Marina
wyjęła klucz z zamka, weszła do środka i zatrzymała dłużej
wzrok na pustym wieszaku na ubrania. Westchnęła, zamknęła drzwi
za sobą, a w myślach przekonywała samą siebie, że nie powinna od
razu wyciągać pochopnych wniosków. Gustav mógł wyjść tylko na
chwilę, prawda? Serce jednak mocno tłukło się w piersi i to nie
tylko dlatego, że właśnie pokonała kilkadziesiąt schodów, by
dotrzeć do mieszkania Gustava. Z ociąganiem zdjęła płaszcz,
szalik i czapkę i zawiesiła na miejscu, gdzie zwykle znajdowała
się kurtka Gustava. Pogładziła dłonią ubranie i poszła dalej.
Zajrzała
do kuchni, gdzie na stole znalazła kubek z niedopitą kawą, a w
zlewie stertę brudnych naczyń. Uśmiechnęła się niespodziewanie
z czułością na ten widok; Gustav stale zostawiał zmywanie na
ostatnią chwilę, co czasami doprowadzało między nimi do
sprzeczek. Rzadko kiedy przybierały poważny obrót; zazwyczaj
Gustav dość szybko udawał śmiertelnie obrażonego, a Marina –
śmiejąc się – w końcu zapominała o sprawie. Całości
dopełniał namiętny pocałunek, którym zwykle ją obdarzał,
przełamując jednocześnie resztki jej oporu. Wspominała te pełne
uroku momenty kłótni, aż niespodziewanie wybuchnęła płaczem.
Odwróciła
się i oparła plecami o ścianę. Przełykała łzy, starając się
stłumić płacz, jakby co najmniej mogła zwrócić czyjąś uwagę.
Marzyła o tym, by tak właśnie się stało –
chciała, aby Gustav wszedł do tej maleńkiej kuchni, popatrzył na
nią zmartwiony i przytulił mocno do siebie. Gustav zawsze był
obecny w jej życiu –
nie musieli spędzać ze sobą każdej chwili, lecz świadomość, że
może wybrać jego numer telefonu albo przyjechać do tego
mieszkanie, w zupełności jej wystarczała. Było to poczucie z tego
rodzaju, które daje bezpieczeństwo. Wiedziała, że mogła na nim
polegać niezależnie od pory dnia. Teraz jednak nie miała już tej
pewności. Im
dłużej o tym rozmyślała, tym mocniejsze spazmy wstrząsały jej
ciałem.
Przetarła
oczy, pociągnęła kilka razy nosem i podeszła do niskiego stolika.
Opadła na miękką sofę. Wahała się przez parę chwil i walczyła
ze sobą, lecz w końcu otworzyła laptop i nacisnęła przycisk.
Urządzenie zaszumiało, a ekran rozbłysł denerwującym błękitem.
Sprzęt uruchamiał się, a Marina wpatrywała się z nadzieją w
drzwi wejściowe. Chciała, by nagle się uchyliły, a próg
przekroczył Gustav z torbą zakupów. Nic takiego jednak się nie
stało, więc Marina wzięła głębszy oddech, wpisała hasło i
uzyskała dostęp.
Na
ekranie pojawiło się ich wspólne zdjęcie; stali przytuleni do
siebie, szczęśliwa Marina patrzyła wprost w obiektyw aparatu, a
Gustav zerkał na nią, za nimi roztaczało się piękne morze, w
których wodach pobłyskiwało słońce. Rok wcześniej spędzili
ponad miesiąc we Francji, kiedy to starali się zwiedzić tak wiele
miejsc, jak było to tylko możliwe. Marina pamiętała ten dzień,
gdy w końcu dotarli nad Morze Śródziemne. Gustav zaczepił wtedy
przerażonego turystę i po niemiecku tłumaczył mu, że chciałby,
by zrobił im zdjęcie. Dopiero gdy rozbawiona Marina wtrąciła się
do rozmowy i po angielsku wyjaśniła, czego od niego oczekują,
mężczyzna uspokoił się, uśmiechnął szeroko i spełnił ich
prośbę. Na wspomnienie tego dnia Marina zaśmiała się przez łzy.
