23. I płonąć chcę jasnym płomieniem, świecić wśród ciemności. I chcę byście widzieli mnie, kiedy zgasnę




Nie przyszła. 
Tom rozejrzał się jeszcze raz po sali, ale Liv nie było. 
Przesuwał niecierpliwie palcami po gryfie gitary, chłód metalowych strun mile kontrastował z ciepłą skórą, podobała mu się chropowata faktura. Poza wieczorem, kiedy zagrał dla Liv, dawno już tego nie robił. Mimo wszystko tęsknił za ciężarem gitary, jej brzmieniem i tym podekscytowaniem, które znów czuł.
Gustav siedział za perkusją, wybijał rytm, Bill kontynuował swoje przemówienie do publiczności; do Toma w ogóle nie docierały jego słowa. Coś mówił, widział, jak porusza wargami, lecz to nie miało już dla niego znaczenia. Mrużył oczy, gdy próbował wypatrywać w tłumie tej jedynej twarzy, którą pragnął ujrzeć. Mocne światła i błysk fleszy oślepiały go, mimo to nie przestawał. Nie zrezygnował nawet wtedy, gdy widział już tylko ciemne plamy, nie zniechęcił go ból oczu. W końcu jęknął zrozpaczony. 
Serce zabiło mu mocniej, ponieważ w końcu ją dojrzał. Przyszła! 
Uśmiech rozjaśnił jego twarz, wyszczerzył zęby i nawet nie przeszkadzało mu, że fotoreporterzy naciskali spusty migawek, utrwalając tę chwilę. Pewnie myśleli, że cieszy go powrót na scenę, że wypatrzył w tłumie jakąś seksowną laskę i będzie posyłać jej zalotne spojrzenia, jak zrobiłby to kiedyś. Wypatrzył, owszem, ale swoją Liv. Stała niedaleko sceny, w prawej części publiczności. Poprawiała krwistoczerwoną sukienkę; podciągnęła wyżej materiał na dekolcie i wyrównała na ramionach. Kreacja była dopasowana, sięgała połowy uda, rozpuściła włosy, które opadły falami – dla Toma wyglądała zjawiskowo. Uwielbiał, gdy nachylała się nad nim, a luźne kosmyki łaskotały go w twarz i szyję. Lubił zanurzać weń palce i delektować się ich miękkością. Liv często przytulała się do niego, kładąc głowę na jego piersi, a woń winogron uderzała go w nozdrza. Wyglądała tak naturalnie i kobieco, gdy włosy okalały jej twarz. Uśmiechnął się na wspomnienie spacerów z Liv – przy wietrze luźne kosmyki unosiły się w powietrzu, a Liv starała się bezskutecznie nad nimi zapanować. Złościła się, lecz wyraźnie nie była świadoma, jak uroczo wtedy wyglądała.
Wiele by dał, by móc zejść już ze sceny i spotkać się z Liv. Miał jej tyle do powiedzenia, że nie wiedział, od czego zacząć. Od przeprosin? Od przyznania, że jest skończonym dupkiem? Od tego, jak bardzo ją kocha? Przyszła... mimo wszystkiego, co ostatnio zrobił; mimo tych okropnych słów, które padły między nimi. Tom nie dowierzał własnemu szczęściu – on sam za nic w świecie nie przyszedłby na miejscu Liv. Zarzucił jej, że go nie kocha. Jeżeli nie kocha, dlaczego więc przyszła? 
Bill odwrócił się i dał znak ręką, że jest już gotowy. 
Tom potrząsnął głową, teraz nadeszła chwila największego skupienia. Postanowił, że zagra tak dobrze, jak będzie tylko w stanie. Nie obchodziła go szansa powrotu na szczyt; nie chciał tego. Nie chciał już, by nastąpiła jakakolwiek reaktywacja zespołu; dla niego już przestał istnieć. Stał na scenie wśród ludzi, których kiedyś szczerze kochał; stał obok brata, z którym już tak niewiele go łączyło. Tom starał się nie patrzeć na resztę zespołu, unikał ich spojrzeń, ale napięcie między nimi było tak silne, że zdawało mu się, że nawet widzowie przed telewizorami to wyczują. Wystarczyłaby niewielka iskra, by pomiędzy nimi wybuchł prawdziwy pożar. Gdy rano przyjechał na próbę, skinął głową Gustavowi, na resztę nie był w stanie spojrzeć. Czuł na sobie mściwe spojrzenie Georga; z pewnością gdyby nie okoliczności to spotkanie skończyłoby się inaczej. Spojrzenie brata raniło go, ale nie tak bardzo jak myśl, że Liv może się nie pojawić na gali. 
Tylko dzięki niej mógł przetrwać ten dzień. 
To już nie było ważne; Liv przyszła mimo wszystko. 
Serce wyrywało mu się z piersi z radości; jeszcze trochę a spotka się z Liv. Wprawdzie miał spędzić trochę czasu z Billem, który chciał ją poznać, ale to też nie było ważne. Musiał ją wreszcie przeprosić za swoje zachowanie, tak bardzo chciał z nią porozmawiać. Nie miał pojęcia, co go opętało, i dlaczego tak na nią nawrzeszczał. Był wściekły na Josta i na Billa, tracił nad sobą kontrolę, gdy przeczytał artykuł. Zamiast wstać i odejść, on został, wyżył się na Liv, zranił ją, a potem prawie wdał się w bójkę z Markusem, ponieważ ten stanął między nimi. Wyszedł wtedy, ponieważ nie mógł znieść spojrzenia Liv, długo jeździł po mieście, starając się ostudzić emocje. Późno w nocy zatrzymał się pod blokiem Liv, wpatrując się w jej okna; były ciemne. Miał nadzieję, że może została dłużej w pracy i ją spotka, ale ona się nie pojawiła. Z pewnością została u Markusa, tak jak wcześniej pomyślał. To on ją pocieszał i uspokajał, gdy płakała, a przecież Tom powinien mieć ją u swojego boku. Miałby, gdyby nie zachował się jak idiota. 
— Dziękujemy! Jesteście wspaniali, stokrotne dzięki! 
Ukłonił się, uśmiechnął szeroko. Drgnął, gdy brat objął go ramieniem, a z drugiej strony stanął Gustav. Wahał się przez ułamek sekundy, zacisnął jednak rękę na gryfie gitary, druga zwisała luźno wzdłuż boku. Wstrzymując oddech, skłonili się razem, tak jak robili to po każdym koncercie. Przez krótką chwilę poczuł nawet tę samą ekscytację, którą czuł kiedyś. Publiczność biła brawo, ktoś krzyczał. Zerknął na Billa; uśmiechał się szczęśliwy, a uśmiech sięgał oczu. Był autentycznie radosny, wyglądał przy tym tak szczerze, że Tom miał ochotę go objąć. Bill przez krótką chwilą znów był jego bratem i najbliższym przyjacielem. Gdy się odsunął, czar prysł; rzucił mu beznamiętne spojrzenie i zszedł ze sceny. 
Tom podążył za nim, niecierpliwie stawiając kroki. Zsunął z ramienia pas od gitary, ktoś z obsługi ściągnął z niego wszystkie kable, a on szybko przetarł mokrą twarz ręcznikiem. Odrzucił go gdzieś w kąt i ruszył szybkim krokiem przed siebie; już zaraz spotka się z Liv. 
