22. Po co składać obietnice, których nie można dotrzymać?



Tom patrzył na wibrujący telefon z taką miną, jakby widział to urządzenie pierwszy raz w życiu. 
Dzwonił Jost. Nie miał ochoty odbywać tej rozmowy, więc stał bez ruchu, jakby manager czaił się tuż za oknem, przyciskając nos do szyby, a jakakolwiek czynność mogła zdradzić jego obecność. Wpatrywał się bezwiednie w ekran, zastanawiając się, jak długo będzie udawać, że nie słyszy dzwonka. Gdy Jost nawiązał połączenie po raz trzeci, Tom zrozumiał, że jednak nie uniknie rozmowy z nim i nie ma sensu czekać, aż David zrezygnuje. Domyślał się, że ma mu trochę do powiedzenia na temat jego wyjazdu z Liv – gdy w ciągu chwili zdecydował się na kilkudniowy wypad, nie czuł żadnych wyrzutów sumienia. Teraz, kiedy patrzył na telefon, czuł się tak samo niezręcznie i niepewnie, jak wtedy gdy był jeszcze nastolatkiem i matka właśnie urządzała mu awanturę.
— Tak?
— Nareszcie! — Jost westchnął z nieukrywaną ulgą. — Musimy pogadać. 
— Och, naprawdę? — zapytał ironicznie, zanim ugryzł się w język. Chwilę myślał gorączkowo, jak zneutralizować te słowa, ale w końcu machnął ręką. Ich rozmowy zazwyczaj były okraszone złośliwościami, zatem sam siebie nie rozumiał, dlaczego tym razem chciał coś zmienić. — Chyba dlatego ludzie dzwonią do siebie...
— Ależ z ciebie dowcipniś — skwitował sucho. — A teraz, proszę cię, zamknij się i mnie posłuchaj — dodał. Tom uśmiechnął się, słysząc znajomy ton w jego głosie. Jak zwykle opryskliwy, ale z całą pewnością Jost nie był zły. — Słyszałem o twoim wypadzie z jakąś dziewczyną. Chłopcy dzwonili do mnie kilka razy dziennie i żalili się jak porzucone panny. Zdążyłem już zapomnieć, że czasami bywają strasznie upierdliwi... Chyba sądzili, że machnę różdżką, a ty wrócisz — żachnął się. Przez chwilę Tom nawet mu współczuł, ponieważ wiedział, jak bardzo męczący bywa jego brat. — Nie przeszkadzają mi twoje wypady, dopóki będziesz wywiązywał się ze swoich obowiązków, rozumiesz? Jeśli macie grać – gracie, jeśli macie umówione spotkanie – idziecie tam. Twoja laska wtedy czeka, aż załatwisz swoje sprawy, jasne?
— Tak jest.
— Cieszę się, że rozumiesz. Okej, teraz słuchaj: jutro rano macie wywiad telewizyjny, a potem sesję zdjęciową, szczegóły prześlę ci później. Wieczorem gala, znasz temat, nie muszę ci powtarzać, o której macie się pojawić, i co robić. Podobno nie przeprowadziliście próby... — zawiesił teatralnie głos, jakby naprawdę nie znał powodu. Potem się roześmiał, ale Tom w jego głosie nie wyczuł żadnej wesołości. Skrzywił się. — Macie jutro wypaść doskonale, nic więcej mnie nie interesuje.
— Jasne — mruknął. 
Westchnął. Spodziewał się awantury ze strony Davida, który często lubił je urządzać, chociażby po to, by pokazać im swoją wyższość. Jednak zachowywał się dość normalnie, co było niepokojące. Tom z dnia na dzień zdecydował się na wyjazd, nawet nikogo nie poinformował – ani z zespołu, ani z szefostwa – że gdziekolwiek się wybiera. Był pewien, że nikt nie wyraziłby zgody na jego kilkudniowy urlop, skoro powinni przygotowywać się do występu i skupiać się wyłącznie na nim. Kiedyś takie zachowanie byłoby nie do pomyślenia, teraz – uszło mu wszystko na sucho. Gdyby wrócił dzień później, mógłby doprowadzić do porażki podczas gali, a Jost zachowywał się tak, jakby niewiele go to obchodziło. Tom nie wiedział, czy powinien się cieszyć, czy martwić tym faktem. 
Martwiło go na pewno to, że cały dzień i wieczór spędzi z zespołem. Chociaż uprzedzał już Liv, że prawdopodobnie będzie musiała sama dotrzeć na galę, stale łudził się, że uda mu się jej towarzyszyć. Wprawdzie Liv wspomniała o tym tylko raz, lecz Tom wiedział, że się denerwuje. Chciała mu towarzyszyć, jednakże obawiała się pierwszego oficjalnego wyjścia, dziennikarzy, otoczki sławy oraz tego wielkiego świata, o którym nie miała pojęcia. Mimo wszystko Tom i tak uśmiechnął się pod nosem na samą myśl, że już niedługo spędzi wieczór z Liv. Czuł to szczególne mrowienie w koniuszkach palców, gdy wyobrażał sobie miny swoich przyjaciół, kiedy spotka się już z Liv. A dziennikarze? Na razie o tym nie myślał, najchętniej ogłosiłby światu, że jest szczęśliwy przy boku cudownej kobiety. 
— A ta twoja dziewczyna... — David odezwał się po dłuższym milczeniu — załatwiłem już jej wejście. Biermann, tak?
— Tak, Liv Biermann. 
— Gdzieś już słyszałem to nazwisko... Córka kogoś sławnego? 
— Nie sądzę, żeby miała sławnych rodziców... — odparł, wywracając oczami. Potem dopiero przypomniał sobie o ojcu Liv, który był malarzem. Jak bardzo mógł być znany? Czy Jost mógłby interesować się na tyle sztuką, by powiązać artystę z jego córką? Wzruszył ramionami, bo nie miał pojęcia. — Dlaczego pytasz?
— Rozumiem, że się zakochałeś?
Tom zazgrzytał zębami, słysząc ten drwiący ton. Jost stracił zainteresowanie Liv, gdy okazało się, że prawdopodobnie nie można liczyć na jakiś medialny szum wokół jego związku. Gdy spotykają się dwie gwiazdy, zawsze towarzyszy temu ogromny rozgłos, a co za tym idzie – wzrasta popularność. David był zadowolony, kiedy Tom spotykał się z Blanche, ponieważ była bliską krewną znanego fotografa i sama stawiała pierwsze kroki w zawodzie, więc o ich związku rozpisywały się wszystkie gazety. 
Zacisnął dłonie w pięści z obietnicą, że nie da mu się sprowokować. 
— Tak. 
— Och, jakie to urocze. — Drwina w głosie Josta była aż nadto wyczuwalna. Tom uszczypnął się, by powstrzymać złość.
— David...
— Milcz — warknął niespodziewanie. — Nie obchodzi mnie twoja laska, którą i tak rzucisz za tydzień. Zgodziłem się, by przyszła na galę, ale nie waż się rozpowiadać o waszej pięknej miłości, jasne? Masz skupić się tylko na karierze, z laskami widuj się wyłącznie w łóżku, jak zawsze to robiłeś. Nie chcę słyszeć żadnych historii o tym, jak bardzo jesteś szczęśliwy w związku. Świat poznał cię jako podrywacza – i tak ma zostać, jasne?
— Coś jeszcze? 
— Hm...
