24. Jeśli kogoś kochasz - pozwól mu odejść





— Liv, dziecino.
Nie zdziwiła się, gdy ujrzała Markusa; pochylał się nad nią, zmartwienie malowało się na jego bladej twarzy, a krople potu zrosiły czoło. Przeczesał rękami jasne włosy, które sterczały w różne strony; niewiele to pomogło, ponieważ tylko kilka kosmyków lekko opadło na czoło. Wokół przymrużonych oczu pojawiły się maleńkie zmarszczki. Głaskał jej policzek i ściskał mocno dłoń. Miał na sobie czarną koszulkę z długim rękawem; nawet się nie przebrał, kiedy przyjechało pogotowie. Liv podejrzewała, że wyprosił od razu wszystkich z baru, zostawił wszystko tak, jak stało, chwycił tylko kurtkę i zajął miejsce obok sanitariusza. Prawdopodobnie w drodze do szpitala zadzwonił do swojej siostry, która zajmowała się tej nocy Mitchellem, że jego plany uległy zmianie. Eufemistycznie ujęte. Wiedział, co dawało połączenie złego samopoczucia oraz utraty przytomności w jej przypadku. Podejrzewała, że wydusił tylko, że chodzi o nią. Umiała sobie to wyobrazić; nie było niczego, czego Markus nie zrobiłby dla niej.
Przymknęła z powrotem powieki. Nie zaskoczył jej ani widok Markusa, ani sala szpitala, ani wenflon wbity w wierzch dłoni. Czuła uporczywe swędzenie w miejscu, w którym miała plaster przylepiony do ręki, do uszu dobiegał szmer rozmów z korytarza i przyśpieszony oddech Markusa. Wyczuwała jego lekkie drżenie. Poruszyła palcami i wtuliła policzek we wnętrze dłoni Markusa. To było dziwne, ale czując cierpienie Markusa, chciała go pocieszyć, zupełnie jakby to on leżał na łóżku z podejrzeniem nawrotu nowotworu. Nie mogła tego znieść; czuła się w obowiązku chronić go, tak samo jak on chciał zająć się nią. Czuła smutek Markusa jak własny; była prawie pewna, że właśnie przypominał sobie chwile, które spędzał w szpitalu, gdy chorowała jego ukochana żona.
I stało się.
Wyobrażała sobie tę chwilę w inny sposób – myślała, że będzie płakać i pytać Boga, dlaczego znów musi przez to przechodzić. Spodziewała się żalu, jakiegoś rodzaju rozpaczy nad utraconym życiem lub poczucia bezradności… Lecz Liv patrzyła beznamiętnie, jak kroplówka spływa powoli przezroczystą rurką; miała wrażenie, że ręka wcale nie należy do niej, tylko do kogoś innego, ona zaś jest zewnętrznym obserwatorem całej sceny. Czuła dziwną ulgę. Śniła o tym dniu od miesięcy, strach jej nie opuszczał, przez co była zawieszona w próżni – bała się tego, co w końcu nastąpi, a z drugiej strony starała się żyć normalnym życiem. Wcześniej tylko pracowała, spędzała czas w swoim mieszkaniu, odwiedzała Markusa i czasami spotykała się z mężczyznami – nie do końca pozwalała, by jej życie toczyło się obok, ale poza Markusem i Samem nie miała nikogo, kogo mogłaby kiedyś stracić. Wszystko się skomplikowało, gdy Tom przełamał jej opór i zdobył jej serce.
Kątem oka cały czas obserwowała Markusa; był realny, jego postać nie znikała ani nie zacierała się w żadnym miejscu, tym razem nie był to sen. Nie obudzi się w środku nocy, nie odepchnie od siebie Markusa ani nie będzie wypłakiwać się w ramionach Toma. Krew znów stawała się jej największym wrogiem, a świadomość choroby odbierała jej całą chęć do walki – ale czy w ogóle chciała walczyć?
Przez korytarz przeszła pielęgniarka, zaraz za nią posuwała się wolno szczupła nastolatka. Miała na sobie różową pidżamę, a na stopach puchate kapcie. Wyglądała na zagubioną, ciągnęła za sobą stojak z kroplówką. Resztę przerzedzonych długich włosów przerzuciła przez prawe ramię. Spojrzały na siebie, ale Liv szybko odwróciła wzrok. Nie mogła wytrzymać tego współczującego, porozumiewawczego spojrzenia.
— Liv...
— Markus, proszę, nic nie mów.
— Zabiję go, jeśli tutaj przyjdzie — oznajmił ze spokojem.
Liv spojrzała na niego ostro, lecz w ciemnych oczach zobaczyła upór. Westchnęła cicho i ostrożnie przekręciła się na lewy bok, by móc cały czas na niego patrzeć. Przyciągnęła rurkę kroplówki i sapnęła. Grała trochę na zwłokę, mimo to wiedziała, że jeśli nie wytłumaczy się Markusowi, ten z pewnością nie zmieni swojego zdania. W głębi serca nie chciała tego robić, co trochę ją zaniepokoiło – tak bardzo zabrnęła w tajemnice, że chciała oszukać nawet Markusa.
— Przestań — powiedziała cicho; nie sądziła, iż była taka zmęczona. Wzięła głęboki oddech i zacisnęła palce na kołdrze. — To nie jest jego wina.
— Nie broń go! Zwariowałaś, Liv? Nawrzeszczał na ciebie, nazwał...
— Zaplanowałam to — przerwała, zanim Markus na dobre się rozkręcił. Rozumiała jego złość, jednak musiała mu wytłumaczyć, że wina Toma była istotnie niewielka. — Wiedziałam, że się wścieknie, gdy zarzucę mu, że mnie oszukał. To nie było trudne, ponieważ od razu zauważyłam, że jest roztrzęsiony. Być może rozmawiał ze swoim bratem; zawsze wtedy jest zdenerwowany. Wykorzystałam to, że jest gotów zrobić dla mnie wszystko. Jakiś czas temu rozmawialiśmy właśnie o takiej sytuacji, próbował mnie przygotować, że wcześniej czy później wszystko wyjdzie na jaw. Wtedy powiedziałam, że mu ufam i go kocham. Kiedy zaczęłam go obwiniać… — szepnęła. Nie chciała wracać do tej chwili, jednakże cały czas przed oczami miała obraz rozgoryczonego Toma. W ostatnich dniach była jego jedyną ostoją i nadzieją. Czuła się podle, kiedy go raniła. Cieszyła się, że tak szybko zakończył ich wymianę zdań, ponieważ gdyby potrwało to chwilę dłużej, wycofałaby się z tych słów i zaczęła go przepraszać. Na szczęście Tom dał ponieść się emocjom, a ona zemdlała dopiero później. Uśmiechnęła się krzywo na to zrządzenie losu. Co zrobiłaby, gdyby straciła przytomność przy nim? — To ja jestem winna, Markus.
— Dlaczego?
— Jak to: dlaczego?
— Po co to zrobiłaś?
To było akurat proste – chciała go chronić tak samo jak Markusa, tylko w inny sposób. Chociaż po głębszym zastanowieniu nie wiedziała, czy chciała chronić Toma przed sobą i swoją przeszłością, czy siebie przed powiedzeniem mu prawdy. Musiałaby wtedy stawić wreszcie czoło temu, czego tak bardzo od wielu miesięcy się obawiała.
