciła się do niego na pięcie, włosy Liv poderwały się do góry i końcówki uderzyły Gustava w twarz. Potarł dłonią nos i cofnął się o krok.
— Nie pytałam ciebie, skarbie, o zdanie.
— Może być pepsi — powiedział pojednawczo, słysząc wojowniczy ton Liv.
— Jasne, usiądźcie, zaraz podam.
Liv posłała mu kolejny uśmiech i ich opuściła. Tom przez chwilę patrzył na niego bez wyrazu, aż w końcu skinął głową i skierował się ku jedynemu wolnemu stolikowi. Gustav zawiesił kurtkę na oparciu krzesła, usiadł wygodnie.
— Czego chcesz? — powtórzył.
— Musimy pogadać.
Tom prychnął, wykrzywił usta w podłym uśmiechu i odchylił się na krześle. Wściekły wyglądał identycznie jak Bill.
— Teraz, kurwa, chcesz rozmawiać? A można wiedzieć o czym?
— Dobrze wiesz...
— Nie, kurwa, nie wiem — przerwał mu w połowie zdania. Głos trząsł mu się z emocji, oczy pociemniały. Zaciskał dłonie w pięści i Gustav był pewien, że chętnie by go uderzył. — Zobaczyłeś Liv i nagle mi uwierzyłeś? Możesz spierdalać.
— Tom...
— Skąd w ogóle wiedziałeś, że tutaj będę?!
Gustav zawahał się na chwilę. Podrapał się po głowie, poprawił okulary i nagle zaciekawiony rozejrzał się po barze. Czuł na sobie świdrujące spojrzenie Toma, słyszał jego świszczący oddech.
— Śledziłem cię.
Gdyby nie fakt, że Tom był gotów rozbić mu głowę o stół, właśnie wybuchnąłby śmiechem. Szczęka mu opadła, z otwartych ust wysunął się koniuszek języka, wybałuszył oczy. Jeszcze nigdy nie widział, żeby Tom był tak zaskoczony. Rzadko się zdarza, by starszy z braci nie wiedział, co powiedzieć.
— Chyba się przesłyszałem.
— Jechałem za tobą całą drogę, uwierz mi.
— Jesteś idiotą — powiedział szczerze. Gustav wzruszył ramionami; sam już doszedł do takiego wniosku. — Nie łatwiej byłoby zadzwonić?
— A może byś odebrał telefon?
Nie odpowiedział, ponieważ wiedział, że tym razem to Gustav miał rację. Może gdyby dzwonił kilkadziesiąt razy, Tom odebrałby i nawrzeszczał na niego, ale nadal nie chciałby rozmawiać. Pomysł śledzenia przyjaciela był jednym z dziwniejszych, jakie kiedykolwiek przyszły mu do głowy, ale odniósł sukces – Tom, choć niechętnie, jednak z nim rozmawiał.
Liv pojawiła się znikąd i postawiła przed nimi szklanki z pepsi. Pogładziła Toma po policzku, szybko ścisnęła jego dłoń i pokiwała głową Gustavowi. Domyślała się najwidoczniej, że Gustav szuka sposobu na zażegnanie konfliktu.
— Co się dzieje?
— Sophie mi wszystko opowiedziała — zignorował ironiczny uśmiech. — Wiem, co naprawdę się wydarzyło.
— Całe szczęście, że w końcu przejrzałeś na oczy.
— Sophie jest w ciąży, a Georg jej się oświadczył — powiedział. Opowiedział mu pokrótce, co działo się podczas jego wyjazdu, a Tom słuchał bez słowa. Swój romans z Sophie na razie przemilczał; uważał, że to trochę zbyt wiele informacji jak na jedną rozmowę. Poza tym Sophie go odrzuciła, jego uczucia nie miały żadnego znaczenia. — Tom, stary, wybacz mi.
Uśmiechnął się blado w odpowiedzi.
— Nie wciągniesz mnie w żadną akcję ratunkową — zastrzegł po dłuższym milczeniu. Gustav poczuł ukłucie rozczarowania; właśnie liczył na pomoc Toma. — Dobrze wiesz, że próbowałem wszystkiego, żeby jej pomóc, a skończyło się... poza tym to Sophie sama musi uznać, że ma problem. Dopóki będzie naiwnie wierzyła, że wszystko jest dobrze, tak właśnie będzie. Nie zmusisz jej, by odeszła od Georga, szczególnie teraz gdy zaszła w ciążę. Z pewnością uważa, że Georg stanie się teraz ojcem roku...
— Mówisz, jakbyś z nią rozmawiał.
— Nie rozmawiałem, ale domyślam się, że myśli w ten sposób. Poza tym — wskazał na krzątającą się za barem Liv — ktoś mi w tym pomógł.
— Co jeszcze ci poradziła?
— Żebyśmy ich obserwowali. Pierwsi zorientujemy się, że coś jest nie tak – w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Wtedy musimy zareagować.
— Gala będzie idealną okazją, by ich obserwować.