Gdy zbiegł po schodkach, trochę się zdziwił na widok Mariny. Przestępowała z nogi na nogę, obejmowała się ramionami i rozglądała wokół. Ujrzawszy go, uśmiechnęła się lekko, przeczesała palcami ciemne włosy, obejrzała się za siebie. Tom domyślił się, że Liv pewnie zaraz przyjdzie, więc pozwolił sobie na westchnienie ulgi. Dopiero wtedy poczuł, jak bardzo jest zdenerwowany i zmęczony; bolały go dłonie, drżały nogi, serce waliło jak młotem i czuł suchość w gardle. Przełknął z wysiłkiem ślinę, spróbował zwilżyć usta językiem i zbliżył się do dziewczyny Gustava. 
— Świetnie wam poszło — powiedziała to takim tonem, że Tom spojrzał na nią podejrzliwie. Nie wytrzymała długo tego spojrzenia, objęła go w pasie i oparła policzek na jego torsie. Pogłaskał jej plecy okryte czarną koronką sukienki, zmierzwił burzę loków na głowie i spróbował nachylić się tak, by spojrzeć w jej oczy. Marina milczała, co było niepokojącym sygnałem. — Tom...
— Co się stało? 
— Ona nie przyszła... — wyszeptała.
— Jak to? — zapytał zdziwiony. Odsunął ją na odległość wyprostowanej ręki i próbował wyczytać z jej twarzy jakąś odpowiedź. Patrzyła na niego ze smutkiem, zrezygnowana wzruszyła ramionami i pokręciła głową. Jej zachowanie za bardzo przypominało Liv, także puścił ją nagle i wyminął. — Przyszła. Widziałem ją ze sceny. 
— Tom...
Machnął ręką; nie chciał jej słuchać. Nie przyznał tego na głos, ale słowa Mariny zmroziły go na tyle, że zacisnął mocno dłonie, by ukryć ich drżenie. Powtarzał sobie stale, że to niemożliwe – przecież widział Liv. Marina musiała się pomylić, w końcu jeszcze się nie znały. 
Wyszedł z korytarza łączącego scenę z główną salą, minął dwóch ochroniarzy, skinął im głową. Marina szła za nim, cały czas słyszał stukot obcasów jej szpilek. Zatrzymał się w takim miejscu, by mieć niezły widok na salę, lecz jednocześnie być niezauważonym. Marina stanęła tuż obok, próbując patrzeć w ten sam punkt co Tom. 
Jest!
Patrzył na brunetkę w czerwonej sukience. Rozmawiała z jakimś młodym mężczyzną i dziwił się... 
— O nie... 
Wtedy odwróciła się na tyle, że Tom wyraźnie zobaczył jej twarz. Była okrągła, na policzkach miała naturalne rumieńce, dwa kolczyki w wardze i jeden w brwi. Na czoło opadała prosto obcięta grzywka, a włosy w niczym już nie przypominały włosów Liv. Młoda kobieta była zupełnym przeciwieństwem bladej Liv, która od czasu do czasu zakładała dyskretne kolczyki, a włosy zwykle związywała w niedbałego kucyka. 
Tak bardzo pragnął, by Liv pojawiła się na gali, że widział ją w każdej ciemnowłosej kobiecie, która choć trochę ją przypominała. 
Nie przyszła.
Ta myśl uderzyła go tak nagle, że cofnął się i wpadł na Marinę. Jęknął z bólem, wiedząc, co to znaczy – stracił swoją Liv. Słowa, które wczoraj tak łatwo spłynęły z jego ust, równie łatwo przekreśliły jego związek. Już nie będzie miał szansy, aby to naprawić. Nie będzie więcej wieczorów, które spędzą razem; nocy, które prześpi przy niej, ani dni wypełnionych jej obecnością. Nie będą się przekomarzać, Liv nie będzie go więcej całować, a on nie będzie obserwował jej podczas rysowania... Nie obchodziło go, co powie Bill, któremu obiecał, że pozna Liv – jakie to teraz miało znaczenie? Najgorsze było, że Liv odeszła; odrzuciła go tak szybko, jak niedawno przyjęła do swojego życia. Nie mógł mieć o to pretensji, sam przecież zadbał, by zranić ją wystarczająco mocno. 
Marina oparła dłonie na jego plecach, a potem przyciągnęła go do siebie. Zamknął oczy i bez słowa pozwolił się objąć.
— Tak mi przykro, Tom. 




Nie przyszła – Tom to kłamca. 
Bill rozsiadł się wygodniej na kanapie i rzucił krótkie spojrzenie na brata. Ściskał w dłoniach szklankę z drinkiem, którego nie tknął od godziny. Przyglądał się, jak faluje powierzchnia napoju; od dawna nie uniósł głowy i nie spojrzał na nikogo. Przez krótki moment Bill zastanawiał się, jak bardzo musi boleć go kark od tej niewygodnej pozycji, ale potem przestał go żałować. Tom w ogóle nie zasługiwał na żadne współczucie. 
Tajemnicza Liv nie przyszła z jednego powodu – nie istniała. 
Bill już wcześniej był prawie tego pewien, ale gdy podejrzenie stało się faktem, przyznawał przed sobą, że jednak zabolało go kłamstwo Toma. Gdzieś w głębi serca stale miał nadzieję, iż Liv się pojawi. Chciał zobaczyć wreszcie tę dziewczynę, dla której Tom był gotów wszystko porzucić, tę, którą, jak mówił, szczerze kochał. Czy naprawdę była taka wyjątkowa? Zamierzał ją poznać i przekonać się, jakim jest człowiekiem – czy jest podobna do Blanche? Tom nie miał szczęścia w miłości; Blanche oszukała go w perfidny sposób, a ze wcześniejszymi dziewczynami również nie był szczęśliwy. Bill dowiedział się tylko, że poznali się w barze, gdzie Liv podobno pracowała. Skrzywił się nieznacznie, gdy pomyślał, że Tom, jako gitarzysta sławnego zespołu, mógłby zainteresować się zwykłą barmanką, która najwidoczniej nie miała żadnego pomysłu na swoje życie. Pracować w barze, usługiwać pijaczkom? Pokręcił głową, to poniżej jego godności. 
Popatrzył na Toma; siedział po drugiej stronie okrągłego stolika z opuszczoną głową. Gdy tylko go zobaczył, zrozumiał, że coś jest nie tak. Nie zdziwiło go, że unikał rozmów ani że od razu chwycił gitarę i sprawdzał nastrojenie, a potem brząkał w kącie. Powiedział Gustavowi, że Tom już nic go nie obchodzi – to nie była do końca prawda. Starał się nim nie interesować, ale bez wysiłku rozpoznawał subtelne różnice, których nikt inny nie zauważał. Tom był cały spięty, niewyspany i zdenerwowany. Za mocno przyciskał struny gitary, zbyt często podrygiwał stopą, wzdrygał się, kiedy słyszał hałas. Zerkał na salę i się rozglądał wokół wystarczająco często, by Bill nabrał pewności, że coś się stało. Nie sądził, by aż tak denerwował się galą – w końcu występowali nie pierwszy raz, a Tom i tak nie miał na to ochoty. Zachowywał się, jakby kogoś wyczekiwał, a jednocześnie czegoś się bał. 