— Wiesz co poczułam, gdy zobaczyłam ten artykuł? Panikę — odparła. Widziała po minie Markusa, że chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie zacisnął mocno wargi, więc mogła kontynuować: — Ktoś za nami chodził, a później opublikował te zdjęcia. Jak myślisz, ile będą potrzebowali czasu, by zdobyć moje dane i dotrzeć do jakiegokolwiek archiwum prasowego, gdzie z pewnością są wiadomości z dnia, w którym zginęli moi rodzice? Wszystkie gazety pisały o tragicznym wypadku malarza Nathanaela Biermanna oraz jego irlandzkiej żony. Przypomnijmy: córka pary niedawno pokonała białaczkę. To smutne, osierocili dwójkę dzieci; Liv ma młodszego brata, który uratował jej życie… — mówiła coraz szybciej, aż w końcu zamilkła, ponieważ brakło jej tchu. Przycisnęła pięść do piersi i przymknęła oczy. Serce tłukło się jak szalone na wspomnienie przeszłości i ogromu tajemnic, których miała przed Tomem. — Markus, Tom nie ma pojęcia, że mam brata, że moi rodzice nie żyją… Boże, on nic nie wie! Co ja miałam zrobić? Powiedzieć: „Kochanie, zapomniałam ci wspomnieć, że gdzieś w Berlinie mieszka mój brat, który mnie nienawidzi, ponieważ zabiłam naszych rodziców, a tak przy okazji – mnie zabija białaczka”?
— Czemu więc wcześniej z nim nie porozmawiałaś?
— Wiesz co jest najgorsze? — zapytała, ignorując jawną pretensję w jego głosie. To nie było takie proste; Markus uważał, że to kwestia zwykłej szczerej rozmowy, jednak Liv miała inne zdanie na ten temat. Gdy Johanna dowiedziała się o chorobie, była już w ciąży. Rozmowa w zupełności wystarczyła, sytuacja Liv była jednak inna. Nigdy nie powiedziała Tomowi, że chorowała, zwykle unikała opowiadania o swojej przeszłości. Zataiła przed nim wszystko. Jak miałaby mu to wszystko opowiedzieć, żeby go nie stracić?
— Co takiego?
— Tom domyśla się, że nie byłam z nim do końca szczera — dowiedziała się o tym przez przypadek. Była w pobliżu, kiedy Tom rozmawiał z Gustavem, i słyszała końcówkę jego wypowiedzi. Wtedy zrozumiała, że zrobiłby dla niej wszystko, a ona nie miała na tyle odwagi, by opowiedzieć mu o swojej przeszłości. Starała się, to fakt, lecz zwłoka Toma sprawiła jej ulgę. — Wiesz, że mu to nie przeszkadza? Chciał czekać tak długo, jak byłoby to konieczne. Z miłości do mnie.
— Ale i tak nic nie wie.
— Chciałam mu powiedzieć, naprawdę, Markus. Mieliśmy porozmawiać po gali… — zawiesiła głos. Markus westchnął, jednak przycisnął jej dłoń do swoich ust. — Myślę, że to i tak by nie przetrwało.
— Liv...
— Gdybym była zdrowa i normalna, nasz związek miałby jakąś szansę. Sam powiedz, który facet chciałby ze mną być, gdyby dowiedział się całej prawdy? Żaden. Gdyby to wszystko się nie wydarzyło, może mógłby być ze mną szczęśliwy…
— Gdyby Johanna mnie nie poznała, może jeszcze by żyła i została prawniczką, tak jak chcieli jej rodzice. Być może gdybym ją zmusił do aborcji, przeszłaby wcześniej przeszczep szpiku i nie wdałyby się powikłania. Może umarłaby jeszcze wcześniej, a ja nie miałbym Mitchella. Gdybym ugiął się żądaniom rodziców mojej żony, nie widziałbym syna od pięciu lat, może miałby zapewnioną przyszłość, ale nie znałby ojca. Gdyby… — Liv zmroziło, gdy usłyszała ton Markusa. Głos miał niski, zachrypnięty i pasja, z jaką mówił, przerażała ją. Patrzył na nią, tłumiąc wściekłość, niemniej jednak zauważyła, że drżą mu wargi, więc wiedziała, że tracił nad sobą kontrolę. Znali się od lat, jednak nigdy nie słyszała tyle bólu i pretensji, gdy mówił o swojej zmarłej żonie. — Gdyby, gdyby, gdyby… to bzdura, Liv. Tom wybrał ciebie, bo cię kocha. Tylko to powinno się dla ciebie liczyć.
Liv oparła głowę na poduszce i przyglądała się Markusowi; patrzył na nią bez słowa, jego spojrzenie prześlizgiwało się po niej, rysy twarzy mu złagodniały i nieco się rozluźnił. Wyobrażała sobie, o czym właśnie myśli. Markus był zły, kiedy myślał o nieświadomości Toma. On sam, w czasie gdy chorowała Johanna, spędzał każdą wolną chwilę przy żonie i był dla niej największym wsparciem; Markus był rozgniewany, ponieważ Liv odbierała Tomowi możliwość podjęcia decyzji, co zrobiłby, gdyby wiedział o jej chorobie. Zdawała sobie sprawę, że znów rani Toma, ponieważ zdecydowała za niego – zamiast powiedzieć mu o swojej przeszłości, ona odcięła się od niego i odsunęła. Być może nie chciałby jej wspierać i odszedłby od niej, a może zachowywałby się zupełnie inaczej – Liv tego nie wiedziała, nie mogła już się dowiedzieć i tego właśnie Markus nie mógł jej wybaczyć. Tom wybrał ją, a Liv wybrała za niego – na tym polegała różnica w ich miłości.
— Jak bardzo jest źle?
— Nie wiem — przyznał. Głos miał zmęczony; Liv próbowała wyczytać coś z jego spojrzenia, nagle zaczął unikać jej wzroku. Domyśliła się, że Markus wie więcej, niż mówi. — Gdy przyjechało pogotowie, powiedziałem im, że masz remisję. Od razu cię tutaj zabrali i zrobili badania.
— Miałam remisję. To wróciło...
— Liv, cholera jasna, jak mogłaś! — wybuchnął w końcu, uderzając pięściami w materac, który zupełnie stłumił jego wybuch, ale Liv drgnęła na łóżku. Mruknęła, kiedy Markus się poderwał i zaczął krążyć niespokojnie po sali.
— To moje życie...
— Nie chrzań! — krzyknął, zatrzymując się wpół kroku. Popatrzył na nią osłupiały, pokręcił głową i zacisnął palce na skroniach. Potarł dłońmi policzki. Wyciągnął w jej stronę rękę; drżała. Liv nie wiedziała, czy drżenie spowodowane było skrywaną wcześniej złością, stresem czy kumulacją wszystkiego. — Nie rozumiesz, że to nie jest tylko twoja sprawa? To nie tylko twoja walka. Nie wtrącam się w twoje życie prywatne, Liv, ale nie możesz ryzykować życiem, bo masz taki kaprys! Pomyślałaś może o mnie albo chociaż o Tomie, którego tak kochasz?
