— Przyszedł
wczoraj — powiedział, wchodząc do sali.
Liv,
tak jak podejrzewał Markus, od razu uniosła głowę i spojrzała na
niego; w jej niebieskich oczach nadzieja mieszała się ze smutkiem i
strachem. Pokręcił przecząco głową, co jednocześnie ją
uspokoiło i – miał wrażenie – jeszcze bardziej zasmuciło.
Opadła z powrotem na poduszkę, a Markus rzucił krótkie spojrzenie
w stronę sąsiedniego łóżka, które było puste i porządnie
zasłane.
—
Wypisali
ją rano — mruknęła Liv, jakby czytała w jego myślach.
Markus
westchnął z ulgą; nie przepadał za szesnastoletnią sąsiadką
Liv, która stale paplała o stanie swojego zdrowia, nauczaniu
indywidualnym, przystojnych lekarzach, chłopcach z oddziału i
gwiazdach z jej dziewczęcych pism. Liv uśmiechała się tylko i
nawet nie próbowała podtrzymywać rozmowy, co nie zrażało
tej nastolatki, a Markus zaś silił się, by na nią nie
nawrzeszczeć. Nie wyrządziła mu żadnej krzywdy, jednakże prawie
dwukrotnie starszy od niej Markus nie potrafił przejąć się
faktem, że oddziałowa nauczycielka angielskiego zadała jej dwa
wypracowania do napisania, gdy po raz drugi w życiu spędzał każdą
wolną chwilę na oddziale onkologii; najpierw nie odstępował na
krok żony, a teraz odwiedzał Liv.
—
Jak
się czujesz?
Wzruszyła
ramionami. Pochylił się nad nią, pocałował ją w czoło i
pogłaskał po niesfornych włosach. Krótkie kosmyki sterczały w
różne strony; ciemny kolor włosów mocno odznaczał się od
bladych policzków. Uśmiechnęła się słabo, gdy usiadł i ujął
jej dłoń w swoją. Przyglądał się jej twarzy, lecz odniósł
wrażenie, że Liv wyglądała gorzej niż poprzedniego
dnia.
—
Co
z Tomem?
Teraz
Markus wzruszył ramionami. W jej oczach błysnął gniew.
—
Markus!
—
Miał
zabandażowaną rękę.
—
Co
się...
—
Powiedz
mi, jak się czujesz — przerwał w połowie słowa i nie czuł
żadnych wyrzutów z tego powodu. Czy to naprawdę takie ważne, w
jaki sposób Tom się zranił? — I nie kłam, Liv.
—
Beznadziejnie.
Zadowolony? — syknęła zła, mrużąc oczy. Wyrwała dłoń i
uniosła się na poduszce. Naciągnęła rękawy granatowego swetra
na dłonie i wlepiła w niego wzrok. — Jestem osłabiona, zmęczona,
nie mam apetytu i nie mogę spać. Gdy tylko zamknę oczy, widzę
ciebie. Cierpisz. Albo widzę mojego brata, który jest wściekły.
Albo widzę Toma, a jego rozczarowanie i moja tęsknota pozbawiają
mnie tchu. Tęsknię za nim, tak jak przepowiadałeś. Zadowolony? —
powtórzyła wściekła.
—
Tak
— odpowiedział krótko i spokojnie. Liv coraz rzadziej okazywała
jakiekolwiek emocje albo zainteresowanie czymkolwiek. Uśmiechała
się, ale robiła to w sposób mechaniczny, odpowiadała na pytania
beznamiętnie i ciągle patrzyła w ścianę. Teraz gdy się
zdenerwowała, Markus zapragnął ją wyściskać. Mogłaby
wrzeszczeć na niego do rana, gdyby tylko to coś pomogło. — Tom
jest w nieco lepszej formie niż ty. Jestem pewien, że nie wdał się
w żadną bójkę, ale podejrzewam, że mógł coś rozbić —
powiedział z namysłem, a Liv bez
słowa pokiwała głową. Od razu pojęła, co miał na
myśli. Markus rozbił wszystkie lustra i szklane drzwiczki od szafek
w regale, gdy zmarła Johanna. Na lewej dłoni miał kilka
jaśniejszych kresek, starych blizn z tamtego okresu. Zerknął na
nie mimochodem i mówił dalej: — Przesiedział trzy godziny przy
stoliku, zanim do mnie podszedł. Miał nadzieję, że będziesz w
pracy. Szukał cię.
—
Co
mu powiedziałeś?
—
To,
co mi kazałaś.
—
I
jak to przyjął?
—
Trudno
powiedzieć.