Nie dowiedział się, jak Jost skończył swoją myśl, ponieważ się rozłączył. 
— Kurwa! — wrzasnął, uderzając pięścią w ścianę. 
Zamknął telefon w drżącej dłoni i zacisnął ją mocno, aż nierówności komórki boleśnie wbiły mu się w skórę. Kariera, kariera, kariera! Dlaczego nikt nie zapytał, czego on chce? A co, jeśli już jest zmęczony stałą pogonią za karierą i chciałby spróbować czegoś innego? Klął pod nosem, chodząc w kółko po salonie. Miał dość już Josta, zespołu i sławy. 
Gdy telefon znów zadzwonił, nawet nie spojrzał na wyświetlacz. 
— Czego, kurwa, znowu chcesz?
— Cześć, braciszku.
— Bill? — wyjąkał. Opadł bezsilnie na krzesło, przeklinając w myślach. Był już wystarczająco zły, nie potrzebował jeszcze rozmowy z bratem. Co zrobił, że zasłużył na taki dzień? Gdy zastanawiał się przez chwilę, przeraził się nagle. — Coś z mamą? 
— Z mamą wszystko w porządku, Gordon też dobrze się czuje — odparł. Westchnął głośno, a Tom od razu wyobraził sobie, jak wzrusza ramionami i przewraca oczami. Zwykle tak się zachowywał, gdy Tom – według niego – pytał o coś idiotycznego. — Nie pomyślałeś, że dzwonię do ciebie, żeby porozmawiać? 
— Nie — odpowiedział szczerze. Nie dość, że nie wziął tego pod uwagę, to nawet nie był w stanie uwierzyć, że Bill nagle poczuł potrzebę, by z nim porozmawiać. Od tak dawna nie rozmawiali normalnie, że Tom nie był pewny, czy jeszcze wie, jak to się robi. Zazwyczaj się kłócili; jeśli nawet ogłosili na jakiś czas rozejm i tak zawsze znalazł się kolejny powód, który ich poróżnił. Kiedyś byli nierozłączni i rozumieli się bez słów, teraz Tomowi robiło się niedobrze na sam dźwięk głosu brata. — Nie sądzę, żebyś miał ochotę na braterskie pogawędki. Czego więc, kurwa, chcesz? 
— Ech — mruknął zniesmaczony. Tom znów zacisnął pięści. — Chciałem tylko zapytać o twoje plany. 
— Myślę, że Jost przekazał wszystkim te same polecenia — powiedział. — Jakie mogę mieć plany? Chyba takie same jak ty? — zironizował. Wprawdzie Bill nie powiedział jeszcze niczego, co spowodowałoby napad złości, lecz Tom cały czas był podenerwowany. Mówił coraz szybciej i zauważył zdenerwowany, że zaczyna brakować mu tchu. — Wywiad, sesja, na której zrobią z nas znów najlepszych bliźniaków, jakaś próba i ta przeklęta gala... 
— Pojawisz się jutro? — zadrwił. Tom pomyślał, że gdyby Bill stał obok, właśnie by mu przyłożył. — Och, no jak cudownie! Cóż za zaszczyt! 
— Wkurwiasz mnie. 
— Ja?! — wrzasnął wysokim głosem. — Ja cię wkurwiam?! Chyba śnię. Ja wyjechałem sobie z dnia na dzień? Och, nie. To ja wszystko rzuciłem? Och, znów nie. To ja mam wszystko gdzieś?! Kurwa, znowu nie! 
— Błagam cię... zamknij się. 
— Nie! — wrzeszczał nadal. Tom przymknął oczy, ręką rozcierał sobie skroń. Łudził się, że zaraz się uspokoi, ale miał ochotę rzucić telefonem w ścianę. Byleby się roztrzaskał w drobny mak i nikt więcej nie mógł zadzwonić. Ten dzień dopiero się zaczynał, a Tom miał go już dosyć. Jakby sam Jost nie wystarczył! Nie wyobrażał sobie, jak wytrzyma galę, skoro udusiłby brata przez telefon, gdyby to było tylko możliwe. — Niszczysz wszystko, nad czym pracowaliśmy latami! Pojechałeś sobie z tą swoją laską, bo miałeś taki cholerny kaprys! Zapomniałeś, że masz zobowiązania wobec zespołu? Wobec nas wszystkich?! Zawsze troszczysz się tylko o siebie! 
— Zamknij się! To ja dbałem o ten przeklęty zespół, to ja się starałem i próbowałem wszystkiego, żebyśmy mieli jak najlepsze wyniki. To ja siedziałem i uczyłem się kolejnych chwytów, uczyłem się gry na fortepianie, byśmy mogli się rozwijać. A co ty niby zrobiłeś, cholerna gwiazdko?! Nic, kurwa, nie robiłeś, ty pieprzony hipokryto. 
— Gdyby nie ja, ten zespół już by nie istniał.
— Może tak byłoby lepiej! 
— Widzisz, z tobą tak zawsze — odpowiedział łagodnie, co zupełnie zbiło Toma z pantałyku. Bill nagle zmienił ton, chociaż obaj szykowali się już do porządnej kłótni. Wziął kilka głębokich oddechów, ale i tak drżał na całym ciele. — Dzwonię do ciebie, by pogadać, a ostatecznie się kłócimy. 
— Po co niby dzwonisz? — wycedził przez zaciśnięte zęby. 
— Jost wygadał się, że przyprowadzisz swoją Lenę.
— Liv.
— Och, Liv czy Lena... żadna różnica. 
— Och, Sandra czy kurwa... żadna różnica. 
— Słuchaj...
— Mam to gdzieś — przerwał, zanim Bill zdążył rozwinąć swoją myśl. Być może było to zbyt agresywne i nie musiał tego mówić, ale nie panował nad sobą. Miał go dosyć, najchętniej rozłączyłby się i nie odbierał nigdy więcej od niego telefonów. Znów zastanawiał się, jak zniesie galę, skoro nie może wytrzymać kilkunastu minut rozmowy. — Mam w dupie, z kim sypia twoja dziewczyna. Możemy uznać tę rozmowę za zakończoną?
— Nie. Chcę wiedzieć, czy ona naprawdę przyjdzie. 
— Tak! 
— Poznamy ją? 
— Co? 
Myślał, że się przesłyszał. Bill chce poznać Liv? Trybiki w jego mózgu pracowały tak szybko, że niemal słyszał, jak przeskakują. Bill nie miał żadnego powodu, by nagle zmienić zdanie co do Liv. 
— Masz na tyle jaj, żeby nam ją przedstawić? Skoro to twoja dziewczyna, to chcę ją poznać. Też chciałem, żebyś poznał Sandrę... — Bill zawiesił głos, ale Tom od razu zrozumiał, co chce przez to powiedzieć. Dzięki Liv odzyska swoją wiarygodność – Bill wcale nie chce jej poznać, tylko przekonać się, czy nie kłamał. Poproszenie jakiejkolwiek dziewczyny o towarzystwo na gali nie stanowiłoby dla Toma problemu; zatem wiedział, że Bill postara się w delikatny, ale skuteczny sposób wypytać Liv o rzeczy, jakie mogłaby wiedzieć tylko jego dziewczyna. Nawet gdyby się oświadczył publicznie, Bill i tak nie byłby przekonany. Poza tym Liv nie ma dla niego żadnego znaczenia, co rozwścieczyło go jeszcze mocniej. Nie chciał wykorzystywać swojej dziewczyny do poprawienia swojego wizerunku w oczach przyjaciół. Nie chciał, by w ogóle miała z nimi jakikolwiek kontakt. Ale Bill specjalnie odnosił się do jego szczerości; chciał go w ten sposób zmusić do jedynego wyjścia z sytuacji. — To jak będzie? 
— Zgoda.
A potem miał nadzieję, że Liv mu wybaczy. 