— Myślę o was cały czas.
— Bzdura — wytknął jej bezlitosnym tonem. Skuliła się, lecz Markus w ogóle nie zwrócił na to uwagi, nie złagodniał nawet na chwilę. Liv nie chciała ciągnąć tej rozmowy, ponieważ każde słowo wytrącało Markusa z równowagi. Czuła się wystarczająco winna, gdy spędził przy niej całą noc. — Myślisz tylko o tym, że jesteś sama. Myślisz o tym, że nikt cię nie zrozumie, że zasługujesz wyłącznie na potępienie. Jesteś tak skupiona na potępianiu siebie, że nie dajesz szansy Tomowi. Wkurza mnie ten dupek, ale wiem, że cię kocha, a ty kochasz jego. Nie dopuszczasz do siebie myśli, że może komuś na tobie naprawdę zależy. Nie wierzysz, że ktoś może pokochać cię na tyle mocno, by pomóc ci przejść przez to wszystko. Obwiniasz się, chociaż nie powinnaś. Nie pozwalasz nikomu zbliżyć się do siebie! Boisz się bliższych relacji, a jednocześnie boisz się samotności. Dobrze cię znam, Liv. Wiem, jaka jesteś; wiem, czego się boisz — powiedział ściszonym głosem. Pochylił się i oparł dłonie na udach, jakby był zmęczony po długim biegu. Liv milczała, bo nie miała nic do powiedzenia. Markus często sugerował, że powinna zmienić swoje postępowanie, starał się nakłonić ją do rozmowy z Tomem. Zazwyczaj jednak po krótkim czasie dawał za wygraną i pozwalał zmienić temat, tym razem nie pozwolił się zagłuszyć. Spojrzał na nią udręczony. — Tom nie jest taki jak faceci, z którymi się spotykałaś. Zerwałabyś już z nim ze strachu. Kochasz go, zdobył cię, zdobył twoje serce. Nie mów, że to nic poważnego i szybko zapomnisz. Nie zapomnisz o nim. Widzę, jak na niego patrzysz. Widzę, jak cierpisz bez niego. Liv, coś ty zrobiła... — jęknął.
— Chciałam, żeby choć przez chwilę było normalnie... — wyszeptała drżącymi wargami. Zamknęła oczy, gdy poczuła napływające łzy.
— Nie rozumiem.
— Chciałam poczuć, że wszystko jeszcze jest możliwe. Mieć tę świadomość, że jestem zwykłą kobietą, która spotkała wyjątkowego faceta. Chciałam poczuć to wszystko, czego odmawiałam sobie w ostatnich latach. Boże, Markus, ja po prostu chciałam być szczęśliwa, rozumiesz? Bez zbędnych słów i obietnic. Chciałam budzić się w ramionach Toma, czuć cały czas jego obecność i wiedzieć, że zawsze jest gdzieś obok. Chciałam być szczęśliwa, nie myśleć o tym, że białaczka w końcu mnie zabije, że moi rodzice zginęli przeze mnie, że Dominic jest gdzieś tam...
Zamilkła w końcu, gdy załamał jej się głos. Zacisnęła mocno wargi, przykładając do nich dłoń i ostatkiem sił powstrzymywała szloch.
Liv była pełna sprzeczności – z jednej strony świadomość nawrotu choroby sprawiła jej dziwną ulgę, ponieważ wreszcie przestała się bać tej chwili. Wyczekiwała jej każdego dnia, cień choroby stale nad nią wisiał. Męczyło ją to uczucie stałej potrzeby życia w gotowości, bała się choć na chwilę stracić czujność. Z drugiej strony – zakochała się bez pamięci. Jak udało się to Tomowi? Nie do końca wiedziała. Może to z powodu jego zagubienia i podobnej samotności, z jaką zmagała się od dawna, może to z powodu poczucia bezpieczeństwa, które jej dawał. Być może sprawiły to słowa, gdy obiecywał, że jej nie zostawi, zapewnienia o miłości, jego dobre serce… Liv nie miała pojęcia, w każdym razie sprawił, że w to oczekiwanie nawrotu koszmaru wkradła się nadzieja na normalne życie, dla którego zaryzykowała wszystko. Zatracała się w uczuciu do Toma, podsycała w sobie nadzieje, że będzie trwało wiecznie i sama jego miłość wystarczy, by odegnać jej demony.
— I warto było? Warto było ryzykować dla tych paru chwil, których mogłaś mieć tysiące?
— Warto.
— Co zamierzasz teraz zrobić z Tomem? — westchnął. — Powiesz mu wreszcie?
— Zrobię to, co będę musiała.



Tom zawahał się, zatrzymując się przed drzwiami mieszkania Liv. Dyszał ciężko, serce tłukło się w piersi, nie tylko z wysiłku. Przyznawał ze złością, że obawiał się tego, co za chwilę nastąpi. W końcu odważy się i wciśnie dzwonek – a potem? Bał się. Nie wiedział, co byłoby lepsze – żeby Liv w ogóle nie otworzyła mu drzwi czy przeciwnie. Co by mu powiedziała? Nawet się nie zastanawiał, ponieważ wszystko, co mogłaby powiedzieć Liv, było zgodne z prawdą. Zachował się jak ostatni dupek, prawda; nie potrafił docenić tego, co miał, prawda; nie potrafił zapewnić jej spokoju, prawda; zranił ją, prawda… mógłby tak wymieniać w nieskończoność. Liv miałaby rację we wszystkim. A co powiedziałby on? Sam nie wiedział, może dlatego był tak bardzo przerażony. Przeprosi ją? Prawie parsknął śmiechem. Jak przeprosić za to, co powiedział? Wyznać, że ją kocha? Co wyznanie miłości znaczy w obliczu tamtych słów? Czy zarzucając jej to wszystko, nie zaprzeczył jednocześnie ich miłości?
Pogładził dłonią chłodną powierzchnię dębowych drzwi. Zamknął oczy, kiedy na klatce schodowej zgasło światło. Stał w ciemnościach, z ręką uniesioną do góry, zamarłą w połowie ruchu. Próbował ułożyć sobie w głowie, co powinien powiedzieć, jeśli Liv w ogóle zdecyduje się z nim porozmawiać, ale miał zupełną pustkę. Myśl goniła inną, nie chciały ułożyć się w jedną całość, nie mógł się skupić. Drżał, nerwowo przygryzał wargę i wahał się, aż dłoń zacisnęła się w pięść i kilkakrotnie uderzyła w powierzchnię drzwi. Zwykłe pukanie przypominało wystrzał z armaty, ponadto Tom miał wrażenie, że stukot niesie się dziwnym echem na pustej klatce schodowej. Później uświadomił sobie, że to jego serce tak mocno bije w piersi. Przetarł spocone dłonie i wziął głęboki oddech.
— Liv…
Patrzyła na niego bez słowa nieco obojętnym wzrokiem. Opierała się ramieniem o ścianę, podwinęła lewy rękaw czarnej, spranej bluzy i wsunęła ręce do kieszeni dżinsów. Włosy związała w niedbałego kucyka, z którego wysuwały się poszczególne pasma. Była blada – Tom odniósł wrażenie, że bardziej niż zwykle – i wyglądała na niewyspaną. Próbował wyczytać z jej twarzy jakiekolwiek emocje, jednak Liv wyglądała, jakby założyła maskę obojętności.