Przejrzała
pliki Gustava i przestała nieco drżeć ze strachu, gdy nie znalazła
w nich niczego niepokojącego. Wiele starych i nowych zdjęć –
przedstawiających ją samą, przesłanych
przez matkę i siostrę, zdjęć z tras koncertowych – muzyki,
filmów, nieco gier, różnych dokumentów i programów, z którymi
nawet nie próbowała się bliżej zapoznać.
Gdy
najechała kursorem na ikonkę przeglądarki internetowej, dłoń jej
zadrżała, a serce mocniej zabiło. W końcu jednak kliknęła,
chwilę później strona główna się załadowała, a Marina
rozwinęła historię. Serce jej zamarło, gdy zobaczyła stronę
czatu. Miała coraz gorsze przeczucia, ale zmusiła się, by
sprawdzić tę witrynę. W tej chwili żałowała, że Gustav jest
taki sprzeczny – za każdym razem potrafił znaleźć jakieś
rozwiązanie, gdy miała problemy ze swoim komputerem, ale miał na
tyle słabą pamięć, że zawsze zaznaczał opcję zapamiętania
hasła, co teraz dało jej dostęp do archiwum rozmów z Balleriną.
Przewinęła
archiwum do początku; rozmowa zaczęła się kilka miesięcy temu,
mniej więcej wtedy gdy Marina po raz pierwszy odniosła wrażenie,
że relacja między nimi uległa zmianie. Rzadziej się spotykali,
Gustav nie dzwonił do niej tak często jak wcześniej. W końcu
przestała się tym przejmować, ponieważ doszła do wniosku, że
ich związek wkroczył w tę poważniejszą fazę, gdy ludzie darzą
się spokojną miłością i nie muszą codziennie utwierdzać się w
przekonaniu, że naprawdę się kochają.
Przeglądała
wiadomości, które z początku były dość niewinne –
Ballerina
opowiadała
o swoim nie do końca udanym związku, o swoich pasjach, codziennych
sprawach, przeczytanych książkach i wysłuchanych płytach. Gustav
–
jak zwykle – pozwalał przede wszystkim wypowiadać się innym.
Dopytywał, wyrażał zainteresowanie, wypowiadał się na temat
znanej mu muzyki, unikał rozmów na tematy osobiste. Marina czytała
każdą wiadomość z mocno bijącym sercem i na przemian to
zagryzała mocno wargi, to zaciskała pięści. Na razie nic nie
wzbudzało podejrzeń, mimo to drżała ze strachu. Chciała
przeczytać je wszystkie do końca, ale chciała również zamknąć
stronę, wyłączyć laptop, zadzwonić do Gustava i schronić się w
jego ramionach.
Przełom
nastąpił nieco ponad miesiąc temu.
Gustav
zaczął coraz częściej zwierzać się ze swoich rozterek; najpierw
używając aluzji, ukrywał prawdziwy sens swoich słów, później –
pisał otwarcie o problemach w ich związku i miłości do innej
kobiety. Marina czytała wszystko, co napisał, a wraz z każdym
przeczytanym słowem coś w niej umierało. Zaczynała przypominać
sobie spojrzenia, jakimi obdarzała go Sophie, jak często Gustav był
zamyślony, wieczór na gali... Piekły ją policzki, ręce zaczęły
drżeć nad klawiaturą, w gardle zaschło jej tak bardzo, aż
poczuła mdłości.
Spojrzała
na zegarek, który wskazywał szesnastą, i już wiedziała, gdzie
jest Gustav. Zatrzasnęła laptop, ukryła twarz w dłoniach i
siedziała tak bez ruchu. Myślała, że będzie płakać, a żadna
łza nie chciała popłynąć. Jej ciałem zaczęły wstrząsać
dreszcze, łapała spazmatycznie powietrze, lecz nie mogła uronić
łez.
