27. We had everything before us, we had nothing before us



— Przyszedł wczoraj — powiedział, wchodząc do sali.   
Liv, tak jak podejrzewał Markus, od razu uniosła głowę i spojrzała na niego; w jej niebieskich oczach nadzieja mieszała się ze smutkiem i strachem. Pokręcił przecząco głową, co jednocześnie ją uspokoiło i – miał wrażenie – jeszcze bardziej zasmuciło. Opadła z powrotem na poduszkę, a Markus rzucił krótkie spojrzenie w stronę sąsiedniego łóżka, które było puste i porządnie zasłane.   
Wypisali ją rano — mruknęła Liv, jakby czytała w jego myślach.   
Markus westchnął z ulgą; nie przepadał za szesnastoletnią sąsiadką Liv, która stale paplała o stanie swojego zdrowia, nauczaniu indywidualnym, przystojnych lekarzach, chłopcach z oddziału i gwiazdach z jej dziewczęcych pism. Liv uśmiechała się tylko i nawet nie próbowała podtrzymywać rozmowy, co nie zrażało tej nastolatki, a Markus zaś silił się, by na nią nie nawrzeszczeć. Nie wyrządziła mu żadnej krzywdy, jednakże prawie dwukrotnie starszy od niej Markus nie potrafił przejąć się faktem, że oddziałowa nauczycielka angielskiego zadała jej dwa wypracowania do napisania, gdy po raz drugi w życiu spędzał każdą wolną chwilę na oddziale onkologii; najpierw nie odstępował na krok żony, a teraz odwiedzał Liv.
Jak się czujesz?
Wzruszyła ramionami. Pochylił się nad nią, pocałował ją w czoło i pogłaskał po niesfornych włosach. Krótkie kosmyki sterczały w różne strony; ciemny kolor włosów mocno odznaczał się od bladych policzków. Uśmiechnęła się słabo, gdy usiadł i ujął jej dłoń w swoją. Przyglądał się jej twarzy, lecz odniósł wrażenie, że Liv wyglądała gorzej niż poprzedniego dnia.   
Co z Tomem?   
Teraz Markus wzruszył ramionami. W jej oczach błysnął gniew.   
Markus!   
Miał zabandażowaną rękę.   
Co się...  
Powiedz mi, jak się czujesz — przerwał w połowie słowa i nie czuł żadnych wyrzutów z tego powodu. Czy to naprawdę takie ważne, w jaki sposób Tom się zranił? — I nie kłam, Liv.   
Beznadziejnie. Zadowolony? — syknęła zła, mrużąc oczy. Wyrwała dłoń i uniosła się na poduszce. Naciągnęła rękawy granatowego swetra na dłonie i wlepiła w niego wzrok. — Jestem osłabiona, zmęczona, nie mam apetytu i nie mogę spać. Gdy tylko zamknę oczy, widzę ciebie. Cierpisz. Albo widzę mojego brata, który jest wściekły. Albo widzę Toma, a jego rozczarowanie i moja tęsknota pozbawiają mnie tchu. Tęsknię za nim, tak jak przepowiadałeś. Zadowolony? — powtórzyła wściekła.  
Tak — odpowiedział krótko i spokojnie. Liv coraz rzadziej okazywała jakiekolwiek emocje albo zainteresowanie czymkolwiek. Uśmiechała się, ale robiła to w sposób mechaniczny, odpowiadała na pytania beznamiętnie i ciągle patrzyła w ścianę. Teraz gdy się zdenerwowała, Markus zapragnął ją wyściskać. Mogłaby wrzeszczeć na niego do rana, gdyby tylko to coś pomogło. — Tom jest w nieco lepszej formie niż ty. Jestem pewien, że nie wdał się w żadną bójkę, ale podejrzewam, że mógł coś rozbić — powiedział z namysłem, a Liv bez słowa pokiwała głową. Od razu pojęła, co miał na myśli. Markus rozbił wszystkie lustra i szklane drzwiczki od szafek w regale, gdy zmarła Johanna. Na lewej dłoni miał kilka jaśniejszych kresek, starych blizn z tamtego okresu. Zerknął na nie mimochodem i mówił dalej: — Przesiedział trzy godziny przy stoliku, zanim do mnie podszedł. Miał nadzieję, że będziesz w pracy. Szukał cię.   
Co mu powiedziałeś?   
To, co mi kazałaś.   
I jak to przyjął?   
Trudno powiedzieć.   