Zamyślił się. Może Liv istniała naprawdę, a Tom – jak zwykle – zrobił coś, że postanowiła się na nim zemścić? Jaki nie byłby powód, musiał przyznać, ze wybrała świetny sposób. Rzadko kiedy Tom był aż tak przygaszony i Bill znał naprawdę mało osób, które potrafiły doprowadzić brata do takiego stanu. Westchnął. Musiał wziąć pod uwagę inne rozwiązanie – Liv nie zależało na Tomie i uciekła, gdy sytuacja zrobiła się zbyt poważna. Szczególnie w ostatnim czasie Tom nie potrafił trzymać nerwów na wodzy. Można było czytać w nim jak w otwartej księdze.
Czy istniała czy nie – nie przyszła i Tom wyszedł na kłamcę. 
W każdym razie Bill osiągnął to, na czym zależało mu najbardziej – Tom pojawił się na gali, zagrał tak świetnie jak zawsze, a publiczność długo ich oklaskiwała. Jost podnosił do góry kciuki, co znaczyło jedno – poszło im świetnie. Jeśli David był zadowolony, oni też mieli powód do radości. Powrót na szczyt znów był możliwy, a Bill – choć nieco niechętnie – wiedział, że Tom ma w tym sporą zasługę. Gdyby nie on, cały występ byłby porażką. Bill był pełen sprzeczności – z jednej strony nie chciał dłużej pracować z Tomem, ale z drugiej wiedział, że bez niego sobie nie poradzi. Świetnie śpiewał, to fakt, ale to jednak Tom miał to „coś”, dzięki czemu był bardziej czuły na dźwięki, bez większych problemów układał melodie i podpowiadał mu, jak zaśpiewać poszczególne partie tekstu. 
Nie chciał o tym myśleć. Powinien cieszyć się małym zwycięstwem.
Sandra wsunęła mu się pod pachę i cmoknęła w policzek. Jasne oczy błyszczały radośnie, a sukienka zachęcająco odchylała się na piersiach. Przełknął głośno ślinę i rozejrzał się; nic nie zmieniło się w spojrzeniach znajomych. Odetchnął z ulgą, ponieważ mały „problem” z wiernością Sandry został nadal jego problemem. Cieszył się, że ta sytuacja nie wyszła na jaw, bo nie chciał się tłumaczyć. Nie mógł dopuścić do tego, by plotka dotarła do jego przyjaciół – wtedy jego wiarygodność zostałaby podważona, zostałby wystawiony na pośmiewisko i nie zniósłby takiego wstydu. Zależało mu, aby każdy z obecnych widział go jako szczęśliwie zakochanego mężczyznę. 
Teraz, gdy dziewczyna Toma wystawiła go do wiatru, nie było to takie ważne. Pocałował Sandrę w usta i zastanowił się, czy zdołaliby wymknąć się na kilkanaście minut...



Nie przyszła – nie wszystkie marzenia się spełniają. 
Sandra przysunęła się do Billa, rzucając pogardliwe spojrzenie na jego brata. Siedział ze spuszczoną głową i unikał patrzenia na kogokolwiek; Sandra akurat się nie dziwiła, ponieważ gdyby to ona wszystkich tak oszukała, zapadłaby się pod ziemię ze wstydu. Dziwiła się raczej, że Tom miał na tyle tupetu, by po występie dołączyć do nich i spędzać ten czas razem z nimi. Jak on śmiał?! Przez tygodnie wszystkich okłamywał, zwodził za nos, starał się skłócić cały zespół, tyle razy zranił jej Billa, a teraz, jak gdyby nigdy nic, siedział z nimi przy jednym stoliku. Bezczelność Toma sprawiała, że Sandrze brakowało tchu z oburzenia. Dlaczego Bill nie kazał mu odejść?
Spojrzała na ukochanego; utkwił wzrok w bracie. Chociaż wyglądał na złego, Sandra zauważyła, że kąciki ust mu opadły, spojrzenie miał nieco przygaszone – jasne oznaki, że Bill był zraniony. Nie zawsze rozumiała dziwną więź między braćmi, lecz w tej chwili była zupełnie osłupiała. Przecież Tom powiedział tyle okropnych słów, a Bill nadal miał nadzieję, że go nie okłamuje! Dobre serce ukochanego, choć zakrawało to już raczej na naiwność, czasami wzruszało Sandrę. Mimo wszystkiego, co się wydarzyło, i mimo złości Billa nie potrafił wykreślić Toma ze swojego życia. Chociaż mówił, że nie zależy mu już na bracie, Sandra widziała coś innego. Było to poruszające, ale z drugiej strony niebezpieczne.
Tom jako jedyny znał jej sekret, co stale napawało ją strachem. Choć zdołała przekonać Billa, że wszystko, co od niego usłyszał, to kłamstwo, nie czuła się pewnie. Czasami oglądała się przez ramię, jakby czuła spojrzenie starszego z braci na sobie. Święty Tom... miała go dość – od samego początku jej nie lubił i szukał powodów, by ją skłócić z Billem. Teraz – od czasu do czasu przyznawała mu rację – miał niepodważalny argument. Gdyby nakrył ją na gorącym uczynku...
Mruknęła, gdy dłoń Billa wsunęła się między jej uda. Spojrzała na niego, a potem znów rzuciła przelotne spojrzenie na Toma. Uśmiechnęła się pod nosem, myśląc, że teraz nawet gdyby nagrał film, nikt by mu nie uwierzył. Dziewczyna... Prychnęła pod nosem; fakt, Tom był przystojny i miał powodzenie u kobiet, ale żeby od razu stały związek? On i stały związek? To niemożliwe. Tom potrafił co najwyżej zapamiętać imię dziewczyny, z którą się przespał. Sandra nie wierzyła, że byłby w stanie którąkolwiek pokochać.
Objęła Billa i przestała wreszcie myśleć o Tomie. Powinna skupić się na ukochanym, który tak świetnie wypadł podczas występu. Obserwowała Billa na scenie, serce mocno tłukło się w jej piersi, nie mogła powstrzymać radosnego uśmiechu. Była niezwykle dumna z Billa – pomimo tylu problemów w ciągu ostatnich tygodni potrafił dać z siebie wszystko, odsunął inne sprawy na bok i skupił się tylko na tym, co było najważniejsze. Jej myśli krążyły wokół przyszłości, w której widziała siebie jako towarzyszkę Billa na kolejnych galach, imprezach muzycznych i wielkich festiwalach. Bill pokazał tego wieczora, że wciąż jest świetnym wokalistą; że przerwa, w ciągu której nieco usunęli się w cień, wcale im nie zaszkodziła. Wierzyła, że znów otworzą się przed nimi drzwi do kariery, a ją czekają kolejne imprezy, za którymi trochę tęskniła. Uwielbiała, gdy Bill zabierał ją na spotkania, pozwalał kupować piękne sukienki, a potem nie odstępował jej na krok. Czuła się dumna, kiedy słuchała, jak ją przedstawiał: „Moja ukochana Sandra”. Szczególnie przy kobietach, które starały się kokietować Billa. Ale nic z tego! Bill był już zajęty, to Sandra była jego najważniejszą kobietą, one się nie liczyły. Nieważne, co by zrobiły, i tak nie mogły z nią wygrać. 