— Mogę wejść?
Nie odpowiedziała, przez dłuższą chwilę tkwiła w niezmienionej pozycji, jakby biła się w myślach, aż w końcu odsunęła się, robiąc mu tym samym miejsce. Przecisnął się między nią a drzwiami, które zaraz się zamknęły. Przez chwilę wpatrywał się we własne buty, ale nareszcie odwrócił się do niej i uniósł wzrok. Liv stała naprzeciwko niego, tylko kilka kroków dalej. Założyła ręce na piersiach i czekała.
— Liv…
— Tom, proszę cię, powiesz coś konkretnego? Wiem, jak mam na imię — odezwała się ironicznie.
Wtedy przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie; była ironiczna, siliła się na złośliwość, ale pragnęła jego bliskości. Pamiętał dokładnie, jak mocno go obejmowała, z jaką tęsknotą oddawała pocałunki, jak szybko złagodniała w jego ramionach. Nie znali się, Tom sądził, że to będzie jedna z wielu nocy, które spędzał z przypadkowymi kobietami. Liv z pewnością również nie podejrzewała, że jeszcze kiedyś się spotkają. Starała się być silniejsza, niż była w rzeczywistości – Tom od początku podziwiał jej siłę i samodzielność, lecz gdy poznali się bliżej, Liv zaczęła odsłaniać swoje słabości. Działo to się częściej w wyniku przypadku, Liv nigdy nie mówiła tego wprost. Pod pozorem obojętności kryła się zraniona dusza.
— Wybacz mi.
— Co dokładnie?
— Wszystko? — jęknął zrezygnowany. Uniósł ręce do góry w niezrozumiałym geście, więc opuścił je z powrotem. Patrzył na nią z nadzieją, że Liv zrozumie, co ma na myśli, jednak ona wydawała się niewzruszona. — Nie rozumiem, dlaczego tak na ciebie nawrzeszczałem i dlaczego wyładowałem się akurat na tobie. Obiecywałem ci, że się tobą zaopiekuję, a zachowałem się jak ostatni palant. To wszystko… to nigdy nie powinno mieć miejsca, Liv.
Uśmiechnęła się krzywo, ale nie odpowiedziała.
— Myślałem, że Bill miał jednak rację. Mówiłem, że cię kocham, a pokazałem, że wcale do tego nie dorosłem. I to już nie chodzi o to, czy wyciekły te zdjęcia czy nie, to nie jest wcale najważniejsze. Wcześniej czy później i tak wyszłoby to na jaw. Nadal jestem osobą publiczną, zawsze znajdzie się ktoś, kto zainteresuje się, z kim obecnie się spotykam.
— O co więc chodzi? — zapytała.
— O to, co jest między nami — odparł. — Jeżeli uznałbym, że Bill faktycznie miał rację, a ja jestem tym nieczułym skurwysynem, to wszystko, co zaszło między nami, nie miałoby żadnego znaczenia. Jeżeli nie spróbowałbym o ciebie zawalczyć, byłbym skończonym dupkiem. Zraniłem cię, wiem, nie potrafię wytłumaczyć swojego zachowania i nie ma słów, którymi mógłbym cię przeprosić. Mówiłaś, że to bez znaczenia, co myślą o nas inni. Ważne jest to, jak postępujemy i jakimi jesteśmy ludźmi. Kocham cię, Liv. Nie jestem idealny, daleko mi do porządnego faceta. Wiem, że kochasz mnie takiego, jakim jestem. Ale czy chcesz znów mnie przyjąć do swojego życia?
— Przepraszam, że nie poszłam z tobą na galę. Bardzo chciałam pójść…
— Zasłużyłem sobie na to. Nie przepraszaj mnie.
— Nie powinieneś tak bardzo przejmować się tym, co ludzie o tobie mówią — dodała i uśmiechnęła się łagodnie, ale ze smutkiem. — Staraj się zawsze być dobrym człowiekiem.
— Wybaczysz mi?
— Nie jestem zła, Tom.
Nie zdążyła zareagować, gdy podszedł do niej i zamknął ją w swoich ramionach. Objął ją, mocno przyciskając do swojego ciała. Ręce Liv wbijały mu się w pierś, po jakimś czasie oparła je na jego biodrach. Wtulił zmarznięty nos w zagłębienie szyi Liv, a ona wzdrygnęła się nagle. On zaś uśmiechnął się delikatnie, wyobrażając sobie oburzenie malujące się na jej twarzy. Liv trochę się opierała, była spięta i starała się nie zbliżać bardziej niż to koniecznie, ostatecznie wtuliła się w niego, obejmując go tak mocno, że brakowało mu tchu. Wyswobodził się z jej uścisku, ujął w dłonie jej twarz i przez parę chwil patrzyli sobie w oczy. Liv patrzyła na niego ze smutkiem; to nie był ten smutek, który towarzyszył jej ciągle, coś się zmieniło. Patrzyła tak, jakby miała zaraz go stracić i już nie odzyskać; jakby w ciągu tej chwili chciała zapamiętać wszystkie szczegóły jego postaci, by później móc odtwarzać już tylko to wspomnienie.
Tom nie rozumiał całej tej sytuacji. Pogładził palcami jej gładkie policzki, a potem pocałował ją z czułością. Wargi jej drżały, kiedy ją całował, chciała się odsunąć, lecz Tom pogłębił tylko pocałunek. W końcu pękła, objęła go mocno za kark, przyciągając do siebie. Jęknęła, gdy uderzyła w ścianę, Tom wsunął dłonie pod jej plecy i masował jej ciało, Liv pokrywała jego twarz pocałunkami. Było w tym geście coś rozpaczliwego – Liv z początku była nieczuła, próbowała wyrwać się z jego objęć, a później całowała go desperacko. Gdyby tego nie zignorował, z pewnością nie zmieniłaby swojej postawy. Czułym dotykiem po raz kolejny przełamał jej bariery – czułością zdobywał Liv za każdym razem.
— Tak bardzo cię kocham, Liv…
Nie odpowiedziała. Miała zamknięte oczy i mocno zaciśnięte usta. W końcu spojrzała na niego, a w jej spojrzeniu chłód mieszał się z rozpaczą. Próbowała to zamaskować poważnym wyrazem twarzy, lecz Tom znał ją na tyle dobrze, by dostrzec tę walkę.
— To ty mi wybacz, Tom.
— Co takiego? — zapytał ostrożnie, lecz nie spodobał mu się jej ton.
— Myślę, że… — zaczęła, ale chwilę później urwała. Odsunęła się od niego na bezpieczną odległość, znów skrzyżowała ramiona na piersiach, jakby chciała się od niego odgrodzić. — Widzisz, ta sytuacja również mi coś uświadomiła. Ty postanowiłeś o nas walczyć, więc serce mi się kraje, gdy muszę cię prosić o czas.
— Czas? — powtórzył zdezorientowany. — Dlaczego? O co chodzi?
— Muszę to wszystko przemyśleć. Nie jestem pewna, czy jestem gotowa na to, by moje życie stało się pożywką dla publiczności.
— Już cię przepraszałem…
— Wiem i nie mam żalu — zapewniła. — Lecz miałeś wtedy rację. Jesteś muzykiem, media się tobą interesują i tak to będzie wyglądać. Nasze wspólne życie będzie stale narażone na zainteresowanie osób trzecich. Dziennikarze, twoi fani… to ogromny świat, Tom, ale nie wiem, czy jest tam dla mnie miejsce.
— Chcę odejść z zespołu. Ludzie przestaną się mną interesować.
— Nie, Tom — uśmiechnęła się łagodnie — nie przestaną. Jeśli odejdziesz z mojego powodu, staniesz się najistotniejszą postacią mediów. Wszyscy będą chcieli wiedzieć, dlaczego odszedłeś, co zamierzasz robić, jaki miałam na to wpływ…
— Więc co?! — krzyknął. — Po prostu odchodzisz? Skreślasz mnie ot tak? Boże, Liv, dlaczego nam nie dasz szansy?!
— Nie skreślam cię — sprostowała. — Proszę cię jedynie o kilka dni namysłu.
— Ale bierzesz to pod uwagę.
— Tak.
— Ale ja cię kocham… — wyrwało mu się żałosnym głosem.
— Jeśli mnie szczerze kochasz, pozwól mi odejść.
Chciał zaprotestować albo chociaż nawrzeszczeć na nią, chciał zrobić cokolwiek, by nie dopuścić do tej sytuacji, jednak jedno spojrzenie na Liv uświadomiło mu, że nic już nie zdoła zrobić. Liv wybrała i zdecydowała się odejść. Wykorzystała jego wyznanie przeciwko niemu; gdyby teraz nie posłuchał jej prośby, pokazałby, że wcale jej nie kochał. Liv postawiła go pod ścianą, odebrała możliwość podjęcia decyzji i wyrażenia swojej opinii.
Nie odrywał od niej wzroku na wypadek, gdyby chciała zmienić zdanie. Miał nadzieję, że to tylko jeden z najgłupszych testów na miłość, że zaraz Liv wybuchnie śmiechem i będzie go przedrzeźniała przez najbliższe tygodnie, potem spędzą razem wieczór, a Tom już nie pozwoli, by powtórzyła się podobna kłótnia. Patrzył na nią, starając się dostrzec jakąkolwiek oznakę, że Liv jedynie żartuje; szukał drżenia ust, błysku w oku, cienia uśmiechu… lecz ona pozostawała boleśnie poważna. Chciała odejść naprawdę, nie chciała dać mu szansy ani wybaczyć tego, co zrobił. W głębi serca przeczuwał, że tak to się właśnie skończy, jednak cały czas odrzucał od siebie tę myśl. Zasłużył na to, ponieważ sam niedawno pokazał, że związek z nim był najgorszą życiową pomyłką. To tylko kilka wspólnych dni, a Tom zdążył zranić ją mocniej, niż gdyby inny mężczyzna zrobiłby to w ciągu miesięcy. Cały czas był tego świadomy, jednak moment, w którym urzeczywistniło się wszystko, czego się bał, był wyjątkowo bolesny. Bolały go kłótnie z Billem, utrata więzi z bratem i wszystkie złe słowa, jakie między nimi padły. Stracił wtedy jedyne oparcie, które miał w jego osobie, miał wrażenie, że najważniejsza część niego właśnie umarła. Cierpiał podczas kłótni z przyjaciółmi i z powodu tego, co z nimi robił zespół. Nienawidził zmian, jakie w nich zachodziły, ani destrukcyjnego wpływu sławy na ukochanych przyjaciół.
W tym momencie poznał Liv, która prędko – być może za szybko – stała się dla niego ważną osobą, powierniczką jego sekretów i najbliższą przyjaciółką. Już tej pierwszej nocy, podczas której postanowił ją tylko zaliczyć, wyczuł tę różnicę między Liv a kobietami, z którymi sypiał. Ujęła go ta głęboko skrywana potrzeba bliskości, tęsknota za ciepłem drugiego człowieka i samotność Liv. Od razu zrozumiał, że znalazł bratnią duszę, kogoś, kto go zrozumie, komu mógłby zaufać. Sama Liv potrzebowała tego samego, szukała drugiej osoby, chociaż za nic w świecie nie chciałaby się do tego przyznać. Tom wyczuł to w sposobie, w jaki mu się oddawała – łaknęła jego czułości, zupełnie odsłoniła się przed nim. Stopniowo ich więź stawała się coraz silniejsza, aż w końcu poczuł, że chciałby móc zaopiekować się Liv w tak samo troskliwy sposób, jaki zrobiła to ona. Chciał poznać jej tajemnice i pomóc się z tym uporać, chciał być po prostu dla niej, by czuła się kochana i bezpieczna, pragnął jej czułości. Chciał dać jej tak wiele… a ostatecznie dał z siebie to, co najgorsze.
— Kocham.
Głos mu się załamał, gdy wypowiadał to proste słowo; Liv zerknęła na niego, a po jej twarzy przebiegł grymas bólu. Tom nie cieszył się z jej cierpienia, jednak fakt, że Liv również żałuje nieco podniósł go na duchu. Tylko nieco, ponieważ nie mógł znieść jej obecności, spojrzenia, zapachu. Zagryzł mocno wargi, by już niczego nie powiedzieć, wyminął ją i wyszedł prędko na klatkę schodową, uciekając z jej życia.
Mruknęła coś, gdy ją mijał, ale nie zwrócił na to uwagi.


— Mogę u ciebie zostać?
Markus skinął i przesunął się w przejściu, więc Liv wsunęła się szybko do jego mieszkania. W owalnym korytarzu świeciły się dwa kinkiety, które dawały nieco przytłumione światło – Liv akurat była zadowolona, ponieważ Markus nie mógł dokładnie dostrzec wyrazu jej twarzy. Choć było to mało prawdopodobne, miała złudną nadzieję, że w jego towarzystwie poczuje się lepiej.
— Zrobię ci herbaty — oznajmił cicho i zostawił ją samą.
Ściągnęła płaszcz, powiesiła go między kurtkami Markusa i Mitchella, a potem pchnęła stopą torbę pod ścianę. Nie chciała na nią patrzeć, lecz czarny materiał w zielone paski przyciągał jej uwagę; miała wrażenie, że jaśnieje w ciemności, byle tylko Liv ją zauważyła. Spakowała trochę najpotrzebniejszych rzeczy, które mogłyby przydać jej się na oddziale. Niedawno pakowała się, gdy wyjeżdżała z Tomem na urlop; wtedy wszystkim czynnościom towarzyszyły zupełnie inne emocje oraz myśli. Chodziła po mieszkaniu i zastanawiała się, co powinna ze sobą zabrać, to odrzucała, to akceptowała, aż w końcu opróżniła torbę i chichocząc zabierała się znów do pracy. Wspólny wyjazd ekscytował ją, wprawiał w dobry nastrój, co chwilę zerkała na zegarek, by przekonać się, ile jeszcze zostało jej czasu do kolejnego spotkania.
Gdy patrzyła na tę samą torbę, miała wrażenie, że te wydarzenia dzielą lata, a nie zaledwie dni. Pakując się po południu, nie czuła żadnej ekscytacji, radości ani tej atmosfery oczekiwania. Tym razem wrzucała do środka pidżamę, starając się nie myśleć o miejscu, w którym ją włoży. Trzęsły jej się dłonie, ale tym razem ze strachu i rozpaczy.
Przycisnęła dłoń do ust, kiedy wróciła pamięcią kilka godzin wstecz. Była w trakcie pakowania, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Była pewna, że to Tom, jednak idąc do drzwi, miała nadzieję, że to ktokolwiek inny. Sąsiadka pożyczyć cukier, listonosz albo jakikolwiek włóczęga. Serce jej zadrżało na jego widok. Był zmęczony i niewyspany; Liv od razu zauważyła cienie pod oczami oraz przygaszone spojrzenie. Prawie zapomniała, że miała udawać wściekłą za ostatnią kłótnię; chciała wziąć go w swoje ramiona i już nie wypuszczać.
— Liv? — zagadnął Markus.
Pokręciła głową, przetarła dłońmi twarz i wzięła od niego kubek z parującym napojem. Wolnym krokiem przeszła za nim do małego salonu i usadowiła się obok na kanapie. Oparła się wygodnie, rozejrzała wokół. Markus oglądał właśnie jakiś film sensacyjny w telewizji; musiała wytężyć słuch, by zrozumieć słowa dobiegające z odbiornika. Ograniczał dźwięk do minimum, by nie obudzić swojego synka. Liv w końcu porzuciła próby rozróżnienia wyrazów, spojrzała na szafkę ze zdjęciami Johanny, w pobliżu Markus przykleił do ściany wskaźnik, na którym co jakiś czas zaznaczał wzrost Mitchella; kreski nie sięgały wysoko, lecz było ich wiele. Uśmiechnęła się łagodnie na widok kreski oznaczającej wzrost jej oraz Markusa.
— Jak się czujesz?
— Rozstałam się z Tomem.
— Dlaczego?
Liv żachnęła się i jęknęła przeciągle. Dlaczego, do cholery, rozstała się z Tomem? Powinien zapytać: dlaczego w ogóle się z nim związała! Przecież wiedziała, że nie zdobędzie się na odwagę, by opowiedzieć mu o sobie, a ich relacja zbyt szybko stawała się bliska. Powinna zniknąć z jego życia, zanim zrobiło się poważnie – przecież widziała te drobne oznaki, że Tom zaczyna darzyć ją mocniejszym uczuciem, zauważała, w jaki sposób na nią patrzył, cholera! Sama czuła, że staje się dla niej coraz ważniejszy, czas między spotkaniami wypełniała nieśmiała tęsknota, a serce drżało z radości, gdy był obok. Dlaczego, cholera, nie odeszła?
Pokręciła głową, rękami zatoczyła niezrozumiałe koło i wybuchnęła nagle płaczem. Markus objął ją ramionami, przyciągnął do swojego torsu i głaskał z czułością po głowie.
— Liv?
Poderwała się, gdy usłyszała zaspany głos Mitchella. Przetarła rękawami bluzy twarz, ścierając ostatnie ślady łez. Piekły ją policzki i szczypały oczy, ale uśmiechnęła się do malucha. Stał na środku pomieszczenia, ściskając w rączkach pluszowego misia. Kilka czarnych loków opadało mu na czoło, reszta włosów była w nieładzie, zielone spodnie od pidżamy nieco się zsunęły i nogawki zrolowały się przy bosych stopach.
— Cześć, maluszku — przywitała się i chrząknęła.
— Hej, młody, co mówiłem o kapciach? — wtrącił się Markus, spoglądając wymownie na syna. Ten tylko popatrzył na dół, a potem uśmiechnął się promiennie i zachichotał. — Poza tym jest późno. Spać, łobuzie!
— Opowiesz mi bajkę, Liv? Tatuś mi nie czytał dzisiaj — dodał markotnym tonem.
— Ciocia jest zmęczona i musi odpocząć, daj jej spokój — odpowiedział Markus trochę zbyt ostro. Mitchell był za mały, żeby to chociażby zauważyć, ale Liv widziała, że Markus bardzo się martwi jej chorobą. Starał się tego nie okazywać, lecz był trochę zbyt nerwowy i spięty, poza tym brakowało mu tej czułości w głosie, która zawsze się pojawiała, gdy zwracał się do Mitchella.
Wstał, podszedł do syna, chwycił go w pasie i uniósł sprawnie do góry. Mitchell zapiszczał zachwycony, kiedy Markus przerzucił go sobie przez ramię i połaskotał w stopy. Mały objął mocno ojca za szyję, a chwilę później pocałował go głośno w policzek, chichocząc cały czas. Liv przyglądała się tej scenie zauroczona; Mitchell w prosty, dziecięcy sposób okazywał ojcu miłość, a ten łagodniał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
— Markus… — powiedziała cicho. Odwrócił się do niej i rzucił jej pytające spojrzenie, Mitchell starał się wykręcić, by również na nią spojrzeć, lecz Markus trzymał go pewnie. — Pozwól mi.
— Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień, urwisie — oznajmił z ociąganiem. — Ciocia ci poczyta.
Postawił syna na podłodze, poprawił mu pidżamę i odsunął się. Liv ujęła drobną rączkę, podniosła jeszcze misia i wyszła z salonu z synem Markusa.
Pokój Mitchella nie wyróżniał się na tle innych dziecięcych pokojów: było w nim łóżko z pościelą z bohaterami popularnych kreskówek, niskie biurko zawalone kredkami, blokami rysunkowymi i modelami samochodzików, na półkach piętrzyły się kolejne zabawki oraz kilka oprawionych w ramki zdjęć rodziców i samego chłopca, Liv sama pomagała przy malowaniu ścian – Mitchell wybrał tylko wzory, jakie powinny się pojawić.
Wsunął się do łóżka i poczekał, aż Liv przycupnie na brzegu. W szafce w rządku stały różne książki z bajkami, kilka z nich leżało też na dywanie. Liv rozglądała się, ale ostatecznie wybrała tom Najpiękniejszych baśni.
— Zamieszkasz z nami, Liv?
Uśmiechnęła się łagodnie i pokręciła głową.
— Nie, dlaczego tak myślisz?
— Bo przyszłaś do nas w nocy i masz jakąś torbę — wydedukował poważnie. —Chciałbym, żebyś u nas została. Byłoby super, nie? Moglibyśmy się ciągle bawić!
Liv roześmiała się dobrodusznie.
— Tatuś nie byłby szczęśliwy.
— Tatuś cię kocha — oznajmił z pełnym przekonaniem. — Ja też cię kocham, Liv. Co to właściwie znaczy?
Boże, co znaczy kochać?
— To znaczy, że kogoś bardzo lubisz, chcesz z nim spędzać czas i martwisz się o niego. I chcesz, żeby ta druga osoba była szczęśliwa, rozumiesz?
— I miała dużo zabawek?
— Tak — uśmiechnęła się rozbawiona.
— Ale ty się niczym nie bawisz.
— To nic nie szkodzi. Chcę, żebyś był szczęśliwy i miał dużo zabawek.
— Ja też chcę, żebyś była szczęśliwa. Nawet jeśli nie chcesz zamieszkać z tatusiem — powiedział poważnie. Wyciągnął do niej rączki, więc musiała go przytulić. Mitchell dał jej kilka głośnych całusów, zachichotał i położył się z powrotem. — Poczytasz mi teraz?


Gdy Mitchell zasnął, Liv przyglądała mu się przez krótką chwilę, ale w końcu zgasiła lampkę; spokój malujący się na dziecięcej twarzy wcale jej nie uspokajał, a wręcz przeciwnie – miała ochotę wybuchnąć płaczem. Zazdrościła mu tej radości życia, niewiedzy o tym, jak straszny może być świat, i braku cierpień. Poczuła ukłucie wstydu, bo jak można zazdrościć dziecku spokoju i pragnąć oddać mu swoje przeżycia? Poza tym Mitchell dorośnie bez matki, a Markus od dawna robi wszystko, by chłopiec miał szczęśliwe dzieciństwo. Zamiast kierować się własnym egoistycznym strachem, powinna cieszyć się, że mimo tej tragedii pozostał mu ktoś, kto go bezgranicznie kocha.
Po paru sekundach wzrok przyzwyczaił się do ciemności, więc Liv przykryła Mitchella szczelniej kołdrą, wsunęła pluszaka mu pod ramię i wyszła cicho z pokoju, przymykając za sobą drzwi. Na korytarzu wzięła głęboki oddech, przetarła mocno dłońmi twarz i powoli poszła przed siebie.
Markus siedział mniej więcej w tym samym miejscu na kanapie. Oparł się wygodnie, zamknął oczy, a w dłoni trzymał szklankę z drinkiem, opierając ją o kolano. Liv nawet przez chwilę zastanawiała się, czy sam nie zasnął, i już chciała się wycofać, kiedy usłyszała jego lekko schrypnięty głos:
— Śpi?
— Tak.
— Siadaj, musimy skończyć rozmawiać — zapowiedział poważnie, otwierając oczy. Odstawił szklankę na niską ławę, potrząsnął głową i patrzył na nią, dopóki nie zajęła miejsca tuż obok. Liv denerwował ten świdrujący wzrok, ale wiedziała, że musi wysłuchać tego, co Markus chciał jej powiedzieć. Z racji, że pił i był spięty, łatwo domyśliła się, że nie będzie jej współczuł. — Co się stało z Tomem?
— Rozstaliśmy się… — zaczęła ponownie.
Wydał z siebie dźwięk przypominający zduszony okrzyk i jęknięcie. Chwycił ją mocno za ramiona i obrócił w swoją stronę tak szybko, że nie zdążyła nawet zareagować. Nagle po prostu patrzyła na jego twarz i miała ochotę odwrócić wzrok, jednak zacisnął dłonie jeszcze mocniej. Sprawiało jej to ból, mimo to złość pomieszania z cierpieniem na jego twarzy bolała ją bardziej. Podobny wyraz twarzy widziała po południu u Toma, gdy oznajmiła, że chce odejść. Zamknęła oczy, ponieważ nie mogła już tego znieść.
— Liv, do cholery, co ty wyprawiasz? Zależy ci na nim czy nie?
— Oczywiście, że tak.
— Ale nie na tyle, by był przy tobie.
— Nie zrozumiałby…
— Nie dajesz mu szansy! — syknął. Odepchnął ją i wstał. Zaczął krążyć niespokojnie po salonie. — Nigdy nie dowiesz się, co mógłby wybrać, ponieważ się bałaś! Bałaś się zderzyć z przeszłością i nie chciałaś znowu przez to przejść. Tom podejrzewał, że coś ukrywasz. Gdyby cię nie kochał, już dawno by cię zostawił. Ale to ty zostawiłaś jego! Ze strachu! Wolisz cierpieć w samotności, niż pozwolić komuś się tobą zaopiekować.
— Tak będzie lepiej.
— Bzdura. To cię zabije, Liv. Nie białaczka, nie przerzuty, powikłania ani cokolwiek innego. Tęsknota za tym facetem cię zabije — uzupełnił. — Nie chcesz walczyć, widzę to po tobie. Ty nie zrezygnowałaś wczoraj; to stało się już wiele miesięcy temu, gdy odszedł twój brat. Wtedy przestałaś o siebie walczyć. Pójdziesz jutro na oddział tylko dlatego, że Simon Dunst nie dał ci wyboru; ty wiesz, że zrobi wszystko, by cię uratować. Zdecydowałaś się spróbować ze względu na mnie, ponieważ boisz się, jak mógłbym znieść kolejną stratę. Zdaję sobie sprawę, że próbujesz mnie chronić przed moją przeszłością. Ale przestań dbać o mnie, ponieważ sobie poradzę, a powinnaś zadbać o siebie. Walcz naprawdę, nie rób z siebie męczennicy…
— Nic nie wiesz! Nie masz pojęcia, jak to jest! — wybuchnęła w końcu, a dopiero potem przemknęło jej przez myśl, że może obudzić Mitchella. Poderwała się i uderzyła Markusa w pierś. Nie zareagował, więc uderzyła go ponownie, by rozładować swoją wściekłość. — Ty nic nie rozumiesz, Markus!
— Nie wiem, jak to jest chorować, masz rację. Ale mylisz się – dobrze wiem, jak to jest. Moja żona, gdy umarła, była młodsza, niż ty teraz jesteś. Miała tylko dwadzieścia lat, a Mitchell miał kilka tygodni. Umarła, zgasła i przestała istnieć. Zostałem sam z niemowlęciem i z tym cholernym poczuciem winy, że to przeze mnie umarła, bo wszyscy mówili, że źle ze mną skończy. To ty dawałaś mi siłę! To ty nie pozwalałaś mi się załamać ani poddać, to ty walczyłaś ze mną o mojego syna i o mnie samego, a sama byłaś ciężko chora. To ty byłaś wojowniczką; czym teraz jesteś?
— Czasy się zmieniły… — odparła bezsilnie, zdezorientowana zmianą toku rozmowy. Spodziewała się czegoś innego; nigdy nie sądziła, że jej obecność oraz troska były tak ważne dla Markusa po utracie żony. Była tylko przypadkową dziewczyną, z którą zaprzyjaźniła się jego żona, ponieważ były w zbliżonym wieku.
