26. Widzieliście kiedyś postrzelonego, który nie krwawił?


Marina wyjęła klucz z zamka, weszła do środka i zatrzymała dłużej wzrok na pustym wieszaku na ubrania. Westchnęła, zamknęła drzwi za sobą, a w myślach przekonywała samą siebie, że nie powinna od razu wyciągać pochopnych wniosków. Gustav mógł wyjść tylko na chwilę, prawda? Serce jednak mocno tłukło się w piersi i to nie tylko dlatego, że właśnie pokonała kilkadziesiąt schodów, by dotrzeć do mieszkania Gustava. Z ociąganiem zdjęła płaszcz, szalik i czapkę i zawiesiła na miejscu, gdzie zwykle znajdowała się kurtka Gustava. Pogładziła dłonią ubranie i poszła dalej.
Zajrzała do kuchni, gdzie na stole znalazła kubek z niedopitą kawą, a w zlewie stertę brudnych naczyń. Uśmiechnęła się niespodziewanie z czułością na ten widok; Gustav stale zostawiał zmywanie na ostatnią chwilę, co czasami doprowadzało między nimi do sprzeczek. Rzadko kiedy przybierały poważny obrót; zazwyczaj Gustav dość szybko udawał śmiertelnie obrażonego, a Marina – śmiejąc się – w końcu zapominała o sprawie. Całości dopełniał namiętny pocałunek, którym zwykle ją obdarzał, przełamując jednocześnie resztki jej oporu. Wspominała te pełne uroku momenty kłótni, aż niespodziewanie wybuchnęła płaczem.
Odwróciła się i oparła plecami o ścianę. Przełykała łzy, starając się stłumić płacz, jakby co najmniej mogła zwrócić czyjąś uwagę. Marzyła o tym, by tak właśnie się stało – chciała, aby Gustav wszedł do tej maleńkiej kuchni, popatrzył na nią zmartwiony i przytulił mocno do siebie. Gustav zawsze był obecny w jej życiu – nie musieli spędzać ze sobą każdej chwili, lecz świadomość, że może wybrać jego numer telefonu albo przyjechać do tego mieszkanie, w zupełności jej wystarczała. Było to poczucie z tego rodzaju, które daje bezpieczeństwo. Wiedziała, że mogła na nim polegać niezależnie od pory dnia. Teraz jednak nie miała już tej pewności. Im dłużej o tym rozmyślała, tym mocniejsze spazmy wstrząsały jej ciałem.
Przetarła oczy, pociągnęła kilka razy nosem i podeszła do niskiego stolika. Opadła na miękką sofę. Wahała się przez parę chwil i walczyła ze sobą, lecz w końcu otworzyła laptop i nacisnęła przycisk. Urządzenie zaszumiało, a ekran rozbłysł denerwującym błękitem. Sprzęt uruchamiał się, a Marina wpatrywała się z nadzieją w drzwi wejściowe. Chciała, by nagle się uchyliły, a próg przekroczył Gustav z torbą zakupów. Nic takiego jednak się nie stało, więc Marina wzięła głębszy oddech, wpisała hasło i uzyskała dostęp.
Na ekranie pojawiło się ich wspólne zdjęcie; stali przytuleni do siebie, szczęśliwa Marina patrzyła wprost w obiektyw aparatu, a Gustav zerkał na nią, za nimi roztaczało się piękne morze, w których wodach pobłyskiwało słońce. Rok wcześniej spędzili ponad miesiąc we Francji, kiedy to starali się zwiedzić tak wiele miejsc, jak było to tylko możliwe. Marina pamiętała ten dzień, gdy w końcu dotarli nad Morze Śródziemne. Gustav zaczepił wtedy przerażonego turystę i po niemiecku tłumaczył mu, że chciałby, by zrobił im zdjęcie. Dopiero gdy rozbawiona Marina wtrąciła się do rozmowy i po angielsku wyjaśniła, czego od niego oczekują, mężczyzna uspokoił się, uśmiechnął szeroko i spełnił ich prośbę. Na wspomnienie tego dnia Marina zaśmiała się przez łzy.
Przejrzała pliki Gustava i przestała nieco drżeć ze strachu, gdy nie znalazła w nich niczego niepokojącego. Wiele starych i nowych zdjęć – przedstawiających ją samą, przesłanych przez matkę i siostrę, zdjęć z tras koncertowych – muzyki, filmów, nieco gier, różnych dokumentów i programów, z którymi nawet nie próbowała się bliżej zapoznać.