Sandra spojrzała na Sophie, która siedziała przy Georgu. Nigdy nie przepadała za tą dziewczyną – ze wzajemnością – ale nie mogła się nadziwić, jak Georg zainteresował się taką szarą myszką. Sophie wyglądała, jakby bała się własnego cienia, była ciągle spłoszona, rozglądała się nerwowo na boki i Sandra czuła niezrozumiały niepokój, gdy na nią patrzyła. Przeniosła wzrok na Marinę, ale od razu wykrzywiła wargi w krzywym uśmiechu – Marina była najlepszą przyjaciółką Toma, broniła go jak lwica i zrobiłaby dla niego wszystko. Patrzyła teraz na niego ze współczuciem malującym się na twarzy. Sandra westchnęła; poza tym Marina była straszną plotkarą. Uwielbiała wiedzieć wszystko o każdym, co niezwykle denerwowało Sandrę. Przygryzła wargi, gdy Bill pocałował ją w szyję. Dłoń nadal szczypała ją w udo, a druga próbowała objąć pośladek. Uderzyła go lekko w pierś, udając oburzenie. Bill spojrzał na nią wygłodniałym spojrzeniem, językiem powoli zwilżył wargi, a ona nagle nabrała ochoty, by chwycić zębami te ponętne usta. 
Na szczęście jej tajemnica nie wyszła na jaw... 



Nie przyszła – biedny Tom. 
Przez ostatnie dwa dni wszyscy żyli informacją, że poznają dziewczynę Toma. Sophie jednak nie do końca rozumiała to niezdrowe podekscytowanie, ponieważ Georg i Bill nie mieli ciepłych słów dla Toma, Gustav jak zwykle się nie udzielał, ona milczała, a Sandra nienawidziła go z zasady. Mimo ogólnej niechęci jaką do siebie wszyscy żywili, prawie za każdym razem gdy rozmawiali, temat Toma wypływał na powierzchnię. Wyglądało to tak, jakby na ten czas jednoczył ich wszystkich wspólny wróg, którym był starszy z braci Kaulitz.
Sophie spojrzała z żalem na Toma. Próbowała uchwycić jego spojrzenie, ale konsekwentnie unikał patrzenia na którekolwiek z nich. Jedynie Marinie pozwolił się do siebie zbliżyć; widziała ich razem, kiedy rozmawiali przed występem. Śmiała się z czegoś, opowiadała o czymś rozgorączkowana, gestykulowała żywo rękoma. Sophie wydawało się, że dzisiaj Tom nie jest w nastroju do żartów; mimo starań Mariny uśmiechał się tylko zdawkowo i nerwowo rozglądał wokół. Przyjaciółka spontanicznie wspięła się na palce i pocałowała Toma w czoło, a ten parsknął szczerym śmiechem. Wesoły uśmiech rozjaśnił na chwilę jego twarz i wyglądał, jakby naprawdę był szczęśliwy. Sophie poczuła ukłucie zazdrości. To zwykle jej Tom się zwierzał i darzył ją zaufaniem; teraz udawał, że jej nawet nie zauważa. Sophie wiedziała, że mogła winić wyłącznie siebie. 
Miała nadzieję, że Tom w końcu podniesie wzrok, a ona zdąży w ciągu chwili przekazać mu wszystko, co chciałaby powiedzieć: że go przeprasza za to, jak postąpiła; że miał rację i posłucha jego rady; że zawsze mu wierzyła i bardzo jej przykro z powodu nieobecności Liv. Tom nigdy jej nie okłamał, więc nie miała powodu, by wątpić w jego związek. Nie wiedziała tylko, co się wydarzyło, że dziewczyna się nie pojawiła. Martwiła się, iż może znów zaufał komuś jak Blanche, która go wykorzystała i okradła. Gdyby tylko... 
Skrzywiła się, gdy poczuła palce wbijające się w jej bok. Przełknęła głośno ślinę i uniosła wzrok, napotykając spojrzenie Georga. Jego wąskie usta wykrzywiły się w uśmiechu, lecz Sophie raczej odebrała ten gest jako ostrzeżenie. Choć obejmował ją lekko, starał się, by odczuła ból. Słaby, ćmiący, ostrzegawczy. Z pewnością zauważył, że od dawna skupia się na Tomie. 
Skuliła się i pokornie pochyliła głowę. Wczoraj chciała walczyć z Georgiem, a dzisiaj zachowywała się tak jak zawsze – siedziała przerażona jak mała dziewczynka i starała się nie zrobić niczego, co mogłoby wyprowadzić z równowagi Georga. Gdy na krótką chwilę uniosła wzrok, spotkała się spojrzeniem z Gustavem – i zabolało ją serce. Patrzył na nią ze smutkiem, ale widziała w jego oczach miłość. Tę prawdziwą, którą kiedyś darzył ją Georg. Tę, o której od dawna marzyła. Zraniła Gustava w jeden z najpodlejszych sposobów, a on – mimo wszystko – potrafił jej to wybaczyć. Ta umiejętność dotykała jej serca bardziej niż uczucie Gustava, a jednocześnie raniła bardziej niż jakikolwiek cios Georga. Nie była dobrym człowiekiem, nie zasługiwała na to uczucie, wybrała Georga, odrzuciła przyjaciół – dlaczego Gustav stale ją kochał? Zacisnęła mocno powieki, czując napływające łzy. Przycisnęła dłoń do ust, by stłumić szloch, starała się oddychać powoli i równo, aby Georg niczego nie zauważył. 
Już jutro spotka się z kimś, kto pomoże jej wyplątać się z tych kłopotów. Umówiła się z mężczyzną, którego nawet nie zna. Miała mętlik w głowie – spotkanie z nieznanym mężczyzną było co najmniej nieodpowiedzialne, jednak nie mogła zostać z Georgiem. Musi zrobić coś, żeby zapobiec tragedii.
Tylko czy odnajdzie w sobie tę siłę?



Nie przyszła – szkoda... 
Georg wydął wargi i rzucił miażdżące spojrzenie Tomowi. Oczywiście, tchórz nie podniósł głowy, ale z pewnością to poczuł, ponieważ Georg zauważył, że jego ramiona minimalnie opadły. Pochylił się nad stolikiem, wziął szklankę z drinkiem i niby przypadkiem uderzył o mebel. Wszyscy się wzdrygnęli, nawet Tom. Westchnął. Nie osiągnął swojego celu – miał nadzieję, że zdąży coś powiedzieć, żeby Tom musiał w jakiś sposób zareagować. Pragnął doprowadzić do konfrontacji, ale nie miał zamiaru mówić do niego, gdy ten nie ma odwagi spojrzeć mu w oczy. Tom się zbłaźnił – znowu – mimo to Georg szanował się na tyle, by nie mówić do opuszczonych ramion. Wypił drinka jednym haustem i odstawił z powrotem szklankę. Rozparł się wygodniej na kanapie; miał czas, Tom w końcu się złamie, a wtedy Georg wygarnie mu wszystko, co o tym myśli. 