Ballerina: 
Wybacz mi.


Verloren:
Co takiego mam Ci wybaczyć?

Ballerina: 
Nasza ostatnia rozmowa nie przebiegła tak, jakbym sobie tego życzyła. Jest mi wstyd, jak się zachowałam. Uważałam, że postępuję dobrze – nawet nie brałam pod uwagę, że mógłbyś mieć rację. Zdenerwowałam się, że ośmieliłeś się wytknąć mi błędy! Myślałam sobie: „Jak śmie!”. Myliłam się. Byłam zaślepiona własnymi potrzebami, nie zwracałam uwagi na innych ludzi, których krzywdziłam swoim postępowaniem. Tak bardzo pragnęłam normalnego życia, że zraniłam najbliższych, byle je zachować. Najgorsze jest jednak to, że oni starali się mi pomóc, a ja to odrzuciłam. 

Verloren: 
Krytyczne spojrzenie na swoje życie jest najtrudniejszym zadaniem. Łatwo nam krytykować innych; zawsze wiemy lepiej, obruszamy się, unosimy, denerwujemy zupełnie bez sensu, myśląc, że nasz śmieszny osąd ma znaczenie. W nas samych jest wiele zła, dlaczego zaczynamy szukać go w drugim człowieku? 

Ballerina: 
Boimy się tego, co moglibyśmy odkryć, sięgając w głąb siebie. 