Skinął głową. Gustav z ulgą zauważył, że rozmawiają o planach w liczbie mnogiej – Tom zastrzegał, że nie chce mieć z tym nic wspólnego, ale, tak jak się domyślał, długo się nie opierał. Mimo że był wściekły na Sophie, był gotów jej pomóc.
— Bill zaczął znowu pisać piosenki. — Tom popatrzył na niego dziwnie – miał wrażenie, jakby powstrzymywał śmiech. — Chce powrotu na szczyt...
Nie wiedział, jak powiedzieć, że bez Toma.
— Och — mruknął tylko. — Zapewne beze mnie. Chyba też nie mam ochoty nagrywać piosenek, w których będzie zawodził o niespełnionej miłości.
Gustav wybałuszył oczy. Spodziewał się trochę innej reakcji ze strony Toma. Chociażby krzyku, przekleństw... czegokolwiek. Do cholery, dopiero powiedział, że brat chce zaprzepaścić jego wkład w ich wspólną karierę muzyczną! Czy nie powinien się wściec? Gustav dostałby szału, gdyby usłyszał taką nowinę.
— Nie myślałeś, żeby z tym skończyć?
Poruszył bezgłośnie ustami. Pomyślał, że się przesłyszał, ale wtedy jego wzrok padł na Liv.
— Dla niej?
Tom wzruszył ramionami i nie odpowiedział. Gustav obserwował Toma, który powoli sączył pepsi. Dopiero teraz zauważył zmianę, która w nim zaszła – rysy Toma wreszcie wyraźnie złagodniały, nie zaciskał już szczęk ze zdenerwowania, wyglądał na wypoczętego i odprężonego. Wściekł się, kiedy go zobaczył – to akurat Gustav był w stanie zrozumieć – ale aura żalu oraz złości wreszcie go opuściła. Jeszcze raz spojrzał na Liv; jak ona tego dokonała?
— Myślę o tym od pewnego czasu — wyznał w końcu. — Dla mnie Tokio Hotel już przestało istnieć. Mam nagrywać z Georgiem? Przecież wiesz, że nasza przyjaźń się skończyła. Pisać muzykę dla Billa? — pokręcił bezradnie głową. — Tym razem już się nie podniesiemy bez względu na to, czego pragnie mój brat.
— Okej — powiedział, patrząc na niego krytycznie. — Odejdziesz z zespołu i co niby będziesz robił? Kiedyś skończą ci się oszczędności, a poza tym – znam cię, nie wytrzymasz długo w bezczynności.
— Nie mam pojęcia — przyznał. Gustav nie był przekonany, czy decyzja Toma naprawdę była przemyślana. Podejrzewał, że stanowiła raczej wynik chwilowego kaprysu, który mogła spowodować kłótnia z bratem. Chociaż tego też nie był pewien; w końcu bracia kłócili się od zawsze, a Tom nigdy wcześniej nie chciał odejść. — Żyłem nadzieją, że to wszystko da się naprawić. Ale nic z tego, Gustav. Już nie mamy czego ratować. Wcześniej czy później to zrozumiesz i też odejdziesz.
— Jak właściwie poznałeś Liv? — zapytał, zmieniając nagle temat. Nie miał siły słuchać dzisiaj Toma, który nosił się z zamiarem odejścia z zespołu, lecz nie miał żadnej innej alternatywy. Niedawno wysłuchał tyrady Billa na temat brata; miał na razie dość. Rozmowy z bliźniakami jak zawsze dostarczały mu wiele zawirowań.
— Tutaj — powiedział ze śmiechem. — Powiedzmy, że moje życie nie było do końca uporządkowane. Często sypiałem z różnymi laskami — wyznał, siląc się na beznamiętny ton. Gustav od razu zrozumiał, że Tom nie miał ochoty dzielić się szczegółami, ale musiał o tym wspomnieć. Poza tym – Bill również mu nieco opowiedział. Doceniał jego szczerość bez względu na to, co sam myślał o nocnych przygodach z różnymi kobietami. Prawie prychnął pod nosem; i mówi to ktoś, kto zdradzał dziewczynę z jej przyjaciółką. — Przespałem się także z Liv.
— Przeleciałeś ją i od razu pokochałeś? — Mimo starań Gustav nie powstrzymał sceptycznego uśmiechu.
— Nie, właściwie to o niej od razu zapomniałem. Spotkałem się jeszcze z kilkoma laskami. — Milczał, a Gustav wpatrywał się w niego natarczywie. Zazwyczaj tak prywatne sprawy go nie interesowały, ale tym razem chciał wiedzieć wszystko. Poza Mariną nikt nie wierzył w istnienie Liv; co w niej jest takiego niezwykłego, że Tom ją pokochał? Przecież poszła do łóżka z facetem, którego zupełnie nie znała. Skoro zrobiła to z Tomem, z pewnością nie był jej pierwszym mężczyzną. — Trafiłem tutaj po kłótni z Billem. Upiłem się, Liv spędziła ze mną kolejną noc... — zawiesił głos, podrapał się po karku, jakby szukał inspiracji do dalszej opowieści. — Zazwyczaj nie rozmawiam z tymi, z którymi sypiam. Przy Liv rozwiązał mi się język – nie mogłem przestać gadać. Musiałem opowiedzieć jej wszystko. W końcu się zaprzyjaźniliśmy, zabrałem ją do Lyncha... — roześmiał się nagle. — Tańczyliśmy, wiesz? Od lat nie tańczyłem. Nadepnąłem jej na stopę, ona się zachwiała. Stary, spojrzała na mnie tak, że od razu zrozumiałem, że zrobię dla niej wszystko.