Na razie skupił się na innych; spojrzał na Billa, pokręcił głową z politowaniem. Niedobrze mu się robiło, gdy widział, jak wsuwa rękę między nogi Sandry. Młodszy z braci uważał, że ma najlepszą dziewczynę, ale chyba jako jedyny nie wiedział, że Sandrę ma każdy, kto ma na to ochotę. Nie wiedział, jak może być aż tak ślepy – przecież Sandra nawet uśmiechała się jak zwykła dziwka. Teraz siedziała z przymkniętymi powiekami, ściskając mocniej nogi. Ta scena napawała go takim obrzydzeniem, że musiał odwrócić wzrok. Chociaż pomimo otoczki kurewstwa Sandra była niezłą laską i Georg sam by ją chętnie zaliczył, nie mógł patrzeć, jak w miejscach publicznych ludzie prawie odbywali stosunek. Georg dziwił się, że niektórzy nie potrafią się szanować na tyle, by wstrzymać się ze swoimi żądzami, aż znajdą się w jakimś zacisznym miejscu. 
Krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach, kiedy spostrzegł, że Gustav wpatruje się w Sophie tym beznadziejnym spojrzeniem, w którym nie umiał ukryć miłości. Czego ten palant nie rozumie?! Sophie jest tylko jego i nikt inny jej dostanie. Dlaczego nie docenił gestu Georga, który zaręczył się z Sophie, by pokazać co niektórym, że Sophie należy do niego? Dał mu szansę. On dał Sophie pierścionek, a jednocześnie spokój Gustavowi. Przekaz był prosty: to moja laska, ale nie będę wracał do sprawy, jeśli się od niej odwalisz. Nie chciał załatwiać tego problemu w inny sposób, w końcu Gustav był jego przyjacielem... Wzruszył ramionami; cóż, skoro Gustav nie rozumie, Georg mu pomoże. Reputacja była nieco ważniejsza niż stara przyjaźń; nie pozwoli zrobić się rogaczem przez przyjaciela. Nie będzie czekał, aż ten wbije mu nóż w plecy i ośmieszy przed wszystkimi. Powinien zareagować szybko i skutecznie. Takie sprawy lepiej załatwić jak najszybciej.
Objął Sophie, przyciągając ją do swojego boku. Gustav drgnął i zaczął rozmawiać z Mariną, a Sophie jęknęła tak cicho, że tylko on ją usłyszał. Wbijał palce w miejscu, gdzie rozlał się spory siniak powstały po zderzeniu ze ścianą. Wiedział, że ją to zaboli – jego również to bolało – ale musiał dać jej do zrozumienia, że żaden Gustav nie ma znaczenia. To jemu się oddała, więc ma być mu wierna. 
To nie było tak, że lubił krzywdzić Sophie. Właściwie to bardzo tego nie lubił; sam przy tym cierpiał. Teraz również było mu przykro, zadając Sophie ból, lecz musiała mieć się na baczności i nie skupiać się na innych mężczyznach. Należeli w końcu do siebie, więc Georg musiał dbać, by Sophie nie wpadła na jakiś idiotyczny pomysł odejścia do innego mężczyzny. Sprawę z Gustavem jakoś przełknął; wiedział, że przyjaciel był w niej zakochany już od dawna. Być może Sophie też przez chwilę poczuła coś niezrozumiałego do niego, ale Georg zadbał, żeby szybko oprzytomniała. 
Gdyby chodziło o Toma...
Wzdrygnął się. Nawet nie chciał sobie tego wyobrażać. 
Uśmiechnął się ironicznie, gdy Marina położyła dłoń na tym opuszczonym ramieniu. Tom przechylił głowę w jej stronę i spojrzał na nią krótko, lecz Georg nie zdążył dostrzec wyrazu jego twarzy ani sformułować żadnego zarzutu. 
Miażdżył spojrzeniem Marinę. Jak on jej nie lubił... 



Nie przyszła. 
Gustav obrócił się, by spojrzeć na Toma. Opierał łokcie na udach, w dłoniach trzymał szklankę z drinkiem, którego i tak nie pił. Kręcił nią jakby od niechcenia, wpatrywał się w falującą powierzchnię trunku. Gustav zauważył kątem oka, że Bill i Georg świdrują go spojrzeniami. Przeszył go lekki dreszcz; nawet sobie nie wyobrażał, co musiał czuć Tom pod wpływem tych spojrzeń. Marina najwidoczniej tak, ponieważ zaciskała dłoń na jego ramieniu. Odwróciła się na chwilę, jej twarz była wykrzywiona smutkiem. 
Nie miał odwagi zapytać Toma, jednak zżerała go ciekawość, dlaczego Liv nie przyszła. Gdy widział ich w barze, wyglądali na naprawdę zakochanych. Tom zachowywał się w ten charakterystyczny dla zakochanych sposób: śledził wzrokiem Liv, wykorzystywał każdą okazję, by dotknąć jej dłoni, ramienia albo pocałować, a kiedy mówił – jego głos brzmiał łagodnie, imieniu Liv nadawał specyficznej słodyczy. Rozpoznawał wszystkie te oznaki, ponieważ zachowywał się w podobny sposób, kiedy mówił o Sophie. 
W porządku, Gustav przeanalizował jeszcze zachowanie Liv. Doszedł do prostego wniosku – Liv kochała Toma. Nie wierzył, żeby mogła tak dobrze udawać miłość. Pamiętał, jak na niego patrzyła, z jaką czułością gładziła jego policzek, jak go obejmowała. Pokręcił głową; Liv w niczym nie przypominała Blanche, która wykorzystała Toma. Zachwycała się jego ciałem, sławą oraz pieniędzmi; Tom jako człowiek nigdy jej nie obchodził. Gustav nie przypominał sobie żadnego gestu czułości z jej strony, gdy nie miała pewności, że jest w centrum uwagi. Obsypywała Toma pocałunkami tylko wtedy, kiedy wszyscy na nią patrzyli. Była kochającą dziewczyną przed błyskiem fleszy. 
Tak samo jak był przekonany o miłości Liv, Gustav był przekonany, że jednak nie była z Tomem do końca szczera. Nie wiedział, skąd to się brało – z jej zachowania? Czy zobaczył coś w jej oczach, uchwycił jakiś cień na jej twarzy, usłyszał fałszywy ton w głosie? Nie wiedział i chociaż stale odtwarzał sobie to spotkanie, nie mógł wybrać momentu, w którym narodziło się to przeczucie. Snuł domysły. Liv na pewno okłamywała Toma. Kochała go, tego również był pewien, ale czuł, że coś przed nim ukryła. Może to wczoraj mu powiedziała, a Tom nie mógł wybaczyć jej tego kłamstwa? Zerknął na niego. Opuszczone ramiona, unikał spojrzeń w oczy, rano też nie chciał z nikim rozmawiać; tylko Marina z nim rozmawiała. Co się stało? 