Nie wiedział, jak ma interpretować zachowanie Toma. Okłamał go! Nic, z tego co powiedział, nie było prawdą. Liv prosiła, by w razie takiej sytuacji dosadnie mu wytłumaczył, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Że go nie kocha i wyjechała z miasta, by się od niego uwolnić. Co za bzdura! Był niezłym aktorem; powiedział to wszystko z kamiennym wyrazem twarzy, ponieważ z jakiegoś dziwnego powodu chciał być lojalny Liv, lecz mimo wszystko miał nadzieję, że Tom zrozumie, że kłamie, i wróci. Nie wiedział, czy kiedykolwiek to się stanie, ponieważ z każdym jego słowem Tom odkrywał się coraz bardziej. Był wojowniczo nastawiony, gdy usadowił się na stołku przy barze, i nie chciał odejść bez rozmowy. Im dłużej jednak Markus mówił, tym gorzej wyglądał Tom. Kłamał dla Liv, ale czuł, że obojgu wyrządza krzywdę. Gdy zrezygnowany Tom w końcu odszedł, Markusowi wyraźnie ulżyło i załamany oparł głowę o blat, bo nie mógł patrzeć na miejsce, które przed chwilą zajmował Tom.   
Więcej tego nie zrobię.   
Zrobisz. Nie sądziłam, że Tom w ogóle przyjdzie do baru... — zawiesiła głos, jakby zapomniała, co chciała dalej powiedzieć. Przymknęła na chwilę powieki, a potem popatrzyła na Markusa. — Nieważne, dlaczego przyszedł. Jeśli jeszcze kiedyś się pojawi...  
Nie!   
Markus...   
Kiedy, do cholery, to do ciebie dotrze? — zapytał podniesionym tonem. Miał ochotę potrząsnąć Liv, a potem sobą. Nie mógł słuchać tego, co mówiła Liv, a jednocześnie spełniał jej prośby. Co się z nim działo? Powstrzymał chęć zaciśnięcia dłoni na szczupłych przegubach Liv. — Rzuciłaś go, a on przezwyciężył wstyd i przyszedł. Gdy powiedziałaś, że to koniec, on odparł, że cię kocha, tak? Liv, dla faceta to już jest wystarczająco poniżające, a przyjść...   
Przejdzie mu.   
Ogłuchłaś? Przyszedł, bo cię kocha, Liv! Tego nie da się ot tak wyłączyć, dobrze wiesz!   
Kocha, kocha, kocha... to wszystko mija.   
A ty? Też ci przejdzie?   
Ja umrę — odparła beznamiętnym tonem.   
Przestań — szepnął ostrzegawczo.   
To ty przestań, Markus. Tom mnie kocha, jasne. Wiem o tym, do cholery! Ale co ty sobie wyobrażasz, co?! Miłość przezwycięży wszystko? Bzdura! Nic nie przezwycięży! — krzyczała, ale głos załamywał jej się na ostatnich słowach. Przetarła gniewnie twarz, gdy w oczach zalśniły pierwsze łzy. Wzięła kilka głębszych oddechów i dokończyła spokojnie: — Gdyby dowiedział się, że zataiłam przed nim chorobę, śmierć rodziców i istnienie mojego brata, sam by odszedł.  
Nigdy się tego nie dowiesz.   
Nie muszę. Ty też mi nie uwierzyłeś, gdy do ciebie przyszłam.   
Tak, kurwa, nie uwierzyłem! Powiedziałaś: "Markus, zabiłam moich rodziców"! A później zemdlałaś! Myślałem, że zwariowałaś! — krzyczał jak opętany, przypominając sobie tamten wieczór. Liv już od dawna się nie odzywała, aż niespodziewanie stanęła pod jego drzwiami, na ramieniu miała torbę podróżną i wyglądała, jakby nie spała od kilku dni. Wtedy też postanowił zaopiekować się Liv, co starał się robić każdego dnia. Była dla niego jak młodsza siostra, więc być może dlatego na nią wrzeszczał, gdy świadomie rezygnowała ze szczęścia, które miała na wyciągnięcie ręki, i skazywała na cierpienie siebie i Toma. — Dopiero jak doszłaś do siebie, to mi opowiedziałaś, co się stało. I nigdy więcej tak nie mów, rozumiesz? Zawsze ci wierzyłem i nigdy cię nie opuściłem. Tom cię kocha, Liv. Ja też cię kocham!   
Dlaczego nie pozwolisz mi o nim zapomnieć?   
Nie mogę patrzeć, jak cierpisz bez niego — powtórzył; ile razy jeszcze będzie musiał to powiedzieć? 