Verloren:
Masz rację. Ostatnio zajrzałem w swoje serce – nie wszystko, co tam zobaczyłem, mi się spodobało. Jednak te złe rzeczy podziałały na mnie dobrze – zacząłem naprawiać swoje błędy. Ja również zawiodłem kogoś bliskiego i wiem, że odzyskanie zaufania wiąże się z nakładem olbrzymiej cierpliwości. Nie uważasz, że to paradoksalne? Potrzebujesz wiele czasu, by zbudować prawdziwą więź z drugą osobą, a tak niewiele, by ją zniszczyć. 

Ballerina: 
Nie wiem, czy kiedykolwiek odzyskam zaufanie tych osób. Oszukałam ich w najbardziej perfidny sposób, a teraz, gdy zostałam zupełnie sama, potrzebuję pomocy. Dopiero teraz widzę, jak bardzo się myliłam, ale nie mogę im tego powiedzieć. Zadaję sobie pytanie, co powinnam robić. 

Verloren: 
Być może ja mogę Ci pomóc. Opowiedz mi, proszę, co się stało.

Ballerina:
Mężczyzna, z którym jestem związana, bardzo się zmienił. Dostrzegałam to już wcześniej – tak wiele nagle go denerwowało, częściej ironizował, bywał złośliwy. Zrzuciłam to na karb przemęczenia, ponieważ ciężko pracuje... Kłóciliśmy się coraz częściej, zaczął na mnie krzyczeć bez powodu, wyżywał się na mnie, gdy miał zły dzień. Sądziłam, że to tylko chwilowe. Każdy przecież ma gorsze okresy, prawda?

Verloren:
Niech zgadnę – było tylko gorzej. 

Ballerina:
Tak. Gdy uderzył pierwszy raz, wybaczyłam. Myślałam, że to moja wina, sprowokowałam go, zdenerwował się... och, dlaczego już wtedy nie odeszłam? Oni próbowali mi pomóc... nie chciałam tego, wierzyłam, że nam się uda, że wszystko będzie jak dawniej. Nadal był moim ukochanym, jakby to świadczyło o mnie, gdybym odeszła? Stale to sobie powtarzałam, więc trwałam przy nim w nadziei, że w końcu nasze życie stanie się takie, jak było dawniej. Uprzedzali mnie, że tak nie będzie... gdzieś w głębi serca wiedziałam, że mają rację, lecz nie potrafiłam zrobić tego kroku. A jeżeli to akurat dzisiaj odzyskałabym mojego mężczyznę?

Verloren: 
Co się stało, że zmieniłaś zdanie? 

Ballerina: 
Jestem w ciąży, a on mnie uderzył. Przepraszał, płakał, prosił... nie potrafię już mu uwierzyć. Nie tym razem, nie teraz, gdy będziemy mieć dziecko. Dlaczego maleństwo ma ponosić konsekwencje moich złych wyborów? Dotarło do mnie, że nie jestem już sama, nie mogę skazywać dziecka na taki los. Nie mogę mu tego zrobić... muszę odejść.

Verloren: 
Boisz się?

Ballerina:
Tak, boję się cały czas. Strach to moje drugie imię; boję się jego złych i również tych dobrych dni. Nigdy nie wiem, kiedy znów się zdenerwuje i mnie pobije. Boję się, gdy słyszę jakiś trzask, drżę, kiedy słyszę jego głos. Mówi o miłości, a ja w ogóle tego nie słyszę. Widzę, jak poruszają się jego usta, ale nie wiem, o czym mówi. Miłość? Co to w ogóle znaczy? Czy miłość pozwala ranić najbliższą ci osobę?

Verloren: 
Mężczyzna ma proste zadanie do wykonania – powinien zaopiekować się swoją kobietą i sprawiać każdego dnia, by czuła się piękna oraz bezpieczna. Twój mężczyzna o tym zapomniał, skazując Cię na ciągły strach. Podejrzewam, że Twoi przyjaciele próbowali pomóc Ci przerwać ten toksyczny związek – mimo wszystko rozumiem, że z miłości można zrobić naprawdę wiele. Miałaś nadzieję, prawdopodobnie sam miałbym nadzieję, że to wszystko minie, rozwieje się na wietrze i odejdzie w niepamięć. Jesteśmy żenująco słabi, gdy w grę wchodzą uczucia. Zgadzamy się na największy ból, ponieważ nie czujemy tego, kiedy sprawcą jest ukochana osoba. 



Sophie otarła łzy z policzków. Uświadomienie sobie tego, co Tom pojął w ciągu chwili, zajęło jej wiele czasu. W tym czasie zniszczyła przyjaźń, jaka ich łączyła, wyrządzając mu ogromną krzywdę. Wiedziała, że nigdy nie odzyska zaufania Toma – zaufanie dla niego było rzeczą świętą. Gdy raz się go zawiodło, nie potrafił już uwierzyć. Załkała głośno, zaciskając dłonie na głowie. Wplatała palce we włosy, za które niedawno trzymał ją Georg, i ciągnęła mocno, by poczuć zbawienny ból fizyczny, który miał zagłuszyć ten psychiczny. Oszukiwała samą siebie – mimo bólu nie potrafiła zapomnieć o tym, co zrobiła, ani o tym, co Georg zrobił jej. Teraz wyrzucała sobie swoją naiwność i głupotę, którymi przez ten czas się kierowała. Była zakochana, jednak czy miłość jest dobrą wymówką? Odepchnęła pomoc Toma, wykorzystała Gustava, zraniła ich obu, straciła przyjaciółkę... czy można to tłumaczyć miłością? 
Wiedziała, że to żadne wytłumaczenie. Kochała Georga i nie chciała go tracić; dał jej to cudowne życie, przy nim czuła się naprawdę wyjątkową kobietą, nie chciała z tego rezygnować, chociaż nie była już przy nim bezpieczna. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego nie wzięła rady Toma, dlaczego to jemu nie zaufała, tylko uwierzyła w te tłumaczenia. Ile już razy czytała o kobietach maltretowanych przez partnerów i krytykowała ich głupotę? Kiedy stała się jedną z nich? Dlaczego tego nie zauważyła? 
Straciła przyjaźń Toma, straciła Gustava. Nie miała nikogo, kto mógłby jej pomóc. Ona sama musiała podjąć decyzję o odejściu; musiał nastąpić ten krytyczny moment, by przejrzała na oczy, lecz potrzebowała kogoś, kto pomoże jej przez to przejść. Georg znów się załamał, płakał i przepraszał, zwykle po ataku furii zachowywał się tak jak kiedyś. Wiedziała, że właśnie ten moment musi wykorzystać, by odejść. Nie miała nikogo, kto chciałby jej jeszcze pomóc. Wtedy dopiero pomyślała o mężczyźnie, z którym od wielu miesięcy rozmawiała za pośrednictwem Internetu. Pomysł iście szalony, lecz Sophie była tak zdesperowana, że poprosiłaby o pomoc każdego. 




