Simon Dunst założył ręce na piersi, oparł się
wygodniej o czarny fotel i przyjrzał się badawczo Tomowi, który siedział
skruszony po drugiej stronie zawalonego papierami biurka. Tom przygładził
dłonią ciemnie włosy wymykające się spod gumki i nerwowo podciągnął rękawy
beżowego swetra. Czuł się niezręcznie, gdy lekarz patrzył na niego bez słowa.
— Ostatnio nieźle zdenerwowałeś Liv — odezwał się w końcu ni to
złowrogo, ni to oskarżycielsko. Tom popatrzył wprost w te przenikliwe
niebieskie oczy i skinął. Nie chciał się tłumaczyć z tego, że zmusił Liv, by
wreszcie wyznała mu prawdę o swojej przeszłości – potrzebował tego. Potrzebował
tej wiedzy, która później przez kilka dni nie pozwalała mu przekroczyć progu
szpitala i sali Liv. Nie mógł na nią patrzeć ani nie mógł z nią rozmawiać. —
Wiem co nieco o tym, co spotkało Liv. I rozumiem, że chciałeś dowiedzieć się o
tym wszystkim, chociaż nie pochwalam tego, że zaburzyłeś jej spokój.
Wzruszył ramionami.
— Swój też zaburzyłem.
— Zauważyłem — odparł, unosząc znacząco brwi. Najwyraźniej wychwycił
jego nieobecność w ciągu ostatnich dni.
— Co z nią?
— Nie powinieneś sam jej zapytać? — Tom milczał wymownie, a Simon
westchnął. — No tak, przeszłość Liv była dosyć burzliwa. Z jednej strony
rozumiem twoje wahanie, ale z drugiej jestem jej lekarzem. Nie mogę udzielać
informacji na temat jej zdrowia obcym dla niej osobom.
— Nie jestem obcy... — zaperzył się.
— Nie? — podchwycił. — Od kilku dni nie widuję cię na oddziale.
Załóżmy, że byłeś przeziębiony, więc nie mogłeś tu przychodzić. Ale teraz
jesteś już zdrowy? — Tom milczał chwilę oniemiały, chcąc protestować, że od
miesięcy nie chorował. Dopiero surowe spojrzenie lekarza uświadomiło mu, że
podaje mu pomocną dłoń. Nadal nie był pewien, czy powinien wrócić do Liv, czy
odejść na dobre. Markus zadzwonił do niego tylko raz i zapytał, jak sobie
radzi, a potem – mimo obietnic i gróźb – dał mu spokój, aż Tom sam sobie
wszystko ułoży. Simon Dunst widocznie nie był na tyle cierpliwy albo łączył
fakty zdecydowanie szybciej niż sam Tom. Przecież przyszedł tutaj – wprawdzie
po kryjomu – ale przyszedł do lekarza zapytać o stan Liv. Gdyby jej przeszłość
miała wszystko przekreślić, nie byłoby go tutaj. Tom potaknął. — Cieszę się, że
już wyzdrowiałeś.
— Dzięki, faktycznie czuję się lepiej.
— Liv nie czuje się najlepiej — odpowiedział w końcu na jego pytanie.
— Gdy zakończy leczenie chemioterapią, konieczny będzie przeszczep szpiku.
Problem jest ze znalezieniem dawcy, a Liv nie ma na tyle czasu, by czekać, aż
znajdziemy kogoś idealnego dla niej.
Tom poczuł mocniejsze uderzenie serca i podrętwiały mu dłonie, gdy
usłyszał, że Liv nie ma czasu. Zdawał sobie sprawę z tego, że nawrót
białaczki jest poważną sprawą; Markus go ostrzegał, co ją czeka, widywał na
oddziale chore dzieci w różnym stadium choroby. Do tej pory wydawało mu się, że
Liv jedynie trochę zmizerniała, ale czuje się całkiem dobrze. Ale nie sądził,
że Liv może nie doczekać do przeszczepu, który miał uratować jej życie. Jęknął
w duchu; czemu ona tak długo zwlekała?
Zbladł i popatrzył na lekarza z nadzieją, że powie coś pocieszającego.
Ten tylko pokręcił głową.
— Chcę być dawcą — wypalił, zanim się zastanowił, co w ogóle ma zamiar
powiedzieć.