Drgnął. Chciał przestrzec Toma przed takimi obietnicami – sam jakiś czas temu przyznał Sophie, że zrobi dla niej wszystko, a ona wykorzystała to i kazała mu odejść, nie zastanawiając się w ogóle nad tym, że łamie mu serce. Pokochał ją taką samą miłością jak Tom Liv. Był podobnie gotowy do największych poświęceń, zaś Sophie szukała odskoczni od Georga. Czy jej wyznania miłości miały jakieś znaczenie? Czy to, co mówiła, było prawdziwe? Jej słowa głęboko go zraniły, jeszcze nigdy nikt go tak nie wykorzystał. Sophie odeszła, wróciła do Georga, któremu chciała dać dziecko, a Gustav został. Czuł się, jakby był zawieszony w przestrzeni; związany z dziewczyną, do której czuł tylko platoniczną miłość, zakochany w kobiecie przyjaciela. Musiał być niespełna rozumu; Sophie wykorzystała go i zostawiła zranionego, a on nadal pragnął poruszyć niebo i ziemię, by zapewnić jej bezpieczeństwo.
Dlaczego Liv miałaby postąpić podobnie? Nie wiedział. Patrzył na nią i miał dziwne przeczucia, że nie jest aż taką idealną osobą, jaką Tom próbuje ją przedstawić. Oczywiście, nie ulegało wątpliwości, że ma jakieś wady – nikt nie jest ich pozbawiony. Ale Gustav nie miał tego na myśli – patrzył na nią i przejmował go jakiś niezrozumiały dreszcz. Czułość, z jaką traktowała Toma, z pewnością nie była udawana, lecz Gustav chętnie poradziłby przyjacielowi, by był ostrożny. Miał mieszane uczucia co do Liv – wierzył, że naprawdę kocha jego przyjaciela, lecz coś stale nie dawało mu spokoju. Czy to jej zamiłowanie do przygód łóżkowych go martwiło?
— Tom... czy ty w ogóle znasz tę laskę?
— Wystarczająco, by ją kochać.
— Z Blanche było podobnie... — zaczął, chociaż nie wiedział, dokąd właściwie zmierza.
Najwidoczniej Tom wiedział, bo poczerwieniał ze złości.
— Nie, z Blanche nie było podobnie. Blanche pokochała moje pieniądze, prezenty, które ode mnie dostawała, i cały ten cholerny luksus, w którym mogła żyć — wycedził przez zaciśnięte zęby. — Liv kocha mnie. Nawet nie zna naszych kawałków! Nie, nie wyspowiadała mi się z całego życia — dodał, zanim Gustav zdążył wyrazić swoje wątpliwości — podejrzewam, że w jej życiu wydarzyło się coś tak strasznego, że nadal nie potrafi o tym mówić. Ale wiesz co? Jestem cierpliwy. Wiesz dlaczego? Bo ją kocham. Będę czekał tak długo, jak to będzie potrzebne. I kiedy nadejdzie czas, będę przy niej, tak samo jak ona mnie nigdy nie opuściła.
Sophie przekroczyła próg domu i wydała z siebie ciche westchnienie ulgi. Zrzuciła ze stóp nowe skórzane kozaki na wysokim obcasie, odpychając je piętą za siebie. Obdarzyła je jeszcze nienawistnym spojrzeniem i spojrzała na swoje stopy, które pulsowały wściekłym bólem. Nigdy tak bardzo nie pomyliła się co do butów – były niesamowicie niewygodnie, miała wrażenie, że szpilka zaraz się urwie, a ona złamie sobie nogę. Przyrzekła sobie solennie, że nigdy więcej nie da się namówić na buty z wyprzedaży. Zimne panele przyjemnie chłodziły obolałe nogi. Wzięła zakupy pod pachę i poszła do kuchni.
— Cześć, Sophie.
— Och, cześć, mój kochany — odparła z uśmiechem, patrząc na Georga. Siedział przy stole i sączył kawę z kubka. Pochyliła się i pocałowała go w policzek. Na krześle obok postawiła zakupy i zaczęła rozpakowywać torby. — Te buty są okropne, stóp po prostu nie czuję. Zrobisz mi potem masaż? Skarbie, bardzo proszę, jesteś w tym najlepszy.
— Najlepszy? — podchwycił Georg, spojrzał na nią mrużąc oczy.
— Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł być lepszy od ciebie.