Gdy najechała kursorem na ikonkę przeglądarki internetowej, dłoń jej zadrżała, a serce mocniej zabiło. W końcu jednak kliknęła, chwilę później strona główna się załadowała, a Marina rozwinęła historię. Serce jej zamarło, gdy zobaczyła stronę czatu. Miała coraz gorsze przeczucia, ale zmusiła się, by sprawdzić tę witrynę. W tej chwili żałowała, że Gustav jest taki sprzeczny – za każdym razem potrafił znaleźć jakieś rozwiązanie, gdy miała problemy ze swoim komputerem, ale miał na tyle słabą pamięć, że zawsze zaznaczał opcję zapamiętania hasła, co teraz dało jej dostęp do archiwum rozmów z Balleriną.
Przewinęła archiwum do początku; rozmowa zaczęła się kilka miesięcy temu, mniej więcej wtedy gdy Marina po raz pierwszy odniosła wrażenie, że relacja między nimi uległa zmianie. Rzadziej się spotykali, Gustav nie dzwonił do niej tak często jak wcześniej. W końcu przestała się tym przejmować, ponieważ doszła do wniosku, że ich związek wkroczył w tę poważniejszą fazę, gdy ludzie darzą się spokojną miłością i nie muszą codziennie utwierdzać się w przekonaniu, że naprawdę się kochają.
Przeglądała wiadomości, które z początku były dość niewinne Ballerina opowiadała o swoim nie do końca udanym związku, o swoich pasjach, codziennych sprawach, przeczytanych książkach i wysłuchanych płytach. Gustav – jak zwykle – pozwalał przede wszystkim wypowiadać się innym. Dopytywał, wyrażał zainteresowanie, wypowiadał się na temat znanej mu muzyki, unikał rozmów na tematy osobiste. Marina czytała każdą wiadomość z mocno bijącym sercem i na przemian to zagryzała mocno wargi, to zaciskała pięści. Na razie nic nie wzbudzało podejrzeń, mimo to drżała ze strachu. Chciała przeczytać je wszystkie do końca, ale chciała również zamknąć stronę, wyłączyć laptop, zadzwonić do Gustava i schronić się w jego ramionach.
Przełom nastąpił nieco ponad miesiąc temu.
Gustav zaczął coraz częściej zwierzać się ze swoich rozterek; najpierw używając aluzji, ukrywał prawdziwy sens swoich słów, później – pisał otwarcie o problemach w ich związku i miłości do innej kobiety. Marina czytała wszystko, co napisał, a wraz z każdym przeczytanym słowem coś w niej umierało. Zaczynała przypominać sobie spojrzenia, jakimi obdarzała go Sophie, jak często Gustav był zamyślony, wieczór na gali... Piekły ją policzki, ręce zaczęły drżeć nad klawiaturą, w gardle zaschło jej tak bardzo, aż poczuła mdłości.
Spojrzała na zegarek, który wskazywał szesnastą, i już wiedziała, gdzie jest Gustav. Zatrzasnęła laptop, ukryła twarz w dłoniach i siedziała tak bez ruchu. Myślała, że będzie płakać, a żadna łza nie chciała popłynąć. Jej ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze, łapała spazmatycznie powietrze, lecz nie mogła uronić łez.
Opuściła ręce i wpatrywała się przed siebie. Oto więc jest i prawda – Gustav naprawdę ją zdradzał. Nie mogła uwierzyć, że mimo wszystko była aż tak naiwna. Od dawna podejrzewała, że coś się dzieje między nimi, ale później wmawiała sobie, że stała się przewrażliwiona, że podziela los wszystkich zazdrosnych kobiet, które widzą zagrożenie tam, gdzie go nie ma.
Tyle tylko, że ono było naprawdę.
Zastanawiała się tylko, czy Gustav pojął prawdę tak szybko jak ona. Ballerina, tancerka, nieszczęśliwie zakochana, chory związek, te same cechy, ciąża, odrzucony przyjaciel... Marina z krzykiem uderzyła pięścią w stół. Co za bzdura! Jak oni tak mogli?! Jak mogli ją tak okłamywać?!
Co za zdzira!