Simon Dunst uśmiechnął się dobrodusznie, w jego oczach błysnęło
zadowolenie, a Tom poczuł ukłucie paniki. Na co on się zgodził? Jak to wygląda?
— To bardzo szlachetne z twojej strony.
— Nie, po prostu... muszę. Inaczej nie mogę postąpić.
— Znalezienie dawcy wcale nie jest takie proste — odpowiedział. —
Oczywiście możesz przejść badania i sprawdzimy twoją zgodność, ale nie łudź
się, że osiągniemy sukces.
— Ale Liv nie ma czasu, by czekać, aż kogoś znajdziecie! — wykrzyknął
zdenerwowany.
— Nie musimy nikogo szukać — odparł spokojnie. — Idealnym dawcą dla
Liv jest jej brat, Dominic. To on kilka lat temu był dawcą. Musimy go tylko
odnaleźć.
— Przecież zapadł się pod ziemię — wymamrotał Tom.
Lekarz popatrzył na niego ze zdumieniem.
— Słyszałem, że trafił do poprawczaka, a nie wydaje mi się, że ludzie
przepadają tam bez wieści.
— Ale już wyszedł i nie wiadomo, co się z nim dzieje. Tak mi mówił
przyjaciel Liv.
— Odnalezienie brata Liv nie będzie takie trudne, Tom. A ona nie ma
zbyt wiele czasu.
Powiedział to i przysunął się do biurka tak blisko, że Toma i lekarza
dzieliły tylko centymetry.
— Liv nie ma
czasu.
Posłał mu długie spojrzenie, a potem chwycił teczkę jednego z
pacjentów, otworzył i zaczął studiować wyniki badań, dając Tomowi jednocześnie
do zrozumienia, że rozmowa jest zakończona. Ten drugi siedział jeszcze przez
kilka minut bez ruchu, wpatrując się w skupionego lekarza, który udawał, że nie
zauważa jego obecności.
Tom miał jeszcze mnóstwo pytań i chciał zaznaczyć, że wcale nie
zdecydował, że wróci do Liv. Martwił się o nią, fakt. Nadal mu na niej zależało
i za nią tęsknił, ale bał się konfrontacji. Bał się zajrzeć do Liv, ponieważ
nie wiedział, jak oboje na siebie zareagują. Ostatnio Liv dostała ataku
histerii i od tamtej pory się nie widzieli. Nie wiedział, jak się czuła ani co
myślała o tym, co mu powiedziała. Czy żałowała? Pewnie tak, w końcu uciekł bez
słowa i od kilku dni się nie odzywał. Chciał się wytłumaczyć i pokazać, że on
również był pokrzywdzony – przecież nie spodziewał się tego, co powiedziała mu
Liv – ale szybko zrozumiał, że nie miał prawa narzekać. Pojął to, co mówił
Gustav – on ma pomóc Liv otrząsnąć się ze złych wspomnieć i nauczyć ją od nowa
żyć. Liv nie zataiła przeszłości przed nim dlatego, że chciała go oszukać. W
ten dziwny sposób chciała go ochronić – przed sobą.
A on przecież ją kochał. Bez wahania chciał zostać dawcą, by uratować
jej życie. Ciągle chciał ją chronić – przed sobą, przed światem, przed chorobą
i śmiercią. Zrobiłby to wszystko z miłości. Te proste słowa wystarczyły, by
lekarz zobaczył to wcześniej przed nim. Nie mógłby odejść.
Simon Dunst wskazał mu nawet drogę, którą powinien podążać, by pomóc
Liv.
Musiał odnaleźć jej brata.
— Tom!
Najpierw usłyszał piskliwe wołanie, a chwilę później, zanim zdążył się
odwrócić i zlokalizować źródło, poczuł uderzenie drobnej pięści powyżej
pośladków. Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem, odwrócił i pewnie chwycił Sama
pod pachy, unosząc go w górę i zataczając się lekko, co rozbawiło chłopca.
Objął go mocno za szyję i zachichotał rozbawiony, kiedy Tom zrobił
cierpiętniczą minę, która miała wyrażać jego nadludzki wysiłek.
— Czołem, maluchu — przywitał się. — Jak się masz?
— Świetnie! Za godzinę przychodzą rodzice, a pan Dunst pozwolił mi
wyjść ze szpitala na kilka dni, super, co? — zaświergotał, klaszcząc w dłonie.