Wkładała mleko i jajka do lodówki, a Georg tkwił uparcie na swoim miejscu, nie odzywając się ani słowem. Przemknęło jej przez myśl, że mógłby pomóc, zamiast bezczynnie siedzieć, lecz nie wyraziła na głos swoich myśli, tylko zajęła się układaniem reszty produktów. Była zbyt skupiona na swoich czynnościach i pochłonięta rozmyślaniem nad obiadem, by zauważyć, że wyraz twarzy Georga diametralnie się zmienił, co – jak zawsze – zwiastowało nieuchronne kłopoty. Gdyby to zauważyła, być może zdążyłaby ostudzić jego gniew, zapanować nad sytuacją i uniknąć konsekwencji.
Jednak całkowicie nieświadoma objęła go od tyłu ramionami i wtuliła twarz w jego szyję. Oddychał powoli i spokojnie, nie drgnął nawet, gdy go pocałowała. Wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą, nie ujął dłoni Sophie, jak miał w zwyczaju. Ignorował ją jak natrętną muchę, w końcu odsunęła się od niego i zbliżyła się do blatu kuchennego.
— Na co masz ochotę?
— Skąd wiesz, że jestem najlepszy? — wycedził.
— W masażu? — Obróciła się na pięcie, lecz Georg nie zaszczycił jej spojrzeniem. Wzruszyła ramionami do siebie, wbiła wzrok w kark ukochanego, ale gdy nie doczekała się żadnej odpowiedzi, w końcu dodała: — Nie wiem, kocham cię, więc jesteś dla mnie najlepszy we wszystkim.
— A Gustav?
— Co Gustav? — zapytała zupełnie zdezorientowana. Czuła się nieswojo, jakby była przesłuchiwana, serce tłukło się mocno w piersi, więc objęła się mocno ramionami. Wiele to nie pomogło, ponieważ czuła, jak drżą jej łydki, ale z pewnością nie z bólu. — Pewnie dla Mariny też jest ideałem, prawda? Tak działa miłość. Gdy kogoś kochasz, widzisz tylko jego najlepsze cechy...
— Pewnie lubisz, jak cię posuwa?
— Georg! — krzyknęła głośno i zakryła usta dłonią. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. — Jak możesz tak mówić?!
Podniósł się powoli i odwrócił się do Sophie. Założył ręce na piersiach, kosmyki ciemnych włosów wysuwały się z gumki, okalając jego surową twarz. Sophie uwielbiała ten widok – od zawsze kosmyki zwisały bezwładnie po obu stronach twarzy Georga, a on zakładał je stale za uszy. Od pewnego czasu nosił się z zamiarem odwiedzenia fryzjera, lecz to Sophie odwodziła go od tego. Lubiła, gdy pochylał się nad nią, a długie włosy Georga łaskotały jej nos albo odsłoniętą szyję. Wsuwała weń palce, delektując się ich niespotykaną delikatnością i miękkością. Georg najczęściej opierał głowę na jej brzuchu, pozwalając jej na te pieszczoty.
Teraz Sophie nie miała ochoty na żadne pieszczoty; przełknęła głośno ślinę i cofnęła się mimowolnie. Georg odgarnął włosy – fakt – ale z nieskrywaną wściekłością.
— Mów!
— Będziemy mieć, do cholery, dziecko! Jak śmiesz do mnie tak mówić?! — wrzasnęła niespodziewanie. Oparła dłonie na biodrach i starała się wyglądać na równie wściekłą, jak była przerażona. Prawda była taka, że najchętniej uciekłaby z kuchni, ponieważ wiedziała, że to tylko kwestia czasu, gdy przegra. Jej wybuch był zaskoczeniem również dla Georga, który uniósł do góry brwi. Przyglądał się jej z niekłamanym zainteresowaniem; Sophie pomyślała, że może jednak ma jakieś szanse. Nie przestawała więc krzyczeć. — Nigdy cię nie zdradziłam, więc nigdy więcej nie chcę tego słyszeć, jasne?! Dlaczego w ogóle przyszło ci coś takiego do głowy? Dlaczego nie potrafisz się cieszyć naszym szczęściem, tylko doszukujesz się problemów? — Kłamstwo spłynęło tak gładko jak niedawne wyznania miłości.
— Doprawdy? — zapytał drwiącym głosem. Być może Sophie zyskała chwilową przewagę, ale nie zdołała jej utrzymać. Czuła, jak ogarnia ją panika, myśli rozpierzchły się w popłochu, a ona czuła się jak zagrożone zwierzę. Skupiała się jedynie na ucieczce. — Gustav pożera cię wzrokiem. Jestem pewny, że na ciebie leci, ty mała dziwko.
— Georg...
— Zaręczyłem się z tobą, by pokazać temu gnojowi, do kogo należysz. Jesteś tylko moja i żaden Gustav nie dotknie cię swoimi paskudnymi łapami, jasne?