Chcę zapomnieć, Markus — szepnęła udręczona. — Chcę do niego zadzwonić i przeprosić go za wszystko, ale nie mogę, przecież jestem tutaj... odeszłam od niego, nie mogę mieszać mu w życiu. Nie chcę, żeby cierpiał przeze mnie jeszcze bardziej, nie zniosłabym, gdyby zaczął tracić nadzieję; gdyby załamał się moją nieuchronną śmiercią... 
Potrzebujesz go, a on potrzebuje ciebie — stwierdził.   
Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz?! — Nagle podniosła głos. — To nie jest tak samo, jak było z tobą i Johanną. Okłamałam go, pozwoliłam mu, żeby mnie pokochał, chociaż wiedziałam, że nigdy nie powiem mu prawdy! Nie byłam w stanie tego zrobić ani nie potrafiłam się przed nim obronić. Wy byliście małżeństwem! Wiedziałeś o niej wszystko!   
Tom też mógł wiedzieć o tobie wszystko.   
Markus, to nie to samo! Ty wciąż kochasz Johannę, wiem o tym. Chcesz znaleźć inną kobietę i ułożyć sobie życie ze względu na Mitchella, ale nie możesz o niej zapomnieć. Nie chcesz tego, wciąż tym żyjesz i nie możesz ruszyć naprzód. Nie potępiam cię — dodała łagodnym tonem. — Ale Tom nie jest taki jak ty. Wcześniej czy później zapomni. I tak będzie dla niego lepiej.   
Mam cię dość. Mam dość twojego użalania się i powtarzania tych samych bzdur! Dlaczego, kurwa, nie mogłaś dać wam szansy?! Zachowałaś się heroicznie, odeszłaś do niego, by go chronić, ciągle o tym pieprzysz! A zamiast walczyć o siebie dla niego, z każdym dniem jesteś coraz bliżej śmierci, Liv! Tęsknisz, cierpisz, umierasz, kurwa!   
To moje życie, Markus! I nie masz prawa się do niego wtrącać, odpieprz się ode mnie!   
Nie możesz się tak poddawać! Czy ty naprawdę chcesz umrzeć, Liv?   
Zacisnęła gniewnie usta i nie odezwała się. Zamknęła oczy i wymownie odwróciła głowę, a Markus jęknął, dając upust złości. Nie miał pojęcia, jak powinien postępować z Liv, żeby wreszcie zrozumiała, że jej wybory prowadzą donikąd. Jej potrzeba troski i ochrony była doprawdy wzruszająca, ale nie mogła dbać o Toma, skoro jednocześnie zabijała samą siebie.  
Markus zwrócił uwagę na szkicownik, który wystawał spod poduszki. Wyciągnął go, a Liv niespodziewanie szybko wyciągnęła po niego rękę i zdążyła jeszcze złapać za róg. Widząc jej zrozpaczoną minę, gdy chciała za wszelką cenę go ukryć, szarpnął mocniej i słabsza Liv musiała dać za wygraną. Ukryła twarz w dłoniach, kiedy wzrok Markusa padł na pierwszy rysunek. Niedokończony, z pewnością zaczęła rysować jeszcze w trakcie urlopu, ponieważ postać Toma wpatrywała się w morze. Zerknął na nią, lecz Liv tkwiła w niezmienionej pozycji. Większość kartek była pokryta jego rysunkami – grał na gitarze, rysowała go śpiącego albo rozmawiającego przez telefon, zaczęła kilka portretów, na każdej stronicy pojawiał się niezrozumiały cień.  
Przejdzie ci? — zapytał cicho. Liv wybuchnęła płaczem, a Markus bezsilnie westchnął. — Nie zapomnisz o nim.  
Muszę. Pozwól mi.  
Nie.  
Markus...  
Nie, Liv — odparł. — Nie możesz tego zrobić. To cię zabije! Ciągle rysujesz tego faceta! — krzyknął, uderzając szkicownikiem o kolana. Otworzył na jakiejkolwiek stronie i rzucił jej to na łóżko. — Nigdy tego nie robiłaś, Liv, nawet po śmierci swoich rodziców. Nie rób tego! 
Dopiero gdy dwie szczupłe dłonie wbiły mu się w bok, zorientował się, że stał i krzyczał nad Liv. Sam wcisnął się między nich i spróbował odepchnąć go od Liv. Markus odsunął się zaskoczony i oniemiały, a malec obrzucił go złym spojrzeniem.   
Zostaw ją, wielkoludzie!   
Wspiął się na łóżko i objął rączkami roztrzęsioną Liv, która głośno płakała.  