Stracił równowagę, zachwiał się i znowu objął Toma. — Rodzice obiecali mi jakąś
niespodziankę, ale nie chcą powiedzieć, co to takiego. Do bani, nie? Ja chcę
wiedzieć! A dlaczego cię tak długo nie było? Zapomniałeś o nas?
— Skądże znowu — odparł, pstrykając go lekko w nos, co wywołało
kolejny napad radości. Tom zawahał się tylko przez chwilę, ale postanowił
kontynuować szopkę lekarza. — Byłem przeziębiony, więc nie mogłem do was
przychodzić.
Do was.
Zadrżał mu lekko głos; Sam zmrużył oczy i przyglądał mu się badawczo.
Potem wygiął usta w podkówkę i pokiwał głową.
— Racja, nie możesz tu przychodzić, gdy jesteś chory. Mógłbyś nas
zarazić. Ale już dobrze się czujesz?
— Oczywiście — uśmiechnął się szeroko.
— Zagrasz ze mną w szachy, Tom?
— Znowu? Przecież ty zawsze oszukujesz! — zawołał.
— Wcale nie! —
zaprzeczył żywo. — Po prostu ty jesteś nieuważny, a ja to wykorzystuję. Szanse
trzeba wykorzystywać, co nie?
Tom parsknął śmiechem i pokręcił z niedowierzaniem głową.
— Masz rację — przyznał w końcu z rozbawieniem. — Mój błąd.
Sam zachichotał i pokiwał energicznie głową.
— Idziemy do Liv? — zapytał. — Chodźmy do Liv!
Tom poczuł mocniejsze uderzenie serca i nagle zrobiło mu się gorąco.
Rozejrzał się nerwowo po korytarzu, potoczył wzrokiem po zaciekawionych
maluchach i znowu spojrzał na Sama. Patrzył na niego wyczekująco, zupełnie nie
rozumiejąc jego wahania. Tom wiedział, że wcześniej czy później będzie musiał
stawić temu czoło i nie mógł unikać Liv bez końca. Przecież obiecał, że już
więcej jej nie opuści – ile były warte jego obietnice?
— Okej, idziemy do
Liv.
Przełknął głośno ślinę, postawił Sama na podłodze i pozwolił mu
wdrapać się na plecy i ruszyli powolnym krokiem do sali Liv. Nie wiedział,
czego się spodziewać po wizycie u Liv – jak ona sama na niego zareaguje?
Zareagowała tak, jak się nie spodziewał:
— Cześć, chłopcy — powitała ich od razu i uśmiechnęła się radośnie,
jakby nie widzieli się tylko kilka godzin, a nie kilka dni.
Tom na początku wytrzeszczył oczy, a potem zmusił się do
odwzajemnienia uśmiechu; w końcu był z Samem, a nie uważał, że powinien wciągać
dziecko w ich kłótnie. Wtedy też zrozumiał zachowanie Liv – ze względu na Sama
udawała, że wszystko było w porządku.
— Tom już jest zdrowy, wiesz? — krzyknął radośnie, zeskakując z jego
pleców i pobiegł do Liv. Rzucił się w jej ramiona i uściskał ją mocno. — Super,
co nie? I obiecał, że zagra ze mną w szachy! A ty zagrasz ze mną?
Liv roześmiała się głośno i pogłaskała go po policzku.
— Przecież wiesz,
że nie umiem grać w szachy — odparła z czułością w głosie.
Sam machnął lekceważąco ręką.
— Wy kobiety... — mruknął pod nosem. — Nauczę cię! Tom mi pomoże,
prawda, Tom?
Zerknął na niego z nadzieją błyszczącą w brązowych oczach, więc Tom
nie miał innego wyjścia, jak po prostu skinąć. Po twarzy Liv przemknął lekki
uśmiech, a jej wzrok prześlizgnął się po jego sylwetce; Tom przełknął głośno
ślinę i zaczął obawiać się momentu, gdy zostaną już sami.
— Zagramy? Proszę, proszę, proszę!
— Jasne — odpowiedziała autentycznie rozbawiona. — Biegnij po szachy.
I weź jeszcze ze dwie gry planszowe, dasz radę, maluchu?
— Oczywiście, że dam radę — odrzekł nieco urażonym tonem. — I jestem
już dużym chłopcem!