Opuściła
ręce i wpatrywała się przed siebie. Oto więc jest i prawda –
Gustav naprawdę ją zdradzał. Nie mogła uwierzyć, że mimo
wszystko była aż tak naiwna. Od dawna podejrzewała, że coś się
dzieje między nimi, ale później wmawiała sobie, że stała się
przewrażliwiona, że podziela los wszystkich zazdrosnych kobiet,
które widzą zagrożenie tam, gdzie go nie ma.
Tyle
tylko, że ono było naprawdę.
Zastanawiała
się tylko, czy Gustav pojął prawdę tak szybko jak ona. Ballerina,
tancerka,
nieszczęśliwie zakochana, chory związek, te same cechy, ciąża,
odrzucony przyjaciel... Marina z krzykiem uderzyła pięścią w
stół. Co za bzdura! Jak oni tak mogli?! Jak mogli ją tak
okłamywać?!
— Co
za zdzira!
Zrobiło
jej się niedobrze, gdy usłyszała głos po drugiej stronie. Nie
wiedziała, do czego może doprowadzić ta rozmowa –
w głębi duszy podejrzewała, że do czegoś strasznego – ale
musiała ją przeprowadzić. Została oszukana, poniżona i
upokorzona. Musiała to zrobić. Zemsta wydawała się jej czymś
odpowiednim w tym chwili. Nie mogła znieść faktu, że została
oszukana przez dwoje najbliższych jej osób.
— Marina.
— Wybierz
się do Cafe Kraft —
poleciła zadziwiająco spokojnym tonem. Poznała prawdę,
potwierdziła to, co podejrzewała od jakiegoś czasu. Na nic zdałyby
się histeryczne krzyki. Teraz nie miały już żadnego znaczenia,
ponieważ ktoś wcześniej podjął decyzję za nią.
Po
drugiej stronie zapadło milczenie.
— Po
co? —
zapytał w końcu zdezorientowany. — Nie mam zamiaru się z tobą
umawiać, ty...
— Pieprz
się — warknęła w końcu, przerywając mu w połowie zdania. Że
też pomyślał o czymś takim! Pokręciła głową z dezaprobatą i
obrzydzeniem. Wolałaby sobie już uciąć rękę. — Nienawidzę
cię. Pośpiesz się, a zobaczysz, jak spędza czas twoja ukochana.
— Skąd...
— Po
prostu, kurwa, mnie posłuchaj.
Rozłączyła
się, nie czekając na odpowiedź. Czy ona była ważna? Wystarczyło,
że zasiała w nim ziarno niepewności wystarczające, by rzucił
wszystko i udał się pod wskazany adres. Jeżeli wszystko to, co
napisała Sophie, było prawdziwe, Marina właśnie przyczyniła się
do jej poważnych problemów. Nie mogła – i nie chciała –
przewidywać, co stanie się za kilka godzin. Były przyjaciółkami
od wielu lat; trwało to tak długo, że Marina nie wyobrażała
sobie życia bez niej. Teraz nie wyobrażała sobie, jak mogła tak
postąpić i tak bardzo ją zranić. Gustav bardzo przejmował się
jej losem, lecz Marina – już nie. Sophie przestała być jej
przyjaciółką, zdradziła ją, zniszczyła to, co je łączyło.
Wstała
w końcu, ubrała się z powrotem i rozejrzała się raz jeszcze.
Spędzając
ostatnie chwile w tym mieszkaniu, nie czuła takiego żalu, jakiego
spodziewała się czuć. Myślała, że będzie jej trudno opuścić
to miejsce, ożyją wspomnienia, a rozpacz chwyci tak silna, że
braknie jej tchu.
Za
to ogarnął ją dziwny spokój. Potwierdziła swoje przypuszczenia,
wiedziała, że Gustav nie należy już do niej – może nigdy
naprawdę nie należał? Może zawsze była tylko substytutem; czymś,
co miało odwrócić jego uwagę od Sophie? Miała wrażenie, że
czas, który spędziła z Gustem, był jednym snem utkanym z kłamstw.