Verloren: 
Pomogę Ci. Nie mogłem pomóc osobie, którą kocham ponad życie. Wierzę, że dobre uczynki do nas w końcu wracają. Pomogę Ci, mając nadzieję, że ona da sobie radę... Spotkajmy się w Cafe Kraft, pojutrze o szesnastej. Pasuje Ci? Kupię kwiaty. Jakie lubisz najbardziej? 

Ballerina: 
Białe lilie.

Verloren:
Dobrze, będę miał białe lilie. Będę na Ciebie czekał. 




Sophie wpatrywała się w ekran, patrząc uważnie na czarne litery, które układały się w piękne słowa: „Pomogę Ci”. Ten mężczyzna, choć wiedział, co zrobiła, chciał jej pomóc! Nie wiedziała, jak to się skończy, w ogóle o to nie dbała. Pragnęła ratunku tak samo rozpaczliwie jak kiedyś miłości Georga. W tej chwili liczyło się tylko to, że odejdzie. 
Pisząc ostatnią wiadomość, Sophie co chwila przecierała dłońmi twarz. W tych słowach zawarła swój ból, który skrywała tak długo, swoją utraconą miłość i smutek, który spowił jej serce. Pisząc, przed oczami miała wszystkie te chwile, w których była szczęśliwa z Georgiem; nie spodziewała się, że pamięta tak dużo. Wszystko do niej wracało, raniąc podobnie jak ciosy ukochanego. 


Ballerina: 
On był moim wschodem i zachodem słońca, nadzieją na lepsze jutro i największą miłością, która mnie zniszczyła. Potrzebowałam jego kolejnych dziesięciu palców u rąk i drugiej pary ust, potrzebowałam go całego, aby wypełnił mój świat, ale jego świat nie potrzebował mnie. Wraca do mnie w snach, taki jaki był kiedyś. Otwiera wszystkie rany, które zdążyły się zabliźnić na moim sercu. Ludzie mówią, że pojawia się, gdy tęskni, ale ja myślę, że tak naprawdę pojawia się, ponieważ to ja tęsknię za tym mężczyzną, którym kiedyś był. Tęsknię za uczuciem, którym go darzyłam; wtedy było piękne, czyste i niewinne. Bo wraz z jego końcem, skończyłam się również ja. 