Wściekłość Georga sięgała zenitu; głos mu drżał, mówił coraz niewyraźniej, zaciskał i rozluźniał pięści, świdrował ją swoim oszalałym spojrzeniem. Sophie poczuła zimną strużkę potu spływającą między łopatkami, gdy uświadomiła sobie, że Georg nie zaręczył się z nią z miłości – on wcale jej nie kochał. Tom i Gustav mieli rację – już nie jest bezpieczna z Georgiem, powinna jak najszybciej odejść. Zabrakło jej na moment tchu, kiedy to sobie wszystko uświadomiła. Wierzyła w jego zapewnienia o dozgonnej miłości, wybaczała każdy raz, gdy podniósł na nią rękę, ufała... Zraniła Gustava, rezygnując z niego, ponieważ uwierzyła w kolejną obietnicę Georga. Była ślepa na wszystkie przestrogi, nie doceniła tego, co próbował zrobić dla niej Tom. Pomyślała o dziecku, które rozwija się pod jej sercem – dlaczego miałaby skazywać niewinne maleństwo na taki los? Nawet w te „lepsze” dni Georga stale czuła się zagrożona, starała się być ostrożna i w głębi serca ciągle drżała ze strachu. Jej moralnym obowiązkiem, jako przyszłej matki, jest zapewnić dziecku bezpieczeństwo. Płacz dławił ją w gardle, gdy myślała, że ich dziecko będzie musiało wychować się z dala od ojca.
Rzuciła się do ucieczki, lecz on był szybszy. Pierwszy cios trafił ją w żebro; zachłysnęła się powietrzem, zachwiała, ale utrzymała na nogach. Mimo to Georg nie pozwolił jej uciec; doskoczył do niej w mgnieniu oka, złapał za włosy i mocno przyciągnął. Krzyknęła głośno z bólu, próbując wbić mu paznokcie w twarz. Szarpała się, a przerażenie tym razem dodawało jej sił; pragnęła wyrwać się za wszelką cenę i uciec jak najdalej. Myślała ciągle o dziecku, które musiała ocalić. Nie mogła pozwolić, by stała mu się jakakolwiek krzywda. Georg w końcu wrzasnął przeciągłym głosem jak zranione zwierzę, gdy zdołała rozorać mu policzek. Liczyła, że ból sprawi, iż rozluźni uścisk, a ona wykorzysta tę chwilę na ucieczkę. Nie stało się tak, Georg szarpnął nią mocniej i pchnął na ścianę. Obróciła się i uderzyła w nią plecami tak mocno, że zabrakło jej powietrza. Zamroczyło ją i osunęła się bezwładnie na ziemię. Wybuchnęła płaczem, gdy zobaczyła, że Georg zbliża się do niej. Skuliła się, podciągając nogi pod samą brodę i oplatając dłońmi brzuch. Nie mogła pozwolić, by zranił jej dziecko.
Żaden cios jednak nie spadał, a Sophie leżała na podłodze, zaciskając mocno oczy. Trzęsła się, napinała boleśnie mięśnie, prawy bok pulsował bólem.
Georg upadł na kolana tuż przed nią, więc przerażona Sophie otworzyła oczy. Po policzkach Georga spływały gęsto łzy. Chciał ją objąć lub chociaż dotknąć, ale Sophie wzdrygała się z jękiem za każdym razem, gdy unosił ręce.
— Sophie... wybacz mi, proszę... — szeptał gorączkowo. Złapał się za głowę i zawył. — Boże, co ja zrobiłem... Sophie, wybacz, błagam, zrobię wszystko, tylko mnie nie nie zostawiaj... nie odchodź ode mnie.
Płakał głośno, zakrywając twarz dłońmi. Choć jego łzy były prawdziwe, Sophie nie czuła do niego niczego więcej poza obrzydzeniem. Podniósł na nią rękę, wiedząc, że jest z nim w ciąży. Choćby wylał morze łez nie zmieni tego, co zrobił, nie zatrze już tych wspomnień. Tym razem nie pomogą żadne przeprosiny.
Ona również płakała – nie tyle z bólu fizycznego, co z bólu utraconej miłości. Człowiek, którego darzyła największym uczuciem, stał się dla niej kimś obcym. Klęczący przed nią Georg tylko fizycznie przypominał tego Georga, w którym się zakochała. Kiedyś w jego oczach widziała pokłady nieskończonej miłości, teraz – tylko siebie. Patrzyła na pierścionek zaręczynowy. Nagle stał się niesamowicie ciężki, jakby wykonano go z ołowiu. Zsunęła go ukradkiem z palca, a chowając go do kieszeni, ukryła również swoją utraconą miłość.
Chwilę przed północą wyszedł ostatni klient, Liv wyłączyła muzykę i cisza dzwoniła jej w uszach. Potrząsnęła głową, wzięła się do sprzątania, rzucając ukradkowe spojrzenia na jeden zajęty stolik. Gustav przeciągnął się na krześle, tłumiąc ziewnięcie, w końcu wstał i założył kurtkę. Rozmawiał jeszcze chwilę z Tomem, potem skinął głową Liv i wyszedł. Usłyszała, jak odpala samochód, i odjeżdża.