Zsunął się z łóżka i uśmiechnął się szeroko do Toma, gdy mijał go w
przejściu. Sam wyszedł, a Tom od razu pojął, dlaczego Liv kazała mu przynieść
jeszcze parę gier więcej – kupiła tym nieco więcej czasu. Chciała zrobić to, na
co on nie mógł zdobyć się od wielu dni.
— Tom?
Przeszył go dreszcz i serce od razu zaczęło bić jak oszalałe. Uniósł
wzrok i spojrzał na nią; patrzyła na niego pewnie i bez żalu, usta miała lekko
rozchylone. Kosmyk włosów opadł jej na czoło, więc odgarnęła go spokojnie i z
powrotem położyła ręce na skrzyżowanych nogach. Poklepała jeszcze dłonią
miejsce obok niej i skinęła na niego.
— Chodź tutaj — zachęciła. — Zróbmy to jak dorośli ludzie.
Wahał się tylko przez moment i zajął wskazane miejsce. Od Liv biło
nienaturalne ciepło, a z bliska zauważył, że oczy miała błyszczące. Wyczuwał
słaby zapach żelu owocowego pod prysznic i czegoś, co zmroziło mu krew w
żyłach: Liv pachniała chorobą i śmiercią. Miał wrażenie, że ta ostatnia siedzi
tuż za nią i trzyma dłoń na szczupłym ramieniu Liv. Otrząsnął się z tego i
powstrzymał odruch ucieczki; chciał uciec stamtąd i zapomnieć o tym wszystkim.
Czuł, jakby to był kolejny kiepski sen i cały czas starał się obudzić w swojej
rzeczywistości, w której Liv byłaby zdrowa i budziłaby się spokojna każdego
ranka u jego boku. Tych kilka chwil, których było im dane, minęło bezpowrotnie
i Liv zamiast budzić się przy nim, budziła się na oddziale onkologicznym, a on
– zaczynał pogrążać się w ciemności.
— Liv, ja...
— Nie tłumacz się i nie przepraszaj — przerwała mu od razu. Jej głos
brzmiał łagodnie, ale mimo to Tom nie chciał się z nią spierać. — Wiedziałam,
że popełniłam błąd, gdy pozwoliłam ci wrócić. Zbyt wiele nas różni, Tom. Nie
należymy do tych samych światów, potrzebujesz normalnej kobiety, która da ci
wszystko, na co zasługujesz, a ja...? — zawiesiła głos i utkwiła wzrok w nim.
Uśmiechała się do niego, ale w oczach dostrzegł przejmujący ból. Ponadto
odniósł wrażenie, że cofa się w czasie i znów są w mieszkaniu Liv, kiedy kazała
mu odejść. To była podobna scena, podobne słowa i chciała tego samego – by
odszedł. A czy on też chciał odejść? Zbyt długo się nad tym zastanawiał; Gustav
miał rację, gdy mu to wytknął. — Zwracam ci wolność, Tom. Nie jesteś mi nic
winien, możesz po prostu wyjść i nigdy nie wrócić. Możemy zostać przyjaciółmi,
którymi powinniśmy byli być, ale to chyba niemożliwe... Sam cię bardzo polubił,
wiesz? Zrobisz, jak zechcesz, ale bardzo cię proszę, zajrzyj do niego czasem...
będzie mu bardzo przykro...
Przerwała na chwilę i zastanawiała się, co jeszcze dodać. Tom patrzył
na nią z niedowierzaniem – czy naprawdę z taką łatwością przychodzi jej po raz
kolejny rozstanie z nim? Kilka słów i po wszystkim? Jakby nigdy ich nic nie
łączyło, nigdy nic razem nie przeżyli, a Tom nie złożył tylu obietnic?
— Nie kochasz mnie? — zapytał zachrypniętym głosem.
Uniosła brwi zdziwiona.
— Zawsze będę cię kochać — szepnęła ze smutkiem. Westchnęła. — Nie
wiem, jak jest po śmierci, ale postaram się opiekować...
— Nie.
— Co nie?
— Nie pozwolę ci — powiedział powoli siląc się na spokój, ale drżący
głos zdradzał emocje, jakie nim targały. — Nie możesz odejść.