Jak zawsze widok Liv sprawiał, że łagodniał – była jego najsłodszym lekiem na zły dzień. Być może za to tak ją pokochał; potrafiła wprawić go w lepszy nastrój, przy jej obecności zapominał o wszystkim, co niedawno go denerwowało. Działo to się w tak naturalny i szybki sposób, jakby Liv miała gdzieś pod ręką wyłącznik jego złych emocji. Tak samo dzisiaj. Wszystkie negatywne emocje znajdowały ujście, gdy on siedział na wysokim stołku przy barze, patrząc na Liv, która właśnie mieszała drinki. Rzuciła mu tylko krótkie spojrzenie, a potem znów zajęła się pracą. 
Obserwował ją z lekkim uśmiechem błąkającym się po twarzy. Uwielbiał jej dłonie – zwykle były chłodne, więc trzymał je w swoich tak długo, aż stały się ciepłe; długie palce zakończone równo przyciętymi paznokciami, które pomalowała dzisiaj perłowym lakierem. Przyglądał się, jak właśnie te palce trzymają szklanki z drinkami, przejmują pieniądze, ściskają mokrą ścierkę przy wycieraniu blatu, zakładają zbłąkany kosmyk brązowych włosów za ucho... najbardziej jednak lubił, gdy te palce błądziły po jego ciele, zostawiając po sobie mnóstwo pulsujących śladów. Liv zwykle dotykała nimi jego twarzy, zaczepiała palcem o wargi, dotykała przymkniętych powiek, gładziła policzki, szczypała skórę na plecach, aż wreszcie splatała z jego palcami, przyciskając ich dłonie sobie do serca przed snem. Choć Liv zwykle się złościła, on lubił wkładać ręce do jej kieszeni, by móc cały czas trzymać ją za dłoń. Czuł wtedy, że jest naprawdę blisko niego; że jest prawdziwa i tylko jego, żaden silniejszy podmuch wiatru nie zniszczy jej obrazu, nie rozwieje się jak ze snu. 
Nachylił się nad blatem i skradł jej całusa; Liv uśmiechnęła się pod nosem, ale wiedział, że była zadowolona. Kochała go – ta miłość wydawała mu się tak nieprawdopodobna, że codziennie musiał sprawdzać, czy nadal jest prawdziwa. Gustav zwrócił mu uwagę, że zmienił się na lepsze – przyznał mu rację, ponieważ przy Liv ostudził swoje emocje, przestał reagować tak impulsywnie i zaczął inaczej patrzeć na świat – świat był nieograniczony, już nie kończył się na ramach zespołu i wspólnego życia z bratem. Dzisiejszy poranek wystawił jego opanowanie na próbę. Tom wiedział, że nie zdał tego egzaminu, ponieważ z chęcią pobiłby brata, lecz nie myślał już o piciu alkoholu, by poprawić sobie nastrój. Wystarczył wieczór w towarzystwie Liv.
— Liv — wymruczał jej imię ze słodyczą w głosie, gdy to ona tym razem pocałowała go w kark. Wracając z sali, przystanęła i objęła go od tyłu ramionami, przyciskając twarz do jego pleców. Chwycił jej dłoń i ucałował wnętrze. Było ciepłe, kryło w sobie lekki zapach środków czyszczących i owocowych drinków. 
Puściła go i przeszła za ladę. Rozejrzała się; na razie żaden z klientów nie potrzebował jej uwagi, więc stanęła przed Tomem. 
— Dzwonił Bill — powiedział. Liv uniosła tylko brwi i czekała na dalszy ciąg. — Nie chciałem z nim rozmawiać, bo wiedziałem, jak to się skończy. Nie pomyliłem się, ponieważ zaczęliśmy na siebie wrzeszczeć po kilku minutach... Bill chce cię poznać. Nie będziesz miała mi za złe, gdy zostaniemy trochę dłużej? 
Liv wzruszyła ramionami, ale poza tym nie protestowała. 
— Pamiętam, że po gali mamy porozmawiać — dodał, by pokazać jej, że o tym myśli. Tak naprawdę wypadło mu to z głowy, ale milczenie Liv zmusiło go, by przemyśleć szybko wszystkie ostatnie rozmowy. Uśmiechnęła się słabo. — Marina spędzi z tobą czas, gdy mnie nie będzie. Potem poznam cię z zespołem... — zająknął się, czując fałszywy ton w swoim głosie. Nie potrafił udawać zadowolonego tym pomysłem, skoro wiedział, że brat wystawił go na próbę, a on musiał wykorzystać Liv. Niedobrze mu się robiło, gdy myślał o gali. Chciał zaszyć się po występie gdzieś z Liv, a nie przedstawiać ją chłopakom z zespołu, by każdy – poza Gustavem – mógł ją oceniać, a tym samym jego wiarygodność. — Jeśli nie masz ochoty... 
— W porządku — odparła beznamiętnie. — Chętnie poznam twój zespół.
— Co się dzieje? — zapytał w końcu. Starała się zachowywać normalnie, ale czuł, że między nimi powstał pewien dystans. 
Z wyraźną niechęcią wyciągnęła spod lady gazetę i podsunęła mu. Nie wiedział, o co jej chodzi, ale zdębiał, gdy na okładce ujrzał swoje nazwisko. 
Drżącymi dłońmi przekręcał powoli strony, szukając tej właściwej. Bał się tego, co tam zobaczy, także starał się opóźniać ten moment. Serce waliło mu jak młotem, poczuł dziwne uderzenia gorąca i mrowienie w koniuszkach palców. Przełknął głośno ślinę, kiedy w końcu rozłożył gazetę na ladzie. Krzykliwy nagłówek o kolejnej zdobyczy Toma Kaulitza wrył mu się w mózg. Miał wrażenie, że kolorowe litery jaśnieją jak neon. Przebiegł wzrokiem artykuł – nie zawierał wiele informacji. Tom Kaulitz przyłapany z tajemniczą szatynką, ich relacja wygląda na poważniejszą, niedługo gala, na której wystąpi Kaulitz, być może wtedy fani dowiedzą się czegoś więcej o kobiecie... Czytał jednym tchem o sobie, ale odnosił wrażenie, że ma przed oczami tekst o kimś, kogo niby zna, ale nie wie, kim jest. Niechętnie przeniósł wzrok na załączone zdjęcia; zazgrzytał zębami i zagiął gazetę na brzegach, ściskając ją z całej siły. Nie potrafił spojrzeć Liv w oczy.
Jedno ze zdjęć zrobiono w sklepie, gdzie Liv szukała upominków dla synka swojego przyjaciela – on przeglądał stos starych płyt, gdy Liv stała obok niego z dwiema czapkami w rękach. Jedna z wyszytym smokiem, druga z wizerunkiem uśmiechniętego auta. Prosiła go o radę, choć i tak wzięła obie. Śmiała się z czegoś – z ukłuciem wstydu uświadomił sobie, że nie pamięta, o czym wtedy rozmawiali – a on patrzył na nią i nawet na zdjęciu kiepskiej jakości widział w swoich oczach miłość, jaką już tamtego dnia do niej żywił. Na kolejnym ktoś uwiecznił ich podczas spaceru brzegiem morza – trzymali się za ręce, idąc gdzieś przed siebie. Następne ujęcie – obejmował ją w pasie, próbując pocałować, Liv starała się go odepchnąć, ale potem i tak poddała się chwili. Zaklął, kiedy patrzył na zdjęcie, na którym się całowali. Nie dziwił się, że zostało wybrane na okładkę – scenerią był piękny zachód słońca; ostatnie promienie odbijały się w lśniącej wodzie, tworząc idealną romantyczną otoczkę. Kto miał czelność chodzić za nimi?! 
Jednak dopiero przy ostatnich zdjęciach krew odpłynęła mu z twarzy i bar zawirował. Zatrzepotał powiekami, ale nic nie pomogło. Ktoś zaczaił się niedaleko okna i załączył kilka zdjęć – gdy Liv zrywała z niego podkoszulek, gdy całowali się przy ścianie, gdy Liv siedziała już na parapecie, a on pochylał się nad nią. Miał nadzieję, że to zwykły fotomontaż, ale wytatuowany smok na nagich plecach Liv pogrzebał jego ostatnią nadzieję. 
— Liv...
— Nie jestem zła, Tom — odparła cichym głosem. Wolałby, żeby wrzeszczała na niego, uderzyła w twarz lub zrobiła cokolwiek innego, tylko nie mówiła z tą przeklętą rezygnacją w głosie. Nienawidził, gdy używała tego tonu. Mniej zraniłby go siarczysty policzek niż ten smutek. — Tylko... źle się z tym czuję. Uprzedzałeś mnie, że dziennikarze bywają namolni, ale czy naprawdę miałeś to na myśli? 