Poranna wizyta u Sama przekonała ją ostatecznie, że musi posłuchać rady Markusa. Unikając prawdy, zachowywała się podobnie do rodziców Sama – stale uciekała, ponieważ nie umiała zmierzyć się z prawdą. Nie może żyć z Tomem, skoro ma tyle tajemnic. Nigdy nie poczuje się w pełni bezpieczna, gdy przeszłość będzie czaić się tuż za nią. Każdy dzień zwłoki sprawiał, że stawała się coraz większą oszustką, traciła swoją wiarygodność, a późniejsze rozczarowanie Toma będzie większe. Sam, choroba, śmierć rodziców, Dominic... to wszystko należało do jej życia – Tom nie może być jego częścią, dopóki nie pozna prawdy. Wiedziała, że czeka ją bardzo trudna rozmowa, być może Tom od razu z niej zrezygnuje i przestanie jej ufać, ale wiedziała też, że prawda wcześniej czy później wyjdzie na jaw. Lepiej, żeby dowiedział się o tym od niej.
Podeszła do stolika, przy którym siedział Tom. Rzucił jej zmęczony uśmiech, wsunęła się na jego kolana i oparła dłoń na ramieniu; poczuła przyjemne ciepło w sobie, gdy ręce Toma oplotły jej biodra. Cmoknął ją delikatnie w szyję.
— Pogodziliście się?
— Chyba tak — odparł z wahaniem. — Nadal jestem na niego wkurwiony, zachował się jak zwykły idiota. Przyjaciele w siebie nie wątpią, nie sądzisz?
— Oczywiście — potwierdziła. Palcami gładziła jego kark i przesuwała czarne warkocze. — Ale Gustav przyznał się do błędu, przeprosił cię. Wie, że cię zawiódł, a mimo to nadal się stara. Powinieneś to docenić. Potrzebujesz przyjaciela, Tom.
— Wiem, wiem — mruknął. — Jak zwykle masz rację.
Nie odpowiedziała; zastanawiała się, jak powinna zacząć rozmowę. Ze strachu serce tłukło się szybszym tempem, ale Liv nie wiedziała, od czego zacząć. Co najmniej zszokuje Toma? Fakt, że jest chora? Jej udział w śmierci rodziców? Istnienie jej brata? Zdała sobie sprawę, jak bardzo zabrnęła w kłamstwa, nie widziała prostej drogi wyjścia. Od czego nie zacznie rozmowy i tak skończy tak samo – Tom się wścieknie, usunie ją ze swojego życia, a ona znów wróci do Markusa i będzie błagać go o pomoc. Płacz zdusił ją w gardle; znajdowała się w tak beznadziejnej sytuacji, że miała ochotę tylko usiąść i płakać. Wyrzucała sobie, że nie odeszła od niego, gdy jeszcze miała na to szansę. Obiecała sobie, że nigdy pod żadnym pozorem nie zakocha się, ponieważ inaczej musiałaby albo kłamać, albo wprowadzić kogoś w swoje mroczne tajemnice. Dlaczego złamała to przyrzeczenie? Czy Tom nie byłby szczęśliwszy bez niej?
— On ją kocha — oznajmił nagle. — Gustav kocha Sophie.
— Przecież jest z Mariną...
— Wiem, ale jestem pewny, że ją zdradza.
— Powiedział ci o tym?
— Nie.
— Ach... pewnie masz jakiś szósty zmysł? Dorabiasz jako swatka? — zapytała sceptycznie.
— Nie — odparł ze złością. Posłał jej zirytowane spojrzenie, ale Liv wzruszyła tylko bezradnie ramionami. — Widziałem to w jego spojrzeniu, gdy o niej mówił.
Liv nadal nie była przekonana. Wiedziała, że są przyjaciółmi, więc rozumieją się bez słów, lecz przecież Gustav związany jest z Mariną; dlaczego miałby ją zdradzać? Nie wyglądał na faceta, który zdradzałby dziewczynę z jej przyjaciółką.
— Miałem wrażenie, że widzę swoje odbicie w lustrze. Patrzę na ciebie w taki sam sposób, Liv.
To przesadnie romantyczne wyznanie nieco zaskoczyło Liv; nie spodziewałaby się takich słów z ust Toma. Chociaż były nieprawdopodobnie piękne, Liv i tak poczuła ciepło w sercu. W jego oczach faktycznie odbijała się miłość, jaką do niej czuł. Do ciepła dołączyło przyjemne łaskotanie w brzuchu, czuła się trochę jak nastolatka podczas pierwszego pocałunku z chłopakiem. Ostatni raz odczuwała coś podobnego, gdy kilka lat temu była z Benem – wiedziała tylko, że tym razem związek rozpadnie się z jej winy.
Pocałowała go w czoło tuż nad brwią. Zanim zacznie swoją spowiedź, chciała nacieszyć się Tomem; pragnęła tego jak powietrza. Nie miała wprawdzie pewności, lecz podejrzewała, że Tom ją opuści, gdy pozna prawdę o jej życiu. Zamiast więc usiąść na krześle obok, zwiększyć dystans i przyzwyczajać się do jego nieobecności, muskała ustami jego twarz. Kochała te policzki pokryte delikatnym zarostem, spierzchnięte usta, gładkie czoło, silne ramiona, ciepłe dłonie... Chciała zapamiętać każdy detal jego postaci, by potem, podczas samotnych nocy, móc odtwarzać te wrażenia i stwarzać pozory, że jest tuż obok na wyciągnięcie ręki, i nie dzielą ich żadne kilometry.