— Ależ mogę —
odparła. — Mogę i powinnam to zrobić, nie widzisz tego? Jestem chora i umieram;
pewnie Simon ci wspomniał o tym? Okłamywałam cię, Tom, ukryłam przed tobą
wszystko, co tylko mogłam. Zabiłam moich rodziców, a Dominic nigdy więcej mnie
nie uratuje... nie widzisz tego? —
powtórzyła. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem i pokręciła głową. — Nie
powinnam była stawać się częścią twojego życia.
— Ale nią jesteś, nie widzisz tego? — zironizował.
Liv uśmiechnęła się nagle krzywo.
— Skończmy to, proszę cię...
Teraz Tom pokręcił głową i przysunął się bliżej; Liv nieznacznie
drgnęła, ale nie odsunęła się.
— Robisz to samo, co ja kiedyś próbowałem. Pamiętasz?
I pocałował ją, zanim zdążyła odpowiedzieć.
Niedawno on sam chciał odejść, ponieważ sądził, że potrafi wyłącznie
krzywdzić i wcześniej czy później wyrządzi Liv krzywdę. Nie chciał jej zranić,
próbował skończyć znajomość, ale Liv szybko przejrzała jego zamiary i nie
pozwoliła mu na to – a pokazała, że potrafi być dobrym człowiekiem. Zawiódł ją
już niejeden raz – wtedy, gdy pozwolił jej odejść, kiedy Liv najbardziej go
potrzebowała, i teraz ponownie, kiedy wyznała mu prawdę, której tak bardzo się
obawiała. O dobroci człowieka nie świadczą wyłącznie dobre uczynki; ważne jest
również, ile razy potrafi dostrzec swój błąd i go naprawić. Byli do siebie tak
podobni; oboje stale próbowali się chronić przed sobą, ale jedynie w sobie mogli
znaleźć ratunek.
Muskał z czułością gorące usta, a w każdy gest wkładał całą tęsknotę,
jaką czuł w ciągu ostatnich dni. Prawda o Liv wstrząsnęła nim do głębi; czego
się spodziewał? Błahego problemu, który można rozwiązać w kwadrans? Liv była
zbyt skomplikowana, zbyt przerażona i smutna, by jej problemy były banalne.
Pojął w końcu, co miał na myśli Markus, i co mówił Gustav o miłości – to nie
tylko piękne chwile i słowa. Jeżeli kocha Liv, musi się dla niej poświęcić,
oddać się w całości i stać się dla niej ratunkiem.
— Kocham cię, Liv — szepnął w jej rozchylone usta. Dyszała ciężko i
drżała w jego objęciach. Pocałował ją w czoło i nosem potarł jej policzek.
Roześmiała się cicho, a jej śmiech sprawił, że poczuł to, za czym ostatnio
tęsknił – był wreszcie tam, gdzie było jego miejsce. Obejmując Liv, słuchając
jej oddechu i całując jej usta. Był przy niej – i to było wszystko. — Wybacz
mi, że nie było mnie ostatnio przy tobie.
— Wróciłeś.
— Nigdy mnie nie zostawiłaś, teraz moja kolej.
W ciemności myśli moich bądź światłem.
— Tom?
Otworzył oko i popatrzył na nachylającą się
nad nim Liv. Uśmiechnęła się do niego rozbawiona, pochyliła jeszcze niżej i
delikatnie pocałowała w czoło. Tom mruknął cicho i wyprężył się na jej łóżku.
Uniósł się nieco, objął ją ramieniem i przyciągnął do swojego torsu, opadając z
powrotem na poduszkę. Wtulił nos w jej krótkie włosy i mocno zaciągnął się
znajomym zapachem. Liv była gorąca; czuł ciepło jej policzków przez koszulkę.
— Jak się czujesz, Liv?
— Całkiem w porządku…
— Nie kłam — powiedział ostro, zanim w ogóle
zdążyła dokończyć swoją myśl. Westchnęła, wsunęła rękę pod jego plecy i mocniej
się przytulia. — Nie kłam, Liv, proszę. Nigdy więcej kłamstw, okej?
— Nie mam siły — odparła w końcu cicho. —
Jestem zmęczona, kręci mi się w głowie za każdym razem, gdy wstaję z łóżka, a
poza tym mi niedobrze. Boję się końca, Tom…
— Jakiego końca?
— Nie udawaj, że nie wiesz, co mam na myśli.
— A ty nie udawaj, że pozwolę ci tak po
prostu odejść!