Tom westchnął, chwycił jej dłonie, ale Liv wyrwała się. Uderzył kilkakrotnie palcami w blat i w końcu oparł na rękach głowę. Był wykończony; rano rozmawiał z Jostem, który udzielał mu rad o niezachwianiu wizerunku podrywacza, później dołączył się Bill, który nagle chciał bardzo poznać Liv. Wściekłość kotłowała się w nim, była jak wściekły lew, który na razie chodził spokojnie wokół, ale już uderzał nerwowo ogonem. Artykuł w gazecie wystawił jego opanowanie na ciężką próbę. Drżał.
— Liv, proszę cię, nie gniewaj się. Załatwię tę sprawę, nikt nie ma prawa upubliczniać takich zdjęć... 
— Przestań — warknęła. Spojrzał na nią z nadzieją, słysząc złość. Nie trwało to długo, ponieważ zaraz potem opuściła ramiona. Wyglądała tak żałośnie, że ścisnęło go w sercu, chciał od razu ją przytulić i... nie wiedział, przecież nie mógł już powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. — Nie obchodzi mnie, co zrobisz. To już się stało, Tom! Ludzie tutaj przychodzą, rozpoznają mnie. Dostałam tę gazetę od jednej nastolatki, powiedziała, że mam niezły tatuaż, i zapytała, jaki jesteś w łóżku! Co mam zrobić? — zapytała bezradnie, ściszając głos. — Nie mogę się bronić. 
— Wybacz mi... 
— Bardzo cię proszę, nie powtarzaj się. Ci ludzie wchodzą nam do łóżka z butami! Tak ma wyglądać nasze życie? — zapytała. — Czego dowiem się za tydzień? Jakie zdjęcia zobaczą ludzie? 
— Nie wiem, Liv. Mówiłem ci, że życie ze mną nie będzie łatwe. 
— Tak, ale mówiłeś, że zrobisz wszystko, żeby było spokojne! — krzyknęła rozczarowana. — Jeszcze nie poszliśmy na galę, a już wszyscy o tym wiedzą. Może już wiedzą, gdzie mieszkam? Może stali wczoraj pod oknem, gdy się kochaliśmy? Może znów...
— Dość! — przerwał niskim głosem, ale Liv od razu umilkła. Trząsł się ze złości – Jost doprowadził go do szału, rozmowa z Billem też go zdenerwowała – teraz już rozumiał powód ich zainteresowania Liv. Przejrzeli poranne gazety i obaj chcieli poznać jego komentarz, zanim dziennikarze wydrukują kolejne wiadomości. Był wściekły na wszystko – na swoje życie, na zespół, na sławę, od której nigdy nie ucieknie, wreszcie był wściekły na Liv, którą miał chronić przed takimi sytuacjami, a została odarta ze swojej prywatności. Doprowadzała go do szału swoimi słowami, chociaż wszystko, co powiedziała, było prawdziwe. Bała się tego, co może przynieść jej nowy dzień, a on w żaden sposób nie umiał dać jej pewności, że sytuacja się poprawi. Był tak wściekły, że najchętniej uciekłby z tego baru, zanim powie coś, czego będzie żałował. — Przestań tak mówić. Nie miałem pojęcia, że ktoś za nami chodzi, naprawdę. Nie dopuszczę, by taka sytuacja się powtórzyła, dobrze? Proszę cię, Liv, ja też jestem wściekły i wyobrażam sobie, co teraz czujesz. Ale..
— ...nasze życie będzie tak wyglądać — dokończyła. 
— Czego ty właściwie chcesz? — zapytał, zanim zdążył się zastanowić. 
— Ciebie, Tom — szepnęła. — Tylko ciebie. 
— Nawet gdy odejdę z zespołu, nie stanę się znowu człowiekiem, którego nikt nie zna. 
— Tak myślałam. 
— Liv, kurwa mać, kocham cię, nie rozumiesz tego?! — wrzasnął. Spojrzała na niego zaskoczona, w oczach błysnął strach. Nienawidził chwil, gdy widział ten strach, ponieważ nie umiał jej pomóc. Nie znał również jego źródła, nadal nie dowiedział się, co tak bardzo przerażało Liv. Nie chciał, by bała się również jego, ale był tak wściekły, że tracił nad sobą kontrolę. — Chcę być z tobą, ale są rzeczy, na które nie mam wpływu. 
— Ja ciebie też, ale... 
— Wiesz co — odezwał się. — W niczym nie różnisz się od innych lasek, z którymi sypiałem. Ich podniecała moja sława, a ty myślałaś, że nasze życie będzie się gdzieś toczyć z boku, z dala od innych ludzi. 
— Nie mów tak... 
— Jesteś taka sama! — krzyknął. Jedyny mur, który powstrzymywał go przed wybuchem, właśnie runął. Słowa nasączone jadem, długo skrywaną wściekłością i żalem spływały same. Myślał, że przy Liv już się uspokoił, że udało mu się pokonać to, czego się brzydził. Wybuchł w najgorszym momencie, wylewając to wszystko na osobę, która była najmniej winna. — Wszystko tylko kręciło się wokół seksu. Dobrze ci było, co? Ale chcesz uciekać, gdy dzieje się coś złego! Dlaczego, kurwa, nie mogłaś pokochać mnie takiego, jakim jestem? Tak mi imponowałaś, gdy chciałaś mi pomóc, gdy widziałaś we mnie człowieka. Mogłaś odejść i dać mi spokój! Pokochałem cię, a ty, kurwa, masz to gdzieś! 
Uderzył pięścią w blat, Liv drgnęła przerażona i odsunęła się od niego, świdrując go wzrokiem. Patrzył na nią wściekły, szykując się do kolejnej tyrady, która nie nastąpiła, ponieważ nagle uderzył skronią obok pięści. Jęknął z bólem, zaklął i próbował się poderwać, lecz obca dłoń zaciskała się brutalnie na jego szyi. Palce wbijały się boleśnie w skórę, Tom dyszał ciężko, ale nie próbował się już uwolnić. 
— Nigdy więcej tak do niej nie mów, rozumiesz? Nie chcę cię tutaj nigdy więcej widzieć — Markus wysyczał mu do ucha. Ręka na jego szyi drżała, lecz Tom podejrzewał, że to raczej nie jest oznaka strachu. — Zabieraj się stąd i spierdalaj! 
Markus puścił go w końcu, a Tom zerwał się na równe nogi. 
Czara goryczy przelała się właśnie w tym momencie, gdy obaj stali naprzeciwko siebie mierząc się wściekłymi spojrzeniami. Markusa rozwścieczyło jego zachowanie i słowa, jakie padły w rozmowie z Liv. A Toma fakt, że to właśnie Markus wszystko słyszał i wtrącał się w nieswoje sprawy. Od dawna wiedział, że Markusa i Liv łączy bardzo silna więź, i do tej pory mu to nie przeszkadzało. W tej chwili nienawidził ich przyjaźni. Markus – opanowany, najlepszy przyjaciel, uosobienie wszelkich cnót – kontrastował z Tomem, który właśnie nawrzeszczał na ukochaną kobietę i prawdopodobnie złamał jej serce. 
Splunął mu pod nogi. Trząsł się cały, gdy czuł na sobie to przeklęte rozczarowane spojrzenie Liv.
— Idealny Markus. Idealny przyjaciel, idealny ojciec... aż rzygać się chce.
Spojrzał jeszcze na Liv. Patrzyła na niego bez słowa, w jej oczach lśniły łzy. Zemdliło go na ten widok; po raz kolejny wszystko spieprzył. Chociaż obiecywał jej, że ich bajka będzie miała dobre zakończenie, nie dotrzymał słowa. Uświadomił sobie z goryczą, że Bill po raz kolejny miał rację – nie nadawał się ani na przyjaciela, ani na faceta. Mimo dobrego początku i tak zniszczył wszystko, co było między nim a Liv. Choć jeszcze wczoraj zasypiał, trzymając ją w ramionach, wiedział, że dzisiaj to Markus będzie ją pocieszał, aż zaśnie zmęczona płaczem. Widział tę scenę tak wyraźnie, jakby rozgrywała się już przed jego oczami.
Chwycił kurtkę i wyszedł, zostawiając Liv samą.
Nie wiedział tylko, że Liv pół godziny później straciła przytomność. I to Markus – a nie on – pojechał z nią do szpitala, ściskając mocno dłoń, którą tak uwielbiał Tom.