Zrobiło jej się niedobrze, gdy usłyszała głos po drugiej stronie. Nie wiedziała, do czego może doprowadzić ta rozmowa – w głębi duszy podejrzewała, że do czegoś strasznego – ale musiała ją przeprowadzić. Została oszukana, poniżona i upokorzona. Musiała to zrobić. Zemsta wydawała się jej czymś odpowiednim w tym chwili. Nie mogła znieść faktu, że została oszukana przez dwoje najbliższych jej osób.
Marina.
Wybierz się do Cafe Kraft — poleciła zadziwiająco spokojnym tonem. Poznała prawdę, potwierdziła to, co podejrzewała od jakiegoś czasu. Na nic zdałyby się histeryczne krzyki. Teraz nie miały już żadnego znaczenia, ponieważ ktoś wcześniej podjął decyzję za nią.
Po drugiej stronie zapadło milczenie.
Po co? — zapytał w końcu zdezorientowany. — Nie mam zamiaru się z tobą umawiać, ty...
Pieprz się — warknęła w końcu, przerywając mu w połowie zdania. Że też pomyślał o czymś takim! Pokręciła głową z dezaprobatą i obrzydzeniem. Wolałaby sobie już uciąć rękę. — Nienawidzę cię. Pośpiesz się, a zobaczysz, jak spędza czas twoja ukochana.
Skąd...
Po prostu, kurwa, mnie posłuchaj.
Rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź. Czy ona była ważna? Wystarczyło, że zasiała w nim ziarno niepewności wystarczające, by rzucił wszystko i udał się pod wskazany adres. Jeżeli wszystko to, co napisała Sophie, było prawdziwe, Marina właśnie przyczyniła się do jej poważnych problemów. Nie mogła – i nie chciała – przewidywać, co stanie się za kilka godzin. Były przyjaciółkami od wielu lat; trwało to tak długo, że Marina nie wyobrażała sobie życia bez niej. Teraz nie wyobrażała sobie, jak mogła tak postąpić i tak bardzo ją zranić. Gustav bardzo przejmował się jej losem, lecz Marina – już nie. Sophie przestała być jej przyjaciółką, zdradziła ją, zniszczyła to, co je łączyło.
Wstała w końcu, ubrała się z powrotem i rozejrzała się raz jeszcze.
Spędzając ostatnie chwile w tym mieszkaniu, nie czuła takiego żalu, jakiego spodziewała się czuć. Myślała, że będzie jej trudno opuścić to miejsce, ożyją wspomnienia, a rozpacz chwyci tak silna, że braknie jej tchu.
Za to ogarnął ją dziwny spokój. Potwierdziła swoje przypuszczenia, wiedziała, że Gustav nie należy już do niej – może nigdy naprawdę nie należał? Może zawsze była tylko substytutem; czymś, co miało odwrócić jego uwagę od Sophie? Miała wrażenie, że czas, który spędziła z Gustem, był jednym snem utkanym z kłamstw. Czy ona w ogóle znała tego człowieka?
Nie wiedziała, lecz nie chciała poznać prawdy.
Wychodząc z mieszkania, zamknęła jednocześnie pewien rozdział w swoim życiu.

Sophie wróciła do domu.
Westchnęła, gdy przekroczyła próg – po raz ostatni. Po długiej i szczerej rozmowie z Gustavem postanowiła zakończyć swój związek, spakować rzeczy i jeszcze tego samego wieczoru się wyprowadzić. Nie była to łatwa decyzja, lecz Sophie wiedziała, że była słuszna. Gustav ją kochał, pragnął jej szczęścia i czekał na nią mimo wszystkiego, co zrobiła – czego mogła chcieć więcej?
Oparła się plecami o drzwi i przymknęła oczy. Była rozdarta między smutkiem związanym z odejściem, a radością na myśl o życiu z Gustavem. Pomimo tego, co wydarzyło się między nią a Georgiem, nadal go kochała, zrozumiała jednak, że ta miłość nigdzie jej nie zaprowadzi. Nie można kogoś krzywdzić, jednocześnie zapewniając o miłości. Georg prawdopodobnie niczego już do niej nie czuł; potrzebował jej, ponieważ chciał mieć poczucie władzy nad kimś słabszym od siebie, lubił jej strach i uległość, lubił wymierzać jej ciosy za wyimaginowane przewinienia, które stale wymyślał, by nie spojrzeć w twarz osobie, w którą się zmienił. Mówił, że to, co się z nim stało, to wyłącznie wina Sophie, obarczał ją winą za swoją niewybaczalną zmianę, krytykował ją, poniżał...
Pokręciła głową.
To była już przeszłość; nie powinna wracać do tamtego czasu.
Ściągnęła kurtkę i zadrżała lekko. Serce mocno tłukło się w piersi; była jednocześnie podekscytowana i bardzo zdenerwowana. Teraz dopiero zaczęła żałować, że zmusiła Gustava, by na nią poczekał w swoim mieszkaniu; to była sprawa między nią a Georgiem i postanowiła zakończyć to sama, bez niczyjej pomocy. Nie mogła stale się za kimś chować, musiała w końcu wziąć odpowiedzialność za swoje życie i dokończyć to, co zaczęła.
Drgnęła, gdy usłyszała trzask w kuchni. Przełknęła głośno ślinę, przetarła spocone dłonie i ruszyła pewnym krokiem w tamtym kierunku. Georg siedział przy stole i przyglądał się jej, mrużąc oczy. Milczał wyczekująco, więc Sophie powiedziała stanowczo:
Odchodzę.
Doprawdy?
Nie masz nade mną żadnej władzy. Jestem w ciąży, a mimo to ośmieliłeś się mnie uderzyć. Nic tego nie usprawiedliwia, rozumiesz? — zapytała nieco płaczliwym tonem. Nie mogła uwierzyć, że ten mężczyzna, który siedział niewzruszony naprzeciwko, kiedyś był tym czułym facetem, w którym zakochała się bez pamięci. — To już koniec.
Cafe Kraft — odpowiedział tylko, uśmiechając się łagodnie.
Sophie zaniemówiła i poczuła nieprzyjemną suchość w gardle. Skąd... to niemożliwe! Jak Georg się dowiedział o jej sekretnym spotkaniu w kawiarni? Uszczypnęła kilka razy wnętrze dłoni i zmusiła się, by zacząć myśleć racjonalnie, a nie poddawać się panice. Nie mogła dać niczego po sobie znać. Tylko opanowanie strachu mogło ją teraz uratować.
Byłaś tam z Gustavem. Widziałem, jak się obściskiwaliście pod kawiarnią. Ty dziwko — prawie wypluł to słowo — jak mogłaś zrobić coś takiego?
Ja?! — krzyknęła zduszonym głosem. Nie wiedziała, co bardziej ją oburzyło –to, że nazwał ją dziwką, czy to, że po raz kolejny próbował zrzucić na nią winę. — To ty mnie biłeś, to od ciebie musiałam uciec! Zniszczyłeś wszystko, co było między nami. Kochałam cię, a ty wszystko zaprzepaściłeś!
Milcz. Nic by się nie zmieniło, gdybyś nie była taką małą kurewką — wycedził ostrożnie. Patrzył na nią z obrzydzeniem, jakby była tylko paskudnym wyjącym się robakiem na podłodze. — Zupełnie jak Sandra. Ona ma na tyle szacunku do Billa, że daje dupy w tajemnicy, a ty puściłaś się z Gustavem przy wszystkich!
Jak śmiesz... — wyszeptała porażona jego słowami. — Już nigdy więcej tak do mnie nie powiesz.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni. Zagryzła wargi, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy, nie mogła jednak powstrzymać poczucia największego upokorzenia. Wdała się w romans z Gustavem, prawda, mimo to Georg nie miał prawa tak ją oceniać, nie on. Nigdy nie przeszłoby jej nawet przez myśl, by związać się z kimś innym, dopóki ten nie zaczął się nad nią znęcać. Przycisnęła drżącą dłoń do ust i jęknęła cicho. Musiała spakować tylko kilka rzeczy i jak najszybciej się stąd wyprowadzić; reszta mogła poczekać. Nie chciała spędzić w tym domu ani chwili dłużej.
Nie skończyłem z tobą.
Drgnęła, gdy usłyszała głos Georga za sobą.
Ale ja z tobą owszem — odparła, rzucając mu krótkie spojrzenie przez plecy. — Żałuję tylko, że tak późno przejrzałam na oczy.
Ty przeklęta zdziro! — wrzasnął niespodziewanie. — Nie odwracaj się do mnie plecami!
Zanim zdążyła zarejestrować jakikolwiek ruch, poczuła mocne uderzenie w plecy, aż zachwiała się i w ostatniej chwili złapała ręką poręcz schodów, unikając upadku na podłogę. Odwróciła się akurat w tej chwili, gdy dłoń Georga wymierzyła kolejny cios, trafiając ją pewnie w szczękę. Poczuła metaliczny smak krwi w ustach. Patrzyła na niego przerażona.