— Musimy porozmawiać — szepnęła płaczliwym tonem.
Chrząknęła, ale nic nie mogła poradzić – miała ochotę wybuchnąć płaczem i już. Nie była silna, nie chciała go tracić; chciała tylko normalnego życia, które jej pokazał.
— Jesteś w ciąży? — zapytał niespodziewanie.
— Ee... nie sądzę.
— Masz kogoś?
— Tom...
Jęk wyrwał się z jej piersi, zupełnie tego nie kontrolowała. Była na tyle roztrzęsiona, że pytania Toma denerwowały ją jeszcze bardziej.
— Przepraszam cię, Liv — powiedział ze szczerą skruchą w głosie. Pogładził ją po plecach, a każde miejsce, które dotknęły jego palce, paliło żywym ogniem. — Zabrzmiało to tak poważnie...
— Bo chcę porozmawiać o czym ważnym — odparła żałośnie.
— Liv, kochanie, proszę cię... możemy przełożyć tę rozmowę na później? — zaproponował. Patrzyła na niego bez słowa; jakaś cząstka jej właśnie wiwatowała, że została uratowana, inna zaś chciała walczyć i doprowadzić rozmowę do końca. — Nie zniosę dzisiaj więcej poważnych rozmów. A jutro będę zdenerwowany przed galą... moja mała, możemy z tym zaczekać?
— Będziesz potem wściekły...
— Nie będę — obiecał solennie. Chciała mu wykrzyczeć w twarz, że nie wie, co mówi. Wiedziała, że dostanie szału. Mimo to nie sprzeczała się; nie miała serca ranić go przed galą, którą martwi się już od wielu dni. — Wymkniemy się z gali i będziemy rozmawiać do białego rana, dobrze?
— Dobrze.
Wtuliła twarz w jego szyję i próbowała odepchnąć od siebie myśli, że po gali może być już za późno.
Jak zwykle spodziewasz się najgorszego, ale powiem Ci szczerze, że słowo 'zły' to ostatni przymiotnik jakiego użyłabym opisując Twoje opowiadanie. Tak jak już wcześniej Ci napisałam, nie doceniasz się. I jakkolwiek będziesz próbowała kwestionować ten fakt, to wiedz, że i tak będę obstawać przy swoim.
OdpowiedzUsuńCzasem ciężko czyta się to, co piszesz. I nie chodzi o to, że coś jest nie tak z Twoim stylem, ale o samą treść. Zawarłaś tu między wierszami wizję degradacji człowieczeństwa tak prawdziwej i realnej, że czuję jakby to wszystko działo się tuż obok mnie, choć... To dzieje się obok nas. Zazwyczaj odwracamy od tego wzrok, ale nie zmienimy tego fakt w ten sposób. Świat jest pełen dobrych ludzi. To obiektywna prawda. Jest też druga prawda żyjąca zaraz obok tej pierwszej: na świecie jest pełno złych ludzi. Musimy pogodzić to i ułożyć w logiczną całość. Nie da się zlikwidować dobra ani zła. Te dwie antagonistyczne siły będą żyć zawsze obok siebie.
Wróćmy do meritum. Wygląda na to, że wszystko wraca na właściwe tory. Zazwyczaj wtedy pieprzy się najwięcej rzeczy. Tu praktycznie wszytko może pójść źle. Los jest w Twoich rękach.
Niezmiernie cieszy mnie, że dostrzegasz w tym rozdziale więcej pozytywów niż ja sama. Dziękuję też za tę niezachwianą wiarę we mnie - naprawdę to doceniam.
UsuńMasz rację, świat nie jest tylko czarno-biały, jest w nim wiele odcieni innych kolorów i podobnie jest z ludźmi. Są ci źli i ci dobrzy, a także ludzie, który sytuują się gdzieś po środku - nie są do końca źli, ale naprawdę dobrzy też nie. Chyba tak myślę o Gustavie, który w głębi serca nie jest złym człowiekiem, ale jego wybory wcale tego nie potwierdzają. Mam nadzieję, że udało mi się dopasować tytuł do całości rozdziału - właściwie gdyby każdy z nich zrobił to, czego pragnie, ich życie mogłoby wyglądać inaczej. Gdyby Gustav był odważniejszy, gdyby Tom chciał pogodzić się z bratem, gdyby Liv aż tak nie bałaby się swojej przeszłości... gdyby.
Ojej, zabrzmiało to groźnie. Hm, coś na pewno pójdzie źle, przecież takie jest życie. Ale może coś wyjdzie lepiej ;)
Uwielbiam to opowiadanie, zdecydowanie dołączyło do moich ulubionych :) pozdrawiam!! :)
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję, bardzo mi miło! <3
UsuńMyślałam, że gala będzie w tym odcinku. Jestem jej bardzo ciekawa, nie mogę się doczekać! Część długa dzięki czemu jestem mile połechtana. Czyta się bardzo dobrze. Więc teraz przejdźmy do przedstawionych powyżej sytuacji. Dlaczego mnie nie dziwi Georg i ten ich toksyczny związek? Ach tak, przecież oboje są nienormalni. Chorzy. Jednakże zakiełkowała we mnie nadzieja, iż ta niemądra dziewczyna w końcu przejrzała na oczy i odejdzie od niego! Ach, to tak, jakbym oglądała film akcji, trzymało napięcie. Uderzy, nie uderzy?