Tom zrozumiał, że wybrał dobry korytarz, gdy u jego końca ujrzał siedzącego pod ścianą Gustava. Zwolnił nieco kroku, zaciągnął się typowo szpitalnym powietrzem i wcisnął ręce w kieszenie kurtki, aby ukryć ich drżenie. Zabandażowana dłoń pulsowała delikatnym bólem, więc zacisnął ją jeszcze mocniej, skupiając myśli na bólu.  
Wychodził właśnie z baru po nieudanej rozmowie z Markusem, kiedy rozdzwonił się jego telefon i przerażony Gustav wykrzyczał kilka zdań, po czym rozłączył się bez uprzedzenia. Tom zrozumiał tylko dwie rzeczy: adres szpitala oraz imię Sophie. Próbował zwilżyć spierzchnięte usta językiem, ale nie poczuł żadnej ulgi, gdyż zaschło mu w gardle i język wyschnął prawie na wiór. Chrząknął. Rozejrzał się prędko i dopiero po chwili przypomniał sobie, że mijał automat z napojami kilka minut temu; chciał zawrócić, ale wtedy Gustav podniósł wzrok, więc nie mógł już się cofnąć. Westchnął i tym razem przyśpieszył kroku.  
Cześć, stary. Wybacz, ja...  
Nic nie mów — przerwał mu, zanim Gustav zdążył powiedzieć coś w stylu przeprosin. Wściekłość na niego już dawno minęła, a w takiej sytuacji nie wyobrażał sobie zostawić go samego. Bądź co bądź byli przyjaciółmi. Gustav go potrzebował i tylko to się liczyło. — Powiedz lepiej, co z Sophie.  
Gustav zająknął się i opadł z powrotem na krzesło. Tom wahał się przez chwilę, po czym zajął miejsce obok niego i położył mu dłoń na ramieniu. Nic nie znaczący gest, który nie mógł ani cofnąć czasu, ani pomóc Sophie, lecz nie miał pojęcia, co innego mógłby zrobić. Nie potrafił nawet wyrazić słowami tego, co właśnie czuł. Gdy tylko pierwszy raz zobaczył pobitą Sophie, obawiał się, że wcześniej czy później Georg nie poprzestanie na kilku razach i wyzwiskach. To zawsze tak się kończy, dlatego czuł wściekłość, że zignorował tę sprawę, odsunął się od niej i uniósł honorem, kiedy Sophie najbardziej potrzebowała pomocy. A najbardziej był wściekły na Georga, który dopuścił się tego czynu. Nieświadomie ścisnął mocniej Gustava za ramię. 
Gustav siedział ze wzrokiem wbitym w podłogę, oparł luźno ręce na kolanach, a ramiona opadły mu nieco. Był blady i zdenerwowany; Tom czuł, jak drży. Co jakiś czas zerkał w stronę sali Sophie, lecz Tom nie miał na razie na tyle odwagi, by podejść do drzwi i zajrzeć do środka. Przez szeroką szybę w ścianie kątem oka widział medyczne przyrządy i rząd łóżek, ale potrząsał głową, zanim dojrzał cokolwiek konkretnego. Sam fakt, że Sophie leżała nieprzytomna tuż za ścianą był wystarczająco szokujący. 
Straciła dziecko — Gustav powiedział w końcu ściszonym głosem. Cierpiał, jakby to dziecko było jego. Tom wykrzywił twarz, ponieważ był w stanie wyobrazić sobie, jak Sophie będzie cierpieć, kiedy wreszcie do siebie dojdzie i dowie się prawdy. — Georg złamał jej rękę, kilka żeber... ma pęknięty bark, wstrząśnienie mózgu i tyle siniaków, że nie poznałem jej, gdy ją zobaczyłem. 
Jak...  
— Powiedziałem, że jestem jej kuzynem, więc dowiedziałem się wszystkiego. Tom, ja naprawdę nie wiem, co się teraz dzieje — dodał zmęczony.  
Jak w ogóle do tego doszło? 
Milczał dłuższą chwilę, aż w końcu zaczął opowiadać, jak kilka miesięcy temu – kierowany głównie zwykłą ciekawością – założył sobie konto na losowo wybranym czacie i zaczął rozmawiać z ludźmi. Tom bez słowa słuchał jego wywodu na temat wszelkich historii ludzkich, z którymi zdążył się zapoznać za pośrednictwem Internetu. Przyznał w myślach, że w ogóle nic go to nie obchodziło, ale nie miał serca, by mu przerwać i zmusić do przejścia do sedna sprawy. Nie rozumiał, gdzie w tym całym dziwactwie zajmowała miejsce Sophie, lecz nie przerywał.  