Zostaw mnie!
Nigdy nie opuścisz tego domu — powiedział cicho, lecz jego głos zabrzmiał na tyle złowieszczo, że Sophie zrobiło się słabo ze strachu. 
Krzyknęła, lecz na nic to się zdało, ponieważ Georg świdrował ją swoim niespokojnym spojrzeniem, policzki zaczerwieniły się od wściekłości, rysy twarzy wyostrzyły się nie do poznania. W tym stanie nic nie mogło sprawić, by przebudził się w nim ten dobry Georg. Sophie wiedziała, że nic nie powstrzyma jego wściekłości. Wyrzucała sobie w myślach po raz kolejny własną głupotę – czy ona naprawdę sądziła, że poradzi sobie sama z Georgiem? Nie miała z nim najmniejszych szans. Powinna była posłuchać rady Gustava i przyjechać z nim... dlaczego tego nie zrobiła?
Próbowała się bronić, gdy popchnął ją na schody. Uderzyła mocno plecami o poręcz, która dopiero co uratowała ją przed upadkiem, ze świstem wypuszczając powietrze z płuc. Wbiła paznokcie w twarz Georga i przeciągnęła nimi bez wahania, pozostawiając na jego policzkach krwawe smugi. Wydawało się, że w ogóle tego nie zauważył, ponieważ dopiero dotknął twarzy, gdy krew zaczęła spływać po brodzie. Sophie wykorzystała ten moment nieuwagi, odepchnęła go z całej siły i zaczęła wbiegać po schodach, wyciągając jednocześnie telefon z kieszeni dżinsów.
Zanim Georg ją dogonił, zdążyła wykrzyczeć:
Gustav, ratuj mnie!


Tom upił łyk i odstawiwszy szklankę, popatrzył na falującą powierzchnię pepsi, a słodkawy smak pozostał na języku. Kątem oka obserwował salę i poczuł niewysłowioną ulgę, gdy zobaczył, że klienci powoli opuszczają budynek i zostało już niewielu maruderów. Oparł się wygodnie o oparcie krzesła, założył ręce za głową i przymknął oczy, wdychając gryzący zapach tytoniu. Głośna muzyka dudniła mu w uszach, ale nie przeszkadzało mu to w ogóle zatopić się w myślach.
Co on tu właściwie robił?
To było prawidłowe pytanie, ponieważ Liv odeszła od niego, więc nie miał czego już tutaj szukać. Gdy byli jeszcze parą – przyjaciół i kochanków – jego obecność była jak najbardziej usprawiedliwiona. Zazwyczaj czekał na nią, aż skończy pracę, i jechali do niego do domu. A teraz, co zakrawało na żart, Tom nie bardzo wiedział, co tu robił. Chociaż to nie do końca była prawda, ponieważ powód jego obecności i tak stale sprowadzał się do osoby, której imię składało się tylko z trzech liter – Liv.
Co więc tu robił?
To jednak było proste – a odpowiedź równie poniżająca – czekał na nią. Miał nadzieję, że wcześniej czy później Liv się pojawi. Nie tracił jej nawet, gdy wskazówki na tarczy zegara zbliżały się do północy, kiedy to zazwyczaj zamykano bar. Nigdzie jej nie widział, za to spotkał Markusa – gdy ten drugi go ujrzał, stanął najpierw jak wryty, wpatrując się, jakby ujrzał ducha, a potem ruszył stałym rytmem pracy i udawał, że wcale go nie zauważa. Podał mu pepsi, jakby był jednym z wielu bezimiennych klientów, i odwrócił się, zanim Tom zdążył chociażby wymyślić pytanie.
Każdego ranka Tom zastanawiał się, czy odejście Liv nie było wyłącznie złym snem. Budził się, patrzył w sufit i myślał – odeszła czy nie? Nie mógł w to uwierzyć. Przecież dopiero co byli ze sobą, a następnego dnia Liv zniknęła, przecięła łączącą ich nić i odeszła z jego życia, jakby nigdy nie była jego częścią. Nie potrafił się z tym pogodzić; średnio kilka razy dziennie przyłapywał się na tym, że chciał do niej zadzwonić i porozmawiać, a dopiero wtedy uświadamiał sobie, że nie może. Liv zrezygnowała z niego, nie zapytała o zdanie, wyszła, zamknęła za sobą drzwi i wyrzuciła kluczyk. Tom stale błądził między prawdą a kłamstwem. Okłamywał sam siebie, że to nie może potrwać zbyt długo i w końcu wróci – a potem zdawał sobie sprawę z tego, że to już nieodwracalne. Liv już nie ma.