Ścisnęła go mocniej, gdy krzyknął. Uniosła
się i pocałowała przez koszulkę jego obojczyk. Popatrzyła na niego z powagą,
ale jednocześnie z czułością.
— Kocham cię jeszcze mocniej, gdy próbujesz o
mnie walczyć.
— Nie próbuj tego, jasne?
Uśmiechnęła się niewinnie i uniosła zdziwiona
brwi. Podciągnęła się jeszcze wyżej, oparła ręce po obu jego stronach i zawisła
nisko, muskając lekko wargami jego usta.
— Nie masz siły, Liv — odezwał się, gdy udało
mu się odsunąć. Rzuciła mu nieco urażone spojrzenie, a Tom pokręcił głową. —
Liv, nie trać sił na podrywanie mnie. Musimy zająć się czymś innym.
— Nie — odparła stanowczo. Zerknął na nią
zaskoczony; nie chciał jej odrzucać, ale chciał się zastanowić, gdzie mógłby
odnaleźć jej brata i jak go przekonać, by zgodził się uratować Liv. Ona jednak
myślała o czymś zupełnie innym. — Nie uratujesz mnie, Tom. Nikt tego nie może
zrobić, nie mam żalu. Pozwól mi cieszyć się czasem, który jeszcze mi pozostał.
— Ale ja chcę, żebyś przeżyła, rozumiesz?
Westchnęła, zwiesiła na chwilę głowę i po
chwili uniosła wzrok. Patrzyła na niego z nieskrywanym pożądaniem, przygryzając
dolną wargę. Przymknął powieki, ponieważ nie chciał na to patrzeć; za każdym
razem, gdy to widział, chciał od razu ją całować. Zamykając oczy, miał
nadzieję, że ostudzi jej emocje. Niewiele to dało, ponieważ chwilę później
wyszeptała mu prosto do ucha:
— A ja chcę się z tobą kochać. Rozumiesz?
— Liv… — próbował jeszcze przemówić jej do
rozsądku, ale wstrząsnął nim dreszcz, gdy Liv przesunęła wargami po jego
policzku.
— Milcz.
Zamknęła mu usta gorącym pocałunkiem, a Tom
nie potrafił długo się opierać. Tęsknił za nią od tak dawna; brakowało mu tych
pocałunków, jej ciała, obecności i drżącego głosu. Liv wspięła się na niego i
usiadła okrakiem. Sapnęła wprost w jego rozchylone usta, a Tom popatrzył na nią
z przerażeniem; machnęła ręką lekceważąco i znów pochyliła się nad nim. Objął
dłońmi jej szczupłe biodra i zacisnął na nich palce, gdy Liv ugryzła go w
wargę; jęknął spragniony jej ciała, a ona roześmiała się tak cicho, że wydawało
mu się, że śni.
To go nieco otrzeźwiło; przesunął dłońmi
wyżej, wsuwając je pod fioletową koszulkę Liv. Zacisnął palce na jej nagim
ciele i uniósł się do pozycji siedzącej, nie przerywając namiętnych pocałunków.
Liv ściągnęła z siebie koszulkę, objęła go za kark i westchnęła cicho, gdy
dotknął ustami jej nagich piersi.
— Jesteś pewna?
— Że ciebie pragnę? — zapytała drżącym
głosem. Skinął i popatrzył w jej oczy, starając się zignorować pożądanie
pulsujące w swoim ciele. — Tak, Tom. Absolutnie jestem pewna, że chcę cię tu i
teraz.
— A jeżeli ktoś wejdzie?
Zamruczała.
— Czyżby Tom Kaulitz bał się, że ktoś go
nakryje na seksie z kobietą? — zapytała zaczepnie, a Tom uszczypnął ją w bok. —
Och, Tom, kochaliśmy się już w różnych miejscach.
— Nie powinnaś się przemęczać… — wymamrotał i
Liv roześmiała się, ponieważ jego opór brzmiał zupełnie nieszczerze.