OdpowiedzUsuńCo do Liv i Toma, uwielbiam ich. Trochę ta rozmowa z ostatnich scen była hmm, nietypowa? Te pytania, jesteś w ciąży, masz kogoś, no aj, przyszło mi na myśl 'co za tępak'. Chciałam Cię pochwalić za scenę z chorym chłopcem była taka rozczulająca! Jednocześnie muszę coś powiedzieć, wybacz, no po prostu muszę bo mnie paluszki swędzą aż! '[...] czekając w ciszy, aż Sam się sam obudzi'. Myślę, że doskonale rozumiesz co mam na myśli :) wiem, że pewnie po prostu nie zwróciłaś na to uwagi :) W porządku, to by było na tyle, jeżeli coś jeszcze będę chciała 'dopowiedzieć' to już bezpośrednio tobie. Podsumowując - jestem totalną fanką scen z nad morza i bardzo trudno będzie je przebić, ale tą część również czytało się lekko i przyjemnie. Chciałabym troszkę więcej Mariny bo to świetna postać, ale wiem, że to nie Mc Donald's i tu się nie zamawia. :) Trzymam kciuki i czekam na następną część, choć nieco się jej boję..
Trzymaj się, S.
Co do gali - pojawi się w 23 rozdziale, także musisz trochę jeszcze poczekać. Ale myślę, że wytrzymasz?
UsuńNo cóż, Sophie w końcu przejrzy na oczy i zmieni swoje życie. Ale miłość jest chyba też na tyle dziwnym uczuciem, że mimo wszystko do samego końca miała nadzieję, że naprawdę im się uda. Na szczęście coś zaświtało, więc jesteśmy na dobrej drodze już.
Oho, widzę, że masz spore wymagania co do fabuły - okej, Marina z pewnością się jeszcze pojawi (ja też ją lubię), a może uda mi się napisać coś, co przebije sceny znad morza.
Kochana moja <3
Cześć, jestem Lulu, jestem barmanką w lokalu, do którego przychodzi duuużo gwiazd i gwiazdeczek, mam długie kręcone włosy, 172cm wzrostu i czasem upijam się do nieprzytomności, i chciałabym powiedzieć, że jestem dopiero przy 10 rozdziale, a zdążyłam polubić tę historię :) Już wyobrażam sobie Liv za moim barem, nie wiem dlaczego, eh.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, czytam tak i nie wierzę! Po krótce może przybliżę Ci małą historię. Kiedy byłam mniejsza (a jakieś 8 lat temu) też pisałam FFTH. I było tego dużo. I niektóre historie były słabe, śmieszne, głupkowate, wręcz żałosne, a niektóre zbyt mocne, trudne, smutne, bym mogła się z nimi uporać, i tak jakoś zaczęło się życie i zapomniałam o pisaniu. Ale ostatnio złapała mnie taka nostalgia i przeczytałam dwie perełki, które jeszcze krążą na onecie, zaczęłam Prinza, i znowu mi się zachciało. Pomysł powstawał w mojej głowie kilka dni, właściwie nie do końca jeszcze wiem wszystko, ale zaczęłam coś tam pisać. I, hm, moja bohaterka też ma duuużo wspólnego z pracą za barem (no, jakżeby inaczej, lepszego życia nie znam!) i jak trafiłam tutaj, to po prostu nie mogłam uwierzyć, jak bardzo podobnie chciałam niektóre momenty przedstawić. Wciągnęłam się i nie mogę przestać czytać, choć głęboko w duchu zaklinam się, że ktoś wpadł na podobny pomysł, to chciałabym powiedzieć, że czyta się bardzo przyjemnie :)
Z racji, że jestem ze starego pokolenia, niestety jako dinozaur nie umiem Ci przedstawić opinii, jak dziewczyny powyżej (pardon, jeśli jest jakiś chłopak). Jest po prostu sympatycznie (jak na razie, nie wiem co będzie dalej, dopiero czeka mnie 11-stka)
O i tyle. Chciałam się podzielić moją małą historią, Życzę Ci dużo wytrwałości i inspiracji. Pozdrawiam cieplutko :)
Przeczytałam... I wiesz? Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń. Jest pięknie, ot co.
UsuńCześć, Lulu :)
UsuńBardzo mi miło, że dotrwałaś do końca, i nie uciekłaś z krzykiem. I za słowa - dziękuję.
Czekam na kolejny odcinek droga autorko tego bloga! Dopominam się tak na zaś. Szare jesienne wieczory są długie i spokojne, w sam raz na zapoznawanie się z dalszymi losami naszych bohaterów :)
OdpowiedzUsuńS.