W końcu Gustav doszedł do tego, jak poznał pewną kobietę, z którą nawiązał bliższy kontakt – co u niego znaczyło jedno: otworzył się. Z każdym wypowiadanym słowem Tom dziwił się coraz mocniej. Nigdy nie sądził, że Gustav mógł mieć jakieś tajemnice – przynajmniej dopóki nie zaczął słusznie podejrzewać go o romans z Sophie – wyrzuty sumienia, własne myśli i problemy. Zazwyczaj traktował go jak człowieka, który nie przepada ani za rozmowami, ani za imprezami, ale kogoś bez większych problemów i pragnień, dostosowującego się do obecnej sytuacji i – niestety – ludzi wokół.  
Otworzył szerzej oczy, kiedy doszedł do streszczenia spotkania z Sophie w kawiarni, gdzie razem doszli do wniosku – jakby inaczej – że połączyło ich przeznaczenie. Patrzył na niego sceptycznie, nie wierząc własnym uszom. Jak to możliwe? Wybrali ten sam czat i akurat postanowili się spotkać w najgorszym dla nich czasie? Pokręcił głową, nie mógł uwierzyć w takie bzdury. Ale patrząc na twarz Gustava, tracił tę pewność. Patrzył na niego szczerze i coś w jego spojrzeniu kazało mu myśleć, że naprawdę niczego nie ukrywa. Gustav wierzył w ich przeznaczenie i piękną historię, ale Tom nie potrafił ot tak przyklasnąć wizji, że to cudowne spotkanie zaplanowała jakaś wyższa istota.  
Przekonała mnie, że musi załatwić tę sprawę sama — kontynuował. Nie potrafił ukryć bolesnego grymasu i nie musiał mówić tego na głos, ponieważ Tom od razu domyślił się, co miał na myśli. Nie powinien był pod żadnym pozorem puścić Sophie samej do domu. — Chciała się z tym zmierzyć, zakończyć ten związek bez mojej pomocy. Chciała poczuć, że to tylko jej decyzja, chciała sobie zawdzięczać wolność. Nie wiem, dlaczego jej posłuchałem, przecież wiem, jaki jest Georg, mogłem to przewidzieć...  
Nie obwiniaj się — bąknął bez większego przekonania.  
Ale to moja wina! — krzyknął. Nie zwrócił uwagi na wahanie Toma, co sprawiło, że ten westchnął cicho z ulgą. Gustav nie mógł wziąć całej winy na siebie, ale obaj znali problem Georga na tyle dobrze, by móc przewidzieć zakończenie. Ślepa lojalność Gustava i jej naiwność po raz kolejny nie zakończyły się dobrze. Tym razem jednak doszło do najgorszego ze scenariuszy. — To z mojej winy ona tam leży! Gdybym z nią poszedł, może zakończyłoby się to zupełnie inaczej. Jakie ona miała z nim szanse? — zapytał, ale Tom wiedział, że nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. Ona nasuwała się sama, każdy z nich o tym pomyślał. Gustav spojrzał nagle na niego bystro. — Gdyby coś takiego przytrafiło się Liv, co byś zrobił, co? Obwiniałbyś się, Tom, znam cię. Chciałbyś go zabić.  
Przełknął głośno ślinę, gdy wspomniał o Liv. Unikał jego spojrzenia, udając, że plama na brzoskwiniowej ścianie nagle go zainteresowała. Gustav świdrował go wzrokiem, lecz czekał w milczeniu na jego reakcję.  
Co niby miał powiedzieć?  
Nie było okazji, żeby wspomnieć, że jego związek trwał tylko kilka dni. Znów był samotny, wolny i zraniony. Historia zatoczyła koło, chociaż on próbował wepchnąć stopę, by ten krąg jednak się nie zamknął. Zraniony, samotny i wolny – taki właśnie był. Nie chciał o tym mówić, ale podejrzewał, że bolesny grymas na jego twarzy szybko go zdradził. Zraniony, samotny i wolny – czy już na zawsze taki zostanie?  
Serce zaczęło mu szybciej bić, gdy pomyślał o Liv. Gdyby jakiś facet pobił jego Liv? Nie do końca potrafił postawić się w sytuacji Gustava, ponieważ Liv była związana wyłącznie ze swoimi tajemnicami, a żaden mężczyzna nie pojawiał się w tej historii. Mimo wszystko prawdopodobnie nie wdałby się w romans z kobietą, która była w związku z kimś innym. To zbyt kłopotliwa sytuacja, a on lubił jasne sprawy – szedł z kimś do łóżka, rano wracał do domu i zapominał o sprawie. Żadnych zdradzonych kochanków, narzeczonych i mężów. Miał wystarczająco dużo na głowie.  
Co by jednak zrobił, gdyby jakiś mężczyzna znęcał się nad kobietą, którą kocha? Od razu pomyślał o Sophie i o tym, co próbował dla niej zrobić. Nie był w niej zakochany, lecz nie mógł znieść myśli, że ktoś, kto był jego przyjacielem, maltretuje kobietę. Próbował wszystkiego, by jej pomóc.  
Co zrobiłby dla Liv? Dla tej Liv, która rozkochała go w sobie, nie mając zamiaru oddać mu miłości? Dla tej, która podobno brzydziła się nim na tyle, że uciekła z miasta, by zerwać z nim kontakt? Dla tej, która za nic miała jego uczucia? Dla tej, która zostawiła go, choć obiecała, że nigdy nie opuści? Dla tej... 
Wszystko.  
Zrobiłby dla niej wszystko.  
Zawsze.  
Co się z nim w ogóle stało? — zapytał w końcu, naprowadzając rozmowę na poprzedni tor. Nie chciał rozmawiać o Liv i nie mógł znieść myśli o niej. Wiedział, że i tak nie uniknie tej rozmowy, ponieważ wcześniej czy później prawda wyjdzie na jaw, ale nie czuł się na siłach, by o niej rozmawiać w jakimkolwiek kontekście.  
Nie mam pojęcia. Przyjechałem tak szybko, jak tylko zdołałem. Dom był otwarty, samochodu Georga nie było, a Sophie leżała na podłodze... 
A Marina? Wie o wszystkim?  
Marina nic nie wie — mruknął ledwo dosłyszalnym głosem.  
Może się dowiedziała... 
Niemożliwe — przerwał pewnie. Pokręcił w dodatku głową. — Co teraz będzie, Tom?  
Wstał w końcu i na drżących nogach podszedł do ściany. Postać Sophie od razu przykuła jego wzrok, którego potem nie mógł od niej oderwać. Serce ścisnęło mu się z bólu i wydał z siebie zduszony okrzyk, kiedy ją ujrzał. Drobna i niska Sophie pod szpitalną kołdrą wyglądała na jeszcze drobniejszą, niż była w rzeczywistości. Na prawej dłoni miała przyklejony plaster z rurką od kroplówki, na lewej ręce rękaw od ciśnieniomierza, a na ciele przyczepione różne przewody, które przerażały Toma. Zacisnął dłoń na ustach, by stłumić wszystkie słowa, jakie właśnie chciały się wydostać. Nie mógł znieść widoku pobitej Sophie ani myśli o tym, że wszystkiemu jest winny mężczyzna, który uchodził za ich przyjaciela. Miał ją kochać i się nią opiekować! Czy to było takie trudne? Tom patrzył na opuchniętą twarz Sophie, liczne siniaki i opatrunki. Miał wrażenie, że patrzył na zupełnie inną kobietę. 
Odwrócił się w końcu, oparł plecami o ścianę i skrzyżował ramiona. Wrócił myślami do pytania Gustava. 
Co teraz będzie?  
Podejrzewał, że personel – jeśli Gustav tego nie zrobił – z pewnością poinformował policję o przypadku brutalnego pobicia. Zapewne niedługo się pojawi i obaj zostaną przesłuchani jako świadkowie, a potem zostanie wszczęte dochodzenie w sprawie przestępstwa. Co powiedzą policji? Tom nie wyobrażał sobie, że mógłby oskarżyć przyjaciela, lecz w takiej sytuacji – to Sophie była najważniejsza. Nie mogli tego ani ukryć, ani próbować zatuszować sprawy, ponieważ Georg zasługiwał na każdy rodzaj kary za to, co zrobił. Wcześniej czy później ta wiadomość dotrze do Billa, którego Tom próbował ostrzegać przed takim zakończeniem, kiedy prosił go o wsparcie. Wtedy stwierdził, że to nie jest ich sprawa, że Sophie powinna sama sobie poradzić; Tom był ciekawy, czy nadal tak myślał. Czy Sophie naprawdę powinna sobie sama radzić? Przez to, że próbowała znalazła się w szpitalu i straciła swoje dziecko. Gdyby zrobili coś wcześniej...  
Wszyscy byli winni temu, co przydarzyło się Sophie.  
Tom nie powiedział tego na głos, ponieważ nie widział już żadnego sensu w powtarzaniu rzeczy oczywistych. Gustav na pewno myślał o tym samym i również obwiniał się za to wszystko. Nie musiał już o tym przypominać. Powiedział jednak coś innego. 
Tokio Hotel przestaje istnieć.  










Wyobraź sobie, że krzywdzisz kogoś, kogo szczerze kochasz.  
Niemożliwe?  
Nie wierzę ci – nigdy nie okłamałeś? Nigdy nie podniosłeś głosu? Nigdy...? No właśnie. To nie takie trudne; wszyscy krzywdzimy tych, których kochamy.  
Ja również skrzywdziłem najbliższą mi osobę. Nie, nie okłamałem. Tak, nawrzeszczałem na nią. Tak, podniosłem rękę. Tak, uderzyłem. Tak, biłem, kurwa! Na samą myśl o tym krew wrze w moich żyłach. Ręce same zaciskają się w pięści, lecz nie jestem pewny z jakiego powodu – złości czy bezsilności?  
Ze złości.  
Jestem zły, jestem wściekły, jestem wkurwiony... uderzam się tymi pięściami po twarzy, ale niewiele to pomaga. Za to przypominam sobie, jak uderzałem ją. Tymi samymi rękami, którymi kiedyś dotykałem miękkich policzków, dawałem prezenty i pieściłem delikatne ciało. Teraz zadałem nimi ból.  
Jestem tak bardzo wściekły... zdradziła mnie! Podła zdzira! A ja ją tak kocham! Dlaczego musiała odejść akurat do niego? A on? Z tylu kobiet na świecie musiał wybrać akurat ? Co za złośliwość, co za podłość... Zatłukłbym gnoja gołymi rękami.  
Tak jak ją? Słyszę twoje pytanie.  
To nie było tak.  
Chciałem ją ukarać, żeby zrozumiała, że mnie zraniła. Bo mnie zraniła! Pieprzyła się z moim przyjacielem! Czy to nie zdrada? Zdrada. Jak mogła? Dałem jej wszystko, chciałem się z nią ożenić, a ona... nie rozumiem dlaczego. Co takiego on ma w sobie, czego nie mam ja? Myślisz, że dobre serce? Zdradza ukochaną z jej przyjaciółką. W niczym nie jest lepszy ode mnie. Wszyscy jesteśmy zepsuci. Ten zespół nas zniszczył. Żaden z nas nie jest już dobrym człowiekiem. 
Aha, myślisz o nim? Tfu. On tylko stara się być tym lepszym wśród najgorszych. Zwykły kurwiarz, ale nie może poradzić sobie z wyrzutami sumienia. Dławi się nimi, ucieka od nich, a one ciągle go dopadają. Walczy... ale nic z tego nie wyniknie. Jest za słaby, nieważne co ty o nim myślisz. Nie kibicuj mu, bo i tak przegra. Tak jak my przegraliśmy.  
Myślisz, że jestem skurwysynem? Być może masz rację. Zostawiłem ją tam samą bez pomocy i uciekłem. Straciła przytomność i przestała się ruszać. Krwawiła... nie mogłem tego znieść. Poza tym wiem, że on był w drodze. Zdążyła do niego zadzwonić, zanim fala wściekłości przesłoniła mi obraz. Nie do końca wiedziałem, co robię. Nie mogłem tego znieść! On, on, on... kurwa mać! Nie chciałem o tym słuchać ani myśleć. Jeszcze te głosy w mojej głowie! Gorszy, gorszy, gorszy! Rogacz. Palant. Idiota. Musiałem to zagłuszyć. Musiałem ją zranić. Musiałem zranić siebie.  
Zapytasz, co teraz robię?  
Biegnę. Nie wiem, gdzie jestem. Jest już ciemno, pada śnieg, czuję, że mróz szczypie w policzki. Niewiele nawet widzę przed sobą, nie ma tu żadnych latarni. Podłoże jest nierówne i śliskie, dwa razy już źle stanąłem i upadłem na ziemię. Podnoszę się za każdym razem i biegnę dalej, chociaż wysiłek fizyczny nie studzi mojej wściekłości. Nie mogę wybaczyć sobie tego, że uciekłem z domu, nie sprawdzając nawet, co się z nią stało. Do szaleństwa doprowadza mnie świadomość, że on po nią przyjechał.  
Co się z nią stało? 
Co z naszym dzieckiem? 
Przeklinam, gdy wyobrażam sobie twoją minę. Nic nie wiesz. 
Biegnę.  
Krzyczę. 
  
  
  
Tytuł: Ch. Dickens A tale of two cities 

10 komentarzy:

  1. Strasznie smutno :( mam nadzieję, że w następny rozdział wpuścisz więcej radości, niż obrona ze strony Sama - wielkolud wywołał uśmiech na mojej twarzy :D
    Więc pomyliłam się ostatnio myśląc, że to być może Georg się opamiętał i zadzwonił do Toma, ale się myliłam... Zabiłabym, gdyby trafił w moje ręce!!
    Czekam na kolejny, mam nadzieję, że Tom dowie się prawdy i odwiedzi Liv, przecież ona tak go potrzebuje...
    Buziak ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą radością u mnie bywa akurat różnie :) mam parę niejasnych pomysłów na 28, ale nie będzie to nic radosnego.
      Wszystko przed nami, Tom w końcu przestanie użalać się nad sobą, słowo :)
      Ściskam <3

      Usuń
  2. Cześć Frigid.
    ponad 3 lata zajęło mi wyduszenie tutaj tego komentarza. to długi okres czasu, wiem. przez te wszystkie 3 lata chłonęłam każde słowo które tutaj przeczytałam i chciałabym żebyś wiedziała, że kiedy znikasz na miesiąc, dwa, ewentualnie dwanaście, są tutaj ludzie którzy na ciebie czekają i zawsze chętnie przeczytają to co napisałaś. a piszesz nietuzinkowo, nie czarujmy się. od czasu Letzte Beichte mało jest opowiadań przez które nie mogę spać, a Twoja historia Liv i Toma zdecydowanie jest jedną z nich.

    Z niecierpliwością czekam na rozdział 28. Buziaki kochana, dziękuję że mogę przeczytać bei-dir.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej :)
      Ojej, nawet sobie nie wyobrażasz, jaką sprawiłaś mi radość. Niezmiernie się cieszę, że są tutaj ludzie, którzy stale na mnie czekają pomimo różnych zawirowań w moim życiu (np. ta roczna przerwa), to naprawę cudowne uczucie. Aż nie wiem, co jeszcze sensownego powiedzieć, więc powiem tylko: dziękuję za słowa, obecność i wiarę.

      Usuń
    2. po prostu powiesz, że dokończysz tę historię i pozwolisz mi spać spokojnie :) buziaki kochana.

      Usuń
    3. Oczywiście, że dokończę! Masz moje słowo. Nie zrobię tego szybko i nie będę częściej wracać z nowymi rozdziałami, bo czasami po prostu brakuje mi czasu, żeby spokojnie siąść i pisać następny rozdział, ale zawsze tu wrócę, przynajmniej raz w miesiącu będę.

      Usuń
    4. Nie pozwoliłabym jej tego nie skończyć! (: chociaż mam nadzieję, że jednak nie dojdzie do tego tak szybko, więc wracaj rzadziej :D
      :*

      Usuń
    5. Rzadziej, częściej... jakie żądania! :*
      Będę, będę. Rzadziej, częściej, do końca.

      Usuń
  3. To cud, że w końcu tutaj jestem. Ostatnio moje nieogarnięcie sięga zenitu.
    Znów nie wiem, co ci tu napisać. Miałam nadzieję, że w końcu przeczytam o konfrontacji Liv i Toma, a w zamian otrzymałam kubeł zimnej wody. Za to podobała mi się relacja z perspektywy Georga. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz pisałaś z jego strony, ale fajnie wiedzieć, co się dzieje w jego umyśle. To chyba najbardziej zagadkowa postać ze wszystkich w tym opowiadaniu.
    Czekam na więcej. Bierz się do pracy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do spotkania Toma i Liv jeszcze trochę - myślę, że w 30 już na pewno się spotkają, więc cierpliwości :)
      Georg jest zdrowo popieprzony, ale pomyślałam, że fajnie byłoby spróbować napisać coś z jego perspektywy i użyć narracji pierwszoosobowej :) wyjątkowo przypadło mi to do gustu. Może jeszcze kiedyś spróbuję... ^^
      28 gotowa już (albo dopiero) w 75%, więc działam, działam. Ściskam :*

      Usuń