— Nie powinnam też zakochiwać się w tobie, bo
wiedziałam, że tu trafię — odparła. Ujęła jego twarz w dłonie i pogładziła
lekko policzki pokryte kilkudniowym zarostem. — Ale ty jesteś seksowny, Tom…
Mrugnęła do niego okiem i wpiła się
zachłannie w jego usta; nie zdążył zaczerpnąć powietrza, gdy Liv wsunęła język
do jego ust. Przeszył go prąd, gdy poczuł tę pieszczotę, i jego podniecenie
zaczęło sięgać zenitu; Liv najwyraźniej to wyczuła, bo na chwilę przerwała
pocałunek i ściągnęła z niego koszulkę. Pogładziła dłońmi umięśnioną klatkę
piersiową, zacisnęła dłonie na mocnych ramionach i zjechała w dół, na brzuch.
Patrzyła na niego z niemalejącym zachwytem, jakby widziała go nago pierwszy
raz.
— Kocham cię, Tom — szepnęła.
Przewrócił ją na plecy i kolanem rozsunął jej
nogi. Splótł palce z jej palcami i obsypał pocałunkami jej twarz; zaczął od
czoła i skroni, przez prawy policzek, nos i skończył na ustach; gorących,
spragnionych i lekko drżących. Zszedł ustami niżej na szyję, a później całował
ją wzdłuż obojczyka, czemu towarzyszyły ciche westchnięcia Liv. Wygięła się w
łuk, kiedy całował jej piersi i chwycił lekko zębami sutki. Puścił jej dłonie,
zsunął jej spodnie, wyprostował się i zamarł z rękoma przy rozporku swoich
dżinsów.
— Jesteś pewna? — zapytał raz jeszcze.
— Kochasz mnie?
— Przecież wiesz, że tak.
— W takim razie jestem pewna — wyszeptała. —
Chodź tu.
Nie potrzebował więcej słów zapewnienia; Liv
pragnęła jego ciała i duszy, a on pragnął tego samego. Wszystkie te dni, które
spędził bez niej, teraz dały o sobie znać i poczuł ogłuszający ból, który mogła
uleczyć tylko Liv. Nie chciał myśleć już, co powinien zrobić, by udało się ją
uratować; gdzie może znaleźć Dominica i jak nakłonić jej brata, by po raz
kolejny poddał się zabiegowi oddania szpiku, żeby ocalić Liv. Nie wiedział też,
co zrobić, aby Liv spróbowała jeszcze o siebie walczyć, a nie jedynie
wykorzystywać czas, który – jak uważała – jej pozostał do końca. Nie chciał na
razie myśleć o niczym; tylko skupić się na daniu przyjemności i największej
czułości, na jaką było go stać. Chciał widzieć szczęśliwą Liv, która choć przez
chwilę nie będzie rozmyślać nad śmiercią, która znów poczuje, że jest kochana.
Kochali się nieśpiesznie i z czułością; oboje
chcieli dać sobie to, czego im najbardziej brakowało w ciągu ostatnich dni.
Chcieli nacieszyć się swoją obecnością, bliskością ciał i uczuciem, które –
choć pojawiło się w złym miejscu i złym czasie – nie pozwalało im z siebie
zrezygnować. To miłość stale ich ze sobą łączyła; za każdym razem, gdy któreś z
nich chciało odejść, by chronić to drugie. Uczucie Liv stało się dla niego
światłem; wiedział, że musi się odwdzięczyć i rozproszyć mrok, który otacza
Liv. Pocałunkiem, dotykiem, ciepłem, słowami, czynami, sercem.
Liv włożyła z powrotem koszulkę, wciągnęła
ręce w rękawy rozpinanego swetra i zawahała się, zatrzymując dłonie na
wysokości barków. W końcu sięgnęła do zapięcia naszyjnika ze słonikiem i po
chwili trzymała go na wyciągniętej dłoni. Tom przyglądał się temu w milczeniu,
nie chcąc nawet podejrzewać, co to wszystko może znaczyć. Dłoń Liv nieznacznie
drżała, a ona sama wpatrywała się w zwinięty łańcuszek. Westchnęła w końcu,
posłała mu blady uśmiech i pochyliła się na nim, by zawiesić naszyjnik na jego
szyi.
— Liv, co ty…
— Musisz go wziąć, Tom.
— Chroni cię, nie pamiętasz?
— Teraz będzie ciebie chronił — powiedziała
cicho, a w jej oczach błysnęły łzy. Tom zagryzł mocno wargi i zadrżał, gdy
poczuł jej palce na swoim karku. W końcu udało jej się zapiąć, pogładziła
błyszczącego słonika i wsunęła go za koszulkę. Położyła w tym miejscu dłoń. —
Jeśli ja już nie będę mogła, on będzie musiał.