— Nie, Liv. To ty się zmieniłaś – zaczęłaś się bać. Twoi rodzice zginęli w wypadku, to naprawdę okropne. A Dominic… miał wtedy piętnaście lat, był dzieckiem, które właśnie straciło najbliższą rodzinę, wcześniej żył ze świadomością, że jego siostra może umrzeć. To było dla niego zbyt wiele; to dla was było zbyt wiele. Ty też temu nie podołałaś i się załamałaś, pamiętam to, Liv. Byliście sami; byłaś już pełnoletnia, ale co z tego? — zapytał retorycznie. Wzruszył ramionami do siebie, ale jego ton wyraźnie złagodniał. — Nie dałaś sobie rady, to nie była twoja wina, Liv. To nie ty jesteś winna temu wypadkowi ani temu, co stało się z Dominicem. Boże, Liv, daj sobie szansę…
— To wszystko moja wina — odpowiedziała uparcie. Chciała wierzyć Markusowi, ale nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią rodziców ani z utratą brata. Miał jednak rację co do jednego – to było dla nich za wiele. Najpierw jej choroba, później ten wypadek, śmierć rodziców i kolejny długi pobyt Liv w szpitalu. Nie mieli żadnych krewnych, nikt naprawdę nie mógł się nimi wtedy zająć. — Gdybym wtedy nie pojechała z rodzicami, nadal by żyli! Dominic miałby normalną rodzinę, a ja mogłabym być szczęśliwa z Tomem albo kimkolwiek innym. Nie wiem, może już bym nie żyła, bo to ja powinnam zginąć, a nie oni! To wszystko przeze mnie, to moja wina…
— Nie. Boisz się i nie chcesz sobie wybaczyć. Uważasz, że zasługujesz wyłącznie na potępienie, a nie widzisz tego, jaka jesteś. Jesteś samotna, potrzebujesz bliskości i kogoś, kto powie ci, że to nie była twoja wina. Ja nie potrafię tego zrobić, ale wiem, że jest ktoś, kto potrafiłby cię przekonać.
— Przestań…
— Nie, Liv — powiedział ostro. — Ranisz siebie i Toma. Odrzucasz go, chociaż go kochasz i tęsknisz za nim. Widzę to po tobie. Cierpisz, jesteś w rozsypce, Liv.
— Musiałam odejść.
— Nie musiałaś; chciałaś.
— Musiałam to zrobić, ponieważ go kocham — wyszeptała w końcu. Wargi jej drżały, a z piersi wyrwał się szloch. Łzy spływały po policzkach, oczy zaszły jej mgłą i w końcu nie mogła powstrzymać płaczu. Osunęła się na kolana, chwyciła za głowę wstrząsana dreszczami. — Tyle stracił już bliskich… chciał tylko, żebym została powierniczką jego tajemnic. Opowiadał mi o wszystkim, co go dręczyło, a ja słuchałam go i rozmawialiśmy. Nie zauważyłam, kiedy stał się dla mnie taki ważny… po prostu stało się. Markus, nie chcę, żeby cierpiał po mojej śmierci. Wolę, żeby mnie znienawidził, że go opuściłam, niż cierpiał tak jak ty.
Markus usiadł przy niej, zamknął ją w swoich objęciach i kołysał łagodnym rytmem. Liv szlochała rozpaczliwie, dławiła się łzami i nie mogła przestać. Wolała skrzywdzić Toma i odejść od niego, niż pozwolić, by przeżywał jej chorobę. Ona nie dawała sobie żadnych nadziei; nie mogłaby patrzeć, jak ostatnie iskierki gasną w jego oczach. Musiała odejść, zostawić go i pozwolić, by ją nienawidził z całego serca. Musiał myśleć, że go oszukała, zignorowała jego miłość i nie potrafiła zaakceptować w pełni. Zrobiła to wszystko, chociaż chciała go zapewnić o swojej miłości, a każde wypowiadane słowo było dla niej katorgą.
— Liv, dziecino… — Markus głaskał ją po włosach, szepcząc uspokajające słowa. Na początku był nastawiony wojowniczo, jednak gdy Liv już się rozsypała, nie był w stanie więcej krytykować. Liv rozumiała, że chciał dla niej dobrze, taki już był Markus, lecz jej cierpienie miało bardziej złożone przyczyny, niż mógłby sądzić. — Spokojnie, skarbie.
Wyzwoliła się nagle z jego objęć, rażona niespodziewaną myślą. Wbiegła do malutkiej kuchni, rozejrzała się i zaczęła przeglądać szafki, aż znalazła nożyczki. Wtedy zerwała gumkę z włosów, które po raz ostatni opadły miękką falą na ramiona. Jeszcze raz przeczesała je palcami i znienacka zachwyciła się ich miękkością. Były gładkie, lekko zakręcały się przy końcach, brąz miał głęboki odcień. Starała się nie myśleć o tym, jak często Tom zanurzał w nich palce, że lubił, gdy łaskotały go w nos, i zapach jej winogronowego szamponu.
Otrząsnęła się z zamyślenia. Chwyciła kosmyki w dłoń i zaczęła je obcinać, patrząc bez wyrazu, jak opadają na podłogę. Wkrótce podłoga u jej stóp była zasłana ciemnymi włosami, a Liv patrzyła na nie bez wyrazu, jakby nigdy nie były jej. Te, które zostały na głowie, były krzywo obcięte, potargane. Spojrzała na połyskujący metal nożyczek i wypuściła je z dłoni; w zderzeniu z płytkami wydały nieprzyjemny dźwięk.
Markus stał jak sparaliżowany kilka kroków dalej, zasłaniając usta dłonią. Wpatrywał się w Liv z przerażeniem, obserwując jej poczynania. Prawdopodobnie zastanawiał się, czy Liv właśnie nie straciła zmysłów.
— To już nie będzie mi potrzebne, to już… — jęczała cicho. Markus drgnął i dopiero wtedy do niej podszedł. Pogłaskał ją po głowie, ułożył nierówno obcięte włosy, sprawdzając, czy Liv nie ma żadnych ran. Zamknął ją znów w swoich objęciach, jakby nie znał innego sposobu pomocy. Trzymał ją mocno, kiedy próbowała się wyrwać. — Już stamtąd nie wrócę, nie ma dla mnie nadziei… Markus, ja się tak strasznie boję, ja nie chcę umierać! Markus, dlaczego…
— Przestań! Uspokój się! Proszę cię, Liv, przestań.
— Ja już nie wyzdrowieję, już nigdy go nie zobaczę… O Boże, dlaczego musiałam go też stracić?


7 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz, jaki rozpierdol zrobiłaś mi tym odcinkiem w głowie... Aż nie wiem, co napisać. Wszystko wydaje mi się nieadekwatne.
    Podczas czytania niejednokrotnie zbierało mi się na płacz i musiałam robić sobie przerwy. Tego po prostu nie da się przeczytać jednym tchem. To zbyt duży ładunek emocjonalny.
    Idealnie trafiłaś w mój gust. To zdecydowanie jeden z najlepszych odcinków na tym blogu!
    Ściskam mocno, mocno.
    PS Wybacz za lakoniczny komentarz, ale chyba nie jestem w stanie napisać niczego z sensem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty za każdym razem mnie wzruszasz swoimi komentarzami, dziękuję.

      Usuń
  2. Nie katuj ich już, nie katuj nas, pogódź ich! :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, jednak miałam małą nadzieję, że może, mooooże coś jednak wyproszę... ;> ale cóż, jesteś nieugięta! :D

      Usuń
    2. Wszystko w swoim czasie, obiecuję :)

      Usuń
  3. Jak mogłaś... I jak tu teraz żyć spokojnie! Mam prawdziwą emocjonalną burzę w głowie. Odcinek świetnie napisany, ale rzeczywiście bardzo smutny. Nie napisze nic więcej ale wiedz, że czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
    S.

    OdpowiedzUsuń