Chciał zobaczyć ją po raz ostatni – czy aby na pewno ostatni? – i jeszcze raz usłyszeć, że nie zmieniła zdania. Nie wierzył, łudził się... dlaczego? Jak to się mogło stać?
W końcu zebrał się na odwagę, wstał i podążył w stronę baru. Markus wycierał blat i nie zwracał na niego żadnej uwagi. Ignorował go również, gdy Tom zajął miejsce na stołku i zaczął świdrować go wzrokiem. Jasne kosmyki włosów opadały mu na czoło, w kącikach oczu Tom dostrzegał maleńkie zmarszczki, policzki pokrywał trzydniowy zarost, a ruchy były ospałe.
Szukam Liv.
Aha — mruknął tylko, nie unosząc wzroku.
Tom zmełł przekleństwo cisnące mu się na usta. Dlaczego ten facet musiał utrudniać mu tę rozmowę?
Gdzie ona jest?
Nie wiem.
Jak to nie wiesz? — zapytał zdezorientowany, otwierając szerzej oczy. Spodziewałby się wszystkiego, tylko nie takiej odpowiedzi.
Markus przetarł blat na sucho, schował szmatkę i popatrzył na niego beznamiętnie, zakładając ręce na piersi.
Zwolniła się i wyjechała — odpowiedział powoli i wyraźnie.
Gdzie?
Monachium. Hamburg... Może Frankfurt. — Wzruszył bezradnie ramionami. Paskudny uśmiech wykrzywił jego twarz. — Skąd mam wiedzieć?
Jesteście przyjaciółmi...
Owszem.
Muszę z nią porozmawiać — powiedział stanowczo. Koniec gierek, miał już tego dość. Kto jak kto, ale Markus musiał wiedzieć wszystko, co się tyczyło Liv. Dlatego właśnie Tom przyjechał do baru, w przeciwnym razie nigdy nie poniżyłby się aż tak, by prosić o pomoc przyjaciela ukochanej kobiety. Która właśnie go rzuciła, powinien zaznaczyć.
Liv cię rzuciła — stwierdził, jakby czytał w myślach Toma.
To prawda, ale...
Jesteś żałosny — orzekł, a w jego głosie zabrzmiało autentyczne rozbawienie. Pokręcił głową, wyrażając dezaprobatę. Westchnął, podrapał się po głowie i znów na niego spojrzał. — Kurwa, stary, ale ty jesteś żałosny. Laska cię rzuciła, a ty przychodzisz tutaj i...
Trudno. Muszę...
Nic nie musisz — przerwał ostro. Jednym krokiem zbliżył się do baru, oparł dłonie na blacie i przybliżył twarz do jego. Chuchnął mu gorącym oddechem w twarz. — Ona odeszła, zrozum to wreszcie! Nie kocha cię.
Nie wierzę w to.
Tak? Wiesz, co mi powiedziała, zanim wyjechała? — zapytał, uśmiechając się ironicznie. Tom nie chciał słuchać, ale nie mógł tego zdradzić. Przybrał kamienny wyraz twarzy i patrzył na przyjaciela Liv bez wyrazu, chociaż wewnątrz cały drżał. Nie chciał słyszeć tego, co Markus miał mu do powiedzenia, najchętniej starłby ten jego przeklęty uśmieszek z twarzy i zmusił go, by powiedział, co dzieje się z Liv. Liv, która zwalnia się z pracy i wyjeżdża z dnia na dzień? To niemożliwe. Liv za bardzo bała się tego, co może przynieść życie, aby tak po prostu uciec. — Stwierdziła, że musi uwolnić się od ciebie. Miała dość ciebie i twoich żałosnych problemów, ty nędzna gwiazdko.
To niemożliwe... — mruknął, kręcąc głową. Nie mógł i nie chciał w to wierzyć. Zranił Liv, to pewne, chciała się na nim odegrać, rozumiał to. Chciała dać mu nauczkę, straciła do niego zaufanie... ale nigdy nie powiedziałaby czegoś takiego; zbyt wiele ich łączyło, aby Liv kiedykolwiek mogła tak go ocenić. — Kłamiesz.