— Liv… — szepnął łamiącym się głosem.
Pokręcił przecząco głową i zacisnął mocno
oczy, by nie pozwolić spłynąć łzom cisnącym się do oczu; nie mógł sobie
pozwolić na to w jej obecności, przecież miał być jej siłą. Ale co w sytuacji,
gdy sam nie miał siły? To wszystko działo się zbyt szybko, tak niedawno byli
razem nad morzem i spędzali najszczęśliwsze chwile, później Liv zachorowała i
odeszła, opowiedziała mu o swojej przeszłości, a lekarz przedstawił kiepskie
rokowania. Nie miał szansy, by zrozumieć i pogodzić się z tym, co aktualnie
dzieje się w ich życiu; dopiero co się kochali, a Liv oddaje mu swój wisiorek,
by się z nim pożegnać.
Bo to było pożegnanie; Liv nigdy nie zdjęłaby
tego bez powodu. Nie wiedziała, jak długo będzie się dobrze czuć, jak długo
będzie przy nim ani jak długo on będzie w stanie ją odwiedzać. Złoty słonik
palił go żywym ogniem i miał wrażenie, że w tym miejscu na piersi ma już
wypaloną dziurę.
— Dostałam go od taty — odezwała się powoli i
spokojnym głosem. Spojrzał na nią, ale obraz był zbyt zamglony, zamrugał więc
kilka razy i dłonią przetarł mokrą twarz. — Wcześniej należał do niego. Mama mu
go kupiła na pierwszą rocznicę ślubu, ponieważ uważała, że jest uroczy. I
wierzyła, że uchroni mojego ojca od wszelkich nieszczęść. Ojciec dał mi go,
kiedy byłam w szpitalu pierwszy raz. Uważał, że on sobie da sam radę, a słonik
powinien chronić mnie, kiedy jego nie będzie w pobliżu. Może gdyby mi go nie
dał, to przeżyłby ten wypadek, a ja… — powiedziała naiwnie i zawiesiła głos.
Pociągnęła kilka razy nosem i zaszlochała cicho. Tom objął jej twarz, ścierał
łzy palcami i czuł, jak serce mu pęka z bólu na ten widok. — Teraz daję go
tobie.
— Cały czas to robisz — stwierdził.
— Co takiego?
— Próbujesz mnie chronić. Przed problemami,
przed sobą, przed samotnością.
Uśmiechnęła się przez łzy.
— Zawsze będę to robić, Tom.
Mimo fragmentów, które poznałam nieco wcześniej, całość pozostawiła niezły mętlik w mojej głowie. Całość była dramatyczna i jednocześnie tak urocza, wzruszająca. Nie powinnam tego czytać (wiesz czemu), bo uroniłam kilka łezek, ale... warto było! No i, jak już mówiłam, z Liv całkiem niezłe ziółko! :D Nie ma się jednak co oszukiwać, przy takim Tomie każda odzyskałaby siły! :D Buziaki :*
OdpowiedzUsuńLiv jest chora, absolutnie załamana i zrezygnowana, ale myślę, że mimo tego wszystkiego nadal tli się w niej iskierka życia, dlatego chociaż stara się odrzucić Toma - nie potrafi tego zrobić naprawdę. Tom to życie, światło i coś, co pozwala jej być człowiekiem. Dlatego zawsze będzie do niego wracać, pragnąć go i kochać.
UsuńCzytam czytam czytam! I usmiecham sie na sama mysl, ze mam cos do przeczytania.
OdpowiedzUsuńMam ogromną nadzieje ze Tom zacznke szukać Dominica, i on jej znowu pomoże. I Tom z Liv beda szczesliwi bo na to zasłużyli. :)
Czekam na kolejny!
cukiierkoowaa
Mogę zdradzić, że Tom oczywiście wywiążę się z zadania i nieźle mu to wyjdzie :) reszta - okaże się.
UsuńDziękuję i pozdrawiam <3
Tak długo oczekiwany i jak zawsze emanujacy uczuciami. Jestem słabym krytykiem bo widzę tylko te dobre rzeczy wiec niestety nie mogę udzielić Ci żadnej rady. Jest perfekcyjnie
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję. Piękne słowa, ale czasami musisz mnie skrytykować, koniecznie! :)
UsuńPozdrawiam :*