Gustav spojrzał na Sophie. Patrzył na nią z mieszanymi uczuciami: pragnął jej, tęsknił za nią, ale był zły po tym, jak go potraktowała. Zastanowił się nad kolejnością uczuć. Po krótkiej chwili doszedł do wniosku, że nic i tak by nie zmienił. Przede wszystkim ją kochał, a potem dopiero myślał o swoim zranionym sercu. Miał nadzieję, że Sophie odejdzie od Georga dla niego, a ona postąpiła inaczej. Złamała mu tym serce, poczuł się wykorzystany i oszukany. Mówiła, że go kocha... wtedy zauważył pewną analogię do Liv. Nie wierzył, że mogłaby udawać miłość do Toma, ale czy Sophie kłamała mówiąc, że go kocha? Czy patrzył na to inaczej, ponieważ sprawa dotyczyła go osobiście? Był obiektywnym obserwatorem uczuć Liv, lecz uczucia Sophie były dla niego zupełnie inne – sam ją kochał i pragnął ponad wszystko, by też go pokochała. Czy może faktycznie to była dla niej tylko miła odskocznia od awantur Georga i wykorzystała biednego, małomównego Gustava? Czy Sophie mogłaby być aż tak wyrachowana? 
Kolejne pytanie, na które nie mógł sobie udzielić odpowiedzi. Zraniła go, a on i tak ją kochał. Nie było go stać na obiektywne oceny. Spojrzał na nią; miała na sobie prostą, zieloną sukienkę z długimi rękawami, trójkątny dekolt ukazywał rowek między piersiami, szyję ozdabiał delikatny złoty naszyjnik. Kolczyki od kompletu podrygiwały w uszach, włosy miała wysoko upięte, wokół koka zakręcał się upleciony warkocz, luźne pasma zwisały po bokach jej twarzy. Zerknęła na niego; gdy ich spojrzenia się spotkały, miał wrażenie, że przeskoczyła jakaś iskra i każdy to poczuł. Rozejrzał się, lecz nikt nie zwrócił na nich uwagi; Marina i Georg skupiali się głównie na Tomie, a Bill właśnie obmacywał swoją dziewczynę. Dotknął palcami szyi, nagle poczuł uderzenie gorąca. Sophie uśmiechnęła się delikatnie, przepraszająco. Nie spuszczała z niego spojrzenia, a Gustav zapragnął mieć ją tylko dla siebie. Nie, nie pragnął jej ciała; chciał jej serca i duszy. 
Gdy Marina dotknęła jego dłoni, poczuł nagły żal. Przerwał połączenie z Sophie i zwrócił się ku swojej dziewczynie. 
Każdego dnia ranił ją mocniej, niż mógłby to zrobić ktokolwiek inny. 



Nie przyszła.
Marina westchnęła ze smutkiem. Do samego końca miała nadzieję, że Liv jednak pojawi się na gali i będzie w stanie pocieszyć wreszcie Toma. Serce jej się krajało, gdy patrzył na nią tym swoim zrezygnowanym spojrzeniem i mówił przyciszonym głosem. Nie mogła tego znieść. Ścisnęła jego ramię, a Tom poruszył się nieznacznie. 
Zanim Tom wszedł na scenę, zostawił jej swój telefon. Na ekranie wyświetlało się zdjęcie Liv. Gdyby przyszła..., powiedział i chwycił podawaną przez technika gitarę. Podczas występu Marina krążyła wokół, rozglądając się za wysoką brunetką. Spoglądała na zdjęcie uśmiechniętej dziewczyny; Tom musiał je zrobić podczas ich wspólnego wyjazdu, ponieważ w tle za Liv widać było morze. Miała zaczerwienione policzki i potargane włosy, a uśmiech sięgał jej niebieskich oczu. Wyglądała na szczęśliwą i zakochaną. Marina w ogóle nie rozumiała, dlaczego nie przyszła na galę. Tom coś wspominał, że się pokłócili, ale czy ta kłótnia była na tyle istotna, by zostawiała go samego w tak ważnym dla niego dniu? Zdarzyło się, że pokłóciła się z Gustavem przed jego występem, lecz nie zdarzyło się, by go w tym dniu opuściła. Musiała być przy nim mimo swojej złości.
Zwróciła się do Gustava; chciała, by zrobił cokolwiek, co mogłoby przerwać tę sytuację. Wszyscy milczeli i głównie wpatrywali się w Toma, który od godziny nie podniósł głowy. Liczyli, że poznają jego dziewczynę, której zdjęcia widzieli we wczorajszej gazecie. Sądzili, że kłamie z zazdrości. Sądzili... Marina objęła dłońmi głowę; miała ochotę krzyczeć i potrząsnąć tymi ludźmi. Jak mogli coś takiego pomyśleć?! Tom nigdy nikomu nie zazdrościł, a jego szczerość niejednokrotnie denerwowała Marinę. Nie potrafił kłamać, zawsze mówił prawdę, co czasami miało różne konsekwencje. Dlaczego teraz wszyscy o tym zapomnieli? Ścisnęła dłoń Gustava, który patrzył na Sophie. Wyglądał na zmieszanego, jakby nakryła go na czymś złym. Rzuciła szybkie spojrzenie w stronę przyjaciółki, lecz ta utkwiła wzrok w swoich kolanach. Georg obejmował ją ramieniem i posłał jej ironiczny uśmiech. Chętnie starłaby ten uśmieszek z jego twarzy. Jeśli miałaby kogoś uderzyć – Georg byłby pierwszy. Nienawidziła go od dnia, w którym się poznali, a jej nienawiść z czasem rosła. Nie mogła nawet na niego patrzeć, tembr jego głosu doprowadzał ją do szału; znosiła te spotkania tylko ze względu na Gustava i Sophie. Nie rozumiała, jak jej przyjaciółka mogła pokochać takiego dupka! Skrzywiła się. Dupek to i tak delikatne określenie na Georga. 
Gustav bezradnie pokręcił głową. Przyciągnął ją do siebie, gdy w jej oczach błysnęły łzy. Przeżywała cierpienie Toma jak własne, była bliska rozpaczy; atmosfera była tak napięta, że można było ciąć ją nożem. Miała wrażenie, że ktoś nad nimi zawiesił ogromny zegar, który stale odmierzał czas. Tik-tak, tik-tak... Wcześniej czy później ktoś przerwie tę ciszę i zaatakuje Toma. To było nieuchronne; wyczuwała to szczególne napięcie, drżała cały czas, zaciskała i rozluźniała nerwowo dłonie. Wiedziała, że to się stanie. Każdy z nich to wiedział; w końcu ktoś się odważy i rzuci pierwsze oskarżenie. Gdy pęknie mur, słowa krytyki, żalu, złości i pogardy popłyną wartkim strumieniem. Dla Toma nie było już ratunku. 
Przymknęła powieki i pozwoliła się objąć. Oparła policzek na piersi Gustava, słuchała miarowo bijącego serca i wdychała słaby zapach jego perfum. Mruknął jej imię, potem poczuła wargi na czubku głowy, więc mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Za każdym razem, gdy Gustav nie umiał jej pomóc – tak jak teraz – zwykle całował ją w czubek głowy albo czoło, głaskał jej policzek albo bez słowa zamykał w ramionach i czekał, aż się poczuje lepiej. Wtulała się w jego ciało, pragnąc jednocześnie jego bliskości, ciepła oraz ulgi. Zerknęła na Sophie; przy władczym Georgu wydawała się niezwykle bezbronna i samotna. Martwił ją ten związek i wpływ, jaki Georg na nią wywierał. Przyjaciółka zmieniła się nie do poznania, lecz Marina nie była przekonana, czy za zmianą stoi wyłącznie Georg. Sophie zaczęła unikać wspólnych spotkań i wypadów do kawiarni, a nawet teraz podczas gali na nią nie patrzyła. Spoglądała za to na Gustava, lecz w jej wzroku było coś, czego Marina nie do końca rozumiała – jakaś dziwna tęsknota. Za czym? Tego nie wiedziała. 