Możliwe, możliwe — powiedział lekkim głosem Markus. Popatrzył na niego, a w jego oczach przez chwilę błysnął ból. Uśmiechnął się w końcu ze smutkiem, odsuwając od blatu. — Ty w ogóle nie znałeś Liv.
Zacisnął dłonie w pięści, ostatkiem sił powstrzymując się przed zaatakowaniem Markusa. Był pewien, że kłamie, ale dlaczego miałby go okłamywać? Nie rywalizowali o Liv, nie mógł robić tego z zazdrości. A prawda była taka, że Liv postanowiła zerwać z nim kontakt. Nie dzwoniła, porzuciła pracę i nie było jej w mieszkaniu.
Czym sobie zasłużył na takie słowa?
Unikając wzroku Markusa, zsunął się ze stołka i wrócił do stolika. Wziął kurtkę i przeżywając wszystko od początku, skierował się ku wyjściu. Nie powinien był tutaj przychodzić; ta myśl kołatała mu się w głowie cały czas. Jakiś głosik go ostrzegał, że nie powinien tego robić, lecz Tom chciał być mądrzejszy, chciał... czego on właściwie chciał? Chciał odzyskać kobietę, która nie dość, że go znienawidziła, to jeszcze się nim brzydziła? Mówiła, że kocha, że go nie opuści, a za plecami drwiła z niego. Może jednak miał rację, gdy powiedział, że Liv niczym nie różni się od dziwek, z którymi sypiał. Tamte chociaż były szczere — chciały seksu z kimś sławnym, nie obchodził ich jego los. A Liv pozwoliła sobie zaufać, pokochać się, a potem odeszła.
Gdy sięgał klamki, zadzwonił jego telefon. Rzucił ostatnie spojrzenie na bar, żałując, że kiedykolwiek tutaj trafił, i wyszedł na zewnątrz. Mroźne powietrze owiało go, zadrżał pod wpływem silniejszego podmuchu i w końcu odebrał. Nie spodziewał się jednak tego, co wykrzyczał przerażony głos w słuchawce:
Tom?! Potrzebuję twojej pomocy! Stało się coś strasznego.

Tytuł: Sputnik sweetheart H. Murakami

4 komentarze:

  1. Markus cholernie mnie dziś zirytował i będzie musiał się bardzo postarać, by odkupić swoje winy. Intryguje mnie też to, czyj głos Tom usłyszał w słuchawce, czyżby Georg w końcu coś zrozumiał? Domyślam się, co nastąpi w 27 i to przykre, że Marina po części przyczyniła się do tego, swoim bezmyślnym zachowaniem. Gdyby zostawiła wyniki swojego tajnego śledztwa dla siebie, może Georg Noe wściekłby się tak bardzo? Czekam na ciąg dalszy, ale przecież nieustannie Ci to powtarzam :):*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Markus to kochane stworzenie, jak pisałam Ci w nocy (albo rano?) w smsie, więc z pewnością niedługo znowu zdobędzie Twoje wymagające serduszko. Więcej wiary :)
      Hm, wiesz, do końca to nie było takie bezmyślne, bo Marina jednak podejrzewała, że może przyczynić się do takiego rozwoju sytuacji. Mnie jest jej bardzo szkoda, bo to jedna z najbardziej pozytywnych osób w BD, a gdy została podwójnie zdradzona, to z pewnością ją zabolało.
      Cieszę się, że się domyślasz, bo ja jeszcze nie wiem, co będzie w 27 xD
      Ściskam :*

      Usuń
  2. Idealne.. Po prostu mi się cholernie podoba! Właśnie zyskałaś kolejną czytelniczkę ^^
    Akcja z Mariną i komputerem jest interesująca.
    Georg w twoim opowiadaniu to straszny skurwiel, ale przystojny xD
    Bill również zdradzany przez swoją dziewczynę, uu :I
    A tu bum - Tom poniżony, smutny, nie do życia.
    Po prostu cudownie ♥
    Nie mogę się doczekać, aż wstawisz kolejny rozdział. Będę na bieżąco :D
    Zapraszam też do siebie http://onlywetogether.blogspot.com/

    Essa kochana, wracaj prędko z z nextem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej, witam :)
      Cieszę się, że BD tak bardzo przypadło Ci do gustu, mam nadzieję, że Cię nie rozczaruję :)

      Usuń