Czy ona w ogóle znała tego człowieka?
Nie
wiedziała, lecz nie chciała poznać prawdy.
Wychodząc
z mieszkania, zamknęła jednocześnie pewien rozdział w swoim
życiu.
Sophie
wróciła do domu.
Westchnęła,
gdy przekroczyła próg – po raz ostatni. Po długiej i szczerej
rozmowie z Gustavem postanowiła zakończyć swój związek, spakować
rzeczy i jeszcze tego samego wieczoru się wyprowadzić. Nie była to
łatwa decyzja, lecz Sophie wiedziała, że była słuszna. Gustav ją
kochał, pragnął jej szczęścia i czekał na nią mimo
wszystkiego, co zrobiła – czego mogła chcieć więcej?
Oparła
się plecami o drzwi i przymknęła oczy. Była rozdarta między
smutkiem związanym z odejściem, a radością na myśl o życiu z
Gustavem. Pomimo tego, co wydarzyło się między nią a Georgiem,
nadal go kochała, zrozumiała jednak, że ta miłość nigdzie jej
nie zaprowadzi. Nie można kogoś krzywdzić, jednocześnie
zapewniając o miłości. Georg prawdopodobnie niczego już do niej
nie czuł; potrzebował jej, ponieważ chciał mieć poczucie władzy
nad kimś słabszym od siebie, lubił jej strach i uległość, lubił
wymierzać jej ciosy za wyimaginowane przewinienia, które stale
wymyślał, by nie spojrzeć w twarz osobie, w którą się zmienił.
Mówił, że to, co się z nim stało, to wyłącznie wina Sophie,
obarczał ją winą za swoją niewybaczalną zmianę, krytykował ją,
poniżał...
Pokręciła
głową.
To
była już przeszłość; nie powinna wracać do tamtego czasu.
Ściągnęła
kurtkę i zadrżała lekko. Serce mocno tłukło się w piersi; była
jednocześnie podekscytowana i bardzo zdenerwowana. Teraz dopiero
zaczęła żałować, że zmusiła Gustava, by na nią poczekał w
swoim mieszkaniu; to była sprawa między nią a Georgiem i
postanowiła zakończyć to sama, bez niczyjej pomocy. Nie mogła
stale się za kimś chować, musiała w końcu wziąć
odpowiedzialność za swoje życie i dokończyć to, co zaczęła.
Drgnęła,
gdy usłyszała trzask w kuchni. Przełknęła głośno ślinę,
przetarła spocone dłonie i ruszyła pewnym krokiem w tamtym
kierunku. Georg siedział przy stole i przyglądał się jej, mrużąc
oczy. Milczał wyczekująco, więc Sophie powiedziała stanowczo:
— Odchodzę.
— Doprawdy?
— Nie
masz nade mną żadnej władzy. Jestem w ciąży, a mimo to
ośmieliłeś się mnie uderzyć. Nic tego nie usprawiedliwia,
rozumiesz? — zapytała nieco płaczliwym tonem. Nie mogła
uwierzyć, że ten mężczyzna, który siedział niewzruszony
naprzeciwko, kiedyś był tym czułym facetem, w którym zakochała
się bez pamięci. — To już koniec.
— Cafe
Kraft — odpowiedział tylko, uśmiechając się łagodnie.
Sophie
zaniemówiła i poczuła nieprzyjemną suchość w gardle. Skąd...
to niemożliwe! Jak Georg się dowiedział o jej sekretnym spotkaniu
w kawiarni? Uszczypnęła kilka razy wnętrze dłoni i zmusiła się,
by zacząć myśleć racjonalnie, a nie poddawać się panice. Nie
mogła dać niczego po sobie znać. Tylko opanowanie strachu mogło
ją teraz uratować.
— Byłaś
tam z Gustavem. Widziałem, jak się obściskiwaliście pod
kawiarnią. Ty dziwko — prawie wypluł to słowo — jak mogłaś
zrobić coś takiego?
— Ja?!
— krzyknęła zduszonym głosem. Nie wiedziała, co bardziej ją
oburzyło –to, że nazwał ją dziwką, czy to, że po raz kolejny
próbował zrzucić na nią winę. — To ty
mnie
biłeś, to od ciebie
musiałam
uciec! Zniszczyłeś wszystko, co było między nami. Kochałam cię,
a ty wszystko zaprzepaściłeś!
— Milcz.
Nic by się nie zmieniło, gdybyś nie była taką małą kurewką —
wycedził ostrożnie. Patrzył na nią z obrzydzeniem, jakby była
tylko paskudnym wyjącym się robakiem na podłodze. — Zupełnie
jak Sandra. Ona ma na tyle szacunku do Billa, że daje dupy w
tajemnicy, a ty puściłaś się z Gustavem przy wszystkich!
— Jak
śmiesz... — wyszeptała porażona jego słowami. — Już nigdy
więcej tak do mnie nie powiesz.
Odwróciła
się na pięcie i wyszła z kuchni. Zagryzła wargi, by powstrzymać
cisnące się do oczu łzy, nie mogła jednak powstrzymać poczucia
największego upokorzenia. Wdała się w romans z Gustavem, prawda,
mimo to Georg nie miał prawa tak ją oceniać, nie on. Nigdy nie
przeszłoby jej nawet przez myśl, by związać się z kimś innym,
dopóki ten nie zaczął się nad nią znęcać. Przycisnęła drżącą
dłoń do ust i jęknęła cicho. Musiała spakować tylko kilka
rzeczy i jak najszybciej się stąd wyprowadzić; reszta mogła
poczekać. Nie chciała spędzić w tym domu ani chwili dłużej.
— Nie
skończyłem z tobą.
Drgnęła,
gdy usłyszała głos Georga za sobą.
— Ale
ja z tobą owszem — odparła, rzucając mu krótkie spojrzenie
przez plecy. — Żałuję tylko, że tak późno przejrzałam na
oczy.
— Ty
przeklęta zdziro! — wrzasnął niespodziewanie. — Nie odwracaj
się do mnie plecami!
Zanim
zdążyła zarejestrować jakikolwiek ruch, poczuła mocne uderzenie
w plecy, aż zachwiała się i w ostatniej chwili złapała ręką
poręcz schodów, unikając upadku na podłogę. Odwróciła się
akurat w tej chwili, gdy dłoń Georga wymierzyła kolejny cios,
trafiając ją pewnie w szczękę. Poczuła metaliczny smak krwi w
ustach. Patrzyła na niego przerażona.
— Zostaw
mnie!
— Nigdy
nie opuścisz tego domu — powiedział cicho, lecz jego głos
zabrzmiał na tyle złowieszczo, że Sophie zrobiło się słabo ze
strachu.
Krzyknęła,
lecz na nic to się zdało, ponieważ Georg świdrował ją swoim
niespokojnym spojrzeniem, policzki zaczerwieniły się od
wściekłości, rysy twarzy wyostrzyły się nie do poznania. W tym
stanie nic nie mogło sprawić, by przebudził się w nim ten dobry
Georg. Sophie wiedziała, że nic nie powstrzyma jego wściekłości.
Wyrzucała sobie w myślach po raz kolejny własną głupotę – czy
ona naprawdę sądziła, że poradzi sobie sama z Georgiem? Nie miała
z nim najmniejszych szans. Powinna była posłuchać rady Gustava i
przyjechać z nim... dlaczego tego nie zrobiła?
Próbowała
się bronić, gdy popchnął ją na schody. Uderzyła mocno plecami o
poręcz, która dopiero co uratowała ją przed upadkiem, ze świstem
wypuszczając powietrze z płuc. Wbiła paznokcie w twarz Georga i
przeciągnęła nimi bez wahania, pozostawiając na jego policzkach
krwawe smugi. Wydawało się, że w ogóle tego nie zauważył,
ponieważ dopiero dotknął twarzy, gdy krew zaczęła spływać po
brodzie. Sophie wykorzystała ten moment nieuwagi, odepchnęła go z
całej siły i zaczęła wbiegać po schodach, wyciągając
jednocześnie telefon z kieszeni dżinsów.
Zanim
Georg ją dogonił, zdążyła wykrzyczeć:
— Gustav,
ratuj mnie!
Tom
upił łyk i odstawiwszy szklankę, popatrzył na falującą
powierzchnię pepsi, a słodkawy smak pozostał na języku. Kątem
oka obserwował salę i poczuł niewysłowioną ulgę, gdy zobaczył,
że klienci powoli opuszczają budynek i zostało już niewielu
maruderów. Oparł się wygodnie o oparcie krzesła, założył ręce
za głową i przymknął oczy, wdychając gryzący zapach tytoniu.
Głośna muzyka dudniła mu w uszach, ale nie przeszkadzało mu to w
ogóle zatopić się w myślach.
Co
on tu właściwie robił?
To
było prawidłowe pytanie, ponieważ Liv odeszła od niego, więc nie
miał czego już tutaj szukać. Gdy byli jeszcze parą – przyjaciół
i kochanków – jego obecność była jak najbardziej
usprawiedliwiona. Zazwyczaj czekał na nią, aż skończy pracę, i
jechali do niego do domu. A teraz, co zakrawało na żart, Tom nie
bardzo wiedział, co tu robił. Chociaż to nie do końca była
prawda, ponieważ powód jego obecności i tak stale sprowadzał się
do osoby, której imię składało się tylko z trzech liter – Liv.
Co
więc tu robił?
To
jednak było proste – a odpowiedź równie poniżająca – czekał
na nią. Miał nadzieję, że wcześniej czy później Liv się
pojawi. Nie tracił jej nawet, gdy wskazówki na tarczy zegara
zbliżały się do północy, kiedy to zazwyczaj zamykano bar.
Nigdzie jej nie widział, za to spotkał Markusa – gdy ten drugi go
ujrzał, stanął najpierw jak wryty, wpatrując się, jakby ujrzał
ducha, a potem ruszył stałym rytmem pracy i udawał, że wcale go
nie zauważa. Podał mu pepsi, jakby był jednym z wielu bezimiennych
klientów, i odwrócił się, zanim Tom zdążył chociażby wymyślić
pytanie.
Każdego
ranka Tom zastanawiał się, czy odejście Liv nie było wyłącznie
złym snem. Budził się, patrzył w sufit i myślał – odeszła
czy nie? Nie mógł w to uwierzyć. Przecież dopiero co byli ze
sobą, a następnego dnia Liv zniknęła, przecięła łączącą ich
nić i odeszła z jego życia, jakby nigdy nie była jego częścią.
Nie potrafił się z tym pogodzić; średnio kilka razy dziennie
przyłapywał się na tym, że chciał do niej zadzwonić i
porozmawiać, a dopiero wtedy uświadamiał sobie, że nie może. Liv
zrezygnowała z niego, nie zapytała o zdanie, wyszła, zamknęła za
sobą drzwi i wyrzuciła kluczyk. Tom stale błądził między prawdą
a kłamstwem. Okłamywał sam siebie, że to nie może potrwać zbyt
długo i w końcu wróci – a potem zdawał sobie sprawę z tego, że
to już nieodwracalne. Liv już nie ma.
Chciał
zobaczyć ją po raz ostatni – czy aby na pewno ostatni? – i
jeszcze raz usłyszeć, że nie zmieniła zdania. Nie wierzył,
łudził się... dlaczego? Jak to się mogło stać?
W
końcu zebrał się na odwagę, wstał i podążył w stronę baru.
Markus wycierał blat i nie zwracał na niego żadnej uwagi.
Ignorował go również, gdy Tom zajął miejsce na stołku i zaczął
świdrować go wzrokiem. Jasne kosmyki włosów opadały mu na czoło,
w kącikach oczu Tom dostrzegał maleńkie zmarszczki, policzki
pokrywał trzydniowy zarost, a ruchy były ospałe.
— Szukam
Liv.
— Aha
— mruknął tylko, nie unosząc wzroku.
Tom
zmełł przekleństwo cisnące mu się na usta. Dlaczego ten facet
musiał utrudniać mu tę rozmowę?
— Gdzie
ona jest?
— Nie
wiem.
— Jak
to nie wiesz? — zapytał zdezorientowany, otwierając szerzej oczy.
Spodziewałby się wszystkiego, tylko nie takiej odpowiedzi.
Markus
przetarł blat na sucho, schował szmatkę i popatrzył na niego
beznamiętnie, zakładając ręce na piersi.
— Zwolniła
się i wyjechała — odpowiedział powoli i wyraźnie.
— Gdzie?
— Monachium.
Hamburg... Może Frankfurt. — Wzruszył bezradnie ramionami.
Paskudny uśmiech wykrzywił jego twarz. — Skąd mam wiedzieć?
— Jesteście
przyjaciółmi...
— Owszem.
— Muszę
z nią porozmawiać — powiedział stanowczo. Koniec gierek, miał
już tego dość. Kto jak kto, ale Markus musiał wiedzieć wszystko,
co się tyczyło Liv. Dlatego właśnie Tom przyjechał do baru, w
przeciwnym razie nigdy nie poniżyłby się aż tak, by prosić o
pomoc przyjaciela ukochanej kobiety. Która właśnie go rzuciła,
powinien zaznaczyć.
— Liv
cię rzuciła — stwierdził, jakby czytał w myślach Toma.
— To
prawda, ale...
— Jesteś
żałosny — orzekł, a w jego głosie zabrzmiało autentyczne
rozbawienie. Pokręcił głową, wyrażając dezaprobatę. Westchnął,
podrapał się po głowie i znów na niego spojrzał. — Kurwa,
stary, ale ty jesteś żałosny. Laska cię rzuciła, a ty
przychodzisz tutaj i...
— Trudno.
Muszę...
— Nic
nie musisz — przerwał ostro. Jednym krokiem zbliżył się do
baru, oparł dłonie na blacie i przybliżył twarz do jego. Chuchnął
mu gorącym oddechem w twarz. — Ona odeszła, zrozum to wreszcie!
Nie kocha cię.
— Nie
wierzę w to.
— Tak?
Wiesz, co mi powiedziała, zanim wyjechała? — zapytał,
uśmiechając się ironicznie. Tom nie chciał słuchać, ale nie
mógł tego zdradzić. Przybrał kamienny wyraz twarzy i patrzył na
przyjaciela Liv bez wyrazu, chociaż wewnątrz cały drżał. Nie
chciał słyszeć tego, co Markus miał mu do powiedzenia,
najchętniej starłby ten jego przeklęty uśmieszek z twarzy i
zmusił go, by powiedział, co dzieje się z Liv. Liv, która zwalnia
się z pracy i wyjeżdża z dnia na dzień? To niemożliwe. Liv za
bardzo bała się tego, co może przynieść życie, aby tak po
prostu uciec. — Stwierdziła, że musi uwolnić się od ciebie.
Miała dość ciebie i twoich żałosnych problemów, ty nędzna
gwiazdko.
— To
niemożliwe... — mruknął, kręcąc głową. Nie mógł i nie
chciał w to wierzyć. Zranił Liv, to pewne, chciała się na nim
odegrać, rozumiał to. Chciała dać mu nauczkę, straciła do niego
zaufanie... ale nigdy nie powiedziałaby czegoś takiego; zbyt wiele
ich łączyło, aby Liv kiedykolwiek mogła tak go ocenić. —
Kłamiesz.
— Możliwe,
możliwe — powiedział lekkim głosem Markus. Popatrzył na niego,
a w jego oczach przez chwilę błysnął ból. Uśmiechnął się w
końcu ze smutkiem, odsuwając od blatu. — Ty w ogóle nie znałeś
Liv.