Pocałowała Gustava w policzek i potarła go nosem. Chociaż przez chwilę chciała przestać roztrząsać problemy Sophie, martwić się zranionym Tomem i słuchać ordynarnych mruknięć Sandry.
Mój kochany...




Powierzchnia drinka lekko drżała, co przypominało Tomowi łagodne fale w Rerik. Wtedy był szczęśliwym człowiekiem, ponieważ rozbijające się o brzeg fale obserwowała z nim Liv. Stała obok, zaciskała zmarznięte dłonie na jego ręce, próbowała wtulić się w jego ciało, by uchronić się przed zimnym wiatrem. Przez kilka minut udawał, że jej nie zauważa, patrzył niewzruszony przed siebie, co Liv komentowała cichymi prychnięciami, lecz w końcu wyciągnął rękę z kieszeni kurtki, objął ją mocno ramieniem i pocałował urażoną Liv w skroń. Nie potrafiła długo się na niego złościć. Roześmiała się wesoło, a śmiech zmieszał się z wyciem wiatru. 
Teraz obserwował falujący napój sam. 
Poruszył palcami i rozluźnił ramiona. Bolał go kark od nieustannego siedzenia z pochyloną głową, napięte mięśnie pleców zaczynały pulsować bólem. Drżały mu trochę ręce, a serce kołatało się w piersi. Czuł na sobie wszystkie te spojrzenia, wyobrażał sobie miny przyjaciół, chociaż od paru godzin nie spojrzał nikomu w oczy. Nie mógł się na to zdobyć, a nieobecność Liv była dla niego wystarczająco uciążliwą karą, by jeszcze znosić ich oskarżenia. 
Co jakiś czas czul na ramieniu dłoń Mariny. Dotykała go, jakby myślała, że swoją dobrocią coś zmieni. Nie przyznał tego na głos, lecz jej gesty go wzruszały. Trwała przy nim i przeżywała jego cierpienie jak swoje własne, chociaż w ogóle nie wiedziała, co zrobił. Nie miała pojęcia, że w pełni zasłużył sobie na ten wieczór – gdy pytała o Liv, wymijająco odparł, że trochę się pokłócili. Nie sprostował, że ich kłótnia przybrała rozmiary wybuchu nuklearnego, gdy zaczął na nią wrzeszczeć i porównał do innych kobiet, z którymi sypiał. Miał ochotę uderzyć głową w stolik. Czy on naprawdę postradał zmysły? Jak mógł powiedzieć Liv, że niczym nie różni się do kobiet, które chciały zaliczyć seks z kimś sławnym? Po tym, jak mu pomogła uporządkować niektóre sprawy, jak nie zostawiła go samego ze swoimi problemami, po tym wszystkim, co ich razem spotkało, po wyznaniach miłości, jakie między nimi padły... 
Być może Bill miał rację co do niego. Starał się wszystkim udowodnić, że się mylą, że on wie lepiej. Nie chciał takiego życia, jakie wcześniej wybrał. Na początku podobało mu się, jakie ma powodzenie wśród kobiet; zawsze znalazł taką, która była gotowa na szybką przygodę. Wtedy sypianie z kobietami zaliczał do swego rodzaju rozrywki: znaleźć cel, dążyć do spełnienia, a potem zapomnieć. Później nie potrafił już inaczej. 
Prawda w oczy kole. Może tylko o to chodziło? O udowodnienie, że wcale taki nie jest? Może chciał jedynie pokazać, że on również jest w stanie znaleźć kobietę i się nią zaopiekować. Nie tylko spędzić z nią upojną noc, powiedzieć kilka bzdurnych słów i odejść. A Liv... może po prostu ją wykorzystał, bo była idealna? Samotna, zraniona, przerażona. Jak zwierzę, które trzeba oswoić cierpliwością. Wyczuł to od razu; widział, że pragnie bliskości drugiej osoby. Rzadko to przyznawała, lecz pojął to w ciągu chwili. Bała się, ciągle się bała, a on wciąż nie znał powodu jej strachu. Cóż, prawdopodobnie już nie pozna. Oswojenie Liv należało do tych zadań, dla których można wiele poświęcić. Znaleźć kobietę i rozkochać ją w sobie – co to za problem? Dla niego żaden. Z Liv nie było tak łatwo. Wysłuchiwała go, spędzała z nim czas, chodzili na spacery... a on w tym czasie zdobywał jej serce: powoli, ostrożnie, do niczego jej nie zmuszał. Stał się przyjacielem, następnie pokazał, że przy nim będzie bezpieczna, że jest na tyle silny, by się nią zaopiekować, a opór Liv słabł z dnia na dzień. Topiła się w jego dłoniach, lgnęła do niego, bo uwierzyła, że jej nie opuści.
Czy to naprawdę tylko o to chodziło...? 
Uniósł na krótką chwilę głowę. Napotkał spojrzenie brata – w ten sposób wyrażał więcej niż poprzez słowa. Był wściekły na niego, ale to pogarda zabolała Toma najbardziej. Bill wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu; uważał, że nie istnieje żadna Liv, dlatego nie zjawiła się na gali. Miał go za kłamcę, czego nie mógł przeboleć Tom. Spróbował postawić się na miejscu Billa, ale bez względu na to, co by się stało, odpowiedź zawsze była jedna: wierzył bratu. Uwierzyłby mu we wszystko i nigdy nie opuścił. Kiedy to się stało? Kiedyś to Bill wziąłby jego stronę i to on by go bronił, a nie Marina. Teraz Bill obejmował dumnie Sandrę i robił dobrą minę do złej gry. Tom znał ich sekret; podejrzewał, że wiedziało o tym więcej osób. Sandra obsypywała Billa pocałunkami z takim przekonaniem, jakby naprawdę była jeszcze w nim zakochana. Tom przez chwilę nawet go żałował, ponieważ stwarzał iluzję dobrego życia, które już nie istniało. Uczucie Sandry z pewnością wypaliło się dawno temu; być może kochała jeszcze jego brata, lecz dawno stracili to uczucie, które teraz na pokaz starają się odtworzyć. 
Georg miażdżył go spojrzeniem. Gdyby to było tylko możliwe, Tom na pewno już dawno leżałby martwy. Widok Georga i Sophie przyprawiał go o dreszcze: Sophie blada i przerażona, rozglądała się wokół, szukając ratunku. Gdy Georg przyciągnął ją do swojego boku, spuściła wzrok i wpatrywała się w swoje paznokcie. Georg zaś, jego przyjaciel, obrzucał wszystkich kpiącymi spojrzeniami. Zaciskał mocno wargi i mrużył oczy, kiedy na nich patrzył. Wzdrygnął się. Spoglądał na nich z wyższością, a sam nie zauważył, jak nisko upadł.