Nie
wiedział, jak ma interpretować zachowanie Toma. Okłamał go! Nic,
z tego co powiedział, nie było prawdą. Liv prosiła, by
w razie takiej sytuacji dosadnie mu wytłumaczył, że nie chce mieć
z nim nic wspólnego. Że go nie kocha i wyjechała z miasta, by się
od niego uwolnić. Co za bzdura! Był niezłym aktorem; powiedział
to wszystko z kamiennym wyrazem twarzy, ponieważ z jakiegoś
dziwnego powodu chciał być lojalny Liv, lecz mimo wszystko
miał nadzieję, że Tom zrozumie, że kłamie, i wróci. Nie
wiedział, czy kiedykolwiek to się stanie, ponieważ z każdym jego
słowem Tom odkrywał się coraz bardziej. Był wojowniczo
nastawiony, gdy usadowił się na stołku przy barze, i nie
chciał odejść bez rozmowy. Im dłużej jednak Markus
mówił, tym gorzej wyglądał Tom. Kłamał dla Liv, ale czuł,
że obojgu wyrządza krzywdę. Gdy zrezygnowany Tom w końcu odszedł,
Markusowi wyraźnie ulżyło i załamany oparł głowę o blat, bo
nie mógł patrzeć na miejsce, które przed chwilą zajmował
Tom.
—
Więcej
tego nie zrobię.
—
Zrobisz.
Nie sądziłam, że Tom w ogóle przyjdzie do baru... — zawiesiła
głos, jakby zapomniała, co chciała dalej powiedzieć. Przymknęła
na chwilę powieki, a potem popatrzyła na Markusa. — Nieważne,
dlaczego przyszedł. Jeśli jeszcze kiedyś się pojawi...
—
Nie!
—
Markus...
—
Kiedy,
do cholery, to do ciebie dotrze? — zapytał podniesionym tonem.
Miał ochotę potrząsnąć Liv, a potem sobą. Nie mógł
słuchać tego, co mówiła Liv, a jednocześnie spełniał jej
prośby. Co się z nim działo? Powstrzymał chęć zaciśnięcia
dłoni na szczupłych przegubach Liv. — Rzuciłaś go, a on
przezwyciężył wstyd i przyszedł. Gdy powiedziałaś, że to
koniec, on odparł, że cię kocha, tak? Liv, dla faceta to już
jest wystarczająco poniżające, a przyjść...
—
Przejdzie
mu.
—
Ogłuchłaś?
Przyszedł, bo cię kocha, Liv! Tego nie da się ot tak
wyłączyć, dobrze wiesz!
—
Kocha,
kocha, kocha... to wszystko mija.
—
A
ty? Też ci przejdzie?
—
Ja
umrę — odparła beznamiętnym tonem.
—
Przestań
— szepnął ostrzegawczo.
—
To
ty przestań, Markus. Tom mnie kocha, jasne. Wiem o tym, do cholery!
Ale co ty sobie wyobrażasz, co?! Miłość przezwycięży wszystko?
Bzdura! Nic nie przezwycięży! — krzyczała, ale głos załamywał
jej się na ostatnich słowach. Przetarła gniewnie twarz, gdy w
oczach zalśniły pierwsze łzy. Wzięła kilka głębszych oddechów
i dokończyła spokojnie: — Gdyby dowiedział się, że zataiłam
przed nim chorobę, śmierć rodziców i istnienie mojego brata, sam
by odszedł.
—
Nigdy
się tego nie dowiesz.
—
Nie
muszę. Ty też mi nie uwierzyłeś, gdy do ciebie przyszłam.
—
Tak,
kurwa, nie uwierzyłem! Powiedziałaś: "Markus, zabiłam moich
rodziców"! A później zemdlałaś! Myślałem, że
zwariowałaś! — krzyczał jak opętany, przypominając sobie
tamten wieczór. Liv już od dawna się nie
odzywała, aż niespodziewanie stanęła pod jego drzwiami,
na ramieniu miała torbę podróżną i wyglądała, jakby nie spała
od kilku dni. Wtedy też postanowił zaopiekować się Liv, co
starał się robić każdego dnia. Była dla niego jak młodsza
siostra, więc być może dlatego na nią wrzeszczał, gdy świadomie
rezygnowała ze szczęścia, które miała na wyciągnięcie ręki, i
skazywała na cierpienie siebie i Toma. — Dopiero jak doszłaś
do siebie, to mi opowiedziałaś, co się stało. I nigdy więcej tak
nie mów, rozumiesz? Zawsze ci wierzyłem i nigdy cię nie
opuściłem. Tom cię kocha, Liv. Ja też cię kocham!
—
Dlaczego
nie pozwolisz mi o nim zapomnieć?
—
Nie
mogę patrzeć, jak cierpisz bez niego — powtórzył; ile razy
jeszcze będzie musiał to powiedzieć?
—
Chcę
zapomnieć, Markus — szepnęła udręczona. — Chcę do niego
zadzwonić i przeprosić go za wszystko, ale nie mogę, przecież
jestem tutaj... odeszłam od niego, nie mogę mieszać mu w życiu.
Nie chcę, żeby cierpiał przeze mnie jeszcze bardziej, nie
zniosłabym, gdyby zaczął tracić nadzieję; gdyby załamał
się moją nieuchronną śmiercią...
—
Potrzebujesz
go, a on potrzebuje ciebie — stwierdził.
—
Czy
ty naprawdę nic nie rozumiesz?! — Nagle podniosła głos.
— To nie jest tak samo, jak było z tobą i Johanną.
Okłamałam go, pozwoliłam mu, żeby mnie pokochał, chociaż
wiedziałam, że nigdy nie powiem mu prawdy! Nie byłam w stanie tego
zrobić ani nie potrafiłam się przed nim obronić. Wy byliście
małżeństwem! Wiedziałeś o niej wszystko!
—
Tom
też mógł wiedzieć o tobie wszystko.
—
Markus,
to nie to samo! Ty wciąż kochasz Johannę, wiem o tym. Chcesz
znaleźć inną kobietę i ułożyć sobie życie ze względu na
Mitchella, ale nie możesz o niej zapomnieć. Nie chcesz tego, wciąż
tym żyjesz i nie możesz ruszyć naprzód. Nie potępiam cię —
dodała łagodnym tonem. — Ale Tom nie jest taki jak ty. Wcześniej
czy później zapomni. I tak będzie dla niego lepiej.
—
Mam
cię dość. Mam dość twojego użalania się i powtarzania tych
samych bzdur! Dlaczego, kurwa, nie mogłaś dać wam szansy?!
Zachowałaś się heroicznie, odeszłaś do niego, by go chronić,
ciągle o tym pieprzysz! A zamiast walczyć o siebie dla niego, z
każdym dniem jesteś coraz bliżej śmierci, Liv! Tęsknisz,
cierpisz, umierasz, kurwa!
—
To
moje życie, Markus! I nie masz prawa się do niego wtrącać,
odpieprz się ode mnie!
—
Nie
możesz się tak poddawać! Czy ty naprawdę chcesz umrzeć, Liv?
Zacisnęła
gniewnie usta i nie odezwała się. Zamknęła oczy i wymownie
odwróciła głowę, a Markus jęknął, dając upust złości. Nie
miał pojęcia, jak powinien postępować z Liv, żeby wreszcie
zrozumiała, że jej wybory prowadzą donikąd. Jej potrzeba troski i
ochrony była doprawdy wzruszająca, ale nie mogła dbać o Toma,
skoro jednocześnie zabijała samą siebie.
Markus
zwrócił uwagę na szkicownik, który wystawał spod poduszki.
Wyciągnął go, a Liv niespodziewanie szybko wyciągnęła
po niego rękę i zdążyła jeszcze złapać za róg.
Widząc jej zrozpaczoną minę, gdy chciała za wszelką cenę go
ukryć, szarpnął mocniej i słabsza Liv musiała dać za
wygraną. Ukryła twarz w dłoniach, kiedy wzrok Markusa padł na
pierwszy rysunek. Niedokończony, z pewnością zaczęła rysować
jeszcze w trakcie urlopu, ponieważ postać Toma wpatrywała się
w morze. Zerknął na nią, lecz Liv tkwiła w
niezmienionej pozycji. Większość kartek była pokryta jego
rysunkami – grał na gitarze, rysowała go śpiącego albo
rozmawiającego przez telefon, zaczęła kilka portretów, na każdej
stronicy pojawiał się niezrozumiały cień.
—
Przejdzie
ci? — zapytał cicho. Liv wybuchnęła płaczem,
a Markus bezsilnie westchnął. — Nie zapomnisz o nim.
—
Muszę.
Pozwól mi.
—
Nie.
—
Markus...
—
Nie, Liv —
odparł. — Nie możesz tego zrobić. To cię zabije! Ciągle
rysujesz tego faceta! — krzyknął, uderzając szkicownikiem o
kolana. Otworzył na jakiejkolwiek stronie i rzucił jej to na
łóżko. — Nigdy tego nie robiłaś, Liv, nawet po
śmierci swoich rodziców. Nie rób tego!
Dopiero
gdy dwie szczupłe dłonie wbiły mu się w bok, zorientował się,
że stał i krzyczał nad Liv. Sam wcisnął się między nich i
spróbował odepchnąć go od Liv. Markus odsunął się
zaskoczony i oniemiały, a malec obrzucił go złym
spojrzeniem.
—
Zostaw
ją, wielkoludzie!
Wspiął
się na łóżko i objął rączkami roztrzęsioną Liv,
która głośno płakała.
Tom zrozumiał, że wybrał dobry korytarz, gdy u jego końca ujrzał siedzącego pod ścianą Gustava. Zwolnił nieco kroku, zaciągnął się typowo szpitalnym powietrzem i wcisnął ręce w kieszenie kurtki, aby ukryć ich drżenie. Zabandażowana dłoń pulsowała delikatnym bólem, więc zacisnął ją jeszcze mocniej, skupiając myśli na bólu.
Wychodził
właśnie z baru po nieudanej rozmowie z Markusem, kiedy rozdzwonił
się jego telefon i przerażony Gustav wykrzyczał kilka zdań, po
czym rozłączył się bez uprzedzenia. Tom zrozumiał tylko dwie
rzeczy: adres szpitala oraz imię Sophie. Próbował
zwilżyć spierzchnięte usta językiem, ale nie poczuł żadnej
ulgi, gdyż zaschło mu w gardle i język wyschnął prawie
na wiór. Chrząknął. Rozejrzał się prędko i dopiero
po chwili przypomniał sobie, że mijał automat z napojami kilka
minut temu; chciał zawrócić, ale wtedy Gustav podniósł wzrok,
więc nie mógł już się cofnąć. Westchnął i tym
razem przyśpieszył kroku.
—
Cześć,
stary. Wybacz, ja...
—
Nic
nie mów — przerwał mu, zanim Gustav zdążył powiedzieć
coś w stylu przeprosin. Wściekłość na niego już dawno minęła,
a w takiej sytuacji nie wyobrażał sobie zostawić go samego. Bądź
co bądź byli przyjaciółmi. Gustav go potrzebował i tylko to
się liczyło. — Powiedz lepiej, co z Sophie.
Gustav
zająknął się i opadł z powrotem na krzesło. Tom wahał się
przez chwilę, po czym zajął miejsce obok niego i położył mu
dłoń na ramieniu. Nic nie znaczący gest, który nie mógł ani
cofnąć czasu, ani pomóc Sophie, lecz nie miał
pojęcia, co innego mógłby zrobić. Nie potrafił nawet
wyrazić słowami tego, co właśnie czuł. Gdy tylko pierwszy raz
zobaczył pobitą Sophie, obawiał się, że wcześniej czy
później Georg nie poprzestanie na kilku razach i wyzwiskach. To
zawsze tak się kończy, dlatego czuł wściekłość, że zignorował
tę sprawę, odsunął się od niej i uniósł honorem,
kiedy Sophie najbardziej potrzebowała pomocy. A
najbardziej był wściekły na Georga, który dopuścił się tego
czynu. Nieświadomie ścisnął mocniej Gustava za ramię.
Gustav
siedział ze wzrokiem wbitym w podłogę, oparł luźno ręce na
kolanach, a ramiona opadły mu nieco. Był blady i zdenerwowany; Tom
czuł, jak drży. Co jakiś czas zerkał w stronę sali Sophie,
lecz Tom nie miał na razie na tyle odwagi, by podejść do
drzwi i zajrzeć do środka. Przez szeroką szybę w ścianie kątem
oka widział medyczne przyrządy i rząd łóżek, ale potrząsał
głową, zanim dojrzał cokolwiek konkretnego. Sam fakt,
że Sophie leżała nieprzytomna tuż za ścianą
był wystarczająco szokujący.
—
Straciła
dziecko — Gustav powiedział w końcu ściszonym
głosem. Cierpiał, jakby to dziecko było jego. Tom wykrzywił
twarz, ponieważ był w stanie wyobrazić sobie, jak Sophie będzie
cierpieć, kiedy wreszcie do siebie dojdzie i dowie się prawdy. —
Georg złamał jej rękę, kilka żeber... ma pęknięty bark,
wstrząśnienie mózgu i tyle siniaków, że nie poznałem jej, gdy
ją zobaczyłem.
—
Jak...
— Powiedziałem,
że jestem jej kuzynem, więc dowiedziałem się wszystkiego. Tom, ja
naprawdę nie wiem, co się teraz dzieje — dodał zmęczony.
—
Jak
w ogóle do tego doszło?
Milczał
dłuższą chwilę, aż w końcu zaczął opowiadać, jak kilka
miesięcy temu – kierowany głównie zwykłą
ciekawością – założył sobie konto na losowo wybranym
czacie i zaczął rozmawiać z ludźmi. Tom bez słowa słuchał
jego wywodu na temat wszelkich historii ludzkich, z którymi zdążył
się zapoznać za pośrednictwem Internetu. Przyznał w myślach, że
w ogóle nic go to nie obchodziło, ale nie miał serca, by mu
przerwać i zmusić do przejścia do sedna sprawy. Nie rozumiał,
gdzie w tym całym dziwactwie zajmowała miejsce Sophie, lecz
nie przerywał.
W
końcu Gustav doszedł do tego, jak poznał pewną kobietę, z którą
nawiązał bliższy kontakt – co u niego znaczyło jedno:
otworzył się. Z każdym wypowiadanym słowem Tom dziwił się coraz
mocniej. Nigdy nie sądził, że Gustav mógł mieć jakieś
tajemnice – przynajmniej dopóki nie zaczął
słusznie podejrzewać go o romans z Sophie –
wyrzuty sumienia, własne myśli i problemy. Zazwyczaj traktował go
jak człowieka, który nie przepada ani za rozmowami, ani za
imprezami, ale kogoś bez większych problemów i pragnień,
dostosowującego się do obecnej sytuacji i – niestety –
ludzi wokół.
Otworzył
szerzej oczy, kiedy doszedł do streszczenia spotkania z Sophie w
kawiarni, gdzie razem doszli do wniosku – jakby inaczej –
że połączyło ich przeznaczenie. Patrzył na niego sceptycznie,
nie wierząc własnym uszom. Jak to możliwe? Wybrali ten sam czat i
akurat postanowili się spotkać w najgorszym dla nich czasie?
Pokręcił głową, nie mógł uwierzyć w takie bzdury. Ale patrząc
na twarz Gustava, tracił tę pewność. Patrzył na niego szczerze i
coś w jego spojrzeniu kazało mu myśleć, że naprawdę niczego nie
ukrywa. Gustav wierzył w ich przeznaczenie i piękną
historię, ale Tom nie potrafił ot tak przyklasnąć wizji, że to
cudowne spotkanie zaplanowała jakaś wyższa istota.
—
Przekonała
mnie, że musi załatwić tę sprawę sama — kontynuował. Nie
potrafił ukryć bolesnego grymasu i nie musiał mówić tego
na głos, ponieważ Tom od razu domyślił się, co miał na
myśli. Nie powinien był pod żadnym pozorem
puścić Sophie samej do domu. — Chciała się
z tym zmierzyć, zakończyć ten związek bez mojej pomocy.
Chciała poczuć, że to tylko jej decyzja, chciała sobie
zawdzięczać wolność. Nie wiem, dlaczego jej posłuchałem,
przecież wiem, jaki jest Georg, mogłem to przewidzieć...
—
Nie
obwiniaj się — bąknął bez większego przekonania.
—
Ale
to moja wina! — krzyknął. Nie zwrócił uwagi na wahanie
Toma, co sprawiło, że ten westchnął cicho z ulgą. Gustav nie
mógł wziąć całej winy na siebie, ale obaj znali problem Georga
na tyle dobrze, by móc przewidzieć zakończenie. Ślepa
lojalność Gustava i jej naiwność po raz kolejny nie
zakończyły się dobrze. Tym razem jednak doszło do
najgorszego ze scenariuszy. — To z mojej winy ona
tam leży! Gdybym z nią poszedł, może zakończyłoby się to
zupełnie inaczej. Jakie ona miała z nim szanse? — zapytał,
ale Tom wiedział, że nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. Ona
nasuwała się sama, każdy z nich o tym pomyślał. Gustav spojrzał
nagle na niego bystro. — Gdyby coś takiego przytrafiło
się Liv, co byś zrobił, co? Obwiniałbyś się, Tom, znam
cię. Chciałbyś go zabić.
Przełknął
głośno ślinę, gdy wspomniał o Liv. Unikał jego spojrzenia,
udając, że plama na brzoskwiniowej ścianie nagle go
zainteresowała. Gustav świdrował go wzrokiem, lecz czekał w
milczeniu na jego reakcję.
Co
niby miał powiedzieć?
Nie
było okazji, żeby wspomnieć, że jego związek trwał tylko kilka
dni. Znów był samotny, wolny i zraniony. Historia zatoczyła koło,
chociaż on próbował wepchnąć stopę, by ten krąg jednak się
nie zamknął. Zraniony, samotny i wolny – taki właśnie był. Nie
chciał o tym mówić, ale podejrzewał, że bolesny grymas na jego
twarzy szybko go zdradził. Zraniony, samotny i wolny – czy już na
zawsze taki zostanie?
Serce
zaczęło mu szybciej bić, gdy pomyślał o Liv. Gdyby jakiś
facet pobił jego Liv? Nie do końca potrafił postawić
się w sytuacji Gustava, ponieważ Liv była związana
wyłącznie ze swoimi tajemnicami, a żaden mężczyzna nie
pojawiał się w tej historii. Mimo wszystko prawdopodobnie nie
wdałby się w romans z kobietą, która była w związku z kimś
innym. To zbyt kłopotliwa sytuacja, a on lubił jasne sprawy – szedł
z kimś do łóżka, rano wracał do domu i zapominał o sprawie.
Żadnych zdradzonych kochanków, narzeczonych i mężów. Miał
wystarczająco dużo na głowie.
Co
by jednak zrobił, gdyby jakiś mężczyzna znęcał się nad
kobietą, którą kocha? Od razu pomyślał o Sophie i o
tym, co próbował dla niej zrobić. Nie był w niej zakochany, lecz
nie mógł znieść myśli, że ktoś, kto był jego przyjacielem,
maltretuje kobietę. Próbował wszystkiego, by jej pomóc.
Co
zrobiłby dla Liv? Dla tej Liv, która rozkochała go w
sobie, nie mając zamiaru oddać mu miłości? Dla tej, która
podobno brzydziła się nim na tyle, że uciekła z miasta, by zerwać
z nim kontakt? Dla tej, która za nic miała jego uczucia? Dla tej,
która zostawiła go, choć obiecała, że nigdy nie opuści? Dla
tej...
Wszystko.
Zrobiłby
dla niej wszystko.
Zawsze.
—
Co
się z nim w ogóle stało? — zapytał w końcu, naprowadzając
rozmowę na poprzedni tor. Nie chciał rozmawiać o Liv i
nie mógł znieść myśli o niej. Wiedział, że i tak nie
uniknie tej rozmowy, ponieważ wcześniej czy później prawda
wyjdzie na jaw, ale nie czuł się na siłach, by o niej rozmawiać w
jakimkolwiek kontekście.
—
Nie
mam pojęcia. Przyjechałem tak szybko, jak tylko zdołałem. Dom był
otwarty, samochodu Georga nie było, a Sophie leżała na
podłodze...
—
A
Marina? Wie o wszystkim?
—
Marina
nic nie wie — mruknął ledwo dosłyszalnym głosem.
—
Może
się dowiedziała...
—
Niemożliwe —
przerwał pewnie. Pokręcił w dodatku głową. — Co teraz
będzie, Tom?
Wstał
w końcu i na drżących nogach podszedł do ściany.
Postać Sophie od razu przykuła jego wzrok, którego potem
nie mógł od niej oderwać. Serce ścisnęło mu się z bólu i
wydał z siebie zduszony okrzyk, kiedy ją ujrzał. Drobna i
niska Sophie pod szpitalną kołdrą wyglądała na jeszcze
drobniejszą, niż była w rzeczywistości. Na prawej dłoni miała
przyklejony plaster z rurką od kroplówki, na lewej ręce rękaw od
ciśnieniomierza, a na ciele przyczepione różne przewody, które
przerażały Toma. Zacisnął dłoń na ustach, by stłumić
wszystkie słowa, jakie właśnie chciały się wydostać. Nie mógł
znieść widoku pobitej Sophie ani myśli o tym, że
wszystkiemu jest winny mężczyzna, który uchodził za ich
przyjaciela. Miał ją kochać i się nią opiekować! Czy to było
takie trudne? Tom patrzył na opuchniętą twarz Sophie, liczne
siniaki i opatrunki. Miał wrażenie, że patrzył na zupełnie inną
kobietę.
Odwrócił
się w końcu, oparł plecami o ścianę i skrzyżował ramiona.
Wrócił myślami do pytania Gustava.
Co
teraz będzie?
Podejrzewał,
że personel – jeśli Gustav tego nie zrobił – z
pewnością poinformował policję o przypadku brutalnego pobicia.
Zapewne niedługo się pojawi i obaj zostaną przesłuchani jako
świadkowie, a potem zostanie wszczęte dochodzenie w sprawie
przestępstwa. Co powiedzą policji? Tom nie wyobrażał sobie, że
mógłby oskarżyć przyjaciela, lecz w takiej sytuacji –
to Sophie była najważniejsza. Nie mogli tego ani ukryć,
ani próbować zatuszować sprawy, ponieważ Georg zasługiwał na
każdy rodzaj kary za to, co zrobił. Wcześniej czy później ta
wiadomość dotrze do Billa, którego Tom próbował ostrzegać przed
takim zakończeniem, kiedy prosił go o wsparcie. Wtedy stwierdził,
że to nie jest ich sprawa, że Sophie powinna sama sobie
poradzić; Tom był ciekawy, czy nadal tak myślał.
Czy Sophie naprawdę powinna sobie sama radzić? Przez to,
że próbowała znalazła się w szpitalu i straciła swoje
dziecko. Gdyby zrobili coś wcześniej...
Wszyscy
byli winni temu, co przydarzyło się Sophie.
Tom
nie powiedział tego na głos, ponieważ nie widział już żadnego
sensu w powtarzaniu rzeczy oczywistych. Gustav na pewno myślał o
tym samym i również obwiniał się za to wszystko. Nie musiał już
o tym przypominać. Powiedział jednak coś innego.
—
Tokio
Hotel przestaje istnieć.
Wyobraź sobie, że krzywdzisz kogoś, kogo szczerze kochasz.
Niemożliwe?
Nie
wierzę ci – nigdy nie okłamałeś? Nigdy nie podniosłeś głosu?
Nigdy...? No właśnie. To nie takie trudne; wszyscy krzywdzimy tych,
których kochamy.
Ja
również skrzywdziłem najbliższą mi osobę. Nie, nie okłamałem.
Tak, nawrzeszczałem na nią. Tak, podniosłem rękę. Tak,
uderzyłem. Tak, biłem, kurwa! Na samą myśl o tym krew wrze w
moich żyłach. Ręce same zaciskają się w pięści, lecz nie
jestem pewny z jakiego powodu – złości czy
bezsilności?
Ze
złości.
Jestem
zły, jestem wściekły, jestem wkurwiony... uderzam się tymi
pięściami po twarzy, ale niewiele to pomaga. Za to
przypominam sobie, jak uderzałem ją. Tymi samymi rękami, którymi
kiedyś dotykałem miękkich policzków, dawałem prezenty i
pieściłem delikatne ciało. Teraz zadałem nimi ból.
Jestem tak
bardzo wściekły... zdradziła mnie! Podła zdzira! A ja ją
tak kocham! Dlaczego musiała odejść akurat do niego? A on? Z
tylu kobiet na świecie musiał wybrać akurat ją? Co za
złośliwość, co za podłość... Zatłukłbym gnoja gołymi
rękami.
Tak
jak ją? Słyszę twoje pytanie.
To nie
było tak.
Chciałem ją
ukarać, żeby zrozumiała, że mnie zraniła. Bo mnie zraniła!
Pieprzyła się z moim przyjacielem! Czy to nie zdrada? Zdrada. Jak
mogła? Dałem jej wszystko, chciałem się z nią ożenić, a ona...
nie rozumiem dlaczego. Co takiego on ma w sobie, czego nie mam ja?
Myślisz, że dobre serce? Zdradza ukochaną z jej przyjaciółką. W
niczym nie jest lepszy ode mnie. Wszyscy jesteśmy zepsuci. Ten
zespół nas zniszczył. Żaden z nas nie jest już dobrym
człowiekiem.
Aha,
myślisz o nim? Tfu. On tylko stara się być tym lepszym wśród
najgorszych. Zwykły kurwiarz, ale nie może poradzić sobie z
wyrzutami sumienia. Dławi się nimi, ucieka od nich, a one ciągle
go dopadają. Walczy... ale nic z tego nie wyniknie. Jest za słaby,
nieważne co ty o nim myślisz. Nie kibicuj mu, bo i tak przegra. Tak
jak my przegraliśmy.
Myślisz,
że jestem skurwysynem? Być może masz rację. Zostawiłem ją tam
samą bez pomocy i uciekłem. Straciła przytomność i przestała się
ruszać. Krwawiła... nie mogłem tego znieść. Poza tym wiem, że
on był w drodze. Zdążyła do niego zadzwonić, zanim fala
wściekłości przesłoniła mi obraz. Nie do końca wiedziałem, co
robię. Nie mogłem tego znieść! On, on, on... kurwa mać! Nie
chciałem o tym słuchać ani myśleć. Jeszcze te głosy w
mojej głowie! Gorszy, gorszy, gorszy! Rogacz. Palant.
Idiota. Musiałem to zagłuszyć. Musiałem ją zranić.
Musiałem zranić siebie.
Zapytasz,
co teraz robię?
Biegnę.