3 komentarze:

  1. Wszystko cudnie, a jednak denerwuje mnie to, że Ballerina i Verloren nie wiedzą, kim drugie jest, mimo tego, że wiedzą o sobie wszystko (no większość przynajmniej). Jak można być tak głupim i nie połączyć tych faktów. Grr.
    Poza tym jest cudnie, chociaż wydaje mi się, że reakcja Toma nieco przesadzona, trochę nie skojarzyłam, jak mógł połączyć to, że Liv się zdenerwowała o zdjęcia z tym, że ma go w dupie. Mam nadzieję, że jednak zrozumie swoje durnowate zachowanie i przeprosi Liv.
    A w tym czasie trochę kłótni w ich miłości miodem i mlekiem ociekającej nie zaszkodzi ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze powiedziawszy jestem nieco zdziwiona, że nie rozwinęłaś trochę bardziej ostatniej akapitu, ale domyślam się, że widzisz w tym jakiś sens...
    Tom jawi się na zmęczonego. Tak jakby potrzebował porządnych samotnych wakacji na bezludnej wyspie. Wiem, jak bardzo ludzie potrafią dać w kość. Zdaję sobie też sprawę, że aby zaradzić jakoś temu, trzeba oczyścić umysł i wyzbyć się wszystkie, co siebie ukryte głęboko w duszy. Myślę, że ma on w sobie wiele żalu i złości do najbliższych, które kumuluje w sobie. Niestety, wyładował je na Liv, która na to nie zasłużyła.
    Rozumiem jej niepokój o dalszy los i złość na ludzi, którzy grzebią w jej prywatności, najintymniejszych sprawach. Patrzę na tę dwójkę i zastanawiam się, czy to będzie miało jakąś wspólną przyszłość? Czasem wydaje mi się to wątpliwe...
    Ściskam i czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń