— To
niemożliwe.
Tom
nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Serce mu zamarło
i już miał wrażenie, że nie zacznie znów bić, aż w końcu
ruszyło i tłukło się tak boleśnie w piersi, że brakowało mu
tchu. Rak, choroba, Liv... wpatrywał się w Markusa tępym wzrokiem
i czekał, aż ten powie, że znów skłamał. Lecz Markus patrzył
na niego poważnie, zaciskając mocno szczęki, jakby powstrzymywał
ich drżenie.
— Przecież...
— Co
przecież? — wtrącił bezlitośnie Markus. — Nigdy nie
pomyślałeś, że Liv jest chorobliwie blada? Zbyt słaba, szybko
się męczy? Myślałeś, że zasłabła wtedy nad morzem tylko
dlatego, że za szybko wstała? Kilka tygodni temu dostała krwotoku
z nosa i nie wiedziałem, jak to zatamować! — krzyknął ze
złością, ale Tom ponad to wyczuł rozpacz. Nie potrafił sobie
nawet wyobrazić, co przeżywał Markus. Ale za to nie mógł
zrozumieć, dlaczego to wszystko zignorował. Zmartwił się, gdy Liv
zasłabła, ale uwierzył w jej tłumaczenie. A później zapomniał
o tym zdarzeniu. Nie sądził... skąd miał wiedzieć, że jest
ciężko chora?! — Od dawna źle się czuła. Nie chciała iść do
lekarza, bo bała się diagnozy. Zaryzykowała wszystkim dla ciebie!
Nie chciała cię stracić!
— To
nie moja wina! — odpowiedział ostro. — Nie miałem pojęcia, że
jest chora! W ogóle nic mi nie powiedziała! Oszukała mnie!
Uderzył
jeszcze pięścią w blat i wstał. Zacisnął dłonie na głowie i
zaczął krążyć po barze. Chciał to wszystko sobie ułożyć, ale
jak mógł to zrobić? Nie miał bladego pojęcia, co dzieje się z
Liv. Był wściekł na nią, że zataiła przed nim chorobę.
Dlaczego? Dlaczego to zrobiła? Nie był wart poznania prawdy o niej?
Bała się, że ją zostawi z powodu choroby? Że będzie ją inaczej
traktować? Dlaczego nie chciała, by jej pomógł? Czy nie na tym
polega miłość?
— Co
byś zrobił, gdyby Liv powiedziała ci prawdę?
Zatrzymał
się i popatrzył na Markusa. Nie wiedział, co by zrobił – nigdy
nie miał styczności z osobą chorą na raka. Byłby przerażony –
podobnie jak teraz – ale przecież nie byłby w stanie jej
zostawić.
— Mógłbym
wybrać — powiedział w końcu. — Liv odebrała mi tę możliwość.
Markus
uśmiechnął się niespodziewanie.
— Nie
zostawiłbyś jej — stwierdził, a Tom przytaknął. Był
przerażony tym, co usłyszał, i jednocześnie rozwścieczony
zachowaniem Liv. Nie miał pojęcia, w jakim była stanie, co mówili
lekarze ani co mógłby dla niej zrobić. Nie potrafiłby odejść. —
Liv bała się tego, że ją zostawisz, gdy dowiesz się prawdy.
— Nie
jestem taki...
— Wiem
— przerwał mu. — Ale musisz się zdecydować tu i teraz.
Nowotwór to nie tylko problem osoby chorej; to uderza we wszystkich
najbliższych. Liv będzie musiała stoczyć największą walkę, ale
twoje siły również zostaną wystawione na próbę. Przemyśl to,
zanim poprosisz mnie o resztę.
— Dlaczego?
To chyba jasne! Kocham ją, nie rozumiesz?
— Rozumiem
— powiedział. — Ale Liv nie ma grypy i nie przejdzie jej za
tydzień. Ona jest w kiepskim stanie, Tom. Niedawno zaczęła
chemioterapię, a potem czeka ją przeszczep. To... to bardzo
wyniszcza — dodał cicho. — Nie tylko ją, ale również dotknie
to ciebie.
— Opowiedz
wszystko, co powinienem wiedzieć — zaproponował i wrócił na
swoje miejsce. Markus przyglądał mu się przez chwilę, potem znów
nalał whisky, opróżnił szklankę i skinął głową. — Kiedy
zachorowała?
— Liv
miała szesnaście lat, gdy dowiedziała się, że jest chora.
Chorobę wykryto dość wcześnie, ale mimo to spędziła dużo czasu
w szpitalu. Po zabiegu szybko dochodziła do siebie i wkrótce wyszła
ze szpitala, jak już mówiłem — zaczął. Gdy Tom miał
szesnaście lat, zdobywał sale koncertowe w Europie, zaliczał
dziewczyny i żył chwilą. W tym samym czasie Liv walczyła o życie.
Już nie dziwił się, dlaczego nie znała ich piosenek ani dlaczego
zawsze sprawiała wrażenie osoby, której brakuje kilka lat w życiu.
Wtedy nie interesowała się za bardzo popkulturą. — Wtedy byli
przy niej rodzice... i brat.
— Liv
ma brata?!
— Tak,
Dominic jest trzy lata młodszy od niej — wyjaśnił, a Tom
rozdziawił szeroko usta ze zdziwienia. Nigdy nie wspomniała o
bracie. Nigdy nie wspomniała o chorobie, raz udało mu się
porozmawiać z nią na temat rodziców. Pokręcił głową ze
zrezygnowaniem; bał się, co jeszcze mogła przed nim ukryć.
Dlaczego...? — Poznałem go, nie odstępował jej na krok. Spędzał
u niej każdą wolną chwilę, mieli wtedy świetny kontakt. Liv
wyraźnie to służyło i szybciej wracała do zdrowia. Ale teraz Liv
jest zupełnie sama.
— Dlaczego?
— Myślę,
że to ona powinna ci wyjaśnić — odparł wymijająco, a Tom
pomyślał tylko, że to kolejna tajemnica. Ile tego jeszcze będzie?
— To nie będzie dla niej dobry czas ani dla ciebie, jeśli nie
zrezygnujesz.
— Dlaczego
miałbym...
— Posłuchaj
najpierw. Musisz wiedzieć wszystko, dopiero potem zdecydujesz. Nie
pozwolę ci do niej jechać, jeśli rozbudzisz w niej nadzieję i
odejdziesz, bo sobie nie poradzisz albo zmienisz zdanie. Rozumiesz?
To ją zabije. I nie mam na myśli żadnej cholernej metafory. Jeżeli
ją porzucisz, to ona umrze, a ja wtedy cię zabije.
— Nie
możesz, masz przecież małe dziecko — wtrącił, próbując
rozładować sytuację, ponieważ miał wrażenie, ze Markus zrobi to
od razu.
— Dlatego
musisz mnie wysłuchać. — Głos mu nieco złagodniał, gdy
wspomniał o jego synu. Najwyraźniej Markus czuł się
odpowiedzialny zarówno za swoje dziecko, jak i za Liv. — Po waszym
rozstaniu Liv się załamała. Próbowała się trzymać, ale teraz
przestała nawet walczyć o swoje życie. Nie potrafi żyć bez
ciebie, ale nie potrafi też powiedzieć ci prawdy. To, że nagle
staniesz w drzwiach jej sali, niewiele pomoże. Nie zdziwiłbym się,
gdyby próbowała cię nawet wyrzucić... nie możesz jej na to
pozwolić. Jeżeli ją naprawdę kochasz, musisz ją uratować.
Rozumiesz?
— Tak!
— Za
jakiś czas Liv zacznie tracić włosy i będzie z nią naprawdę
niedobrze —ostrzegł. — Będzie wymiotować, spać, płakać,
straci siły, będzie chciała, żebyś ją zostawił. Będzie
krzyczeć, będzie wściekła i będzie chciała umrzeć. Liv będzie
naprawdę cierpieć, Tom. Wykrzyczy, że cię nienawidzi, zrobi
wszystko, byś odszedł... — zawiesił głos i potrząsnął głową,
jakby chciał wybudzić się ze złych wspomnień. Podjął wątek: —
Nie możesz tego zrobić, jeżeli nie dasz sobie rady – zrezygnuj
już teraz. Będziesz musiał być silny za was oboje, bo Liv... ona
nie wierzy, że to przeżyje. Dlatego od ciebie odeszła.
— Bo
boi się tego, co mogłoby się stać?
— Bo
nie mogła znieść myśli, że cierpiałbyś po jej śmierci tak,
jak ja po stracie mojej żony.
Tom
jęknął w duchu i nie potrafił znaleźć słów, by odpowiedzieć.
A więc Gustav miał rację – skąd wiedział, że Liv odeszła, by
go chronić? Był wściekły na nią, że zataiła przed nim tak
wiele, że pomimo wszystkiego nie obdarzyła go takim zaufaniem,
jakim on zdołał ją obdarzyć. Nie rozumiał, jak mogła każdego
dnia spotykać się z nim i udawać, że wszystko jest w porządku,
skoro w jej życiu wydarzyło się tak wiele złego. Jak udawało jej
się zachowywać pozory, gdy koszmary nie przemijały wraz z
nastaniem poranka? A jak on mógł nie zauważyć, że z Liv dzieje
się coś niedobrego? Gdy raz przed galą chciała porozmawiać, zbył
ją, ponieważ zbyt mocno denerwował się spotkaniem z bratem. Co mu
wtedy chciała powiedzieć? Myślał, że mają czas...
Mimo
złości czuł w gardle niebezpiecznie drapanie, więc chrząknął
głośno i przetarł dłońmi policzki. Nie mógł uwierzyć, że Liv
chciała zmierzyć się z chorobą sama, by nie narażać go na
cierpienia. Wolała, by ją znienawidził za złamane serce, niż
cierpiał razem z nią. Czy uważała, że nie był dość silny, by
temu podołać? Czy to Liv nie była zbyt silna, by dać sobie radę
z przeszłością?
— Liv
nie chce walczyć — powtórzył Markus. — Myślę, że Liv
poddała się wiele lat temu, a próbowała jedynie zachować pozory,
że jeszcze zależy jej na swoim życiu. Dopóki nie pojawiłeś się
w nim ty. Coś się zmieniło, ale jednak nie na lepsze. Miałem
nadzieję, że skoro już zaryzykowała i wplątała się w znajomość
z tobą, to wreszcie otworzy się i pozwoli komuś sobie pomóc.
Staram się, jak tylko mogę, ale myślę... myślę, że Liv uleczy
wyłącznie miłość.
— Jak
to zrobić?
— Nie
wiem — odparł bezradnie. — Gdy wyjechaliście na urlop,
pomyślałem, że to dobry znak. Liv nigdy nie dopuściłaby do
takiej sytuacji, gdyby nie była naprawdę zakochana. Nie zapraszała
mężczyzn do domu, szybko z nimi zrywała i jeszcze szybciej
zapominała. Straciła dla ciebie głowę, ale zamiast zadbać o
siebie, zaryzykowała swoim życiem, by mieć cię na dłużej.
— Nie
wiedziałem...
— Liv
ukryła przed tobą coś jeszcze. Coś, przez co nie może spać po
nocach i z tego powodu straciła chęć życia. Pewnych wydarzeń nie
potrafi sobie wybaczyć, ale ja nie potrafię przekonać jej, że nie
może się obwiniać. O tym będzie musiała opowiedzieć ci sama,
ponieważ w przeciwnym razie nigdy się od tego nie uwolni —
zastrzegł, jednocześnie dając jasny znak, że nic więcej o tym
nie powie. — Ty również będziesz musiał się z tym zmierzyć.
Będziesz musiał dać jej nadzieję i być jej nadzieją, rozumiesz?
Będziesz musiał zrobić to wszystko... dla niej. Inaczej jej nie
ocalisz.
Tom
nie spuszczał z niego wzroku, a z każdym słowem Markusa docierało
powoli do niego, że to, co go połączyło z Liv, bezpowrotnie
zginęło. Z jego opowieści wyłaniał się zupełnie inny obraz
kobiety, w której się zakochał. Chociaż był świadomy, że miała
swoje tajemnice i zapewne powody, by je przemilczeć, nie był jednak
przygotowany na taką dawkę emocji i wiadomości. Nie mógł sobie
przypomnieć, czego spodziewał się, gdy tutaj jechał. Prostej
rozmowy, która miałaby się szybko zakończyć spotkaniem z Liv?
Życie nie było proste, wykazał się wyłącznie naiwnością, gdy
łudził się, że powrót do Liv będzie prosty. Ogrom tajemnic Liv
jednak go przytłaczał.
Choć
serce mówiło: "tak!", rozum nakazywał chłodną logikę.
Chciał jej pomóc, chciał ją odnaleźć, uratować i uleczyć
samego siebie, mimo to zaczął zastanawiać się, co jeszcze ukryła
Liv. Co było tak strasznego, że nie mogła spać po nocach, a
Markus nie chciał mu o tym opowiedzieć? Czy on będzie w stanie
sobie z tym poradzić? A jak poradzi sobie z samą Liv? Nie wiedział,
czy był gotowy przyjąć jej cierpienie. Bał się, że to zbyt duża
odpowiedzialność; czasami nie miał pojęcia, jak wpłynąć na Liv
– co miał robić, gdy straciła wolę życia? W głowie kłębiło
mu się tysiące pytań, a żadne z nich nie przynosiło łatwej
odpowiedzi.
Mógł
odejść, tak jak poradził mu Markus, zapomnieć o sprawie i zacząć
żyć na nowo. Tak byłoby najprościej i najbezpieczniej – dla
nich obojga. Nie mógłby zranić Liv, nie musiałby brać na siebie
odpowiedzialności uleczenia jej ani patrzeć, jak cierpi. Mógłby
patrzeć równie dobrze na swoje cierpienie i nadal stać w miejscu.
Odpowiedź
od dawna tkwiła w nim.
— Czy...
czy pomożesz mi, gdy sam zacznę tracić siły?
— Możesz
na mnie liczyć.
— Dziękuję
— odpowiedział Tom poważnie, czując się nieco niezręcznie przy
tym starszym mężczyźnie. Lojalny Liv do bólu, wystawił go
wcześniej na próbę, a Tom potrzebował dużo czasu, by to
zrozumieć. Nie chciał dopuścić go do Liv, bo była dla niego
najważniejsza. Markus był dla niej bardziej jak ojciec; troszczył
się o nią, a potencjalnego faceta traktował podejrzliwie i
sprawdzał. Tym razem chodziło o życie Liv, więc Tom był w stanie
zrozumieć, że chciał go przetestować. Nie mógł sobie pozwolić,
by w Liv odżyła nadzieja, a potem odejście Toma ją złamało.
Powiedział mu o tym wszystkim, ponieważ wierzył, że Tom podoła
temu zadaniu. Odpowiedź była prosta. — Jestem gotowy. Nie odejdę.
Gdy
Markus podał mu dokładne instrukcje, w którym szpitalu znajduje
się Liv, jak odnaleźć jej salę i jak poradzić sobie z szokiem w
trakcie pierwszej wizyty na oddziale onkologicznym, na chwiejnych
nogach wrócił do samochodu i pojechał do domu. Nie przejmował się
tym, że pił z Markusem whisky i nie powinien prowadzić samochodu;
zupełnie go to nie obchodziło. Kiedy już pożegnał się z
przyjacielem Liv, chciał po prostu uciec jak najdalej i spokojnie
ułożyć sobie wszystko, czego dowiedział się tej nocy.
Liv
go kochała, Liv go oszukała, Liv umierała.
Długo
jeszcze krążył po przeszklonej werandzie i wpatrywał się w
ciemność nocy. Cały czas przeżywał to, co usłyszał, ale
upływające minuty nie przynosiły żadnego ukojenia. Domyślał
się, że Liv coś przed nim ukryła, i podejrzewał, że Markus w
końcu mu to opowie, ale nie sądził, że Liv zataiła przed nim
chorobę! Nie mógł tego znieść; szczypał wierzch dłoni, ale zły
sen nie mijał, więc w końcu pogodził się z nową
rzeczywistością. Markus miał rację co do jednego – musiał
zastanowić się nad tym, co właściwie chce zrobić. Nie może
rozbudzić nadziei Liv, a potem uciec. Serce kazało mu do niej gnać,
a rozum – odejść. Przecież tego chciała, prawda? By odszedł.
Nie chciała go w swoim życiu, może powinien to uszanować?
Pokręcił
głową, a na usta wypełzł smutny uśmiech. Jak mógłby ją
zostawić? Nie potrafił pojąć, dlaczego Liv go oszukiwała, czego
się bała? On sam martwił się tym, co jeszcze mogła przed nim
zataić. Brat! Kto by pomyślał... nigdy o nim nie wspomniała. W
jej mieszkaniu nie widział nawet jednego zdjęcia rodziny; dopiero
teraz to sobie uzmysłowił. Ani rodziców, ani brata. Co się z nimi
właściwie stało? Nie utrzymywali kontaktów, to jasne, ale z
jakiego powodu? Co takiego wydarzyło się w życiu Liv, że nie może
spać po nocach? Raz krzyczała przez sen, pewnej nocy znalazł ją
roztrzęsioną i zdezorientowaną. Może powinien był wtedy bardziej
naciskać i zmusić ją do przyznania się... czego by się wtedy
dowiedział?
Jeżeli
zależało mu na prawdzie, musiał dokończyć to, co już zaczął.
Musiał zmierzyć się z życiem Liv i własnymi słabościami.
Powinien być silny za ich oboje, ale nie był pewien, czy to zadanie
nie okaże się zbyt trudne dla niego. Sam niedawno doszedł do
siebie po kłótniach z bratem, rozpadzie zespołu i utracie zaufania
do najbliższych. Nie był pewien, czy jest gotowy na kolejny wstrząs
i kolejne trudne dni.
Mimo
targających nim niepewności na drugi dzień przekroczył próg
oddziału onkologicznego i zastygł bez ruchu.
Wciągnął
mocno w płuca powietrze przesiąknięte silnym zapachem środków
dezynfekcyjnych i śmierci. Zadrżał mocno, podciągnął rękawy
swetra i poczuł, jak strużka potu spływa mu pomiędzy łopatkami.
Zarówno po lewej, jak i po prawej stronie ciągnął się długi
korytarz z salami chorych dzieci. Niektóre z nich spacerowały i
mijały go, spoglądając na niego z zaciekawieniem, a on przełykał
głośno ślinę, ponieważ robiło mu się słabo na widok ich
szczupłych ciał i łysych głów. Nie mógł znieść tego, co
właśnie widział, a najbardziej tego, że Liv znajdowała się tak
blisko niego. Zapach śmierci był tak silny, że prawie namacalny, a
on nie potrafił się otrząsnąć i ruszyć przed siebie, tylko
zamarł bez ruchu. Poczuł mocniejsze uderzenia serca, gdy w sali
obok niego kobieta zaczęła rozpaczliwie szlochać. Ostatkiem sił
powstrzymał odruch ucieczki; czuł się zupełnie nie na miejscu,
miał wrażenie, że naruszył intymność każdej chorej osoby na
oddziale i nie miał pojęcia, jak dotrzyma danego słowa Markusowi,
że zajmie się Liv.
Gdy
jeden z lekarzy zaczął mu się podejrzanie przyglądać, odwrócił
się i ruszył przed siebie, szukając sali z numerem 108. Markus
wyjaśnił mu dokładnie, jak tam dotrzeć, ale im bliżej był tego
miejsca, tym bardziej czuł się przerażony. W jakim stanie była
Liv? Jak na niego zareaguje? Jak on zareaguje na nią?
Stanął
przed drzwiami i przez chwilę bił się z myślami. Czy na pewno
jest na tyle silny, by pomóc Liv przejść przez to wszystko?
Przecież ledwo wytrzymywał w tym miejscu! Chciał uciec jak
najdalej stąd i zapomnieć o wszystkim. Ale czy mógłby zapomnieć
o Liv? Nie, nie mógłby. Dlatego tutaj był, dlatego sterczał pod
tymi drzwiami i mimo wszystko nie mógłby uciec. Wytarł mokre ręce
o dżinsy, zapukał i uchylił drzwi.
Na
twarzy Liv widział wszystko – niedowierzanie, radość, wściekłość
i przerażenie. Była blada, a krótkie kosmyki włosów otaczały
jej twarz; musiała ściąć włosy zaraz po rozstaniu. Po tym, co
powiedział mu Markus, nie był zdziwiony; Liv nie zniosłaby
powolnej utraty długich włosów. Tom przeniósł wzrok na chłopca,
który patrzył na niego podejrzliwie. Poczuł się dziwnie
niezręcznie, jakby przerwał jakieś ważne spotkanie, i ze smutkiem
zauważył, że Liv musiała znać tego chłopca zdecydowanie dłużej
niż kilka dni.
Brązowe
oczy dziecka świdrowały go na wskroś z taką intensywnością,
jakby chłopiec wiedział, kim był Tom. Patrzył na niego uważnie,
nieco oceniająco, stanowczo zbyt poważnie jak na dziesięciolatka.
Skrzyżował w końcu ręce na piersiach i wydął usta w podkówkę.
Liv pogłaskała go z czułością po policzku, która nie umknęła
uwadze Toma, i powiedziała:
— Zmykaj.
— Liv...
— Nie
ma mowy — przerwała mu od razu. — Wracaj do siebie, Sam.
Chłopiec
zwlókł się z łóżka i powolnym krokiem wyszedł z sali; w
drzwiach rzucił Tomowi jeszcze jedno spojrzenie i w końcu zniknął
na korytarzu.
Nastała
niezręczna cisza. Liv skubała palcami rękaw swetra i nie patrzyła
na Toma, a on za to wbijał w nią spojrzenie. Nie mógł się
przyzwyczaić do tej sali szpitalnej, jej krótkich włosów, rzeczy
na półce, wenflonu wbitego w dłoń, jej choroby.
To mu przypomniało, jak bardzo był na nią wściekły i jak wielki
miał żal, że zataiła przed nim to wszystko.
— Boże,
Liv, jak mogłaś?!
— Powiedział
ci.
— Tak,
powiedział mi. Nie zmieniaj tematu — odparł drżącym głosem.
Czy dla niej naprawdę tylko to, że Markus powiedział mu prawdę,
miało znaczenie? To od niej powinien się o tym wszystkim
dowiedzieć, a nie od jakiegoś faceta! — Dlaczego?
Podniosła
wzrok i patrzyła na niego bez słowa.
— Przypominam
ci, że odszedłeś ode mnie — odpowiedziała w końcu.
Otworzył
szeroko oczy ze zdziwienia i głos zamarł mu gdzieś w krtani.
— Ja?!
— krzyknął po kilku chwilach milczenia. — To ty mnie zmusiłaś,
żebym cię zostawił! Jeśli
mnie kochasz... jasne,
że cię kocham! Wykorzystałaś to przeciwko mnie!
— Tom,
daj mi spokój — wtrąciła spokojnym głosem. Jego wybuch nie
zrobił na niej żadnego wrażenia albo przynajmniej dobrze udawała.
Tom spojrzał na jej skrzyżowane nogi pod kołdrą, zaciśnięte
dłonie i bladą twarz. — Jestem zmęczona, a ta rozmowa do niczego
nie prowadzi...
— Nie
zapytałaś mnie, czego ja chcę
—
powiedział z pretensją w głosie. Nie mógł się powstrzymać, by
tego nie powiedzieć; ostatnio to ona tylko mówiła i zgodził się
na wszystko. Skończyło się to tylko rozstaniem i dniami
wypełnionymi pustką, więc nie zamierzał powielać swoich błędów.
Chciał, żeby wiedziała, że go zraniła, a przede wszystkim
chciał, by miała pewność, że jej nie opuści. — Uciekłaś, bo
bałaś się spojrzeć prawdzie w oczy. Bałaś się powiedzieć mi
prawdę i wolałaś mnie oszukać, niż pozwolić sobie pomóc. Przez
cały ten czas zastanawiałem się, co zrobiłem, że odeszłaś tak
nagle!
— Nie
kocham cię — odparła sucho. — Nie rozumiesz?
— Bzdura.
— Rozstaliśmy,
do cholery! To nie było dla ciebie jasne?
Zanim
się zorientowała, co robi, siedział na łóżku naprzeciwko Liv i
obejmował dłońmi jej twarz. Patrzyła na niego bez wyrazu, ale już
wiedział, jak poznać w jej spojrzeniu rozpacz. Pod maską
obojętności cierpiała równie mocno, co on. Nie rozumiał nadal,
dlaczego nie chciała, by się nią zajął. Po co kłamała, skoro
oboje znali prawdę i wiedzieli, że to na nic?
— Nie
kłam, Liv, przecież wiem...
Liv
niespodziewanie wyrwała mu się i wybuchnęła płaczem. Odsunęła
się od niego jak najdalej, podkurczyła kolana i przycisnęła
wewnętrzną stronę dłoni do czoła.
— Zostaw
mnie, Tom, proszę cię... po prostu odejdź. Zapomnij o wszystkim,
co powiedział ci Markus. Zapomnij o mnie.
Delikatnie
odsunął jej dłonie od twarzy i objął jej policzki, ścierając
palcami łzy.
— Nie
odejdę, moja mała.
— Zostaw
mnie — poprosiła cicho. — Jestem chora, Tom. Nie zasługujesz na
to, powinieneś...
— Co
powinienem? — podchwycił. — Znaleźć sobie kogoś innego?
— Tak
będzie najlepiej dla ciebie — odpowiedziała. — Stracę włosy,
schudnę, będę... będę...
— Cholera,
Liv! Czy ty naprawdę masz mnie za takiego dupka? — zapytał
rozżalony, a ona pokręciła głową i znowu zaczęła szlochać. —
Chcę, żebyś miała piękne włosy, ładną sylwetkę i była
uśmiechnięta, bo to świadczy o twoim zdrowiu, rozumiesz? Ale żeby
cię kochać, potrzebuję wyłącznie twojego serca. Nie chcę mieć
dziewczyny, która po prostu ma fajny tyłek. Chcę mieć ciebie,
rozumiesz? Kocham cię taką, jaką jesteś. Kocham cię za twój
uśmiech i poczucie humoru, kocham twoją dobroć i czułość,
kocham cię za to, co ze mną zrobiłaś i nadal robisz, kocham nawet
twojego smoka na plecach! Dlaczego ty tego nie widzisz? Dlaczego
ciągle mnie odrzucasz?
— Ale
odszedłeś, Tom. Nie powinieneś był do mnie wracać. Chciałam,
żebyś mnie zostawił...
Tom
jednak nie słuchał, co jeszcze chciała Liv ani jak bardzo życzyła
sobie, by odszedł, bo bała się tego, co może przynieść
przyszłość. Tak samo jak ona nie pozwoliła mu kiedyś odejść,
tam samo on nie mógł tego zrobić. Objął ją mocniej i pocałował
w usta. Przeszył ją dreszcz, ale szybko odwzajemniła pocałunek, a
kolejne łzy zmoczyły jego policzki. Objęła dłońmi jego
nadgarstki i zacisnęła mocno na nich palce, jakby nie wierzyła, ze
naprawdę jest tuż obok.
— Zostań
ze mną — wyszeptał w jej rozchylone wargi i obserwował jej
reakcję.
Otworzyła
szerzej oczy ze zdziwienia. Zobaczył w nich nadzieję, której tak
bardzo oboje potrzebowali. Wiedział już, że te słowa padły
naprawdę, że nie był to wynik jego sennych koszmarów powodowanych
tęsknotą.
— Słyszałeś...
— Nie
walcz ze mną, Liv — powiedział łagodnym głosem, głaszcząc jej
policzki. Były mokre od łez, ale myślał, że już nigdy więcej
nie będzie miał okazji, by ich dotknąć. Liv znów była przy nim
i tym razem nie mogła zniknąć jak we śnie. Czekały ich trudne
chwile, ale wtedy, gdy pod palcami czuł, jak się nieśmiało
uśmiechała, nic nie miało większego znaczenia. Tylko ona. — Nie
zostawię cię już.
— Nigdy?
— Nigdy.
Przez
kolejne dni Tom przyzwyczajał się do codziennych odwiedzin na
oddziale onkologicznym. Łatwiej było mu przezwyciężać uczucie
szoku, gdy znajdował się wśród chorych. Przysłuchiwał się
rozmowom, obserwował dzieci, które mimo choroby nadal potrafiły
się śmiać, wymieniał z młodszymi uśmiechy. Powstrzymywał
drżenie dłoni i spokojnie oddychał, kiedy chodził do sali Liv.
Zaczął zapamiętywać twarze zarówno dzieci, jak i rodziców.
Poznał lekarza Liv i parę razy spotkał się z Markusem, który nie
wracał do ich rozmowy, ale od czasu do czasu patrzył na niego w
taki sposób, że Tom rozumiał, że Markus nie żałował wyboru.
Tom wiedział, że najgorszy okres dla Liv dopiero się zbliżał, a
obecny spokój był jedynie złudną nadzieją. Z każdym dniem
jednak nabierał więcej pewności, że uda mu się pomóc Liv.
Chłopiec,
który tak intensywnie mu się przyglądał, miał na imię Sam, a
Tom wkrótce dowiedział się również, że Liv od dawna go
odwiedzała, i poznał okoliczności ich pierwszego spotkania. Z
początku dziecko było nieufne i odnosiło się do niego z widoczną
rezerwą, ale Liv podpowiedziała mu, że Sam uwielbia samoloty, więc
Tom nieco wbrew sobie wybrał się do sklepu z zabawkami i wybrał
odpowiedni model. Chociaż nie był przekonany do tego pomysłu – a
zrobił to wyłącznie dlatego, że zależało mu na przynajmniej
niezłych relacjach z dzieckiem, które tak kochało Liv – to
niespodzianka odniosła niespodziewany skutek. Tego dnia Sam jak
zwykle obdarzył go obojętnym uśmiechem, ale ciekawość wzięła w
górę, gdy zobaczył prezent. Dziesięć minut później trajkotał
jak najęty o samolotach, a Liv obserwowała ich z zadowoleniem
malującym się na twarzy. Wtedy Tom doszedł do wniosku, że jednak
warto było zdobyć przyjaźń Sama.
— Teraz
moja kolej! — chłopiec oznajmił wesoło, przyglądając się
uważnie pionkom, które zostały na szachownicy.
Tom
nie protestował, chociaż odnosił wrażenie, że teraz powinna być
jego kolej. Nie był jednak pewny, ponieważ Liv przed chwilą
wtrąciła się i zasugerowała inne ustawienie pionów, a on w tym
czasie stracił rachubę. Siedziała w rogu łóżka i rysowała coś
w szkicowniku, Sam leżał obok niej na brzuchu, a Tom siedział
naprzeciwko niego. Było im nieco niewygodnie i ciasno, ale od kiedy
nawiązał wspólny język z Samem, Liv uśmiechała się
zdecydowanie częściej i Tom myślał, że wspólne spędzanie czasu
ją uszczęśliwia.
— Jasne,
jasne. Potem będą dwie moje — odparł i wyszczerzył zęby w
uśmiechu.
Sam
wystawił mu język i przestawił pion tak, że w następnym ruchu
Tom mógł go usunąć z planszy. Zaczął się wpatrywać w coś za
jego plecami, a w końcu poderwał się i krzyknął. Tom odwrócił
się szybko, ale ze zdziwieniem nie zauważył niczego
nadzwyczajnego. Wzruszył ramionami i zerknął na Sama, który
patrzył na niego poważnie. Liv również uniosła wzrok, ale szybko
straciła zainteresowanie i wróciła do rysowania. Tom przyglądał
się planszy z zamiarem wykonania upragnionego ruchu, ale coś nie
dawało mu spokoju.
Spojrzał
jeszcze raz na Sama.
— Ty
łobuzie! — zawołał niespodziewanie. — Ukradłeś mi pionka!
Sam
wybuchnął głośnym śmiechem i pokazał mu ukryty pionek w dłoni.
Liv zachichotała, nie odrywając wzroku od kartki. Tom przesunął
szachownicę, chwycił Sama pod pachy i przełożył do przez kolano.
Śmiał się nadal, gdy zwisał głową w dół.
— A
wiesz co się robi ze złodziejami?
Połaskotał
go po bokach, a Sam zaczął piszczeć ze śmiechu i wiercić się.
— Co
zrobić z oszustem, hm? — zapytał cicho, przybliżając twarz do
jego twarzy. Sam przestał się śmiać i przyglądał mu się z
uwagą; ciemne brązowe oczy nieco się rozszerzyły, ale nadal
tańczyły w nich wesołe ogniki. — Może... upieczemy? — Sam
wytrzeszczył oczy i pokręcił gwałtownie głową. — Nie chcesz?
Obedrzemy ze skóry? — Znów zaprotestował. Tom westchnął
teatralnie, uwolnił jedną rękę i podrapał się po brodzie. —
To co ja mam z tobą zrobić, urwisie?
Dał
mu delikatnego prztyczka w nos, a Sam roześmiał się
uszczęśliwiony. Rozłożył rączki na bok.
— Możesz
mnie przytulić!
Tom
uśmiechnął się rozbawiony i przygarnął chłopca, który od razu
objął go za szyję. Wzmocnił uścisk, podniósł się i zakręcił
nim wokół; Sam najpierw krzyknął, a potem zaczął się śmiać
wesoło. Tom postawił go na łóżku, obrócił się i nieco
przyklęknął, a Sam szybko wdrapał mu się na plecy.
— Gdzie
lecimy, kapitanie?
— Do
gwiazd!
Godzinę później padł wykończony na łóżku obok Liv.
— Ten
dzieciak nigdy się nie męczy.
Liv
ułożyła się wygodniej na boku i popatrzyła na niego z uśmiechem.
Przymknął powieki w chwili, gdy jej szczupłe palce wsunęły się
w jego włosy. Mruknął zadowolony, kiedy pocałowała go w skroń i
nadal gładziła po głowie. Mógłby spędzić tak wieczność,
gdyby nie to, że znajdowali się w szpitalu. Ta myśl sprawiła, że
od razu stracił nastrój i znów zaczął się martwić.
— Sam
bardzo cię polubił. Zazwyczaj jest nieśmiały i nieufny —
stwierdziła. — Spodobałeś mu się.
— Jestem
dla niego zagrożeniem — roześmiał się nagle. Liv popatrzyła na
niego zaintrygowana. — Powiedział mi dzisiaj, że ożeni się z
tobą, jak tylko dorośnie. Do tego czasu mogę się tobą zajmować.
— Liv długo nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, potakując
twierdząco głową. Oparła mu czoło na ramieniu i drżała ze
śmiechu. — Miły dzieciak, chociaż oszukuje i próbuje odbić mi
dziewczynę.
— Nie
uda mu się to — zapewniła cicho. Spojrzała na niego z miłością
i pocałowała go. — Pasuje ci ta fryzura, wiesz? Zdecydowanie
lepiej, ale mógłbyś się ogolić, Tom. Ten zarost doprowadza mnie
do szału.
Uśmiechnął
się tylko, przygarnął ją do siebie i położył dłoń na jej
dłoni, którą zacisnęła na jego koszulce.
— Liv?
— mruknęła sennie w odpowiedzi. — Markus powiedział mi trochę
o twojej rodzinie... mogłabyś sama mi resztę opowiedzieć?
Poczuł,
jak zadrżała, a potem spięła mięśnie. Chciała wyrwać się z
jego objęć, ale trzymał ją mocno i uniemożliwiał jej ruchy.
Domyślał się, że to, co ukrywała przed nim było wyjątkowo
bolesne, ale w końcu musiała przez to przejść. Żeby jej pomóc,
musiał poznać prawdę.
— Nie
walcz ze mną, Liv, nie masz na to siły.
— Nie
mam też siły na rozmowę.
— Jutro
również nie będziesz jej mieć. Ani pojutrze, ani za tydzień.
Boisz się i chcesz uciec jak przerażone zwierzę. Znów to robisz.
— Nie
chcę o tym mówić...
— A
chcesz być ze mną? — zapytał cicho, ale poważnie. Milczała. —
Musisz być ze mną szczera, Liv. Nie mogę być z tobą, jeśli mi
nie ufasz, rozumiesz?
— Ufam
ci, ale...
— Nie
zostawię cię, pamiętasz? Ty byłaś ze mną cały czas bez względu
na okoliczności. Teraz moja kolej.
— Boję
się — odparła w końcu.
Uniosła
się, skrzyżowała nogi i obciągnęła rękawy swetra. Przesuwała
nerwowo szkicownik z jednego miejsca do drugiego, aż w końcu oparła
na nim drżące dłonie. Tom obserwował ją bez słowa i nie miał
zamiaru dotknąć, ponieważ nie wiedział, do czego mógłby
doprowadzić. Być może wybrał najgorszy moment na szczerą rozmowę
– w końcu była chora – ale nie chciał już dłużej czekać.
Przez to, że uległ jej i nie porozmawiali wcześniej, rozstali się
i spędzili bez siebie za wiele czasu. Nie chciał znów do tego
doprowadzić, nie chciał też żyć w niewiedzy; Markus mówił mu,
że to bardzo ważne. Liv musiała zmierzyć się ze swoją
przeszłością, skoro chciała wrócić do niego.
— Pewnego
dnia na randce z chłopakiem dostałam krwotoku z nosa. Mój ojciec
bardzo się wystraszył, ale przekonałam go, że nie chcę iść
jeszcze do lekarza, bo czułam się całkiem nieźle. Częściej się
męczyłam, fakt, ale miałam wtedy sporo nauki, chodziłam na
zajęcia plastyczne, mama zapisała mnie na angielski, bo miałam
beznadziejne stopnie, no i spotykałam się z chłopakiem. To męczyło
— mówiła monotonnym głosem. — Nieco później zemdlałam w
szkole i obudziłam się w szpitalu.
— Zachorowałaś.
Potwierdziła
beznamiętnie.
— Wyglądało
to podobnie jak teraz. Szpital, chemia... — zawiesiła głos i
zatoczyła ręką koło. Zrozumiał. — Wtedy poznałam Markusa,
przyjaźniłam się z jego żoną... powiedział ci? No jasne. Wtedy
byli ze mną też rodzice i brat.
Tom
również się podniósł i patrzył na nią w napięciu.
— Dominic
jest trzy lata młodszy ode mnie. Wszystkie dziewczyny w jego wieku
były w nim zakochane — uśmiechnęła się nagle smutno. —
Odziedziczył urok po naszym ojcu, zawadiacki uśmiech i piękne
włosy. Niebieskie oczy odziedziczyliśmy po mamie. Zamiłowanie do
nauki najwyraźniej też, bo świetnie sobie radził w szkole i z
łatwością uczył się języków. Mówi tak dobrze po angielsku,
jak i po niemiecku. Z irlandzkim też nie miał problemów, gdy ja
zdołałam nauczyć się zaledwie podstaw. Złote dziecko, mój
braciszek.
Przycisnęła
dłoń do ust, gdy głos zaczął jej niebezpiecznie drżeć. Tom nie
wiedział, jak to rozumieć, ale serce nagle zaczęło mu mocniej
bić, a nieprzyjemny dreszcz przebiegł po plecach.
— Gdy
lekarze powiedzieli, że konieczny jest przeszczep szpiku, rodzice
przeszli niezbędne badania. Mama brała leki, które wykluczały ją
z bycia potencjalnym dawcą przez najbliższe pół roku, a ja
potrzebowałam przeszczepu jak najszybciej. Ojciec nie mógł być,
ponieważ nie był zgodny, zdarza się. Niezwykle go to rozczarowało,
bo chciał mnie ratować za wszelką cenę. Chciał oddać mi
wszystko, bym mogła wyzdrowieć, ale okazało się, że nie może
zrobić niczego.
— Co
wtedy?
— W
takich przypadkach bada się innych krewnych albo przeszukuje bazy
dawców. Simon Dunst powiedział ojcu, że znalezienie dla mnie dawcy
niespokrewnionego może być bardzo trudne, ale ojciec zgodził się,
by przebadali Dominica. Stuprocentowa zgodność.
— Nie
powinien być pełnoletni? — zapytał.
— Ogólnie,
tak. Ale to mój brat, więc w takich przypadkach procedury są nieco
inne — wyjaśniła krótko, a Tom potaknął, chociaż niewiele
pojął. — W każdym razie przeszłam zabieg, który mnie uratował.
I voilà!
Do pewnego czasu całkiem nieźle funkcjonowałam.
— Dopóki
mnie nie poznałaś — mruknął.
— Tak
— potwierdziła. — Mniej więcej w tym czasie zaczęłam czuć
się coraz słabiej. Powinnam była pójść od razu do lekarza, ale
bałam się tego, co może mi powiedzieć... i to nie twoja wina,
Tom. Bałam się, zanim pojawiłeś się w moim życiu. Dopiero gdy
się zakochałam, zaryzykowałam wszystkim, bo nie chciałam cię
stracić. Kiedy trafiłam do szpitala... zrozumiałam, że ty nie
możesz stracić mnie, nie w taki sposób. Wolałam, żebyś mnie
nienawidził.
— Nie
potrafiłem.
— Dlatego
mnie odnalazłeś — odparła z niekrytą czułością w głosie. —
Miałam nadzieję, że nie zrezygnujesz.
— Co
się stało z twoim bratem?
— Wyszłam
ze szpitala i żyliśmy po staremu. Próbowałam odnaleźć się w
życiu na nowo, spotykałam się z ludźmi ze szpitala i chodziłam
stale na kontrole. Dominic wrócił do szkoły i podrywał wszystkie
nastolatki w jego wieku. Chyba jednak wdał się w ojca... —
mruknęła, a Tom zrozumiał, że Liv gra na zwłokę. — A
później...
— Co
stało się później?
— Trochę
ponad dwa lata temu nasze drogi... rozeszły się. Mój brat mnie
nienawidzi — wyszeptała drżącym głosem. — Zabrali go, nie
potrafiłam mu pomóc... Chce, żebym umarła, żałuje, że wtedy
mnie uratował. To ja powinnam umrzeć, dlaczego ja to przeżyłam?
Wybuchnęła
rozpaczliwym płaczem i zaczęła dygotać ze strachu, a Tom siedział
oniemiały i nie wiedział, co zrobić. To już drugi raz, gdy Liv
zupełnie się przy nim rozsypała bez żadnego ostrzeżenia. Objął
ją w końcu i przycisnął do swojego torsu, ale Liv szlochała bez
przerwy i nie mogła się uspokoić. Bolał go ten widok i cierpiał
razem z nią; było mu wstyd, że zmusił ją, by po raz kolejny
przechodziła przez to, co kiedyś się wydarzyło, ale inaczej nie
mógłby jej pomóc, nie mógłby jej ratować. Chciał wierzyć, że
to, co właśnie przeżywała, w przyszłości pomoże im obojgu; jej
pogodzić się z przeszłością, a jemu zrozumieć Liv.
— Dlaczego,
moja mała?
— Dlaczego
ja to przeżyłam? — zapytała głucho, jakby znów przeżywała
tamten czas. Patrzyła na niego, ale Tom miał wrażenie, że wcale
go nie widzi. — Powinnam była umrzeć, ja nie chciałam...
— Liv,
co się stało?!
Milczała
przez dłuższą chwilę, aż w końcu wyszeptała z rozpaczą:
— Zabiłam
naszych rodziców.
What, what, what?! Że co ona zrobiła? Nieee...
OdpowiedzUsuńTak?
Nieee.
Boże, jak mogłaś tak napisać, no jak?
Ale Tom jak najbardziej na plus, jego relacja z Samem jest taka cudowna, że ohh... Miód, cud i orzeszki w karmelu!
Tom z Samem tworzą ładny obrazek, a myślę, że przyda się nieco radości :)
UsuńA Liv... jak to Liv. Ale wszystko się wyjaśni, zatem cierpliwości.
Pozdrawiam! :)
Zakończyć w takim momencie?!?! Ty nas chcesz zabicxD wreszcie sa razem mam nadzieje ze Tom nie ucieknie i ona mu do końca wyjaśni obstawiam ze był wypadek samochodowy w ktorym brali udział jej rodzice i oba i tylko ona przeżyła i cały czas sie za to obwinia
OdpowiedzUsuńNie, skądże! Nikogo nie chcę zabić, chociaż w BD jeszcze ktoś mi został... mniejsza! W każdym razie przed Tomem jeszcze trochę zawirowań i chwil zwątpienia, ale bez obaw, nigdzie już nie ucieknie.
UsuńPozdrawiam :)
Ojejku, łezka się zakręciła... :) cieszę się, że Tom się nie przestraszył i w końcu poznał prawdę; męczyłam się razem z nimi, ale mówiłam Ci o tym Noe raz. :) końcówką zaintrygowałaś jak mało kto, teraz będę niecierpliwić się bardziej niż zwykle za kolejnym rozdziałem :) no i Sam... Uwielbiam tego małego! Razem z Tomem mega mnie rozczulili :)
OdpowiedzUsuńBuzia :*
Sam jest cudowny, lubię o nim pisać, bo zawsze przy tym się uśmiecham. Chociaż zwykle jestem na nie - to tym razem stawiam to sobie za plus, że go wprowadziłam do BD.
UsuńMam nadzieję, że napisanie drugiej części 30 pójdzie mi nieco szybciej i nie będziesz musiała tak długo czekać na wyjaśnienia :)
Ściskam :*
Mój komentarz zaginął zamiast się dodać. Kochany blogspocie pieprz się! Napiszę kolejny.
OdpowiedzUsuńZ mojej głowy wyparowały wszystkie słowa i nie wiem, gdzie się podziały... Czasem zastanawiam się, dlaczego przejmuję się każdą drobnostką, przecież jest tyle poważniejszych problemów, z którymi mogłabym się zmagać! Nawet nie wyobrażam sobie, jak ciężko musi być Liv z nawrotem choroby tym bardziej, że nie ma przy niej rodziny, która wspierała ją, gdy miała naście lat. Dobrze, że dopuściła do siebie Toma. Może jemu uda się ukoić jej ból, choć wiadomo, że blizn nigdy się nie pozbędzie.
Wybacz za opóźnienie, ale to wina blogspota! (chociaż moja trochę też, bo piszę ten komentarz kilka dni...)Czekam na ciąg dalszy. Całusy <3