Nie wiem, gdzie jestem. Jest już ciemno, pada śnieg, czuję, że
mróz szczypie w policzki. Niewiele nawet widzę przed sobą, nie ma
tu żadnych latarni. Podłoże jest nierówne i śliskie, dwa razy
już źle stanąłem i upadłem na ziemię. Podnoszę się za każdym
razem i biegnę dalej, chociaż wysiłek fizyczny nie studzi mojej
wściekłości. Nie mogę wybaczyć sobie tego, że uciekłem z domu,
nie sprawdzając nawet, co się z nią stało. Do szaleństwa
doprowadza mnie świadomość, że on po nią przyjechał.
Co
się z nią stało?
Co
z naszym dzieckiem?
Przeklinam,
gdy wyobrażam sobie twoją minę. Nic nie wiesz.
Biegnę.
Krzyczę.
Tytuł: Ch. Dickens A tale of two cities
Strasznie smutno :( mam nadzieję, że w następny rozdział wpuścisz więcej radości, niż obrona ze strony Sama - wielkolud wywołał uśmiech na mojej twarzy :D
OdpowiedzUsuńWięc pomyliłam się ostatnio myśląc, że to być może Georg się opamiętał i zadzwonił do Toma, ale się myliłam... Zabiłabym, gdyby trafił w moje ręce!!
Czekam na kolejny, mam nadzieję, że Tom dowie się prawdy i odwiedzi Liv, przecież ona tak go potrzebuje...
Buziak ;*
Z tą radością u mnie bywa akurat różnie :) mam parę niejasnych pomysłów na 28, ale nie będzie to nic radosnego.
UsuńWszystko przed nami, Tom w końcu przestanie użalać się nad sobą, słowo :)
Ściskam <3
Cześć Frigid.
OdpowiedzUsuńponad 3 lata zajęło mi wyduszenie tutaj tego komentarza. to długi okres czasu, wiem. przez te wszystkie 3 lata chłonęłam każde słowo które tutaj przeczytałam i chciałabym żebyś wiedziała, że kiedy znikasz na miesiąc, dwa, ewentualnie dwanaście, są tutaj ludzie którzy na ciebie czekają i zawsze chętnie przeczytają to co napisałaś. a piszesz nietuzinkowo, nie czarujmy się. od czasu Letzte Beichte mało jest opowiadań przez które nie mogę spać, a Twoja historia Liv i Toma zdecydowanie jest jedną z nich.
Z niecierpliwością czekam na rozdział 28. Buziaki kochana, dziękuję że mogę przeczytać bei-dir.
Hej, hej :)
UsuńOjej, nawet sobie nie wyobrażasz, jaką sprawiłaś mi radość. Niezmiernie się cieszę, że są tutaj ludzie, którzy stale na mnie czekają pomimo różnych zawirowań w moim życiu (np. ta roczna przerwa), to naprawę cudowne uczucie. Aż nie wiem, co jeszcze sensownego powiedzieć, więc powiem tylko: dziękuję za słowa, obecność i wiarę.
po prostu powiesz, że dokończysz tę historię i pozwolisz mi spać spokojnie :) buziaki kochana.
UsuńOczywiście, że dokończę! Masz moje słowo. Nie zrobię tego szybko i nie będę częściej wracać z nowymi rozdziałami, bo czasami po prostu brakuje mi czasu, żeby spokojnie siąść i pisać następny rozdział, ale zawsze tu wrócę, przynajmniej raz w miesiącu będę.
UsuńNie pozwoliłabym jej tego nie skończyć! (: chociaż mam nadzieję, że jednak nie dojdzie do tego tak szybko, więc wracaj rzadziej :D
Usuń:*
Rzadziej, częściej... jakie żądania! :*
UsuńBędę, będę. Rzadziej, częściej, do końca.
To cud, że w końcu tutaj jestem. Ostatnio moje nieogarnięcie sięga zenitu.
OdpowiedzUsuńZnów nie wiem, co ci tu napisać. Miałam nadzieję, że w końcu przeczytam o konfrontacji Liv i Toma, a w zamian otrzymałam kubeł zimnej wody. Za to podobała mi się relacja z perspektywy Georga. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz pisałaś z jego strony, ale fajnie wiedzieć, co się dzieje w jego umyśle. To chyba najbardziej zagadkowa postać ze wszystkich w tym opowiadaniu.
Czekam na więcej. Bierz się do pracy :)
Do spotkania Toma i Liv jeszcze trochę - myślę, że w 30 już na pewno się spotkają, więc cierpliwości :)
UsuńGeorg jest zdrowo popieprzony, ale pomyślałam, że fajnie byłoby spróbować napisać coś z jego perspektywy i użyć narracji pierwszoosobowej :) wyjątkowo przypadło mi to do gustu. Może jeszcze kiedyś spróbuję... ^^
28 gotowa już (albo dopiero) w 75%, więc działam, działam. Ściskam :*