Marina znów ścisnęła jego ramię. Zwrócił głowę w jej stronę, posyłając jej łagodny uśmiech. Była taka nieszczęśliwa, jakby co najmniej to ona zawiniła, że Liv go zostawiła. Tom odnosił wrażenie, że bardziej cierpi niż on; w jej oczach lśniły łzy, kąciki ust opadły i patrzyła na niego ze smutkiem. Przez chwilę miał ochotę objąć ją i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Nie doceniał wcześniej Mariny – lubił ją, owszem, lecz uważał, że jest zbyt gadatliwa, zbyt głośna i zbyt ciekawska. Jednak, gdy nadszedł czas próby, tylko ona nie zmieniła zdania i nie odeszła. Chciała wiedzieć wszystko o Liv, z zachwytem oglądała jej zdjęcia i pozwalała ponieść się fantazji, gdyby jednak przyszła. Liv byłaby w świetnych rękach podczas ich występu. Pomimo swojej małomówności, ostrożności i nieufności wobec ludzi, z pewnością czułaby się dobrze w towarzystwie Mariny. Ponad głową brunetki Tom uchwycił na chwilę spojrzenie Gustava; patrzył właśnie na Sophie, a w jego oczach zobaczył bezwstydną miłość. Poczuł się zupełnie niezręcznie i nieswojo; Gustav siedział obok kobiety, która go kochała, a wzdychał do jej przyjaciółki. Liv go zostawiła – w końcu sam się o to postarał – lecz to Marina najbardziej potrzebowała współczucia.
Liv powiedziała mu kiedyś, że to, co mówią o nim inni, nie ma większego znaczenia. Ludzie mają to do siebie, że rzadko wyrażają się o kimś innym w dobry sposób. To takie ludzkie, że łatwiej przychodzi nam oczernianie, niż przedstawienie kogoś w lepszym świetle niż samych siebie. Reagujemy w różny sposób na krytykę. Możemy przemyśleć ich stanowisko i bez walki poddać się opinii. Powiedzieć o sobie: tak, masz rację, jestem beznadziejny, naprawdę do niczego się nie nadaję. Pomyślimy, że przecież oni wiedzą lepiej, ponieważ są wobec nas obiektywni. Jeśli mamy mówić o sobie, zwykle jest coś, co rzutuje na naszą opinię, przez co nie jest do końca prawdziwa. Albo się nie doceniamy, albo wręcz odwrotnie. 
Liv powiedziała, że jeśli przyjmiemy ich stanowisko, a wcześniej nie spróbujemy sami się przekonać o tym, jacy jesteśmy, to nadchodzi nasz koniec. Jeżeli nie potrafimy zawalczyć o nas samych, nie zawalczymy o nic innego. 
Tom nie pamiętał dokładnie tej rozmowy; wiedział tylko, że odbyli ją kilkanaście dni temu, w środku nocy. Liv siedziała na parapecie i wyglądała przez okno, a on siedział po drugiej stronie i wpatrywał się w nią. Pamiętał, że miała rozpuszczone włosy, które stale zakładała za uszy; przyciskała policzek do zimnej szyby, żeby lepiej widzieć rozgwieżdżone niebo. Długo wtedy milczała, zastanawiając się nad dobrą odpowiedzią. Czas płynął, a Tom wcale tego nie zauważał. Liv myślała; gładkie czoło przecinała pionowa kreska, czasami przymykała powieki i odchylała się do tyłu. Siedząc na kanapie przy stoliku przypomniał sobie winogronowy zapach jej szamponu, woń bzu, która stałe się unosiła. Nie pamiętał żadnych konkretnych słów, lecz tylko jej twarz i ton głosu. Nie rozumiał jeszcze, dlaczego wczoraj była aż tak rozżalona. W głębi serca wiedział, że wcale nie chodziło o te zdjęcia i artykuł w gazecie. Liv od początku znała ryzyko, a on nie mógł jej niczego zagwarantować. Może chciała mu coś udowodnić? 
Tylko co? 
Nie miał pojęcia. 
Ale wiedział jedno. Jeśli zostanie i pozwoli sobie na życie wspomnieniami, jego słowa o miłości stracą wartość. Jeśli nic nie zrobi, okaże się, że wszystko, co mówili o nim znajomi, jest prawdziwe. Gdy zrezygnuje, jego uczucie do Liv będzie kłamstwem. Wtedy faktycznie związek z Liv stanie się celem, który osiągnął, ponieważ miał taki kaprys. 
Nie chciał na to pozwolić. 
Wziął głęboki oddech i następne czynności okazały się łatwiejsze, niż przypuszczał. 
Odstawił na stolik szklankę z drinkiem; nie było mu żal. Gdyby go wypił, z pewnością zamówiłby następne, aż by się kompletnie upił. Być może wtedy straciłby ostatnią szansę na odzyskanie Liv i nie zostałoby mu nic więcej poza szklankami z drinkami. Gdy się podniósł, wszyscy zgodnie na niego spojrzeli. Byli wyraźnie zaskoczeni, szczególnie Georg, który patrzył na niego z otwartymi ustami. Chwilę później się otrząsnął i chciał coś powiedzieć, lecz Tom odwrócił się do Mariny. Pocałował ją w czoło, pogłaskał po policzku i szepnął kilka słów. Rozpogodziła się, ścisnęła jego dłoń i pokiwała głową. Musiał się do niej uśmiechnąć; uważała, że dobrze postępuje. 
A potem odszedł, zostawiając w tyle wykrzykującego coś bez sensu Georga.
Nie wiedział, od czego zacząć, lecz jednego był pewny – musiał odnaleźć Liv.


Tytuł: Pascal Finkenauer - Verdammt sein

2 komentarze:

  1. Przeczytałam i... nie wiem, co napisać. Wciąż nie rozumiem, jak możesz mieć wątpliwości, że to jest dobre.
    Trochę żal mi Toma. Wciąż jest nieświadomy tego, co się naprawdę stało. Wyobrażam sobie jego ból, gdy się dowie, jego żal i wyrzuty sumienia, które będą jak najbardziej właściwe... jeśli ją znajdzie.
    Trudno czytać, co się dzieje w umysłach bohaterów. Te myśli są tak ciężkie i przytłaczające, że naprawdę nie potrafię ich zrozumieć. Nie wiem, dlaczego można by chcieć wbić szpilkę w człowieka, który był moim najlepszym przyjacielem. Takich rzeczy nie powinno się robić nawet wobec ludzi, których nie lubimy i którzy nie są wobec nas fair.
    Tak szczerze powiedziawszy to nie wiem, co napisać, bo wydaje mi się, że najodpowiedniejszym komentarzem jest milczenie i chwila refleksji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powtórzę się: Twoja wiara we mnie jest zachwycająca i cudowna.
      To smutne jak ludzie, którzy niegdyś zrobiliby dla siebie wszystko, po pewnym czasie chętnie robią wszystko, ale przeciwko sobie. Największy problem tkwi chyba w tym, że łatwiej nam zwracać uwagę na potknięcia innych niż nasze własne. Łatwiej ocenić kogoś innego, niż pomyśleć o sobie. Niestety.
      Dziękuję <3

      Usuń