Zacisnął
dłonie w pięści, ostatkiem sił powstrzymując się przed
zaatakowaniem Markusa. Był pewien, że kłamie, ale dlaczego miałby
go okłamywać? Nie rywalizowali o Liv, nie mógł robić tego z
zazdrości. A prawda była taka, że Liv postanowiła zerwać z nim
kontakt. Nie dzwoniła, porzuciła pracę i nie było jej w
mieszkaniu.
Czym
sobie zasłużył na takie słowa?
Unikając
wzroku Markusa, zsunął się ze stołka i wrócił do stolika. Wziął
kurtkę i przeżywając wszystko od początku, skierował się ku
wyjściu. Nie powinien był tutaj przychodzić; ta myśl kołatała
mu się w głowie cały czas. Jakiś głosik go ostrzegał, że nie
powinien tego robić, lecz Tom chciał być mądrzejszy, chciał...
czego on właściwie chciał? Chciał odzyskać kobietę, która nie
dość, że go znienawidziła, to jeszcze się nim brzydziła?
Mówiła, że kocha, że go nie opuści, a za plecami drwiła z
niego. Może jednak miał rację, gdy powiedział, że Liv niczym nie
różni się od dziwek, z którymi sypiał. Tamte chociaż były
szczere — chciały seksu z kimś sławnym, nie obchodził ich jego
los. A Liv pozwoliła sobie zaufać, pokochać się, a potem odeszła.
Gdy
sięgał klamki, zadzwonił jego telefon. Rzucił ostatnie spojrzenie
na bar, żałując, że kiedykolwiek tutaj trafił, i wyszedł na
zewnątrz. Mroźne powietrze owiało go, zadrżał pod wpływem
silniejszego podmuchu i w końcu odebrał. Nie spodziewał się
jednak tego, co wykrzyczał przerażony głos w słuchawce:
— Tom?!
Potrzebuję twojej pomocy! Stało się coś strasznego.
Tytuł: Sputnik sweetheart H. Murakami
Markus cholernie mnie dziś zirytował i będzie musiał się bardzo postarać, by odkupić swoje winy. Intryguje mnie też to, czyj głos Tom usłyszał w słuchawce, czyżby Georg w końcu coś zrozumiał? Domyślam się, co nastąpi w 27 i to przykre, że Marina po części przyczyniła się do tego, swoim bezmyślnym zachowaniem. Gdyby zostawiła wyniki swojego tajnego śledztwa dla siebie, może Georg Noe wściekłby się tak bardzo? Czekam na ciąg dalszy, ale przecież nieustannie Ci to powtarzam :):*
OdpowiedzUsuńMarkus to kochane stworzenie, jak pisałam Ci w nocy (albo rano?) w smsie, więc z pewnością niedługo znowu zdobędzie Twoje wymagające serduszko. Więcej wiary :)
UsuńHm, wiesz, do końca to nie było takie bezmyślne, bo Marina jednak podejrzewała, że może przyczynić się do takiego rozwoju sytuacji. Mnie jest jej bardzo szkoda, bo to jedna z najbardziej pozytywnych osób w BD, a gdy została podwójnie zdradzona, to z pewnością ją zabolało.
Cieszę się, że się domyślasz, bo ja jeszcze nie wiem, co będzie w 27 xD
Ściskam :*
Idealne.. Po prostu mi się cholernie podoba! Właśnie zyskałaś kolejną czytelniczkę ^^
OdpowiedzUsuńAkcja z Mariną i komputerem jest interesująca.
Georg w twoim opowiadaniu to straszny skurwiel, ale przystojny xD
Bill również zdradzany przez swoją dziewczynę, uu :I
A tu bum - Tom poniżony, smutny, nie do życia.
Po prostu cudownie ♥
Nie mogę się doczekać, aż wstawisz kolejny rozdział. Będę na bieżąco :D
Zapraszam też do siebie http://onlywetogether.blogspot.com/
Essa kochana, wracaj prędko z z nextem!
Hej, hej, witam :)
UsuńCieszę się, że BD tak bardzo przypadło Ci do gustu, mam nadzieję, że Cię nie rozczaruję :)